DOMinika - myślami w 2013
Moderator: infernal
- DOM
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2101
- Rejestracja: 11 kwie 2008, 07:13
- Życiówka na 10k: 34:27
- Życiówka w maratonie: 2:36:045
- Lokalizacja: Warszawa
W nocy obudził mnie katar i kaszel, "gula" w gardle Nie wiem, czy był jeszcze trzynasty...
Mimo to ponad 10h snu... ale nie da się tak "na raz" odespać wszyzstkich zaległości.
Jak nie pozwolić przeziębieniu rozwinąć się?
Idę pobiegać...
Mimo to ponad 10h snu... ale nie da się tak "na raz" odespać wszyzstkich zaległości.
Jak nie pozwolić przeziębieniu rozwinąć się?
Idę pobiegać...
- DOM
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2101
- Rejestracja: 11 kwie 2008, 07:13
- Życiówka na 10k: 34:27
- Życiówka w maratonie: 2:36:045
- Lokalizacja: Warszawa
Całe 5,3 km człapania. Aż się spociłam... 4 przebieżki.
Wiatr, zimno.
To drugie na plus....
Moje samopoczucie słabe, bo zatkany nos i ciężko mi się "zmysłami" świat odbiera.
Cóż... trzeba będzie zmobilizować wszystkie siły organizmu na jutro....
Wiatr, zimno.
To drugie na plus....
Moje samopoczucie słabe, bo zatkany nos i ciężko mi się "zmysłami" świat odbiera.
Cóż... trzeba będzie zmobilizować wszystkie siły organizmu na jutro....
- DOM
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2101
- Rejestracja: 11 kwie 2008, 07:13
- Życiówka na 10k: 34:27
- Życiówka w maratonie: 2:36:045
- Lokalizacja: Warszawa
To jeszcze podsumowanie poprzedniego tygodna:
całe 48,1 km
plus 1 kg i jestem ciężka jak słoń, chyba przereklamowane to ładowanie węglowodanami, choć we wrześniu w Warszawie sprawdziło się
zmęczenie pracą
skrajne niewyspanie
KATAR (fuck!~to mnie najbardzie martwi)
gardło zainfekowane (ale rozwinięcia w tej materii oczekuję za dzień, dwa...)
Bilans mało optymistyczny, ale...
RYZYKUJEMY
Nie mam nic do starcenia, najwyżej zejdę z trasy - to nie Mistrzostwa Świata.
Numer 17... cokolwiek to oznacza... mam nadzieję, że Włosi nie mieli racji:
We Włoszech uważana za pechową na zasadzie: 17 = XVII = vixi = "żyłem" = "już nie żyję".
Martwi mnie też prognoza - na tę godzinę, to już chyba aktualna: deszcz i silny wiatr (przynajmniej temperatura sprzyja - ma być 8-10 stopni).
Trochę dziwnie czuję się należąć do elity, gdzie jednak inne dziewczyny mają życiówki poniżej 2:40 - nawet jeżeli kilka sekund poniżej, to jednak jakoś to wygląda... a moje 2:48... No, mocny wynik amatorski
W ogóle śmieszna sprawa z tą elitą w Łodzi - kilkunastu Kenijczyków, Etiopczycy... mocno afrykańsko. Nie udało się zmobilizować czołowych Polaków do startu.
całe 48,1 km
plus 1 kg i jestem ciężka jak słoń, chyba przereklamowane to ładowanie węglowodanami, choć we wrześniu w Warszawie sprawdziło się
zmęczenie pracą
skrajne niewyspanie
KATAR (fuck!~to mnie najbardzie martwi)
gardło zainfekowane (ale rozwinięcia w tej materii oczekuję za dzień, dwa...)
Bilans mało optymistyczny, ale...
RYZYKUJEMY
Nie mam nic do starcenia, najwyżej zejdę z trasy - to nie Mistrzostwa Świata.
Numer 17... cokolwiek to oznacza... mam nadzieję, że Włosi nie mieli racji:
We Włoszech uważana za pechową na zasadzie: 17 = XVII = vixi = "żyłem" = "już nie żyję".
Martwi mnie też prognoza - na tę godzinę, to już chyba aktualna: deszcz i silny wiatr (przynajmniej temperatura sprzyja - ma być 8-10 stopni).
