Szybkość /po 40-tce/
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 334
- Rejestracja: 23 lis 2003, 15:47
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraków
- Kontakt:
Czy po 40-tce mozliwe jest poprawienie szybkosci. Spotkalem wypowiedzi /bardzo dolujace/ ze jest juz to niemozliwe, ze w tym wieku mozna poprawic tylko wytrzymalosc. Moze jednak komus sie to udalo i jak to zrobic/jaki trening/ moze interwaly?
Pozdr. Artur
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1865
- Rejestracja: 18 cze 2001, 18:10
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Gdynia
- Kontakt:
Pewnie powinien się wypowiedzieć, ktoś bardziej obeznany z fizjologią. Na Forum w którymś z artykulów znalazłem informację, że nie - co mnie kiedyś nieco zmartwiło. Inne lektury też zdają się to sugerować. Choćby Skarżyński wskazuje, że w tym wieku to "zaczyna się walka nie o poprawę swoich możliwości fizycznych, ale raczej o zahamowanie ich spadku".
A konkretnie, to ja się przez ostatni rok wyraźnie poprawiłem szybkościowo /52 lata/, ale nie jestem w stanie udzielać rad treningowych, bo moje bieganie to generalnie jeden wielki chaos i improwizacja. Dopiero podjąłem próbę biegania wg planu, ale nie wiem jakie to da efekty. Polecić mogę urozmaicony trening, z przebieżkami, itd. No i starty - dają świetne rozpoznanie mozliwości i nieźle napędzają. :)
(Edited by Olek at 7:36 pm on Jan. 11, 2004)
A konkretnie, to ja się przez ostatni rok wyraźnie poprawiłem szybkościowo /52 lata/, ale nie jestem w stanie udzielać rad treningowych, bo moje bieganie to generalnie jeden wielki chaos i improwizacja. Dopiero podjąłem próbę biegania wg planu, ale nie wiem jakie to da efekty. Polecić mogę urozmaicony trening, z przebieżkami, itd. No i starty - dają świetne rozpoznanie mozliwości i nieźle napędzają. :)
(Edited by Olek at 7:36 pm on Jan. 11, 2004)
biegowa recydywa
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 447
- Rejestracja: 21 paź 2002, 11:53
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
Ponieważ ja pierwszą imprezę biegową zaliczyłem w wieku 43 lat, to do dziś prawie stale ustanawiam nowe życiówki. Mam nadzieję, że ustabilizuję się za jakieś dwa sezony. Moja rada: nie zaczynać za wcześnie 

wirek
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 334
- Rejestracja: 23 lis 2003, 15:47
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraków
- Kontakt:
Olek i Wirek, wspaniale ze napisaliscie. Przeciez Wasze informacje sa wlasnie ku pokrzepieniu serc. Z waszych informacji wynika ze mino przekroczenia 40-tki mozna poprawiac szybkosc, to niewatpliwie podniesie na duchu wszystkich tych, ktorzy sie podlamali sluchajac wlasnie wywodow fizjologow etc. Zreszta przez ostatnie lata bylo dwoch takich fizjolog i psycholog-z ich publicznych wypowiedzi jasno wynikalo ze to ze mamy mistrza to wylacznie ich zasluga. Tylko dlaczego nie wychowali takich n. 200 mistrzow. Ja chyba musze urozmaicic trening tak jak radzisz Olku. Bo biegam w sposob ciagly, jednostajny. Sam popatrz Wirek caly czas sie rozwija. Czyli warto trenowac, nie jest z nami tak zle. Przez szybkosc rozumiem czas pokonania dystansu/oczywiscie dlugiego/. Ja Foma mam taka petle 10,5 km. i dokladnie od 2 lat pokonuje ja niemal w identycznym czasie, zamiast w coraz krotszym-stad moje pytanie.
Pozdr. Artur
-
- Wyga
- Posty: 111
- Rejestracja: 26 lis 2003, 10:54
Jesli chodzi o trening osob po 40 tce to nauka jest nadal w stanie poczatkowego rozwoju. Jeszcze 10 lat temu nie bylo praktycznie zadnej literatury, nawet w USA , z ktorej mogliby skorzystac amatorzy po 40 tce.
