Kasia - Biegać!!!
Moderator: infernal
- kapan
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 891
- Rejestracja: 01 paź 2007, 18:24
- Życiówka na 10k: 38:51
- Życiówka w maratonie: 2:59:29
Miało być tak pięknie a wyszło jak zwykle. Jakieś choróbsko mnie rozłożyło w niedzielę i dalej trzyma. Głos straciłam, ale coś zawsze mogę napisać. Tylko nie wiem jak pójdę na spotkania rano i jak będę prowadzić zajęcia wieczorem z głosem ... pijaczki.
pon.45'
wt. 1.30
śr. 1.35 (5 min za mało)
czw. 1.50
pt. 30' (15' za mało)
sob. 1.30
ndz chorobcia... to miał być najważniejszy trening w tyg.
razem: 92 km
pon.45'
wt. 1.30
śr. 1.35 (5 min za mało)
czw. 1.50
pt. 30' (15' za mało)
sob. 1.30
ndz chorobcia... to miał być najważniejszy trening w tyg.
razem: 92 km
- kapan
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 891
- Rejestracja: 01 paź 2007, 18:24
- Życiówka na 10k: 38:51
- Życiówka w maratonie: 2:59:29
W międzyczasie spacer na Maratonie Warszawskim, przełajowa dycha (wygrany ekobieg niepodległości, nie powiem z jakim czasem, bo się wstydzę) i bardzo niewiele biegania.
W miniony weekend wystartowałam na Funex'ie, czyli 50km (przynajmniej w teorii) na orientację. Nawet, kiedy jestem słaba jest nieźle, gdy nogi odmówią może przecież pobiec głowa. Początek to lekka histeria po zamieszkach na boisku - czyli prawie dwie setki luda próbowały dopaść jeden perforator. Zrozumiałam, że moje ciało zapomniało już co to wysiłek i z radością zaobserwowałam, że z każdego punktu jest równie blisko na metę. Zdążyliśmy się pokłócić, ucałować, krajobrazy się powoli zmieniały, sarny i dziki widywało się równie często jak biegaczy, na scorelaufie zaczęłam się rozkręcać, a zaraz potem znowu cierpieć, w sklepie, gdy kobieta drugi raz wyszła na zaplecze w poszukiwaniu kiszonej kapusty dla Pani przed nami zrozumiałam, że trochę nam się jednak śpieszy. Do ostatniego punktu już człapałam ostatkiem sił, licząc po 10 kroków i z lekka umierając, ale jak zobaczyliśmy kulawego, to na końcówce (ok. 8km) tempo gwałtownie wzrosło. (Piotrek wchodził na ostatni punkt, gdy my z niego wychodziliśmy, wcześniej widzieliśmy się na 3, punktów było 12). Jak przegrywać to z godnością i nie z byle kim. Na mecie czułam lekki niedosyt, co nawet dla mnie było zaskoczeniem i jest o tyle nieuzasadnione, że z drugą kobietą - główną pretendentką do pucharu wygrałam 3,5 h, z trzecim facetem godzinę... poza tym prawie nie trenuję. Bolało - pewnie, że tak i tak miało być, ale spodziewałam się, że będzie znacznie gorzej.
Wiem, że to nudne, ale mam plan, rozpiskę treningową i wiarę, że tym razem się uda (właściwie to ta wiara się powoli budzi). Ciągle myślę, że jestem bezczelna.
A najtrudniejsze zadanie to regularne treningi przy nieregularnym życiu.
