Od kiedy pamietam moj ojciec wmawial mi, ze do niczego sie nie nadaje... doslownie nabijal sie z kazdej mojej inicjatywy.. w wieku 13 lat mialem zaledwie 155 cm wzrostu i klatke tak wklesla, ze czasami zastanawialem sie czy przypadkiem nie skrecilem sobie karku i nie patrze wlasnie na wlasne plecy. od kiedy zaczal nazywac mnie "szkieletor" (ten z HI-Men'a) obiecalem sobie, ze juz nigdy nie bede pozwalal sobie wmowic, ze czegos nie moge zrobic. I tak sie wlasnie zaczelo... Teraz mam niewiele ponad 176 cm wrostu ale w klatce juz 102 cm...
![uśmiech :)](./images/smilies/icon_e_smile.gif)
OK.. koniec gledzenie... sprawa wyglada tak... na sam poczatek chcialem przez najblizsze 2 tygodnie biegac codziennie po 1 h szybkim tempem... po 2 tygodniach przez 1 tydzien ok 1,5 h... i w ostatnim tygodniu przed maratonem 2h... Czy to dobry plan?? Oczywiscie nie zostawie swoich wydolnosciowych cwiczen, ktore teraz uprawiam...
Dla wszystkich sceptykow, ktorzy beda chcieli tu publicznie pukac sie w glowy. Nie zawracajcie sobie gitarymowiac, ze nie mam szans... bo i tak nie zmienie zdania, a wy i tak nie znacie moich mozliwosci.. i mojej wydolnosci...
Jak ktos chce sie poswiecic i poinformowac mnie jakie juz powinienem osiagac rezultaty na jakich dystansach i ogolnie pomoc mi uniknac kontuzji to prosze o wpisy..
THX