Pozwolę sobie na zamieszczenie, krótkiej (pominę kilka wątków) relacji z wycieczki biegowej na trasie Gdańsk – Hel.
W pierwszej chwili każdy kto przeczytał na forum o pomyśle biegowej wyprawy na Hel mógłby sobie pomyśleć, że to szalony (lub głupi) pomysł. Zresztą jeszcze rok temu sam bym o tym tak pomyślał…

Tym bardziej, że prawie 2 lata temu było dla mnie nie do pomyślenia, że mogę wyjść sobie z własnej, nieprzymuszonej woli i przebiec 8 czy 10km nie zatrzymując się przy tym. Ale jeśli ludzie biegają sobie (dla szeroko pojętej przyjemności) dookoła Ziemi, dookoła Europy, dookoła, wzdłuż i w szerz Polski, ultra maratony po górach, biegi 12 i 24h itd… itd… to czemu my nie możemy pobiec sobie ‘rekreacyjnie‘ i bez presji czasu na Hel ???

niemożliwe!? – możliwe!

ale to tak na marginesie w kwestii słowa wstępu.
Głównym celem wycieczki było zdobycie doświadczenia biegowego podczas (bardzo) długich wybiegań. Chcieliśmy odczuć na własnej skórze i we własnych nogach jak zachowuje się organizm po przekroczeniu magicznego maratońskiego dystansu 42,195, a później... 70... 80... i 90 km
Jednym z pierwszych pytań jakie się nasuwa jest ‘czy dam rade?’ Ale przy takim biegu najlepiej nie dopuszczać w ogóle takich myśli do siebie. Po prostu dam radę i kropka – nie ma dyskusji. Takie świadome wmawianie sobie głupot i oszukiwanie się. :P A jak jeszcze znajdzie się ktoś kto też w to uwierzy to już mam zgrany team

a w teamie zawsze łatwiej
Kolejną ważną kwestia jest pytanie co zabrać na taki bieg. I tutaj są już różne szkoły i doświadczenia tzn. można zaryzykować i zabrać dosłowne minimum tak jak ja i Adam lub troszeczkę więcej (jak Krzysiek)
Minimum, czyli:
*najzwyklejszy i najtańszy camelbak z 2 litrowym bukłakiem. W bukłaku proponuję rozpuścić jakiś izotonik;
* suchą bieliznę, skarpetki i koszulkę na przebranie po biegu
* cienką kurteczkę, którą można zawsze zwinąć i trzymać w plecaku a w razie dużego wiatru czy deszczu ubrać na siebie
* nie mając doświadczenia z żelami i innymi batonikowymi zastrzykami energii jest to idealny moment na wypróbowanie tych wszystkich ‘super’ wynalazków dla sportowców i przetestowanie na swoim organizmie co nam pomaga a co może ewentualnie wywołać delikatny dyskomfort w jelitach – ja już wiem trochę więcej czego nie kupię na taki bieg… chociaż mi bardzo smakuje… ech…
* jakiś plasterek na ewentualne obtarcia (na szczęście nie przydał się)
* rozgrzewająca i jednocześnie przeciwbólowa maść Bengay (na ostatnich kilometrach ratowała nam życie)
* dobrze też schować sobie jakiś apap, ibuprom lub inne tabletki przeciwbólowe – mało miejsca zajmują a mogą się przydać
* duży worek na śmieci (może mieć dużo praktycznych zastosowań

