O poranku joga (aj, wszystko, doszczętnie, dogłębnie mnie boli...)
Po śniadaniu 9,5 km plus kąpiel w jeziorze (na zdrowie!)
Po południu, po 3km rozgrzewce pomiare zakwaszenia- wyszło mi równiutkie dwa i plasowałam się w środku stawki zakwaszonych obozowiczów... Subiektywnie czułam się bardziej zakwaszona (a wszystko przez jogę!).
Po biegu w drugim zakresie (10,1 km; tempo średnie 4,12 min/km), oczywiście wszystkim zakwaszenie wzrosło (niektórym nawet do powyżej ośmiu - rzecz jasna każdy biegł inny dystans i różnym tempie, ja najszybciej), a mnie spadło do 1,3...
Słowem - odkwasiłam się

A sam drugi zakres - może to jeszcze nie był drugi zakres... ja nie lubię biegać w takich "nudnych" prędkościach...
Ale próbuję zrozumieć zasadność takiego treningu (dotychczas przeze mnie nie praktykowanego)
Potem truch 1,6 km
Łącznie 1 maja - 24,2 km
MASAŻ

A na kolację grill z dużą beczką piwa...