Pisze amatorzy, bo byli zawodowcy, ktorzy nadal trenowali modyfikowali jedynie swoje treningi.
"Eksperci" - fizjolodzy, b.czesto swe "naukowe" badania
prowadzili majac do dyspozycji typowa miernote po 40ce, ktora nigdy nie miala nic wspolnego z wyczynowym sportem.
Oczywiscie byly mistrz swiata nie poprawi wlasnego rekordu po 20 latach. Trenujac solidnie jego wydolnosc
spada jednak minimalnie - ok. 5%/10lat.
Inaczej sprawa wyglada u osob, ktore po raz pierwszy
zaczynaja trenowac po 40ce. Po pol roku treningu
forma poprawia sie dramatycznie a po 3 latach maja one zyciowa forme i wygrywaja z wieloma 20 latkami.
Trening musi byc urozmaicony :zima wskazana jest silownia, ostre interwaly na maxa na 100 - 800m.
Jak wykazaly badania wiekszy spadek formy nastepuje
dopiero po 65r zycia.
Wyczynowcowiec, ktory mial przerwe w treningach np 10lat i wznowil treningi, znacznie szybciej dojdzie do
dobrej formy niz 40 latek zaczynajacy od zera i bedzie o klase lepszy od niego.
Im wczesniej zaczniemy solidne treningi tym lepiej.
Spector
Pisze amatorzy, bo byli zawodowcy, ktorzy nadal trenowali modyfikowali jedynie swoje treningi.
"Eksperci" - fizjolodzy, b.czesto swe "naukowe" badania
prowadzili majac do dyspozycji typowa miernote po 40ce, ktora nigdy nie miala nic wspolnego z wyczynowym sportem.
Oczywiscie byly mistrz swiata nie poprawi wlasnego rekordu po 20 latach. Trenujac solidnie jego wydolnosc
spada jednak minimalnie - ok. 5%/10lat.
Inaczej sprawa wyglada u osob, ktore po raz pierwszy
zaczynaja trenowac po 40ce. Po pol roku treningu
forma poprawia sie dramatycznie a po 3 latach maja one zyciowa forme i wygrywaja z wieloma 20 latkami.
Trening musi byc urozmaicony :zima wskazana jest silownia, ostre interwaly na maxa na 100 - 800m.
Jak wykazaly badania wiekszy spadek formy nastepuje
dopiero po 65r zycia.
Wyczynowcowiec, ktory mial przerwe w treningach np 10lat i wznowil treningi, znacznie szybciej dojdzie do
dobrej formy niz 40 latek zaczynajacy od zera i bedzie o klase lepszy od niego.
Im wczesniej zaczniemy solidne treningi tym lepiej.
Spector
-
- Ekspert/Fizjologia
- Posty: 942
- Rejestracja: 25 cze 2001, 23:45
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Kontakt:
Fizjolog i psycholog to moi koledzy i będę ich bronił.
Talent pojawia się 1 na kilka milionów osobników. Do tego musi trafić do tej dyscypliny, do której ma predyspozycje. Musi trafić na trenera, który poprowadzi go w sposób warunkujący postęp. Po drodze do mistrzostwa musi zostać spełnione jeszcze kilka warunków aby talent mógł się objawić.
Tak więc prawdopodobieństwo doprowadzenia talentu na sam szczyt jest bardzo, bardzo małe. (w zasadzie toto lotek)
To dlatego fizjolog i psycholog nie wychował 200 mistrzów. (Czy jest ich tylu w Pucharze Świata?)
Jeżeli za szybkość przyjmiemy czas pojedynczego ruchu (to jest definicja) to niestety szybkość z wiekiem maleje. A do tego trening wytrzymałości powoduje również zmniejszenie możliwości szybkościowych.
Paradoksem wydaje się fakt, że dobry maratończyk jest szybszy na 100m niż przeciętny średniak.
