Oleńki początki
Moderator: infernal
- Olenka
- Wyga
- Posty: 95
- Rejestracja: 15 lis 2011, 08:46
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Wczorajszy trening... tak kiepski, że dopiero dzisiaj starczyło mi odwagi.. jestem zła, załamana i nieszczęśliwa...
Planowałam 12km, "przebiegłam" 3.5km (truchtobieg bo biegiem to trudno nazwać, tempo chyba 9.5min/km, kulejąc na lewą nogę przeczołgałam się przez kawałek trasy, wróciłam 1.5km podbiegając na przemian z dużo dłuższymi odcinkami marszu)
Lewe kolano bolało niemiłosiernie, kulałam od pierwszych kroków i liczyłam, że znów uda się to rozchodzić.. niestety, było coraz gorzej. Do tego zaczęło wiać i nie dość, że nie mogłam nawet normalnie biec i się rozgrzać, to jeszcze przewiało mnie okropnie. Wróciłam prawie z płaczem, bo taką miałam ochotę pobiegać, a przez to kolano wyszło nic... za 2 tygodnie 15km bieg uliczny i wiem, że jestem w stanie to przebiec.. pod warunkiem, że to durne kolano przejdzie, chce mi się wyć..
--------------------------------
Adaśki +3.5km (37,5km łącznie)
Planowałam 12km, "przebiegłam" 3.5km (truchtobieg bo biegiem to trudno nazwać, tempo chyba 9.5min/km, kulejąc na lewą nogę przeczołgałam się przez kawałek trasy, wróciłam 1.5km podbiegając na przemian z dużo dłuższymi odcinkami marszu)
Lewe kolano bolało niemiłosiernie, kulałam od pierwszych kroków i liczyłam, że znów uda się to rozchodzić.. niestety, było coraz gorzej. Do tego zaczęło wiać i nie dość, że nie mogłam nawet normalnie biec i się rozgrzać, to jeszcze przewiało mnie okropnie. Wróciłam prawie z płaczem, bo taką miałam ochotę pobiegać, a przez to kolano wyszło nic... za 2 tygodnie 15km bieg uliczny i wiem, że jestem w stanie to przebiec.. pod warunkiem, że to durne kolano przejdzie, chce mi się wyć..
--------------------------------
Adaśki +3.5km (37,5km łącznie)
- Olenka
- Wyga
- Posty: 95
- Rejestracja: 15 lis 2011, 08:46
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Czas od mojego poprzedniego wpisu.. bez komentarza. Wykorzystałam go w zasadzie na regenerację i podleczenie kolan, bo bieganie stało się z powodu notorycznego bólu niemożliwe.
Dzisiaj pierwsze koty za płoty - zaczynam jeszcze raz, tym razem spokojniej i w połączeniu z dietą mającą na celu redukcję masy ciała, bo stawy znów nie wytrzymają.
Dystans.. 3.7km, bez cudów, ale przetuptany i bez bólu więc wszystko mam już zdrowe.
Teraz tylko dobiorę sensowny plan i heja!
Dzisiaj pierwsze koty za płoty - zaczynam jeszcze raz, tym razem spokojniej i w połączeniu z dietą mającą na celu redukcję masy ciała, bo stawy znów nie wytrzymają.
Dystans.. 3.7km, bez cudów, ale przetuptany i bez bólu więc wszystko mam już zdrowe.
Teraz tylko dobiorę sensowny plan i heja!
