Qba - misja 3:59/km
Moderator: infernal
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 11474
- Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31
sobota, 16 czerwca
24 km pe Lasku Marcelińskim. Icebug Spwider.
NApierw 10km po 5:25/km, potem 10x 750m kółeczka na i z Mount Marcelin, na koniec jeszcze 6,5 km truchcikiem.
Spróbowałem nowe buty - fajne, ale fajniejsze będą jak będzie chłodniej. Przez pierwsze 2h było ok ale potem nogi zaczęły się gotować. Na domiar złego rozbolała prawa stopa - nie mam pewności czy to od buta czy głęboko coś zostało po Rzeźniku, ale zrobię kilka dni przerwy od treningów biegowych, żeby stopa doszła do siebie. Póki co - poniedziałek wieczorem - boli. Kiedyś już coś takiego miałem, w końcu przeszło ale bieganie wydłużało czas dyskomfortu więc bez wyrzutów sumienia robię sobie przerwę.
W przerwie będę się starał robić cokolwiek, najlepiej coś siłowego na nogi i korpus, szczególnie, że waga znowu wzrosła.
Icebugi jeszcze potestuję i dopiero wtedy coś napiszę.
24 km pe Lasku Marcelińskim. Icebug Spwider.
NApierw 10km po 5:25/km, potem 10x 750m kółeczka na i z Mount Marcelin, na koniec jeszcze 6,5 km truchcikiem.
Spróbowałem nowe buty - fajne, ale fajniejsze będą jak będzie chłodniej. Przez pierwsze 2h było ok ale potem nogi zaczęły się gotować. Na domiar złego rozbolała prawa stopa - nie mam pewności czy to od buta czy głęboko coś zostało po Rzeźniku, ale zrobię kilka dni przerwy od treningów biegowych, żeby stopa doszła do siebie. Póki co - poniedziałek wieczorem - boli. Kiedyś już coś takiego miałem, w końcu przeszło ale bieganie wydłużało czas dyskomfortu więc bez wyrzutów sumienia robię sobie przerwę.
W przerwie będę się starał robić cokolwiek, najlepiej coś siłowego na nogi i korpus, szczególnie, że waga znowu wzrosła.
Icebugi jeszcze potestuję i dopiero wtedy coś napiszę.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 11474
- Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31
noga pobolała kilka dni i de facto nadal boli. wydaje mi się, że jest to raczej odbita kość niż nadwerężony mięsień.
piątek, 22 czerwca
16km po twardym, do Jacka i z powrotem, 8+8=16 km.
na nogach tuningowane Nike.
sobota, 23 czerwca
21 km po Lasku Marcelińskim, Salomon S-Lab Sense.
Bardzo ciepło było, dobrze, że zamiast powerade'a kupiłem dużą wodę, zeszła cała.
nie wiem jakie tempo, zapomniałem garmina.
tak jak lubię, bez koszulki, po lesie, handheld w dłoni, pełna satysfakcja.
aha, przez te kilka dni bez biegania trochę upsów i przysiadów w domu.
tyle
piątek, 22 czerwca
16km po twardym, do Jacka i z powrotem, 8+8=16 km.
na nogach tuningowane Nike.
sobota, 23 czerwca
21 km po Lasku Marcelińskim, Salomon S-Lab Sense.
Bardzo ciepło było, dobrze, że zamiast powerade'a kupiłem dużą wodę, zeszła cała.
nie wiem jakie tempo, zapomniałem garmina.
tak jak lubię, bez koszulki, po lesie, handheld w dłoni, pełna satysfakcja.
aha, przez te kilka dni bez biegania trochę upsów i przysiadów w domu.
tyle
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 11474
- Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31
niedziela, 13km, minimusy.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 11474
- Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31
wtorek, 26 czerwca
do Jacka i z powrotem, razem 18,6 km. Nike Zombie.
bez komentarza bo i co tu gadać? Dobrze, że się zebralem i pobiegłem a nie pojechałem autem.
do Jacka i z powrotem, razem 18,6 km. Nike Zombie.
bez komentarza bo i co tu gadać? Dobrze, że się zebralem i pobiegłem a nie pojechałem autem.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 11474
- Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31
środa, 27 czerwca
19,2 km, w tym 18 km Salomon S-Lab Sense i 1,2 km Nike Zombie.
odprowadziłem auto do mechanika, pobiegłem do lasu.
na pierwszym kółku (średnia 5:30/km) mechanik zadzwoniła, że nie tylko amorki ale tez sprężyny. Motyla noga.
drugie kółko po 4:45/km,
trzecie i wpół do czwartego po 5:15/km,
razem po 5:09/km a jeszcze 1,2 km po Anię z Emilką na pętlę więc cuzamen 5:07/km.
tyle.