W miniony weekend wystartowałam na Funex'ie, czyli 50km (przynajmniej w teorii) na orientację. Nawet, kiedy jestem słaba jest nieźle, gdy nogi odmówią może przecież pobiec głowa. Początek to lekka histeria po zamieszkach na boisku - czyli prawie dwie setki luda próbowały dopaść jeden perforator. Zrozumiałam, że moje ciało zapomniało już co to wysiłek i z radością zaobserwowałam, że z każdego punktu jest równie blisko na metę. Zdążyliśmy się pokłócić, ucałować, krajobrazy się powoli zmieniały, sarny i dziki widywało się równie często jak biegaczy, na scorelaufie zaczęłam się rozkręcać, a zaraz potem znowu cierpieć, w sklepie, gdy kobieta drugi raz wyszła na zaplecze w poszukiwaniu kiszonej kapusty dla Pani przed nami zrozumiałam, że trochę nam się jednak śpieszy. Do ostatniego punktu już człapałam ostatkiem sił, licząc po 10 kroków i z lekka umierając, ale jak zobaczyliśmy kulawego, to na końcówce (ok. 8km) tempo gwałtownie wzrosło. (Piotrek wchodził na ostatni punkt, gdy my z niego wychodziliśmy, wcześniej widzieliśmy się na 3, punktów było 12). Jak przegrywać to z godnością i nie z byle kim. Na mecie czułam lekki niedosyt, co nawet dla mnie było zaskoczeniem i jest o tyle nieuzasadnione, że z drugą kobietą - główną pretendentką do pucharu wygrałam 3,5 h, z trzecim facetem godzinę... poza tym prawie nie trenuję. Bolało - pewnie, że tak i tak miało być, ale spodziewałam się, że będzie znacznie gorzej.
Wiem, że to nudne, ale mam plan, rozpiskę treningową i wiarę, że tym razem się uda (właściwie to ta wiara się powoli budzi). Ciągle myślę, że jestem bezczelna.
A najtrudniejsze zadanie to regularne treningi przy nieregularnym życiu.
- kapan
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 891
- Rejestracja: 01 paź 2007, 18:24
- Życiówka na 10k: 38:51
- Życiówka w maratonie: 2:59:29
W ndz. miałam wsiąść na rower. Na szczęście zniknęły światełka więc nie musiałam. W pon. dużo pracy, a potem padłam. Dziś 30 min spokojnie+delikatne rozciąganie. Chwila funu, a potem zostaje taki funex (czyli były fun) w nogach.
- kapan
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 891
- Rejestracja: 01 paź 2007, 18:24
- Życiówka na 10k: 38:51
- Życiówka w maratonie: 2:59:29
Tydzień 0
pn wolne
wt. 30'
śr. 30' 10x30''/30''
czw. 40'
pt. 30'
sob. <30' w poszukiwaniu pendrive'a, ramanesco (nie znalazłam-kupiłam brokuła) i ładnych liści w różnych kolorach
ndz. 30' w nowych butach, którymi hmm...nie jestem zachwycona
Szału nie ma, ale wreszcie biegam.
Cel 100km - 8:37 (jesień 2012)
Jak chcę tego dokonać?
Chcę się nauczyć zdrowej samodyscypliny, ale również łagodności. Chcę przestać szarpać tempo i w ogóle szarpać się. Chcę nauczyć się słuchać własnego ciała. Wreszcie - chcę regularnie biegać i cieszyć się tym.
pn wolne
wt. 30'
śr. 30' 10x30''/30''
czw. 40'
pt. 30'
sob. <30' w poszukiwaniu pendrive'a, ramanesco (nie znalazłam-kupiłam brokuła) i ładnych liści w różnych kolorach
ndz. 30' w nowych butach, którymi hmm...nie jestem zachwycona
Szału nie ma, ale wreszcie biegam.
Cel 100km - 8:37 (jesień 2012)
Jak chcę tego dokonać?
Chcę się nauczyć zdrowej samodyscypliny, ale również łagodności. Chcę przestać szarpać tempo i w ogóle szarpać się. Chcę nauczyć się słuchać własnego ciała. Wreszcie - chcę regularnie biegać i cieszyć się tym.