- Olenka
- Wyga
- Posty: 95
- Rejestracja: 15 lis 2011, 08:46
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Trening - niedziela -01.01.12
Dystans: 5km
Czas..... ekhem :D
Ze 3 marszowe przerwy, znosnie, bez forsowania, żeby nie przedobrzyć jak ostatnio. Powoli będę wydłużać i bieg, i eliminować marszowanie
Butki: 46,2km
Dystans: 5km
Czas..... ekhem :D
Ze 3 marszowe przerwy, znosnie, bez forsowania, żeby nie przedobrzyć jak ostatnio. Powoli będę wydłużać i bieg, i eliminować marszowanie
Butki: 46,2km
- Olenka
- Wyga
- Posty: 95
- Rejestracja: 15 lis 2011, 08:46
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Plan: 30min + 4P (przebieżki "żwawszym" tempem, czyt.: szybciejsze przebieranie kulasami)
Wykonanie: 100%
Dystans całkowity: 4km
Czas: 30minut
Spora częsć dystansu pod wiatr (ależ wczoraj wiało!) i "pod górkę" o lekkim nachyleniu. Bardzo fajnie mimo wszystko (krzywe chodniki), bo to nowa trasa i między domkami, w sumie spoko. Dolegliwosci bólowych - zero (jupi :uuusmiech: )
Buty: 50km
- Olenka
- Wyga
- Posty: 95
- Rejestracja: 15 lis 2011, 08:46
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
06.01.2012
Było fatalnie
Dystans 2.5km
Czas 20 min
Wiatr, ból głowy, wszelkie plagi egipskie - miałam trening 5go zaplanowany, ale przysnęłam. A że nie chciałam ominąć dnia z planu to poleciałam rano odrobić plan. Nie wyszło, bo dystans i czas za krótki, ale ja chyba po prostu nie lubię biegać rano. Mam wtedy milion wymówek, od bólu głowy do niewygodnego stanika
07.01.2012
Było cudownie
Dystans 5km
Czas 36:50
Deszcz, wiatr, wspaniale
Mam wrażenie, że kapanie wody na twarz wspomaga mnie oraz podnosi tempo mojego biegu :D A może to odnalezienie mp3 playera i zarzucenie System Of A Down (kto słuchał to wie jakie żwawe tempo mają) tak dobrze mnie ciągneło do przodu
Było mroczno dżdżyście (fajnie to wygląda w zapisie ) a nogi niosły mnie same. Pierwsze 2.5km cudnie, zwłaszcza że "pod górkę", potem w dół o dziwo gorzej. Ta trasa w połowie posiada szpital wojewódzki i za każdym razem jak biegnę to stwierdzam, to jakby co to mam gdzie zabiec :D Ale że wtedy mam już z górki to jakoś nigdy nie wpadłam Muszę chyba sobie kupić spodnie jakieś sensowne, bo moje legginsy są mało wodoodporne, co prawda to niby taki intelygentny materiał co robi ciepło w zimie i zimno w lecie, ale wodę łapie. Doskonały jest za to softshell z Lidla :D super fioletowy kolor, a do tego ładnie broni przed wiaterkiem i wodą. Jedyny minus za słabe rzepy na rękawach i z tego powodu albo je wymienię, albo dołożę napy (mam wąskie nadgarstki i "wpada" mi tamtędy wiatr). Tymczasem: "bez odbioru"
Shoesy: +2.5 +5km - 57.5km Total
Było fatalnie
Dystans 2.5km
Czas 20 min
Wiatr, ból głowy, wszelkie plagi egipskie - miałam trening 5go zaplanowany, ale przysnęłam. A że nie chciałam ominąć dnia z planu to poleciałam rano odrobić plan. Nie wyszło, bo dystans i czas za krótki, ale ja chyba po prostu nie lubię biegać rano. Mam wtedy milion wymówek, od bólu głowy do niewygodnego stanika
07.01.2012
Było cudownie
Dystans 5km
Czas 36:50
Deszcz, wiatr, wspaniale
Mam wrażenie, że kapanie wody na twarz wspomaga mnie oraz podnosi tempo mojego biegu :D A może to odnalezienie mp3 playera i zarzucenie System Of A Down (kto słuchał to wie jakie żwawe tempo mają) tak dobrze mnie ciągneło do przodu
Było mroczno dżdżyście (fajnie to wygląda w zapisie ) a nogi niosły mnie same. Pierwsze 2.5km cudnie, zwłaszcza że "pod górkę", potem w dół o dziwo gorzej. Ta trasa w połowie posiada szpital wojewódzki i za każdym razem jak biegnę to stwierdzam, to jakby co to mam gdzie zabiec :D Ale że wtedy mam już z górki to jakoś nigdy nie wpadłam Muszę chyba sobie kupić spodnie jakieś sensowne, bo moje legginsy są mało wodoodporne, co prawda to niby taki intelygentny materiał co robi ciepło w zimie i zimno w lecie, ale wodę łapie. Doskonały jest za to softshell z Lidla :D super fioletowy kolor, a do tego ładnie broni przed wiaterkiem i wodą. Jedyny minus za słabe rzepy na rękawach i z tego powodu albo je wymienię, albo dołożę napy (mam wąskie nadgarstki i "wpada" mi tamtędy wiatr). Tymczasem: "bez odbioru"
Shoesy: +2.5 +5km - 57.5km Total
- Olenka
- Wyga
- Posty: 95
- Rejestracja: 15 lis 2011, 08:46
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Szoook... co zjem banana przed bieganiem to lepiej.. dzisiaj 5km tempem 6:27, dla mnie to tempo zabójcze, a jednak się dało, normalnie nogi musiałam hamować, bo się sama rozpędzałam i co kilkaset metrów leciałam za szybko, na głęboki oddech :D
Ergo: jedzcie banany ludzie!