19,2 km, w tym 18 km Salomon S-Lab Sense i 1,2 km Nike Zombie.
odprowadziłem auto do mechanika, pobiegłem do lasu.
na pierwszym kółku (średnia 5:30/km) mechanik zadzwoniła, że nie tylko amorki ale tez sprężyny. Motyla noga.
drugie kółko po 4:45/km,
trzecie i wpół do czwartego po 5:15/km,
razem po 5:09/km a jeszcze 1,2 km po Anię z Emilką na pętlę więc cuzamen 5:07/km.
tyle.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 11474
- Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31
sobota, 31 czerwca
10,7 km nad Rusałką. Salomon S-Lab Sense
rozgrzewka plus fajne zawody-zabawa yacoola. 5 km po 4:18/km.
niedziela, 1 lipca
20,3 km, Lasek Marceliński. Salomon S-Lab Sense.
średnia 5:26/km. ciepło.
Kupiłem sobie handhelda w Decathlonie, bardzo fajny.
10,7 km nad Rusałką. Salomon S-Lab Sense
rozgrzewka plus fajne zawody-zabawa yacoola. 5 km po 4:18/km.
niedziela, 1 lipca
20,3 km, Lasek Marceliński. Salomon S-Lab Sense.
średnia 5:26/km. ciepło.
Kupiłem sobie handhelda w Decathlonie, bardzo fajny.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 11474
- Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31
wtorek, 3 lipca
9,5km w Nike. nie miałem siły i chciałem wcześniej skończyć. jak zwykle w takich przypadkach kiedy już przewalczyłem, ostatnie 1,5 km po ok. 4:00/km.
ciekawe.
maraton gór stołowych już za 4 dni
9,5km w Nike. nie miałem siły i chciałem wcześniej skończyć. jak zwykle w takich przypadkach kiedy już przewalczyłem, ostatnie 1,5 km po ok. 4:00/km.
ciekawe.
maraton gór stołowych już za 4 dni
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 11474
- Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31
czwartek, 5 lipca
9km, Minimusy.
8 km z bardzo miły towarzystwem poznańskiego Salomon Trail Running, po ścieżkach w laskach wkoło Malty. nie wiedziałem, że tyle jest ścieżek - zawsze biegałem głównymi. bardzo ciekawie, bardzo fajnie
a jutro...
...jadymy w Stołowe.
trzymajcie za mnie kciuki!!!
9km, Minimusy.
8 km z bardzo miły towarzystwem poznańskiego Salomon Trail Running, po ścieżkach w laskach wkoło Malty. nie wiedziałem, że tyle jest ścieżek - zawsze biegałem głównymi. bardzo ciekawie, bardzo fajnie
a jutro...
...jadymy w Stołowe.
trzymajcie za mnie kciuki!!!
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 11474
- Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31
Sobota, 07 lipca 2012
Maraton Gór Stołowych, 42,3km, Salomon S-Lab Sense.
Przygotowania:
MGS to miała być docelowa impreza dla mnie na ten rok. W międzyczasie pojawiła się opcja Rzeźnika, z której skwapliwie skorzystałem, tym niemniej MGS to było to, do czego się szykowałem. W przygotowaniach największy akcent położyłem na wytrzymałość, chcąc mój pierwszy górski maraton po prostu ukończyć. Nie znam jeszcze swojego organizmu i jego możliwości na tyle, by postępować inaczej. Miała to być przede wszystkim piękna, w miarę bezpieczna przygoda i z takim nastawieniem się przygotowywałem.
