Czas Juniorki (a tym samym mój, bo plan był taki, abym trzymała jej spokojne tempo aż do mety, a na końcu powzięłyśmy decyzję aby wbiec razem na metę trzymając się za ręce i złapać ten sam czas-co się udało): 1:14:19
Czas Wolfa- w tym nowa zyciówka 4:13:12!!! Chyba nie muszę dodawać, jak bardzo jestem z niego dumna...start Wolfika do końca stał pod znakiem zapytania, ponieważ 3 dni przed zawodami odezwał się wredny achilles.. Tym większy mój szacun dla niego, że się nie poddał a jakby tego było mało złamał swój pierwszy czas z maratonu prawie o 45minut...
Ekipa Wolf Teamu wstała dziś bladym świtem, żeby wszystko ogarnąć (tak, 5 rano to dla mnie blady świt). Kawa, śniadanko, itede itepe i jazda do Atlas Areny tramwajem nr 8. Pogoda nie nastrajała do startu... Hulał jakiś wicher, lało, ciemno, zimo-"wymarzona pogoda na maraton"-powiedziałam do Wolfa. Juniorka tylko na chwilę otworzyła oczy i przewróciła się na drugi bok.. ale nie ma zmiłuj!
Jak się później okazało, ta pogoda wcale taka straszna nie była, w sumie nawet idealna na zawody.
Pakiety mieliśmy odebrane już w sobotę, więc był luzik czasowy. Expo w porównaniu do PW to niebo a ziemia. No ale to pewnie dlatego, że Atlas Arena to duży obiekt i dla wszystkich sprzedawców była wystarczająca ilość miejsca. Udało mi się na spokojnie przymierzyć i potruchtać w Pumach Faas 500 i muszę przyznać, że zafascynowały mnie te buty. Chyba są tym, czego szukam: mają wystarczającą ilość wsparcia, są super elastyczne, wygodne jak najwygodniejsze kapciuszki. Pomyślę, pomyślę...
Były nawet po okazyjnej super cenie w jednym internetowym sklepie biegowym, ale nie zdążyłam się załapać na swój rozmiar.. szkoda.
W sumie organizacja imprezy super, jedyny minus-kolejka do depozytów, a drugi minus-pan w punkcie informacyjnym nie wiedział, gdzie się znajduje punkt medyczny. Start był o 9:00 a my o 8:50 jeszcze staliśmy w kolejce... Z powodu tej obsuwy czasowej start rozpoczął się z 10-cio minutowym opóźnieniem. W drodze do startu udało nam się spotkać kilka znajomych osób z niektórych zawodów i zamienić parę słów. Wolfik pobiegł do swojego sektora a my z Juniorką ustawiłyśmy się na końcu stawki w pobliżu Spartan.
Sam bieg-dla mnie totalnie rekreacyjny, co jakiś czas tylko zwalniałam Juniorkę, jak za bardzo rwała do przodu. Byłyśmy w sumie na samym końcu-z jakąś ekipą, która biegła maraton na czas 5:30 czy też 5:45-wspaniali ludzie! Poznałyśmy też przesympatycznego pana na wózku, z którym trochę porozmawiałyśmy a Juniorka zagrzewała do biegu jakąś nowo zapoznaną znajomą na trasie

Atmosfera-nie do opisania. Dopingu takiego, jak w Łodzi nigdzie nie przeżyłam lepszego... no i ten finisz w Atlas Arenie...to trzeba przeżyć. Ludzie musicie przyjechać na ten bieg do Łodzi!!! Tym bardziej, że trasa idealna do łamania życiówek na dyszkę. Może kiedyś i mi będzie dane finiszować tam na maratonie, kto wie....
Po starcie ogarnęłyśmy się z młodą i poszłyśmy z transparentem wyszukiwać Wolfika na trasie, kibicować mu i innym maratończykom.
Udało nam się spotkać na trasie maratonu dwóch zawodników słynnego teamu Running Sucks, których z tego miejsca pozdrawiam i gratuluję nowych życiówek!
Pokibicowałyśmy Wolfikowi na jakimś 24 i 30-tym którymś kaemie, gdzie pokazał znaczącym gestem, że nastąpił zgon achillesa. Później wyczekiwałyśmy Wolfika w dużym napięciu w Atlas Arenie. I oto ukazał się nam ku naszej wielkiej radości


Dobiło nas trochę zachowanie pana z ochrony-Wolf chciał wrócić po banany, na co ochroniarz bardziej papieski od Papieża odparł sztywno: przejścia nie ma... ludzie, litości... idzie maratończyk po banany, a ten mu zagradza drogę... żenada. Doszło do ostrej wymiany zdań po czym udaliśmy się w stronę szatni, gdzie udało nam się spotkać ponownie Mista i Faddaha i zamienić parę słów.
Tak oto kolejny bieg przechodzi do historii. Co do Juniorki-ma dziewczyna w sobie potencjał.
A nasz transparent prezentował się tak: (pomysł wspólny, wykonanie młodej):
Ahoj!