- Olenka
- Wyga
- Posty: 95
- Rejestracja: 15 lis 2011, 08:46
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
15.01.2012
Pod krótkiej przerwie spowodowanej przeziębieniem dzisiaj powróciłam na trasę
5km raptem truchtem po świeżym śniegu i w jego opadach, ale fajnie
42 minuty szurania w sumie
5km, międzyczas po połowie 16:45, całość 33:30 bardzo równiutko po śniegu już śmignęłam Miło, lekko, bez szarpania
Shoesy 72.5km total (chyba zaczęłam się gubić i nie wpisuję tu wszystkich treningów, echh )
Pod krótkiej przerwie spowodowanej przeziębieniem dzisiaj powróciłam na trasę
5km raptem truchtem po świeżym śniegu i w jego opadach, ale fajnie
42 minuty szurania w sumie
5km, międzyczas po połowie 16:45, całość 33:30 bardzo równiutko po śniegu już śmignęłam Miło, lekko, bez szarpania
Shoesy 72.5km total (chyba zaczęłam się gubić i nie wpisuję tu wszystkich treningów, echh )
- Olenka
- Wyga
- Posty: 95
- Rejestracja: 15 lis 2011, 08:46
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Dzisiejszy trening to ekhem trochę wstyd Ani dystans szalony, ani tempo, ale za to ciągły bieg czyli bez przejścia w marsz (a dla mnie to bardzo długi odcinek jednak)
Dystans: 6.3km
Czas: 54min45sek
Biegło się fajnie, ale wolno... bo zarzuciłam audiobooka na mp3 i jakoś tempo się przez to nie kleiło Do tego jest lekki przymrozek i było ślisko - to tyle na moje usprawiedliwienie. Nie wiem na ile wierzyć pulsometrowi, ale obiecał mi, że spaliłam 724kcal (ekhem, nawet dzieląc ten wynik na pół to i tak prawie na 3/4 dobrej czekolady - tj. nie żeby ją zjeść, a odpokutować )
W sumie też fajny taki trening bardzo spokojnym tempem - na pewno byłabym w stanie rozmawiać podczas takiego biegu i pewnie jeszcze trochę pobiec, a wyjść mi się nie chciało bardzo i narzekałam w duchu od wyjścia, że za lekko się ubrałam (po 1 km już było ok ) Ale tak to jest - najpierw się marudzi, że wszystko źle, a potem wrócić z treningu trudno
- Olenka
- Wyga
- Posty: 95
- Rejestracja: 15 lis 2011, 08:46
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
19.01.2012
Raptem 5.2km (myślałam , że nowa trasa jest trochę dłuższa), 39 minut, spotkanie z rottweilerem, ślisko strasznie, bo lekkie roztopy a pod spodem lód. Bez wodotrysków (poza tymi spod nóg ). Padało do tego okropnie, ale akurat tutaj czapka załatwia wszystko, a mokro w butach czuje się tylko po 1 kałuży
Najgorsza to ta psina - musiałam przerwać bieg i obejść drania i do tego odejść na tyle, by mnie nie pogonił, bo akurat prosta droga, a pies bez kagańca i smyczy.. i właściciela, a do tego wyglądał na podenerwowanego - chyba cieczka jest w okolicy, kiedyś w takich okolicznościach rzucił się na mnie owczarek niemiecki, więc serce mi waliło jak szalone (pulsometru nie wzięłam, ale akurat tego jestem pewna ). Muszę się zaopatrzyć w gaz czy coś na wypadek gdybym kiedyś nie zauważyła takiego bydlaka, bo kiedyś mój własny pies obronił, ale skończyło się to dla niego kiepsko i długim leczeniem, sama pewnie nie dam rady jak się trafi pech..
Zakupiłam również karnet na siłkę 3 miesięczny, od 10.02 (groupon ) - muszę wzmocnić mięśnie, bo znów kolano mnie ćmi. Niby nie wielki ból, ale już np przy kucaniu i ponownym wstaniu ruch wykonuję "z tułowia" a nie nogami, więc coś się zacina Popracuję nad mięśniami, to po 3 miechach będę śmigać 10km leciutko (i oby o 10km mniej było.. )
Ambitne plany, ale pomarzyć chociaż mogę
Raptem 5.2km (myślałam , że nowa trasa jest trochę dłuższa), 39 minut, spotkanie z rottweilerem, ślisko strasznie, bo lekkie roztopy a pod spodem lód. Bez wodotrysków (poza tymi spod nóg ). Padało do tego okropnie, ale akurat tutaj czapka załatwia wszystko, a mokro w butach czuje się tylko po 1 kałuży
Najgorsza to ta psina - musiałam przerwać bieg i obejść drania i do tego odejść na tyle, by mnie nie pogonił, bo akurat prosta droga, a pies bez kagańca i smyczy.. i właściciela, a do tego wyglądał na podenerwowanego - chyba cieczka jest w okolicy, kiedyś w takich okolicznościach rzucił się na mnie owczarek niemiecki, więc serce mi waliło jak szalone (pulsometru nie wzięłam, ale akurat tego jestem pewna ). Muszę się zaopatrzyć w gaz czy coś na wypadek gdybym kiedyś nie zauważyła takiego bydlaka, bo kiedyś mój własny pies obronił, ale skończyło się to dla niego kiepsko i długim leczeniem, sama pewnie nie dam rady jak się trafi pech..