Zadbałem o to by zrobić kilka długich wybiegań. Raz 38km, miesiąc przed Rzeźnikiem 45km, miesiąc przed Stołowymi 77km na Rzeźniku, po którym zyskałem pewność, że pod względem wytrzymałości nie powinno być problemów. W Bieszczadach wyszły natomiast braki siłowe – trochę charakter moich biegowych tras w Poznaniu, trochę lenistwo, ale na Rzeźniku miałem duże problemy z kolanami – przez drugą połowę trasy nie mogłem zbiegać. Po tygodniu odpoczynku wziąłem się trochę za siłę i porobiłem trochę ćwiczeń. Dość powiedzieć, że na MGS nie miałem żadnych problemów z mięśniami i żadnych z kolanami.
Sprzęt:
Plecak Salomon S-Lab Advanced Skin 5 sprawdził się świetnie na Rzeźniku więc wziąłem go w Stołowe, niedługo pewnie napiszę test. Plecak jest znakomity, spełnia w 100% moje oczekiwania. W Bieszczadach miałem nieco problemów z butami – Puma Faas Trail 250 – cholewka wydawała mi się nieco zbyt miękka i elastyczna, stopa trochę latała w bucie na zbiegach, co było po prostu niebezpieczne; druga rzecz to długi czas schnięcia. Na MGS postanowiłem zabrać buty Salomon S-Lab Sense i była to dobra decyzja. Trzymają stopę o wiele lepiej, schną błyskawicznie, są wygodne i lekkie. Oczywiście, stopy były bardzo obolałe (i nadal są), kilka razy mocno zabolało po stąpnięciu na ostre kamienie, z powodu relatywnie małej ochrony musiałem zbiegać ostrożniej niż inni, przez co traciłem nieco czasu, ale cóż, to są koszty, które chętnie ponoszę. W końcu stopa się wzmocni, przystosuje i to ja będę biegł szybciej J
Przed biegiem:
Do Pasterki przyjechałem po 19, po 5 godzinach jazdy samochodem, na szczęście z klimatyzacją więc nie odczułem jakoś szczególnie skutków upału. Na miejscu okazało się, że zostałem zakwaterowany z niezłymi zawodnikami… Wystarczyło wejść do pokoju, spojrzeć na chłopaków i ich sprzęt i już było wiadomo, że mieszkam z wymiataczami… Ponieważ jestem świeży w środowisku biegów górskich, nie znam wielu zawodników. Z początku byli to dla mnie po prostu Mirek, Paweł, Miłosz i Tomek. Po kilku godzinach wiedziałem już z kim mam do czynienia… Dość powiedzieć, że Paweł wygrał, Miłosz był trzeci a Mirek ósmy J Tomek – po kontuzji – nie startował ale pomagał w organizacji (Tomek . Dzięki wyśmienitemu towarzystwu mogłem poznać nieco jak wyglądają bezpośrednie przygotowania najlepszych ale przede wszystkim poznałem wspaniałych ludzi, dla których bieganie jest ogromną pasją, którzy mają wielkie serce i stali się dla mnie inspiracją do dalszych treningów. Jestem wdzięczny organizatorom za tę możliwość, miało to dla mnie nie mniejsze znaczenie niż same zawody.
Bieg:
Na starcie ok. 400 osób. Niebo zachmurzone, były obawy czy nie lunie w trakcie nic takiego jednak się nie stało. Pierwsze 10km trudne technicznie, dużo korzeni i kamieni, trochę błota, ślisko. Buty trzymały b. dobrze. Kilka razy staw skokowy MOCNO zapracował ale nic się nie stało. Na pierwszy punkt wbiegłem z dobrym samopoczuciem w tempie, którego utrzymanie do końca dawało nadzieję na złamanie 6h. Ten cel przyświecał mi przez kolejne kilometry. Drugi etap również trudny technicznie, w całości po czeskiej stronie. Oczywiście okoliczności przyrody cudowne, zapierające dech w piersiach. Zauważyłem, że im łatwiejszy teren tym więcej wyprzedzam – wychodził brak doświadczenia w górach. Piłem dość dużo, niestety mało jadłem – praktycznie tylko pomarańcze (pycha!) na punktach co dało o sobie znać w późniejszym etapie. Drugi punkt w dobrym czasie i samopoczuciu. Żadnych obtarć, pęcherzy, bólu mięśni czy stawów. Trzeci etap najłatwiejszy technicznie, przez pierwsze kilometry świetne tempo i przynajmniej kilkanaście osób wyprzedzonych, potem już trudniej, zaczęło mi być niedobrze, picie nie wchodziło na pusty brzuch. Zjadłem jednego batonika, na punkcie przy Pasterce (30km) pomarańcze, Tomek uzupełnił mi camela bo samemu ciężko mi było się pozbierać (postanowiłem sobie, że na punkcie spędzę nie więcej niż 2 minuty, wyszło 8…) – gdybym miał siły to bym go wyściskał, taki niby drobny gest a tyle znaczył!