Trochę dziwnie czuję się należąć do elity, gdzie jednak inne dziewczyny mają życiówki poniżej 2:40 - nawet jeżeli kilka sekund poniżej, to jednak jakoś to wygląda... a moje 2:48... No, mocny wynik amatorski
W ogóle śmieszna sprawa z tą elitą w Łodzi - kilkunastu Kenijczyków, Etiopczycy... mocno afrykańsko. Nie udało się zmobilizować czołowych Polaków do startu.
- DOM
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2101
- Rejestracja: 11 kwie 2008, 07:13
- Życiówka na 10k: 34:27
- Życiówka w maratonie: 2:36:045
- Lokalizacja: Warszawa
15 kwietnia 2012, niedziela
ŁÓDŹ MARATON
Na maraton w Łodzi zdecydowana byłam już wczesną zimą. Nie wiedziałam, jak będę przygotowana, jak uda się przepracować zimę. W sowich przygotowaniach wykonywałam raczej pracę "pod połówkę", ale ja nigdy nie biegałam dużo, nie uznaję (jeszcze) prędkości maratońskich na treningach. Mimo wszystko była to rekordowa zima, zarówno pod względem kilomerażu (w lutym nawet przekroczyłam 400km!! Wariactwo normalnie...), a także siły (przyznam, że właściwie po raz pierwszy wprowadziłam siłe, jako stały elemnt treningu, dodatkowo 16 razy prowadziłam zajęcia na hali lekkoatletycznej).
Półmaraton Warszawski był udanym startem, choć warunki pogodowe nie sprzyjały (ale w tym roku jestem chyba skazana na SILNY WIATR!), nie sprzyjał też tydzień poprzedzający start (zatrucie i 4 dni ... umierania).
Tydzień po półwce w Warszawie pobiegłam kontrolnie półmaraton w Pabianicach (wiosenna zamieć śnieżna, -1 stopień i ... WIATR), 1:20:29 sekund. To potwierdziło, że przy sprzyjajacej aurze jestem w stanie atakować 2:40. A przynajmniej próbować, jak najbardziej zbliżyć się do tego wyniku.
Niestety tydzień przed maratonem był... ciężki. Dużo pracy w pracy, 3 nieprzespane noce, choroba Bartusia. Słowem - nie czułam się komfortowo. Dodatkowo waga zamiast 49 pokazywała 51 - a to jednak (niestety) na maratonie akurat, ma znaczenie.
Po raz pierwszy w maratonie startowałam, jako ELITA. Co to oznacza? Dostałam dwa numery startowe - na tył i przód, z imieniem i nazwiskiem, miałam prawo do ustawienia na specjalnych stolikach swoich odżywek, no i start ze sterfy zero, czyli pierwszej linii. Mieliśmy też zapewniony specjalny namiot przy strefie startu oraz wolontariusza, który zabierał nasze rzeczy do hali Atla Arena.
Niestety start się opóźnił o 10 minut. Duże "niestety", bo padało. Temperatura 7 stopni (wydawałoby się optymalna), ale deszcz i silny wiatr. Jak silny... o tym przekonałam się na trasie.
Nie czułam się dobrze. Brak było luzu, wypoczęcia. Dodatkowo zatkany nos i postępująca infekcja gardła. Mimo wszystko postanowiłam zaryzykować i trzymać się Ukrainki i Białorusinki (miały biec na złamanie 2:40).
Jednak już na pierwszym kilometrze odpuściłam, bo dziewczyny biegły po 3:20... ja 3:44 min/km. Na trzecim jednak doszłam je i do 14 km biegłam za nimi. Niestety dziewczyny strasznie szarpały tempo (od 4,0 do 3,28), a ja tego nie znoszę, nie umiem tak biegać. Gdy 14km wyszedł w 3,28, odpuściłam.
Rozsądek podpowiadał mi, że umrę... gdy to pociągnę. Wiedziałam już też, że zdecydowanie, przy tych warunkach, ambicje trzeba włożyć w kieszeń.
I zostałam.
SAMA.
Motywacja sięgnęła dna.
Korciło zejście.