Zakupiłam również karnet na siłkę 3 miesięczny, od 10.02 (groupon ) - muszę wzmocnić mięśnie, bo znów kolano mnie ćmi. Niby nie wielki ból, ale już np przy kucaniu i ponownym wstaniu ruch wykonuję "z tułowia" a nie nogami, więc coś się zacina Popracuję nad mięśniami, to po 3 miechach będę śmigać 10km leciutko (i oby o 10km mniej było.. )
Ambitne plany, ale pomarzyć chociaż mogę
- Olenka
- Wyga
- Posty: 95
- Rejestracja: 15 lis 2011, 08:46
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Kolejne dwa treningi - sobota i niedziela. Sobota luzik, niedziela 7.5km, 1h, ból...
Na szczęście kolano wytrzymuje. Stosuję maść przeciwzapalną i zimne okłady codziennie. Mam wrażenie, że się przyzwyczaja do ruchu. Za to zakwasy mam dzisiaj koszmarne
Poza tym chyba źle mierzyłam dotychczas dystans na mojej stałej strasie i muszę jeszcze raz ją przemierzyć - nie googlem, a samochodem lub rowerem, bo co mierzenie to inny wynik :D A to jednak musi być dokładnie. W razie czego mam jeszcze 2 trasy alternatywne - coś wymyślę
Na szczęście kolano wytrzymuje. Stosuję maść przeciwzapalną i zimne okłady codziennie. Mam wrażenie, że się przyzwyczaja do ruchu. Za to zakwasy mam dzisiaj koszmarne
Poza tym chyba źle mierzyłam dotychczas dystans na mojej stałej strasie i muszę jeszcze raz ją przemierzyć - nie googlem, a samochodem lub rowerem, bo co mierzenie to inny wynik :D A to jednak musi być dokładnie. W razie czego mam jeszcze 2 trasy alternatywne - coś wymyślę
- Olenka
- Wyga
- Posty: 95
- Rejestracja: 15 lis 2011, 08:46
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
31.01.2012
Słaby trening - raczej. Pierwszy raz biegałam w tak niskiej temperaturze (-10 a może i mniej). Całe szczęście dobrze się ubrałam, chociaż softshell trochę podjeżdżał mi do góry bo miałam jeszcze bieliznę termo, koszulkę i cienki polarek pod spodem. Dużo cienkich warstw i było w sam raz, kominiarka termoaktywna i czapka na górę też były dobrym wyborem. Pierwszy test rękawiczek jedwabnych (wyprzedaż w Decathlonie za 7.99) 0 za duży rozmiar kupiłam, bo była ostatnia para ale pewnie kiedyś kupię mniejsze, a te dam mężowi
Wyszło tego z 4.5km, plan był 30 minut i 4 przebieżki i było nawet trochę więcej. Styka.
Powiem Wam jeszcze że miałam kilka dni bez treningu... bo spadłam ze schodów. Pośliznęłam się na marmurze przed pracą i z 2 czy 3 stopnia poleciałam prosto na dół lądując na obu kolanach i dłoniach. Szczęście, że niczego nie złamałam, ale kolana są stłuczone, jedno nawet zaliczyło krwiak i skóra zdarta jak u dziecka, które uczy się jeździć na rowerze. Nadal jest bolesne i słabo się goi, bo to bardziej zmiażdżenie skóry a nie otarcie (wylądowałam na kostce granitowej, ale przecież nie gołą nogą tylko w spodniach). Nie wiem co z tym zrobić, bo teraz nawet niechcący dotknęłam nim do biurka to boli cholernie ta skóra. A spadłam w czwartek..
Czym smarujecie twarz przed biegiem na mrozie?