Z kiepskim samopoczuciem ale w dobrym humorze wyruszyłem na ostatni etap, najtrudniejszy, z podejściem pod Błędne Skały. Na podejściu opadłem z sił, musiałem znacznie zwolnić. Jasnym się stało, że 6h jest nierealne. Ponieważ nie robiło mi różnicy czy będzie 6:06 czy 6:25, postanowiłem do końca zachować spokój i umiarkowane tempo, cieszyć się widokami i po prostu starać się nie zrobić sobie krzywdy. Zjadłem drugiego batona co po kilku chwilach dało mi nieco energii.
Przez ostatnią godzinę wyprzedziło mnie dobre kilkanaście osób, kilkanaście pozycji straciłem tez na punkcie. Gdybym mądrzej jadł i pił, nie marudził na punktach i do końca napierał na maksa, 6h byłoby złamane. A tak – 6:22, 169. miejsce. Oczywiście jestem zadowolony J
Refleksje:
Te pewnie będę uzupełniał jeszcze przez jakiś czas.
Na pewno wielkim wydarzeniem dla mnie było móc poznać jednych z najlepszych biegaczy górskich w Polsce i przekonać się, że są wspaniałymi ludźmi, pełnymi pasji i o wielkim sercu.
Wiele było cudownych momentów podczas MGS ale najmocniej utkwiła mi w pamięci chwila, gdy na punkcie w Pasterce Tomek pomógł mi napełnić camela. To wydaje się banalne i wręcz głupie ale jego szczera chęć bezinteresownej pomocy wryła mi się głęboko w serce.
Maraton Gór Stołowych, 42,3km, Salomon S-Lab Sense.
Przygotowania:
MGS to miała być docelowa impreza dla mnie na ten rok. W międzyczasie pojawiła się opcja Rzeźnika, z której skwapliwie skorzystałem, tym niemniej MGS to było to, do czego się szykowałem. W przygotowaniach największy akcent położyłem na wytrzymałość, chcąc mój pierwszy górski maraton po prostu ukończyć. Nie znam jeszcze swojego organizmu i jego możliwości na tyle, by postępować inaczej. Miała to być przede wszystkim piękna, w miarę bezpieczna przygoda i z takim nastawieniem się przygotowywałem.
Zadbałem o to by zrobić kilka długich wybiegań. Raz 38km, miesiąc przed Rzeźnikiem 45km, miesiąc przed Stołowymi 77km na Rzeźniku, po którym zyskałem pewność, że pod względem wytrzymałości nie powinno być problemów. W Bieszczadach wyszły natomiast braki siłowe – trochę charakter moich biegowych tras w Poznaniu, trochę lenistwo, ale na Rzeźniku miałem duże problemy z kolanami – przez drugą połowę trasy nie mogłem zbiegać. Po tygodniu odpoczynku wziąłem się trochę za siłę i porobiłem trochę ćwiczeń. Dość powiedzieć, że na MGS nie miałem żadnych problemów z mięśniami i żadnych z kolanami.