Ale przecież nie po to napychałam się tymi wszystkimi węglowodanami i czułam jak nadmuchana świnka, żeby zejść. Trzeba to SPALIĆ - myślałam. No i tup-tup. Połówka wyszła ok 1:22. Po połówce dostałam rowerowe wsparcie - DZIĘKI Niestety rower nie potrafi osłonić od wiatru, ale obecność towarzysza - BEZCENNE. Ja starałam się nie mówić, jednak jakaś konwersacja przez cały czas istniała. To pomogło. Choć do 32 km UMIERAŁAM. Głupio przyznać, że ten kryzys był tak długi... ale tak było. W głowie jednak kołatało się to "zejść, zejść...". Po 32 drugim km odżyłam. Naprawdę, zaczęło mi się dobrze biec. I znowu biegłam poniżej 4 min/km. Na 41 km doszłam Białorusinkę. I rozkręcałam się...
2:46:44 netto/ 2:46:47 brutto
ostatni kilometr i finisz
Ambicje były większe, ale to maraton.
Zdobytego doświadczenia nikt mi nie zabierze.
Do tego dystansu potrzebna jest pokora i respekt.
Jestem zadowolona, że nie zeszłam, że dotrwałam, że finiszowałam, że zakwasów prawie nie mam.
Jest życiówka poprawione o mocne dwie minuty.
Miejsce piąte.
To już szósty maraton i szósta życiówka:
3:26
3:10
3:03
3:00
2:48
2:46
ŁÓDŹ MARATON
Na maraton w Łodzi zdecydowana byłam już wczesną zimą. Nie wiedziałam, jak będę przygotowana, jak uda się przepracować zimę. W sowich przygotowaniach wykonywałam raczej pracę "pod połówkę", ale ja nigdy nie biegałam dużo, nie uznaję (jeszcze) prędkości maratońskich na treningach. Mimo wszystko była to rekordowa zima, zarówno pod względem kilomerażu (w lutym nawet przekroczyłam 400km!! Wariactwo normalnie...), a także siły (przyznam, że właściwie po raz pierwszy wprowadziłam siłe, jako stały elemnt treningu, dodatkowo 16 razy prowadziłam zajęcia na hali lekkoatletycznej).
Półmaraton Warszawski był udanym startem, choć warunki pogodowe nie sprzyjały (ale w tym roku jestem chyba skazana na SILNY WIATR!), nie sprzyjał też tydzień poprzedzający start (zatrucie i 4 dni ... umierania).
Tydzień po półwce w Warszawie pobiegłam kontrolnie półmaraton w Pabianicach (wiosenna zamieć śnieżna, -1 stopień i ... WIATR), 1:20:29 sekund. To potwierdziło, że przy sprzyjajacej aurze jestem w stanie atakować 2:40. A przynajmniej próbować, jak najbardziej zbliżyć się do tego wyniku.
Niestety tydzień przed maratonem był... ciężki. Dużo pracy w pracy, 3 nieprzespane noce, choroba Bartusia. Słowem - nie czułam się komfortowo. Dodatkowo waga zamiast 49 pokazywała 51 - a to jednak (niestety) na maratonie akurat, ma znaczenie.
Po raz pierwszy w maratonie startowałam, jako ELITA. Co to oznacza? Dostałam dwa numery startowe - na tył i przód, z imieniem i nazwiskiem, miałam prawo do ustawienia na specjalnych stolikach swoich odżywek, no i start ze sterfy zero, czyli pierwszej linii. Mieliśmy też zapewniony specjalny namiot przy strefie startu oraz wolontariusza, który zabierał nasze rzeczy do hali Atla Arena.
Niestety start się opóźnił o 10 minut. Duże "niestety", bo padało. Temperatura 7 stopni (wydawałoby się optymalna), ale deszcz i silny wiatr. Jak silny... o tym przekonałam się na trasie.
Nie czułam się dobrze. Brak było luzu, wypoczęcia. Dodatkowo zatkany nos i postępująca infekcja gardła. Mimo wszystko postanowiłam zaryzykować i trzymać się Ukrainki i Białorusinki (miały biec na złamanie 2:40).
Jednak już na pierwszym kilometrze odpuściłam, bo dziewczyny biegły po 3:20... ja 3:44 min/km. Na trzecim jednak doszłam je i do 14 km biegłam za nimi. Niestety dziewczyny strasznie szarpały tempo (od 4,0 do 3,28), a ja tego nie znoszę, nie umiem tak biegać. Gdy 14km wyszedł w 3,28, odpuściłam.