)
* i oczywiście trochę kasy w gotówce (kartę bankomatową też proponuję zabrać) na zakupy paliwa w sklepikach na trasie, takich jak: banan, pomarańcz, grejpfrut, uzupełnienie wody itp.
* dobrze mi służyła frotka na nadgarstek zrobiona (na szybko) przed wyjściem z zimowej rękawiczki. Wystarczy odciąć palce/ dłoń i mamy piękną tanią frotkę (przy założeniu, że nasze stare rękawiczki były tanie)
* mini mapka z kilkoma większymi miejscowościami aby przypadkowo nie wylądować w Bieszczadach
* mały scyzoryk, naładowany telefon
Taki zestaw był praktycznie nieodczuwalny na plecach, z pełnym bukłakiem łącznie może 3/ 3,5kg(?).
Krzysiek pewnie mógłby dodać kilka dodatkowych pozycji bo miał plecak załadowany na (+/-) 6kg w tym równie przydatny ‘kieszonkowy’ GPS wskazujący przybliżoną/ przebytą odległość.
Na różnych forach biegów ultra można poczytać sobie co jeszcze jest zalecane na tego typu wyprawy ale to już indywidualna kwestia. Może wspomnę tylko, że z ciekawszych pozycji, której nikt z nas nie zabrał jest igła i nitka -małe a może uratować nam np. porwany plecak
To chyba wszystko co mieliśmy. Resztę można zawsze dokupić w sklepie
Przechodząc do planu samego biegu to…. w największym skrócie plan był taki:
Ja i Adam musieliśmy dobiec na Hel tak, aby zdążyć na ostatni tramwaj wodny do Gdańska, który odpływał z Helu o 20:10 (2h podróży do Gdańska). Natomiast Krzysiek wybrał podróż tramwajem wodnym o 20:30 z Helu do Gdyni (1h podróży do Gdyni).
Dodając kilka szczegółów wyprawy to… o godzinie 3:00 byłem umówiony z Adamem pod Manhattanem we Wrzeszczu. Około godziny 3:45 spotkaliśmy się z Krzyśkiem pod McDonald’em w Oliwie, szybka startowa fotka i ruszyliśmy na północ
Staraliśmy się biec dość wolno ale i tak co jakiś czas trzeba było się upominać aby zwolnić bo ktoś nieświadomie i powoli przyspieszał a przecież czekała nas długa droga w nieznane
Pierwszy, krótki postój mieliśmy już w Gdyni na ul. Morskiej (na wysokości Akademii Morskiej). Szybka toaleta, kanapeczka śniadaniowa, łyk wody, zakup baterii do gps’u i dalej w drogę. Po za toaletą (of course) resztę czynności staraliśmy się robić w ciągłym ruchy aby się przypadkowo gdzieś na trasie nie zasiedzieć.
Dreptaliśmy dalej ul. Morską, Chylońską, Pucką, aż do pierwszego dość poważnego podbiegu, który bez chwili zastanowienia postanowiliśmy spokojnie podejść (wywijasy na ul. Kontradmirała Xawerego Czernickiego w Gdyni) bo po co się męczyć na starcie

Wdrapaliśmy się na Pogórze Górne i kontynuowaliśmy truchtanie… Mijaliśmy kolejne wioski (Pierwoszyno, Mrzezino, Żelistrzewo) i kolejny krótki postój w Pucku – toaleta, bananik, uzupełnienie wody i dalej w drogę. W kierunku wiatraków i Władysławowa (w którym planowaliśmy być około 12:00)

Po drodze jeszcze jedna szybka fotka z widocznym Półwyspem Helskim w tle i dalej.
Do Władysławowa dotarliśmy około 12:15, czyli mniej więcej tak jak planowaliśmy, tam obowiązkowa fotka z bardzo wygodnym miejscem do siedzenia dla osoby pstrykającej zdjęcie (aż się wstawać nie chciało)

Teraz ostatni duży zakręt i ostatnia ponad 40km prosta…
Czas wspomnieć o pogodzie bo od samego wyjścia z domu, aż do teraz nie mogę powiedzieć (napisać) ani jednego złego słowa o pogodzie bo była prawie idealna tzn. nie za ciepło nie za zimno, słońce co jakiś czas chowało się za chmurką

Natomiast… tylko jak skręciliśmy na półwysep zaczęło dość mocno padać… więc (mając dużo czasu) na wylocie z Władysławowa postanowiliśmy zrobić zakupy w biedronce, zahaczyć o stację benzynową, wyciągnąć asa z plecaka w postaci bengaya, przeczekać deszcz i po około 35 minutach ruszyliśmy spokojnie dalej z myślą że jest to już ostatnia prosta
Zaczęło się dość spokojnie – nie za ciepło, świeże powietrze po deszczu, dookoła las… nic tylko biec – kierunek Chałupy

ale to było strasznie złudne bo już do końca naszej wyprawy mieliśmy na przemian deszcz, wiatr, deszcz, wiatr, deszcz, wiatr… aż do znudzenia. Zdobyliśmy w deszczu Chałupy, Jastarnię i Juratę. Pozostał już tylko Hel… tylko gdzie ten Hel!?
Nie wiem czemu ale wydawało nam się, że 1 km na Półwyspie ma jakieś 1300m ale to już inna sprawa
Dotarliśmy do tabliczki z napisem HEL ale przyjęliśmy to w miarę ze spokojem bo to oznaczało, że do końca jeszcze około 11km lasem aż do miasta… Zrekrutowaliśmy miłą starszą Panią do zrobienia fotki. Profilaktycznie zapytaliśmy się jak daleko do centrum na co Pani powiedziała nam, że bardzo daleko… a w oczach u Niej dało się wypatrzeć niewypowiedziany przekaz ‘że lepiej zawrócić do Juraty niż iść na Hel’
No nic… bengay w ruch i czas finiszować bo już prawie, prawie jesteśmy. A czasu sporo bo było coś około 16:40, ostatnie 11 km a powrót tramwajem wodnym dopiero po 20… Więc pod osłoną deszczu ruszyliśmy spokojnie dalej. Na szczęście po kilku minutach przejaśniło się i mogliśmy trochę przeschnąć.
W tym momencie każdego już coś bolało. Jakby zebrać łącznie to na co narzekaliśmy to łatwiej i szybciej było by wymienić to co nas nie bolało… nogi były już w całości do wymiany… łydki, uda, kolana, stopy, ręce prosiły o litość, a głowa zmuszała ciało do kolejnych minut wysiłku.