Sprzęt:
Plecak Salomon S-Lab Advanced Skin 5 sprawdził się świetnie na Rzeźniku więc wziąłem go w Stołowe, niedługo pewnie napiszę test. Plecak jest znakomity, spełnia w 100% moje oczekiwania. W Bieszczadach miałem nieco problemów z butami – Puma Faas Trail 250 – cholewka wydawała mi się nieco zbyt miękka i elastyczna, stopa trochę latała w bucie na zbiegach, co było po prostu niebezpieczne; druga rzecz to długi czas schnięcia. Na MGS postanowiłem zabrać buty Salomon S-Lab Sense i była to dobra decyzja. Trzymają stopę o wiele lepiej, schną błyskawicznie, są wygodne i lekkie. Oczywiście, stopy były bardzo obolałe (i nadal są), kilka razy mocno zabolało po stąpnięciu na ostre kamienie, z powodu relatywnie małej ochrony musiałem zbiegać ostrożniej niż inni, przez co traciłem nieco czasu, ale cóż, to są koszty, które chętnie ponoszę. W końcu stopa się wzmocni, przystosuje i to ja będę biegł szybciej J
Przed biegiem:
Do Pasterki przyjechałem po 19, po 5 godzinach jazdy samochodem, na szczęście z klimatyzacją więc nie odczułem jakoś szczególnie skutków upału. Na miejscu okazało się, że zostałem zakwaterowany z niezłymi zawodnikami… Wystarczyło wejść do pokoju, spojrzeć na chłopaków i ich sprzęt i już było wiadomo, że mieszkam z wymiataczami… Ponieważ jestem świeży w środowisku biegów górskich, nie znam wielu zawodników. Z początku byli to dla mnie po prostu Mirek, Paweł, Miłosz i Tomek. Po kilku godzinach wiedziałem już z kim mam do czynienia… Dość powiedzieć, że Paweł wygrał, Miłosz był trzeci a Mirek ósmy J Tomek – po kontuzji – nie startował ale pomagał w organizacji (Tomek . Dzięki wyśmienitemu towarzystwu mogłem poznać nieco jak wyglądają bezpośrednie przygotowania najlepszych ale przede wszystkim poznałem wspaniałych ludzi, dla których bieganie jest ogromną pasją, którzy mają wielkie serce i stali się dla mnie inspiracją do dalszych treningów. Jestem wdzięczny organizatorom za tę możliwość, miało to dla mnie nie mniejsze znaczenie niż same zawody.
Bieg:
Na starcie ok. 400 osób. Niebo zachmurzone, były obawy czy nie lunie w trakcie nic takiego jednak się nie stało. Pierwsze 10km trudne technicznie, dużo korzeni i kamieni, trochę błota, ślisko. Buty trzymały b. dobrze. Kilka razy staw skokowy MOCNO zapracował ale nic się nie stało. Na pierwszy punkt wbiegłem z dobrym samopoczuciem w tempie, którego utrzymanie do końca dawało nadzieję na złamanie 6h. Ten cel przyświecał mi przez kolejne kilometry. Drugi etap również trudny technicznie, w całości po czeskiej stronie. Oczywiście okoliczności przyrody cudowne, zapierające dech w piersiach. Zauważyłem, że im łatwiejszy teren tym więcej wyprzedzam – wychodził brak doświadczenia w górach. Piłem dość dużo, niestety mało jadłem – praktycznie tylko pomarańcze (pycha!) na punktach co dało o sobie znać w późniejszym etapie. Drugi punkt w dobrym czasie i samopoczuciu. Żadnych obtarć, pęcherzy, bólu mięśni czy stawów. Trzeci etap najłatwiejszy technicznie, przez pierwsze kilometry świetne tempo i przynajmniej kilkanaście osób wyprzedzonych, potem już trudniej, zaczęło mi być niedobrze, picie nie wchodziło na pusty brzuch. Zjadłem jednego batonika, na punkcie przy Pasterce (30km) pomarańcze, Tomek uzupełnił mi camela bo samemu ciężko mi było się pozbierać (postanowiłem sobie, że na punkcie spędzę nie więcej niż 2 minuty, wyszło 8…) – gdybym miał siły to bym go wyściskał, taki niby drobny gest a tyle znaczył!