Rozsądek podpowiadał mi, że umrę... gdy to pociągnę. Wiedziałam już też, że zdecydowanie, przy tych warunkach, ambicje trzeba włożyć w kieszeń.
I zostałam.
SAMA.
Motywacja sięgnęła dna.
Korciło zejście.
Ale przecież nie po to napychałam się tymi wszystkimi węglowodanami i czułam jak nadmuchana świnka, żeby zejść. Trzeba to SPALIĆ - myślałam. No i tup-tup. Połówka wyszła ok 1:22. Po połówce dostałam rowerowe wsparcie - DZIĘKI Niestety rower nie potrafi osłonić od wiatru, ale obecność towarzysza - BEZCENNE. Ja starałam się nie mówić, jednak jakaś konwersacja przez cały czas istniała. To pomogło. Choć do 32 km UMIERAŁAM. Głupio przyznać, że ten kryzys był tak długi... ale tak było. W głowie jednak kołatało się to "zejść, zejść...". Po 32 drugim km odżyłam. Naprawdę, zaczęło mi się dobrze biec. I znowu biegłam poniżej 4 min/km. Na 41 km doszłam Białorusinkę. I rozkręcałam się...
2:46:44 netto/ 2:46:47 brutto
ostatni kilometr i finisz
Ambicje były większe, ale to maraton.
Zdobytego doświadczenia nikt mi nie zabierze.
Do tego dystansu potrzebna jest pokora i respekt.
Jestem zadowolona, że nie zeszłam, że dotrwałam, że finiszowałam, że zakwasów prawie nie mam.
Jest życiówka poprawione o mocne dwie minuty.
Miejsce piąte.
To już szósty maraton i szósta życiówka:
3:26
3:10
3:03
3:00
2:48
2:46
- DOM
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2101
- Rejestracja: 11 kwie 2008, 07:13
- Życiówka na 10k: 34:27
- Życiówka w maratonie: 2:36:045
- Lokalizacja: Warszawa
Garmin pokazał mi dystans o 700 metrów dłuższy niż maratoński!
16 kwietnia, poniedziałek
Zasłużony odpoczynek, czyli basen plus sauna (basen to pluskanie, a nie pływanie;)
Chciałabym podziękować Ewie Witek i klinice Ortoreh za pomoc :):)
A teraz trzeba się przywrócić spowrotem do sprawności i porobić trochę życiówek na krótkich dystansach!
16 kwietnia, poniedziałek
Zasłużony odpoczynek, czyli basen plus sauna (basen to pluskanie, a nie pływanie;)
Chciałabym podziękować Ewie Witek i klinice Ortoreh za pomoc :):)
A teraz trzeba się przywrócić spowrotem do sprawności i porobić trochę życiówek na krótkich dystansach!
- DOM
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2101
- Rejestracja: 11 kwie 2008, 07:13
- Życiówka na 10k: 34:27
- Życiówka w maratonie: 2:36:045
- Lokalizacja: Warszawa
We wtorek kontrolne 6 km na koniec dnia.
Jedynym dyskomfortem jest odnowiony pęcherz na lewej stopie. Ciągnie mi się to od tego nieszczęsnego Poznania
Kilka przebieżek.
Czuję moc...i chce mi się biegać bardziej niż przed maratonem.
Trzeba popracować na te życiówki na krótkich dystansach
Jedynym dyskomfortem jest odnowiony pęcherz na lewej stopie. Ciągnie mi się to od tego nieszczęsnego Poznania
Kilka przebieżek.
Czuję moc...i chce mi się biegać bardziej niż przed maratonem.
Trzeba popracować na te życiówki na krótkich dystansach
- DOM
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2101
- Rejestracja: 11 kwie 2008, 07:13
- Życiówka na 10k: 34:27
- Życiówka w maratonie: 2:36:045
- Lokalizacja: Warszawa
Roznosi mnie.
Dziś bym mogła wykręcić niezły rekordzik na 10km...
A trening?
8 km w narastający tempie. Miałam tylko trzydzieści pięć minut...
