Poprzedniej srody, ok. 1h po przebiegnieciu 15,5 km (traktuje to jako "dluszy" dystans) poczulem bol w okolicach piszczeli. Bieglem dosyc spokojnie (ok. 11km/h przez cala trase), bol pojawil sie na ostatnim moze kilometrze (bylem dosyc zmeczony po calym dniu pracy). Poczytalem ze tego typu bol pojawia sie zwykle u poczatkujacych przy biegach na twardym podlozu. Owszem, jestem poczatkujacy, ale od poczatku roku nie mialem nigdy takich problemów (przebieglem w sumie 320km od 01.01). Jesli cos mnie bolalo, byly to dwuglowe uda (zazwyczaj max 1 dzien). Lekko przerazony, nie biegalem do niedzieli. W niedziele mialem wrazenie ze bol mi przeszedl, przebieglem ok. poludnia 12km czujac piszczel znów przed ostatni kilometr. Mamy srode, boli mnie mniej (jedynie czasem), ale nadal czuje ze costam pobolewa. Nie moge juz wiecej siedziec w domu w obliczu zblizajacego sie polmaratonu za miesiac, jednoczesnie nie chce zrobic sobie krzywdy. Czy tego typu kontuzja bedzie sie poglebiac, czy na dzien dzisiejszy to "lekkie" pobolewanie to jedynie strach przed poglebieniem sie tej kontuzji? Prosze ekspertów o porade.
P.S. Znajomy pozyczyl mi dzis Forerunnera 305 do potestowania wiec trzeba mnie zamknac w piwnicy

Pozdrawiam,
Hubbs.