Każdy rodzaj treningu degraduje włókna szybkie (niestety) a niektóre treningi w sposób szczególny.
R.
Talent pojawia się 1 na kilka milionów osobników. Do tego musi trafić do tej dyscypliny, do której ma predyspozycje. Musi trafić na trenera, który poprowadzi go w sposób warunkujący postęp. Po drodze do mistrzostwa musi zostać spełnione jeszcze kilka warunków aby talent mógł się objawić.
Tak więc prawdopodobieństwo doprowadzenia talentu na sam szczyt jest bardzo, bardzo małe. (w zasadzie toto lotek)
To dlatego fizjolog i psycholog nie wychował 200 mistrzów. (Czy jest ich tylu w Pucharze Świata?)
Jeżeli za szybkość przyjmiemy czas pojedynczego ruchu (to jest definicja) to niestety szybkość z wiekiem maleje. A do tego trening wytrzymałości powoduje również zmniejszenie możliwości szybkościowych.
Paradoksem wydaje się fakt, że dobry maratończyk jest szybszy na 100m niż przeciętny średniak.
Każdy rodzaj treningu degraduje włókna szybkie (niestety) a niektóre treningi w sposób szczególny.
R.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2698
- Rejestracja: 14 sty 2003, 12:47
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Tadeusz Mytnik poslki kolarz specjalista od czasówek podczas wyścigu pokoju w 1981 roku ( a maił wtedy juz z pona dtrzydzierstke i był to jego koniec kariery )parę razy na czasówkach od długości od 20 do 40 kilometrów przegrał parę razy w młodym wtedy Ludwigiem i powiedział tak gdyby te czasówki maiły po 60-70 km to bym sprał dupę młodemu Ludwigowi.
Tompoz
- Pit
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1350
- Rejestracja: 27 wrz 2002, 09:10
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa okolice Agrykoli
Wydaje mi się ze w niektórych wypowiedziach jest popełniany istotny błąd.
Bo są ( w duzym uproszczeniu) dwie zupełnie różne sytuacje:
1. ktoś kto trenuje od dłuższego czasu (zawodnik lub zaawansowany amator) i jego szansa na poprawę szybkosci po przekroczeniu 35 roku zycia (oczywiscie dla różnych osob mogą być różnice) się zmniesza.
2. Ktoś kto zaczyna trening (ewentualnie znacząco podnosi jakość lub intensywność treningu) w wieku tych 35 czy wiecej lat. Wtedy mimo, że jego obiektywny pułap mozliwosci szybkosciowych będzie sie obniżał to jego osiągane wyniki będą coraz lepsze bo dzięki treningowi będzie się zbliżał do swojego maksymalnego pułapu.
Posumowując to z wiekiem obniza się ta maksymalna, teoretyczna granica osiągnięć jakie dany osobnik moze optymalnym treningiem osiągnąć. A od tego w jakiej odległości od tego maksimum sie w danej chwili znajduje zależy ile może poprawić przez trening.
Arturo51 jeśli jako wskaźnik szybkości bierzesz czas na 10.5 km to to jest zupełne nieporozumienie. A to ze twoja wytrzymałośc mimo 2 lat treningu sie nie zmienia to świadczy chyba o błędnym treningu lub o słabej psychice (bez urazy, rozumiem to jako brak instynktu kilera)
Bo są ( w duzym uproszczeniu) dwie zupełnie różne sytuacje:
1. ktoś kto trenuje od dłuższego czasu (zawodnik lub zaawansowany amator) i jego szansa na poprawę szybkosci po przekroczeniu 35 roku zycia (oczywiscie dla różnych osob mogą być różnice) się zmniesza.
2. Ktoś kto zaczyna trening (ewentualnie znacząco podnosi jakość lub intensywność treningu) w wieku tych 35 czy wiecej lat. Wtedy mimo, że jego obiektywny pułap mozliwosci szybkosciowych będzie sie obniżał to jego osiągane wyniki będą coraz lepsze bo dzięki treningowi będzie się zbliżał do swojego maksymalnego pułapu.