Ja biegłam maraton?
Jakże różni się tegoroczne doświadczenie od poprzednich...
Dziś bym mogła wykręcić niezły rekordzik na 10km...
A trening?
8 km w narastający tempie. Miałam tylko trzydzieści pięć minut...
Ja biegłam maraton?
Jakże różni się tegoroczne doświadczenie od poprzednich...
- DOM
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2101
- Rejestracja: 11 kwie 2008, 07:13
- Życiówka na 10k: 34:27
- Życiówka w maratonie: 2:36:045
- Lokalizacja: Warszawa
10,6 km, kilka przebieżek
deszczowo
nijako
wiosna?? to ma być wiosna??
Dzisiaj w Trójce inspirująca rozmowa z pewnym księdzem. Co Pan sądzi o polskim społeczeństwie? Niestety u nas mamy bardzo silne połaczenie nauki kościoła z marskizmem, co oznacza: miłosierdzie dla biednych, nienawiść do bogatych...A ja właśnie lubię bogatych, bo to oni mogą pomagać. Bezinteresownie...Na dużą skalę
deszczowo
nijako
wiosna?? to ma być wiosna??
Dzisiaj w Trójce inspirująca rozmowa z pewnym księdzem. Co Pan sądzi o polskim społeczeństwie? Niestety u nas mamy bardzo silne połaczenie nauki kościoła z marskizmem, co oznacza: miłosierdzie dla biednych, nienawiść do bogatych...A ja właśnie lubię bogatych, bo to oni mogą pomagać. Bezinteresownie...Na dużą skalę
- DOM
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2101
- Rejestracja: 11 kwie 2008, 07:13
- Życiówka na 10k: 34:27
- Życiówka w maratonie: 2:36:045
- Lokalizacja: Warszawa
piątek, 20 kwietnia!
ależ ten czas leci!!!
dziś siłowo - 47 minut: 10 km pod górkę, 2 minuty drabinkowania, suwnica, brzuchy.
Za tydzień biorę się za porządny trening :D I odchudzanie. I dbanie o siebie. I mam nadzieję, że wiosna wreszcie nastąpi:D
ależ ten czas leci!!!
dziś siłowo - 47 minut: 10 km pod górkę, 2 minuty drabinkowania, suwnica, brzuchy.
Za tydzień biorę się za porządny trening :D I odchudzanie. I dbanie o siebie. I mam nadzieję, że wiosna wreszcie nastąpi:D
- DOM
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2101
- Rejestracja: 11 kwie 2008, 07:13
- Życiówka na 10k: 34:27
- Życiówka w maratonie: 2:36:045
- Lokalizacja: Warszawa
sobota - 17,6 km tempo 4,38
niedziela - 10 km (w tym 6 x 100 m podbieg), tempo 4,30
niedziela - 10 km (w tym 6 x 100 m podbieg), tempo 4,30
- DOM
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2101
- Rejestracja: 11 kwie 2008, 07:13
- Życiówka na 10k: 34:27
- Życiówka w maratonie: 2:36:045
- Lokalizacja: Warszawa
W niedzielę wieczorem długi i pelen niespodzianek lot do Norymbergii... życie potrafi zaskakiwać
Po dotarciu do hotelu byłam tak zmęczona, że padłam. Ale spało mi się fatalnie.
Rano 9,1 km, tempo 4,40 min/km
Nie powiem, żeby to był miły bieg...
Po dotarciu do hotelu byłam tak zmęczona, że padłam. Ale spało mi się fatalnie.
Rano 9,1 km, tempo 4,40 min/km
Nie powiem, żeby to był miły bieg...
- DOM
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2101
- Rejestracja: 11 kwie 2008, 07:13
- Życiówka na 10k: 34:27
- Życiówka w maratonie: 2:36:045
- Lokalizacja: Warszawa
Wtorek -8,6 km
Środa - 9,7 km
Czwartek - pierwszy lepsiejszy trening od dawna - 13,2 km w tym pół godziny bnp, potem 4 x 3' (ok. 3,30 min/km), P:2' (4,30 min/km) plus 6' pod górkę.
Orzeźwiające.
Środa - 9,7 km
Czwartek - pierwszy lepsiejszy trening od dawna - 13,2 km w tym pół godziny bnp, potem 4 x 3' (ok. 3,30 min/km), P:2' (4,30 min/km) plus 6' pod górkę.
