Komentarz do artykułu Nowy Jork: Central Park, psy, streetrunning i Nowojorczycy.
- kisio
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1774
- Rejestracja: 26 sie 2010, 08:34
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Pomijając akcje na wsi gdzie kundle najczęściej wręcz zachęcane są do gonienia i gryzienia kogo popadnie...
Biegam od dwóch lat. Spotykam na każdym treningów minimum kilka psów luzem (jak jest ciepło to pewni i z kilkadziesiąt) i nie licząc jednego przypadku (szerzej za chwilę o tym) nigdy nic mnie nie zaatakowało. Mało tego, nawet przypadki, że jakiś pies podbiegł w moim kierunku mogę policzyć na palcach jednej ręki. Moim zdaniem tu pokutują dwie sprawy:
1. nastawienie biegającego (tak, biegającego, nie właściciela, nie psa) - jeśli w każdej napotkanej maskotce domowej upatrujemy zagrożenie, reagujemy agresywnie, nawiązujemy kontakt wzrokowy z psem to wysyłamy psu sygnał, że coś się dzieje. I podbiegnie albo bo pomyśli, że to zachęta do zabawy (jak właściciel chce pobiegać z psem patrzy na niego i zaczyna biec - widać analogię?) albo wyczuwając agresję pomyśli, że biegacz jest zagrożeniem (i nie trzeba mieć gazu w ręce, psy odczytują ludzkie emocje dużo lepiej niż nam się wydaje)
2. nawet jeśli pies domowy podbiega do nas szczekając i 'szczerząc kły' to wcale nie znaczy, że chce nas zagryźć. Pewnie poza jakimś promilem degeneratów nikt nie hoduje w domu (najczęściej z statystyczną dwójką dzieci) mordercy. Pomiędzy podbiegnięciem i szczekaniem, a próbą ugryzienia jest cała przepaść. To zresztą widać nawet na materiale Adama. Kilka psów podbiegało do nich szczekając, ale nie można powiedzieć, żeby któryś chciał ich ugryźć. Trzeba odrobinę zrozumieć psychikę psa, żeby wiedzieć kiedy brać nogi zapas i że bez naszej prowokacji taka sytuacja nie ma większych szans się wydarzyć.
I tu uwaga: ja rozumiem, że komuś się to może nie podobać, że ktoś się może tego wystraszyć, że tak być nie powinno i właściciel powinien odpowiednio wcześnie zareagować. Zwłaszcza jeśli pies z radości próbuje na nas wskoczyć. Ale na prawdę (pomijając wsiowe kundelki ze wstępu) biegając po parkach i lasach miejskich i okołomiejskich nie szukajmy w każdym czworonogu krwiożerczej bestii chcącej rozszarpać nasze łydki i gardła bo to wręcz śmieszne.
Wspominałem o jednym przypadku. Raz jeden zdarzyło mi się, że coś biegło za mną i próbowało mnie wyraźnie złapać zębami. Ale po pierwsze było to York (więc dla mnie nawet nie pies), poza tym robił to ku wyraźnej uciesze stojącej przed domem rodzinki, więc podejrzewam, że był do tego zachęcony. Ja ku swojej uciesze sprzedałem szczurowi lekkiego kopa piętą i pobiegłem dalej.
I jeszcze jedno. W różnych miastach są różne regulacje na ten temat ale np. w Warszawie odpowiednia uchwała RM stanowi, że właścicielowi wolno wyprowadzać psa luzem w miejscach rzadziej uczęszczanych pod warunkiem, że sprawuje nad nim kontrolę. Rozumiem, że członkowie rady miasta stolicy europejskiej pisząc 'miejsce rzadziej uczęszczane' nie mieli na myśli pustyni błędowskiej a właśnie parki i miejskie tereny leśne. Choć tu tez wyjątki, bo np. do lasu kabackiego psy należy wprowadzać na smyczy ze względu na dziką zwierzynę.