- kapan
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 891
- Rejestracja: 01 paź 2007, 18:24
- Życiówka na 10k: 38:51
- Życiówka w maratonie: 2:59:29
Dziś zrobiłam pierwszy wpis w moim dzienniczku treningowym, który zrobił mi mężuś. Plan, według którego zaczęłam trenować jest dostosowany do mojego rozkładu pracy. W pon., wt. oraz czw. pracuję więcej niż powinnam, więc trenowanie według schematu wt, śr, cz oraz sob, ndz, tak jak trenowałam (lub próbowałam trenować) do tej pory straciło sens. Chciałabym biegać codziennie według schematu: pon. - rozbieganie, we wtorek - pobudzenie, śr -wybieganie, czw. rozbieganie, pt.i sob.- interwały, ndz.- wybieganie.
Podsumowanie treningów będzie raz w tyg., ale w międzyczasie postaram się jakąś głupotkę skrobnąć. Moje najmniejsze paskudztwo jeszcze nie mówi (ma już prawie 2 i pół, od roku startuje w biegach krasnoludka, liczy do 4, zna kolory, potrafi na zamówienie dać do pocałowania dowolna część ciała np. prawe ucho, ale nie mówi nic, co nie byłoby absolutnie konieczne.), więc pewnie będzie trochę tekstów Wiśni - mistrzyni ciętej riposty. A może i młody się rozgada. Dzisiaj na pytanie - Wit, co ty robisz z tym ciastem? (przy 5 kawałku) usłyszałam odpowiedź "jem, mama jem".
Podsumowanie treningów będzie raz w tyg., ale w międzyczasie postaram się jakąś głupotkę skrobnąć. Moje najmniejsze paskudztwo jeszcze nie mówi (ma już prawie 2 i pół, od roku startuje w biegach krasnoludka, liczy do 4, zna kolory, potrafi na zamówienie dać do pocałowania dowolna część ciała np. prawe ucho, ale nie mówi nic, co nie byłoby absolutnie konieczne.), więc pewnie będzie trochę tekstów Wiśni - mistrzyni ciętej riposty. A może i młody się rozgada. Dzisiaj na pytanie - Wit, co ty robisz z tym ciastem? (przy 5 kawałku) usłyszałam odpowiedź "jem, mama jem".
- kapan
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 891
- Rejestracja: 01 paź 2007, 18:24
- Życiówka na 10k: 38:51
- Życiówka w maratonie: 2:59:29
Tydzień 1:
pon. 40'
wt. BC1 + 10x30'/30' razem 50'
śr. 88'
czw. 40'
pt. BC1+ 5x2'/1' razem 50'
sob. BC1 + 10x30'/30' razem 70'
ndz. 87'
Plan prawie zrealizowany. Samopoczucie b. dobre.
pon. 40'
wt. BC1 + 10x30'/30' razem 50'
śr. 88'
czw. 40'
pt. BC1+ 5x2'/1' razem 50'
sob. BC1 + 10x30'/30' razem 70'
ndz. 87'
Plan prawie zrealizowany. Samopoczucie b. dobre.
- kapan
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 891
- Rejestracja: 01 paź 2007, 18:24
- Życiówka na 10k: 38:51
- Życiówka w maratonie: 2:59:29
Nudny blog.
Same powroty do treningu czy nawet formy. Nie lubię słowa forma, bo kojarzy mi się z taką foremką do ciasta, do której choć nie pasuję, choć za mała próbuję się wpasować. Przeważnie czuję się niczym złośliwe siostry Kopciuszka, których wielkie stopy nie mieściły się do pantofelka, mimo różnych zabiegów. Czasem jednak jakoś się wpasuję – wtedy mówię, że jest forma. Forma to przede wszystkim wyrzeczenie, którego oczywiście pragnę, ale trzymają mnie wewnętrzne opory, lęk przed bólem, lenistwo...