Posumowując to z wiekiem obniza się ta maksymalna, teoretyczna granica osiągnięć jakie dany osobnik moze optymalnym treningiem osiągnąć. A od tego w jakiej odległości od tego maksimum sie w danej chwili znajduje zależy ile może poprawić przez trening.
Arturo51 jeśli jako wskaźnik szybkości bierzesz czas na 10.5 km to to jest zupełne nieporozumienie. A to ze twoja wytrzymałośc mimo 2 lat treningu sie nie zmienia to świadczy chyba o błędnym treningu lub o słabej psychice (bez urazy, rozumiem to jako brak instynktu kilera)
biec goniąc marzenia
[url=http://www.sbbp.pl][b]SBBP.PL[/b][/url]
[url=http://www.sbbp.pl][b]SBBP.PL[/b][/url]
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1865
- Rejestracja: 18 cze 2001, 18:10
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Gdynia
- Kontakt:
Zgadzam się z Pitem. Do mnie pasuje ten drugi wariant.
Arturo 51 - bardzo polecam Ci lekturę książki Skarżyńskiego "Biegiem po zdrowie". Jestem pewien, że kluczem do poprawy jest zmiana Twojego treningu. Wiele autorytetów zgodnie twierdzi, że przy jednostajnym bieganiu /ten sam dystans, tempo/ w pewnym momencie nie ma już żadnego rozwoju.
Arturo 51 - bardzo polecam Ci lekturę książki Skarżyńskiego "Biegiem po zdrowie". Jestem pewien, że kluczem do poprawy jest zmiana Twojego treningu. Wiele autorytetów zgodnie twierdzi, że przy jednostajnym bieganiu /ten sam dystans, tempo/ w pewnym momencie nie ma już żadnego rozwoju.
biegowa recydywa
- dargch
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 783
- Rejestracja: 09 gru 2003, 14:45
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: W-wa, Bemowo
W załączeniu obszerny cytat artykułu który koresponduje w pewnym sensie z poruszanym wątkiem
- przyjemnej lektury
Cytat:
GRANICE WYTRZYMAŁOŚCI
Bądź jak zwierzę
Profesor biologii uczy się biegać od wielbłądów, karaluchów i antylop. I bije światowe rekordy.
HILMAR SCHMUNDT
Słychać wystrzał z pistoletu startowego, 262 biegaczy rusza naprzód "jak antylopy ścigane przez wilki" - zauważa Bernd Heinrich.
On sam jest jednym z zawodników i praktycznie nie ma szans na zwycięstwo w tym ekstremalnym biegu, "ultramaratonie" - na dystansie 100 km.
Najgroźniejszy przeciwnik Heinricha w ten chłodny, październikowy poranek 1981 r. wydaje się nie do pobicia. To 29-letni Barney Klecker,
który na krótko przedtem przebiegł dystans 80 km w czasie krótszym niż 5 godzin, uzyskując tym samym światowy rekord. Heinrich z kolei ma już 41 lat,
jest naukowcem, przechodzącym kryzys wieku średniego, a na dodatek właśnie porzuciła go żona z córką. A lekarz ostrzega go: Jeśli nie przestanie
pan biegać, wyjmę panu rzepkę kolanową i osobiście wrzucę ją do kosza.
Karaluch trenerem
Bernd Heinrich uparcie jednak wierzy swojemu zespołowi doradców, złożonemu z niezwykłych ekspertów: gepardów, wilków, sępów, trzmieli,
karaluchów i niezliczonej ilości innych stworów. Ten profesor biologii badał przez długie lata tajemnice zwierząt, które potrafią przetrwać
dzięki swej wytrzymałości. Bieg jest więc dla wielokrotnie nagradzanego autora opracowań naukowych biologicznym eksperymentem na samym sobie,
o którym opowie później w książce, stanowiącej udane połączenie biografii i podręcznika biologii ("Laufen. Geschichte einer Leidenschaft" - "Bieganie.
Historia pewnej namiętności.").