Z kiepskim samopoczuciem ale w dobrym humorze wyruszyłem na ostatni etap, najtrudniejszy, z podejściem pod Błędne Skały. Na podejściu opadłem z sił, musiałem znacznie zwolnić. Jasnym się stało, że 6h jest nierealne. Ponieważ nie robiło mi różnicy czy będzie 6:06 czy 6:25, postanowiłem do końca zachować spokój i umiarkowane tempo, cieszyć się widokami i po prostu starać się nie zrobić sobie krzywdy. Zjadłem drugiego batona co po kilku chwilach dało mi nieco energii.
Przez ostatnią godzinę wyprzedziło mnie dobre kilkanaście osób, kilkanaście pozycji straciłem tez na punkcie. Gdybym mądrzej jadł i pił, nie marudził na punktach i do końca napierał na maksa, 6h byłoby złamane. A tak – 6:22, 169. miejsce. Oczywiście jestem zadowolony J
Refleksje:
Te pewnie będę uzupełniał jeszcze przez jakiś czas.
Na pewno wielkim wydarzeniem dla mnie było móc poznać jednych z najlepszych biegaczy górskich w Polsce i przekonać się, że są wspaniałymi ludźmi, pełnymi pasji i o wielkim sercu.
Wiele było cudownych momentów podczas MGS ale najmocniej utkwiła mi w pamięci chwila, gdy na punkcie w Pasterce Tomek pomógł mi napełnić camela. To wydaje się banalne i wręcz głupie ale jego szczera chęć bezinteresownej pomocy wryła mi się głęboko w serce.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 11474
- Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31
wtorek, 10 lipca
6km leciutko, Nike Zombie.
Pierwsze truchtanie po MGS, boli
6km leciutko, Nike Zombie.
Pierwsze truchtanie po MGS, boli
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 11474
- Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31
środa, 11 lipca
8 km, Nike Zombie.
Do Empiku po ładną karteczkę dla Ani i z powrotem
po drodze kilka przyspieszeń po 4:00/km - 500m, 500m, 300m, 700m.
tak dla rozbujania.
utyłem się jak świnia, ważę 78kg a już było 74. idziemy w dół z wagą, postaram się też robić więcej szybkości żeby do końca roku połamać te 20 minut na 5km...
8 km, Nike Zombie.
Do Empiku po ładną karteczkę dla Ani i z powrotem
po drodze kilka przyspieszeń po 4:00/km - 500m, 500m, 300m, 700m.
tak dla rozbujania.
utyłem się jak świnia, ważę 78kg a już było 74. idziemy w dół z wagą, postaram się też robić więcej szybkości żeby do końca roku połamać te 20 minut na 5km...
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 11474
- Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31
piątek, 13 lipca
12,2 km. Minimusy.
w tym 4 x 0,5km po 4:00/km.
sobota, 14 lipca
11,4 km. Salomon S-Lab Sense.
najpierw aktywny kros wkoło Rusałki (6 km lekko BNP, średnia 4:57/km) , potem zajęcia u yacoola solidnie przepracowane, potem jeszcze 5,4 km trucht.
niedziela, 15 lipca
10,15km, Salomon S-Lab Sense
lekko po ścieżkach w lesie koło Malty, szukając przewyższeń. Z Piotrkiem. Z mangowym poweradem - pycha!
tyle.
12,2 km. Minimusy.
w tym 4 x 0,5km po 4:00/km.
sobota, 14 lipca
11,4 km. Salomon S-Lab Sense.
najpierw aktywny kros wkoło Rusałki (6 km lekko BNP, średnia 4:57/km) , potem zajęcia u yacoola solidnie przepracowane, potem jeszcze 5,4 km trucht.
niedziela, 15 lipca
10,15km, Salomon S-Lab Sense
lekko po ścieżkach w lesie koło Malty, szukając przewyższeń. Z Piotrkiem. Z mangowym poweradem - pycha!
tyle.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 11474
- Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31
wtorek, 17 lipca
11km, Puma Faas Trail 250.