Eh... przynudzam.. Nie dajmy się zwariować. Nauczmy się żyć w społeczeństwie
Biegam od dwóch lat. Spotykam na każdym treningów minimum kilka psów luzem (jak jest ciepło to pewni i z kilkadziesiąt) i nie licząc jednego przypadku (szerzej za chwilę o tym) nigdy nic mnie nie zaatakowało. Mało tego, nawet przypadki, że jakiś pies podbiegł w moim kierunku mogę policzyć na palcach jednej ręki. Moim zdaniem tu pokutują dwie sprawy:
1. nastawienie biegającego (tak, biegającego, nie właściciela, nie psa) - jeśli w każdej napotkanej maskotce domowej upatrujemy zagrożenie, reagujemy agresywnie, nawiązujemy kontakt wzrokowy z psem to wysyłamy psu sygnał, że coś się dzieje. I podbiegnie albo bo pomyśli, że to zachęta do zabawy (jak właściciel chce pobiegać z psem patrzy na niego i zaczyna biec - widać analogię?) albo wyczuwając agresję pomyśli, że biegacz jest zagrożeniem (i nie trzeba mieć gazu w ręce, psy odczytują ludzkie emocje dużo lepiej niż nam się wydaje)
2. nawet jeśli pies domowy podbiega do nas szczekając i 'szczerząc kły' to wcale nie znaczy, że chce nas zagryźć. Pewnie poza jakimś promilem degeneratów nikt nie hoduje w domu (najczęściej z statystyczną dwójką dzieci) mordercy. Pomiędzy podbiegnięciem i szczekaniem, a próbą ugryzienia jest cała przepaść. To zresztą widać nawet na materiale Adama. Kilka psów podbiegało do nich szczekając, ale nie można powiedzieć, żeby któryś chciał ich ugryźć. Trzeba odrobinę zrozumieć psychikę psa, żeby wiedzieć kiedy brać nogi zapas i że bez naszej prowokacji taka sytuacja nie ma większych szans się wydarzyć.
I tu uwaga: ja rozumiem, że komuś się to może nie podobać, że ktoś się może tego wystraszyć, że tak być nie powinno i właściciel powinien odpowiednio wcześnie zareagować. Zwłaszcza jeśli pies z radości próbuje na nas wskoczyć. Ale na prawdę (pomijając wsiowe kundelki ze wstępu) biegając po parkach i lasach miejskich i okołomiejskich nie szukajmy w każdym czworonogu krwiożerczej bestii chcącej rozszarpać nasze łydki i gardła bo to wręcz śmieszne.
Wspominałem o jednym przypadku. Raz jeden zdarzyło mi się, że coś biegło za mną i próbowało mnie wyraźnie złapać zębami. Ale po pierwsze było to York (więc dla mnie nawet nie pies), poza tym robił to ku wyraźnej uciesze stojącej przed domem rodzinki, więc podejrzewam, że był do tego zachęcony. Ja ku swojej uciesze sprzedałem szczurowi lekkiego kopa piętą i pobiegłem dalej.
I jeszcze jedno. W różnych miastach są różne regulacje na ten temat ale np. w Warszawie odpowiednia uchwała RM stanowi, że właścicielowi wolno wyprowadzać psa luzem w miejscach rzadziej uczęszczanych pod warunkiem, że sprawuje nad nim kontrolę. Rozumiem, że członkowie rady miasta stolicy europejskiej pisząc 'miejsce rzadziej uczęszczane' nie mieli na myśli pustyni błędowskiej a właśnie parki i miejskie tereny leśne. Choć tu tez wyjątki, bo np. do lasu kabackiego psy należy wprowadzać na smyczy ze względu na dziką zwierzynę.
Eh... przynudzam.. Nie dajmy się zwariować. Nauczmy się żyć w społeczeństwie
- f.lamer
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2550
- Rejestracja: 23 lis 2011, 10:10
- Życiówka na 10k: czydzieści9ipół
- Życiówka w maratonie: czydzwadzieścia
polskie prawo nie reguluje zdolności społeczeństwa do pojmowania psiej psychiki, reguluje natomiast (jak sam zauważyłeś) kwestie nadzoru właściciela nad czworonogiem.kisio pisze: Trzeba odrobinę zrozumieć psychikę psa, żeby wiedzieć kiedy brać nogi zapas
dla mnie ta koncepcja jest słuszna i niczego więcej od właścicieli nie wymagam.
ma szanse, wierz mi.kisio pisze: bez naszej prowokacji taka sytuacja nie ma większych szans się wydarzyć.
nie każdy pies to twój ułożony azorek
Self-improvement is masturbation.
Now, self-destruction…
Now, self-destruction…
-
- Dyskutant
- Posty: 41
- Rejestracja: 03 lis 2007, 13:06
No tak, pan jang zawyrokował, że psy ma całkowicie niegroźne i musi się tłumaczyć autochtonom-troglodytom ze sposobu wyrażania swojej normalności w krainie zaściankowej legalizacji i obyczaju. Skandal! Dobrze, że możliwość obywatelskiego sprzeciwu jeszcze pozostała, ale kto wie jak długo?jang pisze:Jeśli chodzi o psy w Central Parku, no to w końcu jest jakieś normalne pod tym względem miejsce. Oczywiście ja puszczam swoje psy luzem na spacerach, bo są całkowicie niegroźne, z tym ża ja łamię w ten sposób nasze polskie, zaściankowe, kulawe prawo. I muszę ludziom co i rusz z tej swojej normalności się tłumaczyć. Taka forma obywatelskiego nieposłuszeństwa . Przy całej mojej antypatii do US mam dużo sympatii dla NY, choć nigdy tam nie byłem. Normalne miejsce po prostu. Fajny artykuł, panie Amerykaninie (aż mnie zamurowało... ).