Heinrich urodził się w Gdańsku. Kiedy miał cztery lata, jego rodzice uciekli wraz z nim na Zachód, gdzie potem przez wiele lat żyli w wyjątkowo
ubogich warunkach w leśnej chatce pod Hamburgiem. Uważa, że to był dobry start w życie. - Ponieważ nauczyłem się doceniać to, co jest naprawdę
ważne - cykle życiowe motyli, zachowanie młodych wron i radość ze stąpania po ciepłym piasku bosymi, chronionymi twardą skórą stopami w pogoni
za chrząszczami.
Jego pierwsza lekcja: Rankiem chrząszcze zataczają się ociężale, a po południu poruszają się zwinnie i szybko.
Wniosek: Wydajność mięśniowa uzależniona jest od temperatury. Gdy jest zimno, owady stają się niemrawe. Homo sapiens z kolei, dzięki swoim
dwóm milionom gruczołów potowych, jest mistrzem ochładzania się przez odparowywanie. Własny klimatyzator każdego organizmu sprawia,
że w warunkach wyjątkowego gorąca człowiek staje się groźnym "drapieżcą, uzbrojonym w wytrwałość" - sądzi Heinrich. Niektóre plemiona w Ameryce,
Afryce czy Australii walczyły dawniej, nie używając łuków czy oszczepów, uzbrojone jedynie w zabójczą wytrzymałość. To dzięki niej potrafiły tak
długo ścigać swoje ofiary, aż te padły z wyczerpania - a nie były to jedynie kangury, zebry czy jelenie, ale nawet antylopy, które w galopie
potrafią osiągnąć prędkość 100 km na godzinę.
Kumkanie w biegu
Dla Heinricha bieganie jest jedną z najważniejszych rzeczy w życiu. W 1951 r. rodzice wyemigrowali wraz z nim do Stanów Zjednoczonych,
gdzie wkrótce umieścili go w sierocińcu, a sami jako eksperci od zachowania zwierząt wyruszyli w ekspedycje po Meksyku i Afryce.
Opuszczony przez rodziców chłopiec dowartościowuje się biegając i wciąż mruczy pod nosem: "Wytrzymaj, bądź jak zwierzę".
Dzięki sukcesom w bieganiu dostał się na uniwersytet na wydział biologii, mimo że nie ukończył szkoły średniej. Zwierzęta są jego wzorami.
Na przykład wielbłądy, które tak spokojnie kroczą przez pustynię, aby oszczędzać energię i zapasy wody. Ich garby nie są wbrew obiegowej
opinii zbiornikami na wodę, lecz energię, a ponadto zapewniają ochronę przed słońcem. Heinrich twierdzi, że włosy na głowie człowieka spełniają podobną funkcję.
Obserwując psy, naukowiec stwierdza, że ich sposób poruszania się wzmacnia płuca, które pracują podczas biegu tak jak miech kowalski.
W związku z tym także on synchronizuje podczas biegu oddech i ruchy rąk. Rzekotki drzewne pokazują mu, jak można sobie ułatwić ciężką robotę,
jaką jest nocne kumkanie, poprzez zmiany tempa jego wykonywania. Również podczas zawodów zmienia on długość swojego kroku, żeby nie zmęczyć się za bardzo.
Wreszcie od ptaków przejmuje zwyczaj przejadania się (hyperphagia). Jako przykład może tu posłużyć biegus rdzawy: ten arktyczny ptaszek tak
długo napycha sobie brzuszek przed swoją podróżą na dystansie 12 tys. kilometrów, że waży dwukrotnie więcej niż zwykle. Jest to zapas paliwa,
wystarczający na 7500 km nieustannego lotu. Heinrich podczas przygotowań do biegu poprzez "doładowywanie węglowodanów" zwiększa swoją wagę o ponad dwa kilo.
