Słów kilka jeszcze: powyższe wypociny
nie są pisane przeze mnie na zasadzie przyjęcia z góry okreslonej tezy, czyli: "jest drogo, a zły dyrektor wosiru napycha sobie kieszenie naszymi pieniędzmi", i dorabiania do tego na siłę mniej lub bardziej sensownych, za to licznych argumentów. Zawsze we wszelkich dyskusjach na temat drogo/tanio, zarabiają/dokładają byłem zdania, że: po pierwsze, jak komuś opłata nie pasuje, bo za wysoka, to nie musi startować, może za darmo pośmigać po lesie albo na stadionie. Po drugie, to kto czy ktoś na biegu zarabia czy nie, powinno g.. obchodzić kogokolwiek, a już najmniej tych, którzy zdecydowali się startować i zapłacili, czyli zaakceptowali warunki. Równie dobrze można mieć pretensje do taksówkarza, że za 10 km bierze 25 PLN, chociaż paliwa spalił tylko za 5 PLN, a amortyzacja auta to druga 5.
Chodzi mi bardziej o to, jak to jest, że ktoś potrafi zrobić imprezę biegową za 10 czy 20 PLN, albo nawet całkiem za darmo, a inny musi za to skasować 50, 70 czy nawet 100, bo tak mu to w kosztach wychodzi. Zwłaszcza, że ten "inny" w tym przypadku, to wielkie i bogate miasto.
Co zaobserwowałem - Ci pierwsi to najczęściej pasjonaci, robiący to społecznie i po godzinach swojej normalnej pracy, a Ci drudzy to przeważnie urzędnicy wykonujący to w ramach swoich służbowych obowiązków. Oczywiście nie generalizuję, bo wiadomo jak jest.
@jankes1983: masz rację, tutaj ślizgnąłem się po sprawie i nie sprawdziłem dokładnie - dzięki za poprawkę, teraz wiadomo, że zajęcie drogi to nie takie małe pieniądze. Nie będę się jednak douczał według Twojej rady, studiując uchwały rad gmin, bo do niczego mi to nie jest potrzebne, nie jestem ani dziennikarzem, ani prawnikiem, ani organizatorem biegów (to ostatnie przynajmniej jak na razie).