Słaby trening - raczej. Pierwszy raz biegałam w tak niskiej temperaturze (-10 a może i mniej). Całe szczęście dobrze się ubrałam, chociaż softshell trochę podjeżdżał mi do góry bo miałam jeszcze bieliznę termo, koszulkę i cienki polarek pod spodem. Dużo cienkich warstw i było w sam raz, kominiarka termoaktywna i czapka na górę też były dobrym wyborem. Pierwszy test rękawiczek jedwabnych (wyprzedaż w Decathlonie za 7.99) 0 za duży rozmiar kupiłam, bo była ostatnia para ale pewnie kiedyś kupię mniejsze, a te dam mężowi
Wyszło tego z 4.5km, plan był 30 minut i 4 przebieżki i było nawet trochę więcej. Styka.
Powiem Wam jeszcze że miałam kilka dni bez treningu... bo spadłam ze schodów. Pośliznęłam się na marmurze przed pracą i z 2 czy 3 stopnia poleciałam prosto na dół lądując na obu kolanach i dłoniach. Szczęście, że niczego nie złamałam, ale kolana są stłuczone, jedno nawet zaliczyło krwiak i skóra zdarta jak u dziecka, które uczy się jeździć na rowerze. Nadal jest bolesne i słabo się goi, bo to bardziej zmiażdżenie skóry a nie otarcie (wylądowałam na kostce granitowej, ale przecież nie gołą nogą tylko w spodniach). Nie wiem co z tym zrobić, bo teraz nawet niechcący dotknęłam nim do biurka to boli cholernie ta skóra. A spadłam w czwartek..
Czym smarujecie twarz przed biegiem na mrozie?
- Olenka
- Wyga
- Posty: 95
- Rejestracja: 15 lis 2011, 08:46
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
03.02.2012
5.3km tempem 7:22. lekko i miło chociaż było zimno Ale nogi jakoś same "szły"..
04.02.2012
Przewidując pauzę w niedzielę z powodu wyjazdu do aquaparku (jednak na trening wyszłam jak się okazało później) przełożyłyśmy z Chel nasze tete-a-tete na sobotę. Bieganie z taką partnerką to dla mnie wielka przyjemność - Ola trzyma szybsze tempo niż moje własne, a to bardzo dobrze Przynajmniej ktoś mi narzucił szybsze przebieranie kulasami, i to w efekcie przyniosło mi niedzielny bieg w jeszcze szybszym tempie (tak się zmotywowałam aby Chel móc skutecznie gonić ). Mimo mojego bólu głowy wytuptałyśmy 7,4km i mam nadzieję, że Chel się zgodzi na moje towarzystwo w kolejne weekendy (nota bene jaki ten świat jest mały - jeszcze niedawno mieszkałyśmy 150m od siebie a ponieważ moi rodzice nadal mieszkają "na starych śmieciach" to mamy wybitnie ułatwioną sytuację). I ja teraz też chcę buffa :D (bo mi Chel uświadomiła istnienie czegoś takiego )
05.02.2012
Myślałam, że dziś nie trenuję. Rano pojechaliśmy do aquaparku, zrobiłam 10 basenów i uznałam, że finito. Ale ponieważ wracaliśmy przed 16 do Opola to zostało mi jeszcze mnóstwo czasu na śmiganie i prosto po powrocie przywdziałam strój foki (czarne legginsy i kominiarka.. prawdziwa foka :D ), zaplanowałam sobie trasę i poleciałam 7km, na koniec skurcz łydki potwierdził, że dalej nawet nie ma o czym marzyć Nie dało się tego rozmasować ani rozciągnąć - dopiero po kilkunastu minutach trochę odpuścił pozostawiając jeszcze trochę napięcia i bólu. Dzisiaj już tylko standardowe "czuję, że mam nogi". Najchętniej zaraz po pracy poleciałabym sobie poszurać, ale po 3 dniach treningowych z rzędu dzisiaj musi być pauza. Już w piątek odbieram śliczniutki gruponowy karnet open na siłkę damską, HURAAAA Przeplanowałam cały rozkład tygodnia i niemal dziennie będę mogła pracować nad przepaleniem brz00cha i d00py w śliczne mięsnie
Moim ostatnim towarzyszem szuraniajest Maroon5 i Christina. Biega się do tej melodyjki lekko i fajnie, a do tego śmiać mi się chce, jak pomyślę o tym jak wyglądam biegnąc.. w połączeniu z tekstem "I've got the moves like Jagger"
5.3km tempem 7:22. lekko i miło chociaż było zimno Ale nogi jakoś same "szły"..