Z początku, jako biegacz na średnich dystansach, nie potrafił sobie wyobrazić, że mógłby pobiec w maratonie - do czasu, aż legendarny biolog
społeczny Edward O. Wilson obliczył, że mógłby przebiec bostoński maraton w czasie krótszym niż dwie i pół godziny. Heinrich poważył się na ten
eksperyment - i udało mu się skrócić wyliczony przez Wilsona czas biegu o 5 minut. Od tamtej pory zajmuje się dość niezwykłą, utworzoną przez siebie
gałęzią wiedzy: połączeniem sportu i nauki o zwierzętach.
Stopa jak hamburger
Heinrich nie nadaje się jednak specjalnie na doradcę ds. treningu, ponieważ jego własne eksperymenty na samym sobie są bezlitosne: podstawowym
wyżywieniem budulcowym są dla niego kotlety wieprzowe i kawa; napojami testowanymi przez niego podczas biegów były ostatnio: sześciopak piwa i prawie
litr miodu; czasem na próbę biega boso, aż do momentu kiedy jego stopy zaczną wyglądać jak "surowe hamburgery". Ćwiczenia rozciągające odrzuca zdecydowanie
jako lipę, mimo że zalecają je nie tylko eksperci od sportu. Także psy mają skłonność do przeciągania się.
Ale właśnie ten upór autora decyduje o uroku książki. A Heinrichowi pomógł zwyciężyć w 100-kilometrowym biegu. Faworyt biegu Klecker nie
wytrzymał antylopiego sprintu, zamiast tego Heinrich krokiem biegnącego wielbłąda pierwszy przeciął linię mety - po 6 godzinach i 38 minutach,
lżejszy o trzy i pół kilograma. Stał się rekordzistą świata w biegu na 100 km. Prawdziwie zwierzęcy wyczyn.
Koniec cytatu
Pytanie - czy ktoś czytał wspomnianą w artykule książkę (Bernd Heinrich "Bieganie -
historia pewnej namiętności.")
(Edited by dargch at 4:54 pm on Jan. 21, 2004)

Cytat:
GRANICE WYTRZYMAŁOŚCI
Bądź jak zwierzę
Profesor biologii uczy się biegać od wielbłądów, karaluchów i antylop. I bije światowe rekordy.
HILMAR SCHMUNDT
Słychać wystrzał z pistoletu startowego, 262 biegaczy rusza naprzód "jak antylopy ścigane przez wilki" - zauważa Bernd Heinrich.
On sam jest jednym z zawodników i praktycznie nie ma szans na zwycięstwo w tym ekstremalnym biegu, "ultramaratonie" - na dystansie 100 km.
Najgroźniejszy przeciwnik Heinricha w ten chłodny, październikowy poranek 1981 r. wydaje się nie do pobicia. To 29-letni Barney Klecker,
który na krótko przedtem przebiegł dystans 80 km w czasie krótszym niż 5 godzin, uzyskując tym samym światowy rekord. Heinrich z kolei ma już 41 lat,
jest naukowcem, przechodzącym kryzys wieku średniego, a na dodatek właśnie porzuciła go żona z córką. A lekarz ostrzega go: Jeśli nie przestanie
pan biegać, wyjmę panu rzepkę kolanową i osobiście wrzucę ją do kosza.
Karaluch trenerem
Bernd Heinrich uparcie jednak wierzy swojemu zespołowi doradców, złożonemu z niezwykłych ekspertów: gepardów, wilków, sępów, trzmieli,
karaluchów i niezliczonej ilości innych stworów. Ten profesor biologii badał przez długie lata tajemnice zwierząt, które potrafią przetrwać
dzięki swej wytrzymałości. Bieg jest więc dla wielokrotnie nagradzanego autora opracowań naukowych biologicznym eksperymentem na samym sobie,
o którym opowie później w książce, stanowiącej udane połączenie biografii i podręcznika biologii ("Laufen. Geschichte einer Leidenschaft" - "Bieganie.
Historia pewnej namiętności.").