Wyprałem mje trailowe Pumy po Rzeźniku. Stały miesiąc na balkonie nietknięte, oblepione błotem, kilka razy przemoczone przez deszcz, wreszcie się zebrąłem i wyszorowałem je gruntownie. o dziwo, nic się z nimi nie stało, wyglądają praktycznie jak nowe.
w każdym razie wczoraj w nich pobiegałem. ciężkie jednak, jakieś mułowate. czyli pasujemy do siebie
miałem w planach interwały po 0,5km ale czując cięzkośc w nogach zdecydowałem się pobiec BNP zamiast interwałów. W BNP mogę stopniowo zwiększać intensywność, aż do takiej kiedy czuję, że dość, i zawsze jakiś trening z tego wyjdzie, a w interwałach jak mi coś nie idzie to cały trening do kitu.
udało się nieźle jak na mój stan po ostatnich tygodniach wypełnionych długimi wysiłkami o niskiej intensywności, ale średnio w szerszej perspektywie.
BNP 9km, zaczynalem od 6:00, z każdym kilometrem przyspiesząłem o ok. 10-15s/km. Ostatnie 3 km 4:28, 4:22 i 4:06. Miał być jeszcze dzesiąty kilometr ale nie dałem rady.
na koniec 2km truchtu.
próbuję dalej ograniczać jedzenie, różnie to wychodzi...
11km, Puma Faas Trail 250.
Wyprałem mje trailowe Pumy po Rzeźniku. Stały miesiąc na balkonie nietknięte, oblepione błotem, kilka razy przemoczone przez deszcz, wreszcie się zebrąłem i wyszorowałem je gruntownie. o dziwo, nic się z nimi nie stało, wyglądają praktycznie jak nowe.
w każdym razie wczoraj w nich pobiegałem. ciężkie jednak, jakieś mułowate. czyli pasujemy do siebie
miałem w planach interwały po 0,5km ale czując cięzkośc w nogach zdecydowałem się pobiec BNP zamiast interwałów. W BNP mogę stopniowo zwiększać intensywność, aż do takiej kiedy czuję, że dość, i zawsze jakiś trening z tego wyjdzie, a w interwałach jak mi coś nie idzie to cały trening do kitu.
udało się nieźle jak na mój stan po ostatnich tygodniach wypełnionych długimi wysiłkami o niskiej intensywności, ale średnio w szerszej perspektywie.
BNP 9km, zaczynalem od 6:00, z każdym kilometrem przyspiesząłem o ok. 10-15s/km. Ostatnie 3 km 4:28, 4:22 i 4:06. Miał być jeszcze dzesiąty kilometr ale nie dałem rady.
na koniec 2km truchtu.
próbuję dalej ograniczać jedzenie, różnie to wychodzi...
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 11474
- Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31
czwartek, 19 lipca
10,2 km, Salomon S-Lab Sense.
w Parku Marcelińskim trochę siły biegowej.
W trakcie treningu:
- 5 x ok. 100-150m podbiegu, szybko,
- 5 x kilkadziesiąt kroków wieloskok,
- 5 x kilkadziesiąt kroków skip A.
podbiegi pod Mount Marcelin, od drugiej strony. starałem się mocno.
pierwsza próba wieloskoku - na razie to jest niewieloskok ale próbuję, póki co ostrożnie i po kilkadziesiąt kroków.
skipy króciutkie, lekko.
no, to tyle.
10,2 km, Salomon S-Lab Sense.
w Parku Marcelińskim trochę siły biegowej.
W trakcie treningu:
- 5 x ok. 100-150m podbiegu, szybko,
- 5 x kilkadziesiąt kroków wieloskok,
- 5 x kilkadziesiąt kroków skip A.
podbiegi pod Mount Marcelin, od drugiej strony. starałem się mocno.
pierwsza próba wieloskoku - na razie to jest niewieloskok ale próbuję, póki co ostrożnie i po kilkadziesiąt kroków.
skipy króciutkie, lekko.
no, to tyle.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 11474
- Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31
piątek, 20 lipca
15km, Minimusy.
Bez Garmina, na luzie, po lasku.
super bieganie. w tym tygodniu już były dwa mocniejsze treningi więc mogłem spokojnie i na luzie poobijać się w tempie nieznanym ale na pewno żenującym
15km, Minimusy.
Bez Garmina, na luzie, po lasku.
super bieganie. w tym tygodniu już były dwa mocniejsze treningi więc mogłem spokojnie i na luzie poobijać się w tempie nieznanym ale na pewno żenującym