-
- Dyskutant
- Posty: 41
- Rejestracja: 03 lis 2007, 13:06
Nooo, ale nadzieja w siłach postępu takich jak Ty!artur_j pisze:
Dokładnie ludzie są w Polsce zacofani.
Też mam od niespełna roku psa, który ze mną biega bez smyczy i kagańca bo ma usposobienie tak łagodne, że nawet kota nie goni tylko chce się z nim bawić. Mimo to wiele osób komentuje (opowieści żony, ja widocznie wyglądam na takiego do któremu lepiej uwagi nie zwracać), że pies powinien być na smyczy i w kagańcu (mimo, że z nią zawsze chodzi na smyczy), że pies sobie szczeka (a ich bachory to nie drą ryja pod blokiem), że po psie się sprząta (tu akurat przyznam rację, choć to w PL jest to temat nie do przeskoczenia z powodu braku kultury = braku śmietniczek, szkła, puszek, śmieci na trawnikach, starego jedzenia bo przecież starsze panie ptactwo karmią).
Moja psina biega ze mną po lesie i po parku gdzie jest wiele dużych psów bez smyczy, kagańca i jakoś żaden pies nas nigdy nie zaatakował.
artykuł klasa
A fragment "ja widocznie wyglądam na takiego do któremu lepiej uwagi nie zwracać" po prostu ujmujący.
- Katarina
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 464
- Rejestracja: 13 mar 2006, 12:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraków
eh, Kisio, obyś nigdy nie trafił na sfrustrowanego psa, którego właściciel uszczęśliwia najwyżej 20min spacerami na pobliskim skwerku.
bo zagrożeniem nie są wybiegane psy, ani nawet te wiejskie.
ja tam najbardziej obawiam się dużych psów nieodpowiedzialnych właścicieli, które wyrywają się na smyczy, nigdy z niej nie spuszczone, bo teraz już za późno.
zatem nie patrzę tylko na psa, ale też na właściciela
a ostatnio zapragnął pobiegać ze mną pewien malamut. niewątpliwie wyrwałby się swojej przerażonej widokiem rozpędzającego się wielkiego psa pani, gdybym akurat nie podeszła taktycznie widząc, że po prostu chce się pobawić.
bo zagrożeniem nie są wybiegane psy, ani nawet te wiejskie.
ja tam najbardziej obawiam się dużych psów nieodpowiedzialnych właścicieli, które wyrywają się na smyczy, nigdy z niej nie spuszczone, bo teraz już za późno.
zatem nie patrzę tylko na psa, ale też na właściciela
a ostatnio zapragnął pobiegać ze mną pewien malamut. niewątpliwie wyrwałby się swojej przerażonej widokiem rozpędzającego się wielkiego psa pani, gdybym akurat nie podeszła taktycznie widząc, że po prostu chce się pobawić.
cats do not go for a walk to get somewhere, but to explore
-
- Wyga
- Posty: 92
- Rejestracja: 17 lis 2011, 08:02
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: w-wa
joggi cieszy mnie to, że Ci się ten fragment podoba ale taka jest prawda. Młody człowiek słusznej postury, łysy i do tego w dresie to dla większości społeczeństwa bandyta i lepiej go omijać z daleka. Jak biegnie to pewnie dlatego, że coś komuś ukradł i ucieka.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1812
- Rejestracja: 04 maja 2010, 20:24
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Chicago
Adam trochę mnie dziwi to ze uważasz Amerykanów za szczerych to chyba najbardziej fałszywy naród na świecie na pytanie jak sie masz każdy powie super , dobrze choć wcale tak nie jest każdy sie do ciebie uśmiecha ale za plecami obrobi ci dupę i wybije nóż w plecy ,
Będąc tak krótko w Ameryce mogłeś sie zakochał w tym miejscu wcale sie nie dziwie zwłaszcza jeśli byłeś w nowym yorku ( także to było moje pierwsze miasto które zobaczyłem po przyjedzie tutaj)
To afoszowanie wiara to dla mnie przesada nie widziałem czegoś takiego w Chicago , wiara to jest cos tylko dla ciebie po co to tak okazywać?