Heinrich urodził się w Gdańsku. Kiedy miał cztery lata, jego rodzice uciekli wraz z nim na Zachód, gdzie potem przez wiele lat żyli w wyjątkowo
ubogich warunkach w leśnej chatce pod Hamburgiem. Uważa, że to był dobry start w życie. - Ponieważ nauczyłem się doceniać to, co jest naprawdę
ważne - cykle życiowe motyli, zachowanie młodych wron i radość ze stąpania po ciepłym piasku bosymi, chronionymi twardą skórą stopami w pogoni
za chrząszczami.
Jego pierwsza lekcja: Rankiem chrząszcze zataczają się ociężale, a po południu poruszają się zwinnie i szybko.
Wniosek: Wydajność mięśniowa uzależniona jest od temperatury. Gdy jest zimno, owady stają się niemrawe. Homo sapiens z kolei, dzięki swoim
dwóm milionom gruczołów potowych, jest mistrzem ochładzania się przez odparowywanie. Własny klimatyzator każdego organizmu sprawia,
że w warunkach wyjątkowego gorąca człowiek staje się groźnym "drapieżcą, uzbrojonym w wytrwałość" - sądzi Heinrich. Niektóre plemiona w Ameryce,
Afryce czy Australii walczyły dawniej, nie używając łuków czy oszczepów, uzbrojone jedynie w zabójczą wytrzymałość. To dzięki niej potrafiły tak
długo ścigać swoje ofiary, aż te padły z wyczerpania - a nie były to jedynie kangury, zebry czy jelenie, ale nawet antylopy, które w galopie
potrafią osiągnąć prędkość 100 km na godzinę.
Kumkanie w biegu
Dla Heinricha bieganie jest jedną z najważniejszych rzeczy w życiu. W 1951 r. rodzice wyemigrowali wraz z nim do Stanów Zjednoczonych,
gdzie wkrótce umieścili go w sierocińcu, a sami jako eksperci od zachowania zwierząt wyruszyli w ekspedycje po Meksyku i Afryce.
Opuszczony przez rodziców chłopiec dowartościowuje się biegając i wciąż mruczy pod nosem: "Wytrzymaj, bądź jak zwierzę".
Dzięki sukcesom w bieganiu dostał się na uniwersytet na wydział biologii, mimo że nie ukończył szkoły średniej. Zwierzęta są jego wzorami.
Na przykład wielbłądy, które tak spokojnie kroczą przez pustynię, aby oszczędzać energię i zapasy wody. Ich garby nie są wbrew obiegowej
opinii zbiornikami na wodę, lecz energię, a ponadto zapewniają ochronę przed słońcem. Heinrich twierdzi, że włosy na głowie człowieka spełniają podobną funkcję.
Obserwując psy, naukowiec stwierdza, że ich sposób poruszania się wzmacnia płuca, które pracują podczas biegu tak jak miech kowalski.
W związku z tym także on synchronizuje podczas biegu oddech i ruchy rąk. Rzekotki drzewne pokazują mu, jak można sobie ułatwić ciężką robotę,
jaką jest nocne kumkanie, poprzez zmiany tempa jego wykonywania. Również podczas zawodów zmienia on długość swojego kroku, żeby nie zmęczyć się za bardzo.
Wreszcie od ptaków przejmuje zwyczaj przejadania się (hyperphagia). Jako przykład może tu posłużyć biegus rdzawy: ten arktyczny ptaszek tak
długo napycha sobie brzuszek przed swoją podróżą na dystansie 12 tys. kilometrów, że waży dwukrotnie więcej niż zwykle. Jest to zapas paliwa,
wystarczający na 7500 km nieustannego lotu. Heinrich podczas przygotowań do biegu poprzez "doładowywanie węglowodanów" zwiększa swoją wagę o ponad dwa kilo.
Z początku, jako biegacz na średnich dystansach, nie potrafił sobie wyobrazić, że mógłby pobiec w maratonie - do czasu, aż legendarny biolog
społeczny Edward O. Wilson obliczył, że mógłby przebiec bostoński maraton w czasie krótszym niż dwie i pół godziny. Heinrich poważył się na ten
eksperyment - i udało mu się skrócić wyliczony przez Wilsona czas biegu o 5 minut. Od tamtej pory zajmuje się dość niezwykłą, utworzoną przez siebie
gałęzią wiedzy: połączeniem sportu i nauki o zwierzętach.