Orzeźwiające.
- DOM
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2101
- Rejestracja: 11 kwie 2008, 07:13
- Życiówka na 10k: 34:27
- Życiówka w maratonie: 2:36:045
- Lokalizacja: Warszawa
Piątek, 10,3 km w większości pod górkę.
- DOM
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2101
- Rejestracja: 11 kwie 2008, 07:13
- Życiówka na 10k: 34:27
- Życiówka w maratonie: 2:36:045
- Lokalizacja: Warszawa
w nocy z piątku na sobotę złapało mnie choróbsko...
a tu wyjazd na obóz...
czyżby historia miała się powtórzyć???
Sobota - masakra, ledwno przetrwałam podóż z wwy do Brzozy.
Tam 6km rozbiegania (ale z gorączką słabo się biega...).
Noc - wyzwanie, ropne zapalenie gardła.
mimo to zdecydowałam się na start w Toruniu...
ot, rekreacyjnie
żeby nie było, że to bieganie takie poważne zawsze musi być...
gorzej, że kapelusik dwa razy trzeba było gonić
normaanie wywczasy...
ale tak serio, to naprawdę, plus 32 to słaba pogoda do biegania, szczególnie gdy upał atakuje nagle...
karetka kursowała non stop...
a tu wyjazd na obóz...
czyżby historia miała się powtórzyć???
Sobota - masakra, ledwno przetrwałam podóż z wwy do Brzozy.
Tam 6km rozbiegania (ale z gorączką słabo się biega...).
Noc - wyzwanie, ropne zapalenie gardła.
mimo to zdecydowałam się na start w Toruniu...
ot, rekreacyjnie
żeby nie było, że to bieganie takie poważne zawsze musi być...
gorzej, że kapelusik dwa razy trzeba było gonić
normaanie wywczasy...
ale tak serio, to naprawdę, plus 32 to słaba pogoda do biegania, szczególnie gdy upał atakuje nagle...
karetka kursowała non stop...
- DOM
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2101
- Rejestracja: 11 kwie 2008, 07:13
- Życiówka na 10k: 34:27
- Życiówka w maratonie: 2:36:045
- Lokalizacja: Warszawa
I... tutaj odpukujer, chyba udało się "zabiegać" chorobę.
W niedzielę, po biegu toruńskim, nie byłam w stanie wydać z siebie dźwięku (jakież zdziwienie pana spikera, gdy na migi pokazałam, że "niet", nic nie powiem, bo chora jestem...
Ale gorączka zprzeszła po biegu.
Zawalone zatoki i uszy też zaczęły się oczyszczać...
Dziś już tylko smarkam cały czas, ale samopoczucie so-so... (i odetchnęłam, bo mi się PITa udało wysłać...).
Rano 3 km rozruchu plus ćwiczenia
Po śniadaniu 14 km, w tym siła biegowa (krótka, ale w tym upale...)
qcze, szkoda mi zmarnować formy, którą mam... Może na weekend się ochłodzi, a ja wyzdrowieję i wreszcie uda się coś konkretnego na dyszkę nabiegać...
Po południu 8,1 km plus godzina aerobiku.
Łącznie 25 km.
Kwiecień: 338 km
W niedzielę, po biegu toruńskim, nie byłam w stanie wydać z siebie dźwięku (jakież zdziwienie pana spikera, gdy na migi pokazałam, że "niet", nic nie powiem, bo chora jestem...
Ale gorączka zprzeszła po biegu.
Zawalone zatoki i uszy też zaczęły się oczyszczać...
Dziś już tylko smarkam cały czas, ale samopoczucie so-so... (i odetchnęłam, bo mi się PITa udało wysłać...).
Rano 3 km rozruchu plus ćwiczenia
Po śniadaniu 14 km, w tym siła biegowa (krótka, ale w tym upale...)
qcze, szkoda mi zmarnować formy, którą mam... Może na weekend się ochłodzi, a ja wyzdrowieję i wreszcie uda się coś konkretnego na dyszkę nabiegać...
Po południu 8,1 km plus godzina aerobiku.
Łącznie 25 km.
Kwiecień: 338 km