Jeśli chodzi o psy nie spotkałem sie z tym ze pies biega sobie swobodnie( mam na myśli Chicago) nawet czasem jak biegne w lesie to właściciel ma psa na smyczy a jeśli nie jest on na smyczy to z reguły właściciel jest na tyle blisko ze moze go chwycić za obroze
Dzis miałem taka sytuacje biegnie rano( koło 5) cisza myślami jestem gdzieś daleko nagle szczekanie psa dość dużego myślałem ze dostanę zawału nie wiedziałem czy do mnie biegnie czy nie okazało sie ze był na smyczy właściciel mnie przeprosił ...
Nie wiem jakie prawo kest w nowym yorku ale w Chicago pies musi być cały czas na smyczy i jest to raczej przestrzegane bo z tego co wiem kary są dość spore
A jeśli chodzi o streetrunning piękna sprawa zwłaszcza w godzinach szczytu kiedy ludzie stoją w korkach a biegacze beztrosko przemieszczaja sie
Będąc tak krótko w Ameryce mogłeś sie zakochał w tym miejscu wcale sie nie dziwie zwłaszcza jeśli byłeś w nowym yorku ( także to było moje pierwsze miasto które zobaczyłem po przyjedzie tutaj)
To afoszowanie wiara to dla mnie przesada nie widziałem czegoś takiego w Chicago , wiara to jest cos tylko dla ciebie po co to tak okazywać?
Jeśli chodzi o psy nie spotkałem sie z tym ze pies biega sobie swobodnie( mam na myśli Chicago) nawet czasem jak biegne w lesie to właściciel ma psa na smyczy a jeśli nie jest on na smyczy to z reguły właściciel jest na tyle blisko ze moze go chwycić za obroze
Dzis miałem taka sytuacje biegnie rano( koło 5) cisza myślami jestem gdzieś daleko nagle szczekanie psa dość dużego myślałem ze dostanę zawału nie wiedziałem czy do mnie biegnie czy nie okazało sie ze był na smyczy właściciel mnie przeprosił ...
Nie wiem jakie prawo kest w nowym yorku ale w Chicago pies musi być cały czas na smyczy i jest to raczej przestrzegane bo z tego co wiem kary są dość spore
A jeśli chodzi o streetrunning piękna sprawa zwłaszcza w godzinach szczytu kiedy ludzie stoją w korkach a biegacze beztrosko przemieszczaja sie
Train Hard,Win Easy!!
KOMENTARZE
ZwycięscySąZrobieniZczegośCoZnajdujeSieWGlebiNichSamych-PragnienieMarzenieWizjaMuszaMiecWytrzymaloscDoOstatniejMinuty,
MuszaBycTrocheSzybsiMuszaMiecUmiejetnosciIWole
AleWolaMusiBycMocniejszaNizUmiejetnosci
KOMENTARZE
ZwycięscySąZrobieniZczegośCoZnajdujeSieWGlebiNichSamych-PragnienieMarzenieWizjaMuszaMiecWytrzymaloscDoOstatniejMinuty,
MuszaBycTrocheSzybsiMuszaMiecUmiejetnosciIWole
AleWolaMusiBycMocniejszaNizUmiejetnosci
- kisio
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1774
- Rejestracja: 26 sie 2010, 08:34
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
i co mi taki niewybiegany pies zrobi? pobiegnie za mną? obślini mi nogawkę? w najgorszym wypadku będzie próbował skoczyć na mnie.. Zgadzam się, że pies nie powinien zaczepiać obcych ludzi bez względu na to czy jest luzem czy na smyczy.. ale jak czytam niektórych to się chyba powinienem z domu bać wyjść, tyle psów na osiedlu, a każdy potencjalny morderca.Katarina pisze:eh, Kisio, obyś nigdy nie trafił na sfrustrowanego psa, którego właściciel uszczęśliwia najwyżej 20min spacerami na pobliskim skwerku.
bo zagrożeniem nie są wybiegane psy, ani nawet te wiejskie.
ja tam najbardziej obawiam się dużych psów nieodpowiedzialnych właścicieli, które wyrywają się na smyczy, nigdy z niej nie spuszczone, bo teraz już za późno.
ja zlewam psy (kiedy biegam), psy zlewają mnie. mam za to na osiedlu jednego biegacza na którego szczekają wszystkie psy w okolicy, ale ja jak widzę jego wzrok to sam mam ochotę dzwonić po policję.
-
- Stary Wyga
- Posty: 198
- Rejestracja: 15 mar 2011, 08:35
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Kisio ma pewien problem. Nie wiem czy wynika z przerostu ego, braku empatii czy braku zwykłej wyobraźni, ale Pan najwyraźniej nie potrafi zrozumieć, że ON to nie znaczy WSZYSCY.