04.02.2012
Przewidując pauzę w niedzielę z powodu wyjazdu do aquaparku (jednak na trening wyszłam jak się okazało później) przełożyłyśmy z Chel nasze tete-a-tete na sobotę. Bieganie z taką partnerką to dla mnie wielka przyjemność - Ola trzyma szybsze tempo niż moje własne, a to bardzo dobrze Przynajmniej ktoś mi narzucił szybsze przebieranie kulasami, i to w efekcie przyniosło mi niedzielny bieg w jeszcze szybszym tempie (tak się zmotywowałam aby Chel móc skutecznie gonić ). Mimo mojego bólu głowy wytuptałyśmy 7,4km i mam nadzieję, że Chel się zgodzi na moje towarzystwo w kolejne weekendy (nota bene jaki ten świat jest mały - jeszcze niedawno mieszkałyśmy 150m od siebie a ponieważ moi rodzice nadal mieszkają "na starych śmieciach" to mamy wybitnie ułatwioną sytuację). I ja teraz też chcę buffa :D (bo mi Chel uświadomiła istnienie czegoś takiego )
05.02.2012
Myślałam, że dziś nie trenuję. Rano pojechaliśmy do aquaparku, zrobiłam 10 basenów i uznałam, że finito. Ale ponieważ wracaliśmy przed 16 do Opola to zostało mi jeszcze mnóstwo czasu na śmiganie i prosto po powrocie przywdziałam strój foki (czarne legginsy i kominiarka.. prawdziwa foka :D ), zaplanowałam sobie trasę i poleciałam 7km, na koniec skurcz łydki potwierdził, że dalej nawet nie ma o czym marzyć Nie dało się tego rozmasować ani rozciągnąć - dopiero po kilkunastu minutach trochę odpuścił pozostawiając jeszcze trochę napięcia i bólu. Dzisiaj już tylko standardowe "czuję, że mam nogi". Najchętniej zaraz po pracy poleciałabym sobie poszurać, ale po 3 dniach treningowych z rzędu dzisiaj musi być pauza. Już w piątek odbieram śliczniutki gruponowy karnet open na siłkę damską, HURAAAA Przeplanowałam cały rozkład tygodnia i niemal dziennie będę mogła pracować nad przepaleniem brz00cha i d00py w śliczne mięsnie
Moim ostatnim towarzyszem szuraniajest Maroon5 i Christina. Biega się do tej melodyjki lekko i fajnie, a do tego śmiać mi się chce, jak pomyślę o tym jak wyglądam biegnąc.. w połączeniu z tekstem "I've got the moves like Jagger"
- Olenka
- Wyga
- Posty: 95
- Rejestracja: 15 lis 2011, 08:46
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Moi kochani, dzięki za słowa współczucia w sprawie mojego runloga... Cóż... Opis z runloga jest jaki jest.. Nie umiałam tego wpisać w bloga, bo nadal chce mi się wyć..
Przeleciałam pierwszy kilometr treningu w fajnym czasie, -11st, ale ani lodu, ani śniegu (no, niedużo) i w pewnym momencie pojawiłam się w pozycji "na żółwia" na chodniku - nie zauważyłam niewielkiej ale głębokiej dziury (muszę zacząć biegać w okularach lub w szkłach) i po "zawodach"... dociągnęłam do domu (bieganie bez telefonu też musi się zmienić) i tyle. W tzw. międzyczasie upewniłam się który szpital miał dyżur (bo w Opolu w jednym można kończynę stracić, a tylko drugi leczy mam z tym trochę doświadczenia..). Na izbie obowiązkowe 2h czekania i tyle. Pan Doktor dołożył mi tekstem "przez sport do kalectwa" i do gipsu. W pierwszej kolejności zbadał mi achillesa, bo było podejrzenie, że zerwałam, ale na szczęście jest cały, może tylko trochę naciągnięty. Pan Doktor zmartwił się tym, że nie będzie "fajnego" urazu i skomentował to: "Achilles cały, ale by było jakby był zerwany" Ta nadzieja w głosie na "ciekawy" przypadek...
Potem ratownik medyczny (lekarz mówił że to gipsiarz, ale koszulka mówiła co innego) jeszcze raz spojrzał mi na zdjęcie, szczegółowo (przesympatyczny Pan - pozdrawiam serdecznie, dał mi milion razy więcej wskazówek niż Doktorek) opowiedział, dlaczego dobrze to zagipsować, że skręcenia lepiej się goją i potem łatwiej rehabilitują, i że u mnie szczęśliwie pierwsza pomoc (w postaci mrożonego okładu żelowego i mocnego ucisku opaską) nastąpiła szybko i dzięki temu ilość tego płynu w stawie, który znalazł się tam gdzie nie powinien jest nieduża, a krwiak też wygląda optymistycznie, i że dobrze to rokuje.