Stopa jak hamburger
Heinrich nie nadaje się jednak specjalnie na doradcę ds. treningu, ponieważ jego własne eksperymenty na samym sobie są bezlitosne: podstawowym
wyżywieniem budulcowym są dla niego kotlety wieprzowe i kawa; napojami testowanymi przez niego podczas biegów były ostatnio: sześciopak piwa i prawie
litr miodu; czasem na próbę biega boso, aż do momentu kiedy jego stopy zaczną wyglądać jak "surowe hamburgery". Ćwiczenia rozciągające odrzuca zdecydowanie
jako lipę, mimo że zalecają je nie tylko eksperci od sportu. Także psy mają skłonność do przeciągania się.
Ale właśnie ten upór autora decyduje o uroku książki. A Heinrichowi pomógł zwyciężyć w 100-kilometrowym biegu. Faworyt biegu Klecker nie
wytrzymał antylopiego sprintu, zamiast tego Heinrich krokiem biegnącego wielbłąda pierwszy przeciął linię mety - po 6 godzinach i 38 minutach,
lżejszy o trzy i pół kilograma. Stał się rekordzistą świata w biegu na 100 km. Prawdziwie zwierzęcy wyczyn.
Koniec cytatu
Pytanie - czy ktoś czytał wspomnianą w artykule książkę (Bernd Heinrich "Bieganie -
historia pewnej namiętności.")
(Edited by dargch at 4:54 pm on Jan. 21, 2004)
[i]poranne biegi nikomu nie zaszkodziły[/i]
-
- Wyga
- Posty: 111
- Rejestracja: 26 lis 2003, 10:54
Inny rekordzista Andy Jones, 160km - 12h 5min.
Ed Kelley 4960 km - 47 dni.
http://www.coolrunning.com/engine/6/6_1/272.shtm
Dla wielu osob ukonczenie maratonu nie jest zadnym
wyczynem. Problemem jest jedynie czas w jakim chcemy go pokonac. Z predkoscia 12-13km/h mozna biec caly dzien.
Ed Kelley 4960 km - 47 dni.
http://www.coolrunning.com/engine/6/6_1/272.shtm
Dla wielu osob ukonczenie maratonu nie jest zadnym
wyczynem. Problemem jest jedynie czas w jakim chcemy go pokonac. Z predkoscia 12-13km/h mozna biec caly dzien.
- dargch
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 783
- Rejestracja: 09 gru 2003, 14:45
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: W-wa, Bemowo
biegnąc z taką prędkością po 3 godzinach biegania, póki co, "wymiękam"Quote: from spector on 6:42 pm on Jan. 14, 2004
Z predkoscia 12-13km/h mozna biec caly dzien.

[i]poranne biegi nikomu nie zaszkodziły[/i]
- Pit
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1350
- Rejestracja: 27 wrz 2002, 09:10
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa okolice Agrykoli
Zabawny artykuł i intrygujące podejście ale tak wstępnie uważam, ze to raczej jego wyjątkowe predyspozycje decydują a nie naśladowanie zwierzątek. To trochę tak jak przykład Basi Szlachetki.
biec goniąc marzenia
[url=http://www.sbbp.pl][b]SBBP.PL[/b][/url]
[url=http://www.sbbp.pl][b]SBBP.PL[/b][/url]
- krzycho
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2397
- Rejestracja: 20 cze 2001, 10:36
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraków
12-13 km/h na godzinę daje w maratonie czas rzędu 3:15-3:30. Jak powszechnie wiadomo, takie wyniki osiągają truchtacze amatorzyDla wielu osob ukonczenie maratonu nie jest zadnym
wyczynem. Problemem jest jedynie czas w jakim chcemy go pokonac. Z predkoscia 12-13km/h mozna biec caly dzien.

[i]i taaak warrrto żyć[/i]
k
k