Ja psy olewam, ale moja narzeczona ma fobie i boi się panicznie każdego psa bez smyczy. I potrafię to zrozumieć. Ale pan K najwyraźniej wie lepiej, bo skoro go psy lubią/nie gonią/cocnajwyżej liżą tzn że każdego innego też tak traktują i co więcej, że inni mają to tolerować.
I tak jak ja na szczęście nie miałem nigdy z tym problemów, tak byłem świadkiem w swoim krótkim życiu już paru sytuacji wzywania straży miejskiej bo właściciel nie chciał okazać/ nie miał karty szczepień. I co by pan Kisio nie mówił, jeśli pies ma być na smyczy to ma na niej być. Bo ja i sądzę wielu takiej sytuacji by sobie nie życzyli. No chyba, że pana Kisia choroby też nie dotyczą to zwracam honor.
Ja psy olewam, ale moja narzeczona ma fobie i boi się panicznie każdego psa bez smyczy. I potrafię to zrozumieć. Ale pan K najwyraźniej wie lepiej, bo skoro go psy lubią/nie gonią/cocnajwyżej liżą tzn że każdego innego też tak traktują i co więcej, że inni mają to tolerować.
I tak jak ja na szczęście nie miałem nigdy z tym problemów, tak byłem świadkiem w swoim krótkim życiu już paru sytuacji wzywania straży miejskiej bo właściciel nie chciał okazać/ nie miał karty szczepień. I co by pan Kisio nie mówił, jeśli pies ma być na smyczy to ma na niej być. Bo ja i sądzę wielu takiej sytuacji by sobie nie życzyli. No chyba, że pana Kisia choroby też nie dotyczą to zwracam honor.
- zoltar7
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5288
- Rejestracja: 12 wrz 2010, 11:13
- Życiówka na 10k: żenująca
- Życiówka w maratonie: brak
I znowu dyskusja na temat: kto ma większe prawa czy Ja właściciel psa aby czuć się komfortowo i wyprowadzać mojego pupila bez smyczy, czy ON ten INNY, który uważa, że ma prawo biegać, spacerować, czy w przypadku dzieci bawić się, bez poczucia zagrożenia ze strony wałęsających się bez smyczy psów (najczęściej w odległym towarzystwie swojego właściciela wesoło trajlującego przez komórkę).
Niestety zła wiadomość dla właścicieli psów jest taka, że prawo jest tu jednoznaczne pies w miejscach przeznaczonych do wspólnego użytku ma być na smyczy a psy rasy agresywnej nadto w kagańcu. I czy to się komuś podoba czy nie: DURA LEX SED LEX.
Jak byłem młody i głupi , myślałem tak jak większość właścicieli psów, że mój dobrze ułożony kundelek nic nikomu nie zrobi. Ale pamiętam takie zdarzenie, że kiedyś biegacz wystraszył się mojego spokojnego ale permanentnie bezsmyczowego psa i biegnąc, zamiast patrzeć przed siebie, patrzył w bok z przestrachem obserwując mojego psa... skończyło się tak, że ten nieszczęśnik biegnąc wpadł centralnie na drzewo (na szczęście nic mu się nie stało).
Mnie osobiście nigdy nie ugryzł pies, co najwyżej ze trzy razy goniący mnie pies (wiadomo psia natura jak coś ucieka to trzeba gonić) zmusił mnie do zatrzymania, ale raz wielki owczarek wpadł mi prosto pod nogi - przeciął mi drogę w poprzek, (bo nagle ruszył za rzuconym przez radosnego i bezmyślnego właściciela patykiem) w efekcie czego powalił mnie na drogę, na szczęście tym razem nic mi się nie stało
Niestety zła wiadomość dla właścicieli psów jest taka, że prawo jest tu jednoznaczne pies w miejscach przeznaczonych do wspólnego użytku ma być na smyczy a psy rasy agresywnej nadto w kagańcu. I czy to się komuś podoba czy nie: DURA LEX SED LEX.
Problem właścicieli psów w Warszawie polega na tym, że w Warszawie praktycznie nie ma miejsc "mało uczęszczanych przez ludzi", stąd częsta chęć do relatywizowania tego warunku. Ale kochani właściciele nie tak buduje się społeczeństwo obywatelskie!W Warszawie np. jest takie prawo:
5. Na tereny przeznaczone do wspólnego użytku psy należy wyprowadzać na smyczy, a agresywne nadto w kagańcach.
(...)
7. W miejscach mało uczęszczanych przez ludzi dopuszcza się zwolnienie psa ze smyczy i kagańca pod warunkiem zachowania przez właściciela lub opiekuna pełnej kontroli zachowania psa za wyjątkiem psów rasy uznanej za agresywną lub mieszańce tych ras, które muszą mieć nałożony kaganiec.
