Aniu, jakie od czapy? Jak najbardziej akuratny moment na przypomnienie.
Jedno tylko pytanie o ten zakres.
Jeśli jesteś w stanie polewać biegnąc w III zakresie, to wydaje się to bezpieczną formą (bez ryzyka bycia polanym ).
Trwają negocjacje. Wszystko zależy od pogody. Przy dobrej, bezwzględnie jedziemy na rower w pagórkowaty teren, przy złej jest możliwe polewanie.
Fajnie by było się spotkać i pogadać
Byliśmy dziś rano na pięknym treningu, jak za dawnych lat. Wstaliśmy 5:30 i pojechaliśmy do PS. W programie 60 minut biegania w tym 30 minut w tempie ok 5'/km. Ptaki tak się wydzierały, że trzeba było się przekrzykiwać.
Jest poprawa, przy 5:10/km moje serce bije poniżej 135 uderzeń, a i tak duża w tym zasługa Renaty
darek284 pisze:Trwają negocjacje. Wszystko zależy od pogody. Przy dobrej, bezwzględnie jedziemy na rower w pagórkowaty teren, przy złej jest możliwe polewanie.
Fajnie by było się spotkać i pogadać
Sugerujesz, że z roweru nici?
Możemy wpaść do lasu w poniedziałkowy poranek, a jak kogoś przy okazji spotkamy to będzie miło. Zabierzemy ze sobą sprzęt do polewania w razie gdyby ci z góry nie dojechali z wodą i damy oddolny upust dla H2O, tak więc nikt nie wróci do domu suchy .
Początek od 9:00. Chyba na świąteczny dzień nie jest za wcześnie? Planujecie długie bieganie (2 h), czy krótkie (1 h)? Bo nie wiemy o której finisz? Ustalmy, że tym razem o 10, jak ktoś chce biegać dłużej to niech przyjdzie wcześniej.
Czyli podsumowując polewanie na finiszu zaczynamy o 10. Kto się spóźni ten gapa i zostaną mu tylko okruszki.
Dla wszystkich błogiego odpoczywania po zjedzeniu smakołyków ze świątecznego stołu. A jak wiadomo najlepiej odpoczywa się biegając i najprzyjemniej w lesie
Oj, a mnie się wymyśliły analogowe święta...
Na dodatek mieliśmy dzisiaj klubowy trening z drugiej strony Traktu, ale na 10 do Marysina pewnie by się dało byledobiec
A tak zostaliśmy po swojej stronie lasu...
O żesz....
Ale ze mnie gapa.
W poniedziałek zaplanowałem dużo jeżdżenia na szosówce i tak wycyrklowałem, żeby koło 10 wpaść do Maryśki.
Jednak chwilę się spóźniłem i jak przyjechałem na parking to już nikogo nie było...Pomyślałem sobie, szkoda, że tak szybko uciekli, ale pewnie było mało osób...
A tu się okazuje, że to nie miało być tradycyjne spotkanie przy szlabanie, tylko rytualna SzM pod wiatą... grrrr... jak widać kłopoty w komunikacji...
No cóż, dobrze, że przynajmniej spotkałem DAR w niedzielny poranek... zawsze to jakaś namiastka.
Ha ha, jaka wesoła fotohistoria; Darek między niewiastami, pijany kurczak, oj, działo się!
Pierwsza to bodaj Maryśka, gdzie finalnie dwie osoby organizowały imprezę dla trzech osób.
Tym bardziej i jeszcze raz - szerokie Dziękujemy!
Sprzeciw! W formule spontanicznego ścigania i jednoczesnego finiszu nie może być wygranych. Jakby było mało, współczynnik spontanicznego ściemniania nie był przez organizatorów mierzony podczas tej edycji.
I dlatego wszyscy załapali się na podium. Podium, właśnie, gdzie podium?
Wróćmy do codzienności. Tydzień minął, czy coś się wam wydarzyło szczególnego?
My dziś wracając z wycieczki rowerowej zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej i tam podsłuchaliśmy pewną rozmowę (nie podsłuchujemy nikogo specjalnie, ale siedzieliśmy przy stoliku obok i trudno było nie słyszeć, zresztą cała stacja słyszała). Pani rozmawiając przez telefon z kolejnymi osobami powtarzała tę samą historię, a że była przy tym coraz bardziej poirytowana to z początkowego tonu cichego, przechodziła do coraz donośniejszego. Historia dotyczyła sarny, a ściślej jej zderzenia z samochodem. W całej tej sytuacji chodziło o to aby ktoś z odpowiednich władz przyjął zgłoszenie i dodatkowo potwierdził, że do zdarzenia doszło w miejscu gdzie nie ma znaku drogowego "z sarną" jak się pani wyraziła. Bo inaczej kto zapłaci za remont auta? Pani była rozżalona, że ona specjalnie przyjechała tutaj po to auto i nikt nie chce się zająć jej sprawą, a ona jest poszkodowana i nawet nie ma tej sarny, bo tak to chociaż mogłaby się nią podzielić w ramach rekompensaty za straty.
W drodze powrotnej do domu omijaliśmy stojący na poboczu samochód z przyczepą, na którą dwóch mężczyzn wkładało martwą sarnę. Czy to była ta sama sarna z historii? Nie wiemy, ale mam nadzieję, że nie zginęło ich więcej tego dnia. Uważajcie na zwierzęta na drogach, nawet jak nie ma znaków "z sarną".
Na wysokości Góraszki dogoniliśmy samotnego kolarza na Authorze z białą ramą i czerwonymi owijkami na kierownicy (pomyślałam o Gerardzie). Jechaliśmy za nim kawałek, ale przed Zakrętem odbiliśmy w ul. Gościniec, więc nie było okazji zagadać. Robiliśmy akurat schłodzenie, więc taki fragmencik jazdy na czyimś kole nawet nam pasował.
Acha, w Maryśce i nie tylko zawilce kwitną na całego. Widziałam białe i żółte. Poza tym w niektórych miejscach było sporo podbiału (Tussilago farfara).