Ale już nie było wyjścia trzeba było ukończyć to co się zaczęło. Od tej chwili wszystkie podejścia i zejścia z górek szliśmy powoli. Podbiegaliśmy tylko i wyłącznie na prostych odcinkach, tak aby dać odetchnąć zmęczonym nogom. I tak… górka, prosta, zakręt, prosta, górka, zakręt, zakręt, prosta, prosta, zakręt i… dom… wreszcie jakieś zabudowania co oznaczało, że to są ostatnie kilometry (a nawet przy takim kilometrażu mogę spokojnie powiedzieć ‘metry’). Ledwo co dotarliśmy do tabliczki ‘Witamy na Helu’… kolejne oberwanie chmury i deszcz, którego już naprawdę mieliśmy dosyć. Była godzina 18:15, my byliśmy praktycznie już w centrum, wiec postanowiliśmy przeczekać ten deszcz w Polo Markecie

Jakieś 30 min siedzenia na ziemi trochę nas wychłodziło, do akcji wkroczył apap

Kiedy zaczęło się przejaśniać wyszliśmy na zewnątrz i mieliśmy przed sobą już tylko jedno (ostatnie) rondo z możliwością skrętu w prawo lub w lewo. Dla pewności spytaliśmy się pewnego Pana w którym kierunku do portu i czy daleko tam? Na co dostaliśmy odpowiedź w prawo i daleko… a jak daleko?... no z jakiś 1km będzie… po tej informacji tylko się uśmiechnęliśmy do siebie, odwróciliśmy się na pięcie i ruszyliśmy w tą ‘daleką’ jedno kilometrową podróż do portu…
Wspomnę jeszcze, że w tym momencie zweryfikowaliśmy swoje plany na to co będziemy robić na Helu. Ponieważ, mieliśmy w planach wypić sobie po piwku na ochłodę i wykąpać się w morzu tzn. najpierw się wykąpać, a później wypić

ale jak już dobiegniemy to plażę zamieniliśmy na ciepły lokal a zimne piwko na 2 ciepłe herbaty z cytryną. To były najsmaczniejsze herbaty jakie piłem w życiu, czyli najzwyklejszy lipton z torebki z plastrem cytryny i cukrem

ten smak śni mi się do dzisiaj

i tak kiedy ja z Adamem poszliśmy na ciepłą herbatkę Krzysiek postanowił jeszcze zrobić kilka kilometrów aby dociągnąć na gps’się do 100km i jednocześnie wyrównać tą naszą różnicę z samego początku jaką mieliśmy między Wrzeszczem a Oliwa
Przybliżony dystans wyniósł około 100km, nie będę już dokładnie wnikał i rozstrzygał czy było 95 czy 101km bo atestu i medalu na końcu i tak nie ma

wiec, załóżmy te (+/-) 100km i 15h licząc od 3:00 do 18:00
Pominę już wątki związane z powrotem i przejdę do kwestii samego zmęczenia i regeneracji.
Z moich odczuć muszę przyznać, że ból nóg na ostatnich kilometrach był oczywiście ogromny ale jednocześnie satysfakcja z osiągnięcia celu w pełni rekompensowała to cierpienie. Bałem się, że przez najbliższe 2, 3 dni nie wstanę z łóżka. A tu miła niespodzianka bo już następnego dnia(w niedzielę), popołudniu mogłem praktycznie normalnie chodzić. Oczywiście odczuwałem lekkie zmęczenie w mięśniach i w stawach ale był to na pewno mniejszy ból w porównaniu np. do bólu mięśni na następny dzień po maratonie lub po półmaratonie. I już w poniedziałek i wtorek mogłem wyjść na przebieżki po 15km w czasie 1h30min… Na chwilę obecną wniosek mam jeden… a mianowicie bardzo niska intensywność biegowa wyprawy na Hel miała duży wpływ na późniejszą regenerację mięśni. Również wydaje mi się, że osoba z przygotowaniem maratońskim ( tzn. jeśli jest w stanie przebiec maraton w około 5h i nie umiera przy tym

) może podjąć się takiej wyprawy ale podstawowym warunkiem ukończenia biegu ultra jest silna mobilizacja psychiczna i niedopuszczenie myśli, że może się nie udać!
Mam nadzieję, że na kolejną taką (albo trochę mniejszą) wyprawę wybierze się już trochę więcej chętnych z BBL TEAM

to jest na pewno najlepsza forma zwiedzania okolic a przy okazji można poznać granice swojego ciała
I oczywiście wielkie dzięki dla Adama i Krzyśka za wspólny bieg!!!
Niżej zamieszczę jeszcze linka z przybliżoną mapka trasy:
http://goo.gl/maps/xSWl
i kolejnego linka do kilku zdjęć jakie wykonał Krzysiek w czasie wyprawy:
https://picasaweb.google.com/1125039773 ... directlink