8. Psy mogą być zwolnione ze smyczy na obszarach wyznaczonych
Jak byłem młody i głupi , myślałem tak jak większość właścicieli psów, że mój dobrze ułożony kundelek nic nikomu nie zrobi. Ale pamiętam takie zdarzenie, że kiedyś biegacz wystraszył się mojego spokojnego ale permanentnie bezsmyczowego psa i biegnąc, zamiast patrzeć przed siebie, patrzył w bok z przestrachem obserwując mojego psa... skończyło się tak, że ten nieszczęśnik biegnąc wpadł centralnie na drzewo (na szczęście nic mu się nie stało).
Mnie osobiście nigdy nie ugryzł pies, co najwyżej ze trzy razy goniący mnie pies (wiadomo psia natura jak coś ucieka to trzeba gonić) zmusił mnie do zatrzymania, ale raz wielki owczarek wpadł mi prosto pod nogi - przeciął mi drogę w poprzek, (bo nagle ruszył za rzuconym przez radosnego i bezmyślnego właściciela patykiem) w efekcie czego powalił mnie na drogę, na szczęście tym razem nic mi się nie stało
Temu się darzy, kto dobrze waży.
Szczęśliwi kalorii nie liczą.
Szczęśliwi kalorii nie liczą.
- ioannahh
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1309
- Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
- Życiówka na 10k: 39:46
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: sopot
- Kontakt:
no nie, bez przesady. nie jestem w stanie sie z tym zgodzic.kisio pisze: 1. nastawienie biegającego (tak, biegającego, nie właściciela, nie psa) - jeśli w każdej napotkanej maskotce domowej upatrujemy zagrożenie, reagujemy agresywnie, nawiązujemy kontakt wzrokowy z psem to wysyłamy psu sygnał, że coś się dzieje. I podbiegnie albo bo pomyśli, że to zachęta do zabawy (jak właściciel chce pobiegać z psem patrzy na niego i zaczyna biec - widać analogię?) albo wyczuwając agresję pomyśli, że biegacz jest zagrożeniem (i nie trzeba mieć gazu w ręce, psy odczytują ludzkie emocje dużo lepiej niż nam się wydaje)
2. nawet jeśli pies domowy podbiega do nas szczekając i 'szczerząc kły' to wcale nie znaczy, że chce nas zagryźć. Pewnie poza jakimś promilem degeneratów nikt nie hoduje w domu (najczęściej z statystyczną dwójką dzieci) mordercy. Pomiędzy podbiegnięciem i szczekaniem, a próbą ugryzienia jest cała przepaść. To zresztą widać nawet na materiale Adama. Kilka psów podbiegało do nich szczekając, ale nie można powiedzieć, żeby któryś chciał ich ugryźć. Trzeba odrobinę zrozumieć psychikę psa, żeby wiedzieć kiedy brać nogi zapas i że bez naszej prowokacji taka sytuacja nie ma większych szans się wydarzyć.
nie mozna wymagac od przypadkowego przechodnia mijanego na ulicy, zeby znal psia psychike i zachowywal sie odpowiednio w sytuacji spotkania (lub unikania spotkania) ze zwierzakiem.
to tak jakby osoba, która niosła w kieszeni nóż, zraniła kogoś na ulicy i miała do niego pretensje, że wyglądał podejrzanie i zbyt gwałtownie zapytał o godzinę.
w kwestii psów jednak.. przechodzień ma prawo zacząć wrzeszczeć, machać rękami, zawrócić i biec co sił w przeciwnym kierunku albo nawet wyciągnąć z kieszeni kiełbasę i machać nią metr od psiego nosa. pies mimo to nie ma prawa zaatakować takiej osoby. choć to dość niefortunnie ujęte - pies zna inne prawa niż człowiek. a zatem: właściciel psa ma obowiązek panować nad swoim zwierzakiem tak, żeby ten nie zrobił nikomu krzywdy. jeśli pies nie jest odwoływalny i przewidywalny - niech go trzyma na smyczy. oczywiście hipotetyczna sytuacja, o jakiej tu piszę (ktoś kto mija psa odwraca się, krzyczy i ucieka) jest dość ekstremalna i raczej mało możliwa, ale nie zmienia to faktu, ze coś podobnego może się zdarzyć i jeśli nasze zwierzę takiego człowieka ugryzie, to będzie to głównie nasza wina.