Dostałam jeszcze receptę na zastrzyki w brzuch (samoobsługowe ) i Pan Ratownik odwiózł mnie na wózku do samochodu z licznymi zaleceniami. Pierwsza osoba w mojej bogatej historii ortopedycznej (don't ask ), którą będę tak miło wspominać.
Gips na 2 tygodnie, potem mam nadzieję zacznę doprowadzać się do porządku. Ten karnet na siłkę teraz będzie tym bardziej przydatny. Do tego czasu wzmacniam brzuch i grzbiet, pracuję nad rękami i jak dam radę to także uda na takim "motylku" jeśli znajdę go gdzieś. W statyce, ale nie mogę się zapuścić przecież. Za dużo mam planów i zbyt wiele samozaparcia, żeby teraz sobie odpuścić. Może na dobre mi wyjdzie... Oby. Teraz cierpię z powodu "odstawienia" tym bardziej, że niewiele innych rzeczy można robić z taką popsutą nogą.. Ech...
Chel - bądź spokojna że jak mnie z tego wyciągną to jeszcze zdążę Cię nie raz wyciągnąć niezapowiedzianie
Przeleciałam pierwszy kilometr treningu w fajnym czasie, -11st, ale ani lodu, ani śniegu (no, niedużo) i w pewnym momencie pojawiłam się w pozycji "na żółwia" na chodniku - nie zauważyłam niewielkiej ale głębokiej dziury (muszę zacząć biegać w okularach lub w szkłach) i po "zawodach"... dociągnęłam do domu (bieganie bez telefonu też musi się zmienić) i tyle. W tzw. międzyczasie upewniłam się który szpital miał dyżur (bo w Opolu w jednym można kończynę stracić, a tylko drugi leczy mam z tym trochę doświadczenia..). Na izbie obowiązkowe 2h czekania i tyle. Pan Doktor dołożył mi tekstem "przez sport do kalectwa" i do gipsu. W pierwszej kolejności zbadał mi achillesa, bo było podejrzenie, że zerwałam, ale na szczęście jest cały, może tylko trochę naciągnięty. Pan Doktor zmartwił się tym, że nie będzie "fajnego" urazu i skomentował to: "Achilles cały, ale by było jakby był zerwany" Ta nadzieja w głosie na "ciekawy" przypadek...
Potem ratownik medyczny (lekarz mówił że to gipsiarz, ale koszulka mówiła co innego) jeszcze raz spojrzał mi na zdjęcie, szczegółowo (przesympatyczny Pan - pozdrawiam serdecznie, dał mi milion razy więcej wskazówek niż Doktorek) opowiedział, dlaczego dobrze to zagipsować, że skręcenia lepiej się goją i potem łatwiej rehabilitują, i że u mnie szczęśliwie pierwsza pomoc (w postaci mrożonego okładu żelowego i mocnego ucisku opaską) nastąpiła szybko i dzięki temu ilość tego płynu w stawie, który znalazł się tam gdzie nie powinien jest nieduża, a krwiak też wygląda optymistycznie, i że dobrze to rokuje.
Dostałam jeszcze receptę na zastrzyki w brzuch (samoobsługowe ) i Pan Ratownik odwiózł mnie na wózku do samochodu z licznymi zaleceniami. Pierwsza osoba w mojej bogatej historii ortopedycznej (don't ask ), którą będę tak miło wspominać.
Gips na 2 tygodnie, potem mam nadzieję zacznę doprowadzać się do porządku. Ten karnet na siłkę teraz będzie tym bardziej przydatny. Do tego czasu wzmacniam brzuch i grzbiet, pracuję nad rękami i jak dam radę to także uda na takim "motylku" jeśli znajdę go gdzieś. W statyce, ale nie mogę się zapuścić przecież. Za dużo mam planów i zbyt wiele samozaparcia, żeby teraz sobie odpuścić. Może na dobre mi wyjdzie... Oby. Teraz cierpię z powodu "odstawienia" tym bardziej, że niewiele innych rzeczy można robić z taką popsutą nogą.. Ech...
