Dokładnie tak, jak napisał Jacek - świetna zabawa! Jeżeli ktoś prócz biegania lubi się szlajać po lesie to powinien też spróbować BnO (bieg na orientację). Czy ja wiem czy ostro kłóciliśmy się? Mnie wydaje się, że nie za ostro. Wynikiem rozbieżności zdań było to, że ze 4 razy któryś z nas nie miał racji i nadkładaliśmy drogi. Ponad 90% trasy było w terenie.
Cała impreza to były umownie 2 etapy. Jeden to długa trasa ~30km gdzie po drodze było 8 pk (punktów kontrolnych) oddalonych od siebie o 2-6 km, na tej trasie kolejność zaliczania pk była narzucona. Jako etapem dodatkowym był etap BNO usytuowany po 7. PK. Było to wzniesienie i las (hm... w sumie to gdzie tam lasu nie było?

) o obszarze około 1,5x2 km. W tym etapie do odnalezienia było 15 PK rozsypanych po całym obszarze. Większość punktów była oddalona od siebie o max 300-400m od następnego. Kolejność zaliczania tych PK była dowolna, a że był to „nasz pierwszy raz” to zapłaciliśmy frycowe. Zamiast siąść na 5' i przeanalizować mapę (1:12 500) i rozłożenie PK na niej, to na pałę poszliśmy do pierwszego, i do następnego sąsiedniego. „Oszczędzając” te 5' w efekcie straciliśmy ze 30' nadkładając ze 2 km względem optymalnej trasy.
Odnajdywanie PK raczej nie było jakoś bardzo problematyczne, mapki były bardzo dokładne, co nie oznaczało, że nie nałaziliśmy się. Lampiony (takie chorągiewki jakimi oznaczone są PK) czasami były tak schowane, że trzeba było niemal wleźć na nie, żeby je zobaczyć.
Do tego wszystkiego na trasie były umieszczone 3 zadania specjalne - logika, strzelanie i wspinaczka. Zadaniem na logikę było narysowanie linii ze środka labiryntu na zewnątrz bez odrywania długopisu od kartki i bez dotykania ścianek labiryntu. Luzik - pomyślałem na odprawie. Narysowanie nieprzerwanej linii w labiryncie bez odrywania długopisu i bez dotykania ścianek, po ścieżce szerokości może 4mm w warunkach domowych byłoby banalne. W środku lasu stawało się to niemal niewykonalne. Strzelanie jak strzelanie - 3 próby by trafić puszkę. Niby spoko, ale po ponad 25km i 7h łażenia w upale też łatwe to nie było i zmęczenie było poważnym utrudnieniem w tej konkurencji. Poza tym wiatrówka też jakaś nietypowa i niewygodna do złożenia się do strzału. Na początku sądziłem, że to będzie pestka, ale i tak trafiłem dopiero w 3 próbie. Wspinaczka była w miarę prosta, bo była to hakówka, czyli wspinaczka po drabinkach zawieszonych na ringach wklejonych w skałę, no ale było to wymagające.
Później, jak pooglądaliśmy inne trasy jakie były, to zastanawialiśmy się, czy przypadkiem łatwiejsza nie byłaby trasa rowerowo-pieszo-kajakowa - w sumie ~80 km z czego pieszo było tylko 23km. Chociaż jeżdżenie rowerem po piachu też pewnie było wyczerpujące.
Podsumowując takie zawody typu adventure bardzo mi się spodobały, jest to ciekawa alternatywa do biegania w tłumie po asfalcie.
Jacek - jeżeli coś pominąłem to mnie popraw

.
Wieczorem wrzucę parę fotek, a później zeskanuję mapki, które zabrała do szkoły moja córa, która zafascynowała się mapami i kompasem tak, że musiałem jej tłumaczyć jak ustawić mapę wg kompasu itd

.
Pozdrawiam.
Ps.: Zacznę gonić jak podleczę stopy.