próby usprawiedliwiania agresywnych zachowań psów przez właścicieli twierdzących, że pies ugryzł, bo poszkodowany biegł za szybko, a do tego po spojrzeniu na psa zaczął miauczeć i podskakiwać, nie są wcale przekonujące. każdy sobie może biegać po ulicy i miauczeć i nikomu nic do tego. gwałciciele też twierdzą, że ofiary same się prosiły, nosząc spódniczki ledwo zakrywające pośladki i dekolty po sam pępek. w jednym i drugim przypadku mamy do czynienia z mocno nierozsądnym zachowaniem, które rzeczywiście mogło być jawną prowokacją - ale czy to usprawiedliwia sam czyn?
mam nadzieję, że nie zostanę źle zrozumiana - od wielu lat zajmuję się psami, jestem instruktorką sportów kynologicznych i posłuszeństwa, mam w domu trzy psy i czwartego 'w drodze' nie mam zatem absolutnie nic przeciwko psom, czy to w parkach, czy w środku miasta. mam natomiast serdecznie dosyć nieodpowiedzialnych ludzi, którzy swoimi idiotycznymi zachowaniami niweczą ciężką pracę tych właścicieli, którzy ciężko pracują na to, żeby w świadomości społecznej obraz psa w mieście w końcu uległ poprawie.
- Adam Klein
- Honorowy Red.Nacz.
- Posty: 32176
- Rejestracja: 10 lip 2002, 15:20
- Życiówka na 10k: 36:30
- Życiówka w maratonie: 2:57:48
- Lokalizacja: Polska cała :)
Dosyć się nam dyskusja spolaryzowała, choć ja pierwszy raz właściwie widzę tego typu dyskusję, bo zazwyczaj jest to mech do jednej bramki (do tej gdzie stoją właściciele psów nie na smyczy).
Ale oderwijmy się od tego.
Widzieliście film? Widzieliście co tam w kwestii psów sie dzieje? Jak to jest możliwe, że psy chodzą bez smyczy takimi stadami i nikt im nie zwraca uwagi, mimo, że jak pokazałem odpowiedni przepis jest?
Przysięgam wam, że dokładnie takie same sytuacje widziałem trzy tygodnie temu w Monachium kiedy biegałem po Parku Olimpijskim.
Ja mam wrażenie, że Ci ludzie są lepiej wyedukowani, bardziej kulturalni i takie są też ich psy.
W Polsce samopasący się rotweiler czy amstaf jaki by nie był rodzi jakiś respekt a tam zauważyliście scenę, w której amstaf podbiega do jakiejś kobiety a ona go poklepuje po głowie?
Tam jest poprostu pokój. Nie wiem dlaczego tam tak jest a tutaj być nie może? To jest naprawdę temat do poważnego zastanowienia, bo gdybyśmy byli w stanie tak wyedukować właścicieli i psy, żeby ich inni spacerowicze nie czuli się zagrożeni - czy nie było by fajniej?
Wojtek Mojsak - jak dotrzesz do Nowego Jorku to może spróbuj może pogadać z kilkoma ludźmi spacerującymi z psami po Parku, może Ci powiedzą coś ciekawego? Że np u nich jest jakaś książka, którą obowiązkowo wszyscy właściciele psów muszą przeczytać i potem ich psy zachowują się jak baranki.
Nawet te które mnie obszczekały były sympatyczne.
Ale oderwijmy się od tego.
Widzieliście film? Widzieliście co tam w kwestii psów sie dzieje? Jak to jest możliwe, że psy chodzą bez smyczy takimi stadami i nikt im nie zwraca uwagi, mimo, że jak pokazałem odpowiedni przepis jest?
Przysięgam wam, że dokładnie takie same sytuacje widziałem trzy tygodnie temu w Monachium kiedy biegałem po Parku Olimpijskim.
Ja mam wrażenie, że Ci ludzie są lepiej wyedukowani, bardziej kulturalni i takie są też ich psy.
W Polsce samopasący się rotweiler czy amstaf jaki by nie był rodzi jakiś respekt a tam zauważyliście scenę, w której amstaf podbiega do jakiejś kobiety a ona go poklepuje po głowie?
Tam jest poprostu pokój. Nie wiem dlaczego tam tak jest a tutaj być nie może? To jest naprawdę temat do poważnego zastanowienia, bo gdybyśmy byli w stanie tak wyedukować właścicieli i psy, żeby ich inni spacerowicze nie czuli się zagrożeni - czy nie było by fajniej?
Wojtek Mojsak - jak dotrzesz do Nowego Jorku to może spróbuj może pogadać z kilkoma ludźmi spacerującymi z psami po Parku, może Ci powiedzą coś ciekawego? Że np u nich jest jakaś książka, którą obowiązkowo wszyscy właściciele psów muszą przeczytać i potem ich psy zachowują się jak baranki.