Chel - bądź spokojna że jak mnie z tego wyciągną to jeszcze zdążę Cię nie raz wyciągnąć niezapowiedzianie
- Olenka
- Wyga
- Posty: 95
- Rejestracja: 15 lis 2011, 08:46
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Chyba powinnam dopisać do tytułu bloga Oleńki trudne początki
No nie jest lekko. Zaczyna się:
Noga wygipsowana nadal boli. Doktorek miał czelność stwierdzić, że zaświadczenie do ubezpieczenia otrzymam dopiero po "zakończeniu leczenia i rehabilitacji"... której nie ma, bo mi nie przepisał. Szlag mnie trafił, co miesiąc płacę haracz do ZUSu a rehabilitacja mi się nie należy, mimo że noga jej wymaga... niestety. Nadal odczuwam ból podczas chodzenia, że nie wspomnę o aktywności wyższego stopnia. Będę kombinować ze szwagierką, która szczęśliwie jest rehabilitantką i może naciągnę lekarza pierwszego kontaktu na jakieś zabiegi... spróbować warto. Od jutra planuję lekki rozruch na siłowni i trening cardio na orbitreku - mniejsze obciążenie stawu niż podczas biegu, a jednak trochę ruchu będzie. Płakałam wczoraj bobrzymi łzami, bo miałam nadzieję, że wyjmą mi nogę z gipsu w nieco lepszym stanie, że nie wspomnę o opuchliźnie i krwiaku.. no ale nic... zaczynam znowu..
No nie jest lekko. Zaczyna się:
Noga wygipsowana nadal boli. Doktorek miał czelność stwierdzić, że zaświadczenie do ubezpieczenia otrzymam dopiero po "zakończeniu leczenia i rehabilitacji"... której nie ma, bo mi nie przepisał. Szlag mnie trafił, co miesiąc płacę haracz do ZUSu a rehabilitacja mi się nie należy, mimo że noga jej wymaga... niestety. Nadal odczuwam ból podczas chodzenia, że nie wspomnę o aktywności wyższego stopnia. Będę kombinować ze szwagierką, która szczęśliwie jest rehabilitantką i może naciągnę lekarza pierwszego kontaktu na jakieś zabiegi... spróbować warto. Od jutra planuję lekki rozruch na siłowni i trening cardio na orbitreku - mniejsze obciążenie stawu niż podczas biegu, a jednak trochę ruchu będzie. Płakałam wczoraj bobrzymi łzami, bo miałam nadzieję, że wyjmą mi nogę z gipsu w nieco lepszym stanie, że nie wspomnę o opuchliźnie i krwiaku.. no ale nic... zaczynam znowu..
- Olenka
- Wyga
- Posty: 95
- Rejestracja: 15 lis 2011, 08:46
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
W czasie od zdjęcia gipsu dwa rozruchy... Jeden z tydzień temu, drugi wczoraj, 11.03.
Trudno się biega po takiej przerwie do tego z zanikiem mięśni w łydce.. kostka puchnie jeszcze i boli. Mam taką totalną załamkę, że w sumie tylko dzięki temu, że znalazłam na forum Chel i BBL (wkrótce w Opolu) mam siłę (choć niedużo) zaczynać od nowa.
Trening z wczoraj był okropny, straszny, męczący, płuca wyplute... raptem po 600m zwlokłam się do domu po 3km i od wczoraj narzekam jak było okropnie. Nie mogę się porządnie rozciągnąć, bo kostka nadal mnie boli i niektóre partie były pominięte. Stąd szybko doszły skurcze.. zaczęłam na szczęście siłkę i mam nadzieję, że wkrótce to wszystko się poprawi (chociaż siłownia w systemie cardio czy jak to się tam nazywa -tj. 50sec na urządzeniu i zmiana, taki system - mnie denerwuje, nie mogę się skupić). Ostatecznie jak nie zacznę ćwiczyć, to kostka będzie słaba, mięśnie się będą długo odbudowywać, a przez to nadal będzie puchnąć i boleć..
sorka za demotywujący post, ale musiałam to wylać, żeby jutro iść na trening z czystą główką.. buziaczki
Trudno się biega po takiej przerwie do tego z zanikiem mięśni w łydce.. kostka puchnie jeszcze i boli. Mam taką totalną załamkę, że w sumie tylko dzięki temu, że znalazłam na forum Chel i BBL (wkrótce w Opolu) mam siłę (choć niedużo) zaczynać od nowa.
Trening z wczoraj był okropny, straszny, męczący, płuca wyplute... raptem po 600m zwlokłam się do domu po 3km i od wczoraj narzekam jak było okropnie. Nie mogę się porządnie rozciągnąć, bo kostka nadal mnie boli i niektóre partie były pominięte. Stąd szybko doszły skurcze.. zaczęłam na szczęście siłkę i mam nadzieję, że wkrótce to wszystko się poprawi (chociaż siłownia w systemie cardio czy jak to się tam nazywa -tj. 50sec na urządzeniu i zmiana, taki system - mnie denerwuje, nie mogę się skupić). Ostatecznie jak nie zacznę ćwiczyć, to kostka będzie słaba, mięśnie się będą długo odbudowywać, a przez to nadal będzie puchnąć i boleć..
sorka za demotywujący post, ale musiałam to wylać, żeby jutro iść na trening z czystą główką.. buziaczki