Nawet te które mnie obszczekały były sympatyczne.
- herson
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1681
- Rejestracja: 19 cze 2001, 10:04
- Lokalizacja: już tylko okolice Krk i góry :)
Święte słowa, nie wiem co w tym takiego ekscytującego, że psy latają w każda stronę, a właścicielowi to lata. To tylko zwierzę i na to trzeba wziąć odpowiedni margines.Ciawaraz pisze: Nie wiem jakie prawo kest w nowym yorku ale w Chicago pies musi być cały czas na smyczy i jest to raczej przestrzegane bo z tego co wiem kary są dość spore
Sam, pomimo tego, że przez całe życie wychowany z psami ( do domu ściagałem wszystko co chciało ze mną pójść, raz zdarzyło się, że trafił się dog niemalże większy ode mnie ) kategorycznie wymagam, aby psy były zawsze na smyczy lub przynajmniej odpowiednio wcześniej złapane przez właściciela. Nie boję się ich i wiem jak postepować, ale nic mnie tak nie wkur.... a jak biegnąc n-ty km w lesie, zatopiony we własnych myślach, wsłuchany w muzykę czy audiobooka, znienacka zostaję zaatakowany przez jakieś głupie bydlę z jeszcze głupszym właścicielem, który jest kilkadziesiąt metrów dalej i udaje, że nic sie nie dzieje.
Kilka lat wstecz, jeżdżąc na rowerze czy biegając z moim niezyjacym juz dobermanem, zawczasu zaopatrzyłem go w lekki z rzemienia kaganiec, a mimo to zawsze starałem się mieć oczy dookoła głowy coby nikogo nie przestraszyć. Mimo, że bydle było posluszne i pierdołowate, robiło wrażenie.
- herson
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1681
- Rejestracja: 19 cze 2001, 10:04
- Lokalizacja: już tylko okolice Krk i góry :)
Żeby dalej nie przedłużać dyskusji, która trochę odbiegła od meritum, jakiś czas temu J. Fedorowicz w swoim felietonie opisał zdaje się rożnice w zachowaniu psów i ich właścicieli w Polsce i krajach zachodu. Zto tak na potwierdzenie tego co napisałeś - coś w tym musi byćAdam Klein pisze:
Nawet te które mnie obszczekały były sympatyczne.
Sam artykuł sympatyczny, ale ja mam bardzo ambiwalentne odczucia, nie tyle co do NY, ale samych USA.
Z jednej strony mierzi mnie niespotykana powszechna głupota i zadufanie, z drugiej tak samo albo bardziej, ciekawi i fascynuje odmienność i wszelkiego rodzaju pomieszanie wszystkiego ze wszystkim w tym kraju.
- ioannahh
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1309
- Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
- Życiówka na 10k: 39:46
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: sopot
- Kontakt:
Mysle, ze glownym powodem jest poziom wyedukowania i kultura spoleczenstwa. naprawde ciezko byloby znalezc kraj o podobnym do Polski 'statusie cywilizacyjnym', w ktorym byloby pod tym wzgledem gorzej niz u nas. w Polsce jest masa dresiarzy i półmózgów, którzy kupują sobie psy 'groźnych ras' żeby nimi szpanować; rodziny z dziećmi biorą psy, żeby tradycji stało się zadość, bo 'w domu zawsze był pies'. na wsiach zwierzaki żyją na łańcuchach przy budzie i jedzą resztki ze stołu. Polacy z jakiegoś niewyjaśnionego powodu widzą psy jako nieodłączny element krajobrazu.. i nic poza tym. i z tego wszystkiego biorą się wszystkie nieszczęścia, fatalne w skutkach zaniedbania i błędy. a potem społeczeństwo upaja się sensacją i nie potrafi pojąć, że wina leży po stronie nieodpowiedzialnego człowieka.Adam Klein pisze: Tam jest poprostu pokój. Nie wiem dlaczego tam tak jest a tutaj być nie może? To jest naprawdę temat do poważnego zastanowienia, bo gdybyśmy byli w stanie tak wyedukować właścicieli i psy, żeby ich inni spacerowicze nie czuli się zagrożeni - czy nie było by fajniej?
Wojtek Mojsak - jak dotrzesz do Nowego Jorku to może spróbuj może pogadać z kilkoma ludźmi spacerującymi z psami po Parku, może Ci powiedzą coś ciekawego? Że np u nich jest jakaś książka, którą obowiązkowo wszyscy właściciele psów muszą przeczytać i potem ich psy zachowują się jak baranki.
Nawet te które mnie obszczekały były sympatyczne.