Teraz forma, a właściwie jakieś jej strzępy, z każdym dniem ulatuje i jedyne, co mogę zrobić, to przyjmować ten fakt z pokorą. Próbowałam ćwiczyć i jedyne co zyskiwałam, to świadomość, że moje ciało jest całością, całością mądrą, której nie da się oszukać - co bym nie robiła, paluch niczym rozwydrzone dziecko daje o sobie znać.
Pytałam brata o ćwiczenia na kręgosłup i mięśnie brzucha, takie, aby nie urażać palucha, (który nota bene stał się dla mnie kwintesencją człowieczeństwa) powiedział przestań się garbić, kontroluj ciało cały czas, zamiast szarpać się przez chwilę. Dlatego próbuję trzymać się prosto i w ogóle trzymać się. Radzić sobie z nadmiarem energii i z podniesioną głową i prostymi plecami przyjmować od życia kolejną lekcję pokory.
Życie składa się z upadków. Nie ważne, ile razy się upada, ważne, aby za każdym razem znaleźć siłę, by powstać. I wstać. Czy życie jest nudne? Nie wiem jak Wasze, moje na pewno nie. Na razie piszę, a za chwilę znów wyruszę pobiegać. Może w międzyczasie śnieg spadnie i będę mogła nakarmić wewnętrznego eksplorera bezczeszcząc dywan, najlepiej świeżo co rozwinięty, przez wyjątkowo leniwą w tym roku Panią Zimę.
Za późno na życzenia świąteczne, w związku z czym życzę wszystkim i sobie oczywiście też (póki nie jest jeszcze za późno na życzenia noworoczne) realnych, ale ambitnych celów na rok 2012, siły woli i zdrowia do ich realizacji oraz umiejętności cieszenia się, z tego co osiągnęliśmy w roku ubiegłym, niezależnie od tego, jak skromne nam się to coś wydaje.
Amen.
Same powroty do treningu czy nawet formy. Nie lubię słowa forma, bo kojarzy mi się z taką foremką do ciasta, do której choć nie pasuję, choć za mała próbuję się wpasować. Przeważnie czuję się niczym złośliwe siostry Kopciuszka, których wielkie stopy nie mieściły się do pantofelka, mimo różnych zabiegów. Czasem jednak jakoś się wpasuję – wtedy mówię, że jest forma. Forma to przede wszystkim wyrzeczenie, którego oczywiście pragnę, ale trzymają mnie wewnętrzne opory, lęk przed bólem, lenistwo...
Teraz forma, a właściwie jakieś jej strzępy, z każdym dniem ulatuje i jedyne, co mogę zrobić, to przyjmować ten fakt z pokorą. Próbowałam ćwiczyć i jedyne co zyskiwałam, to świadomość, że moje ciało jest całością, całością mądrą, której nie da się oszukać - co bym nie robiła, paluch niczym rozwydrzone dziecko daje o sobie znać.
Pytałam brata o ćwiczenia na kręgosłup i mięśnie brzucha, takie, aby nie urażać palucha, (który nota bene stał się dla mnie kwintesencją człowieczeństwa) powiedział przestań się garbić, kontroluj ciało cały czas, zamiast szarpać się przez chwilę. Dlatego próbuję trzymać się prosto i w ogóle trzymać się. Radzić sobie z nadmiarem energii i z podniesioną głową i prostymi plecami przyjmować od życia kolejną lekcję pokory.
Życie składa się z upadków. Nie ważne, ile razy się upada, ważne, aby za każdym razem znaleźć siłę, by powstać. I wstać. Czy życie jest nudne? Nie wiem jak Wasze, moje na pewno nie. Na razie piszę, a za chwilę znów wyruszę pobiegać. Może w międzyczasie śnieg spadnie i będę mogła nakarmić wewnętrznego eksplorera bezczeszcząc dywan, najlepiej świeżo co rozwinięty, przez wyjątkowo leniwą w tym roku Panią Zimę.
Za późno na życzenia świąteczne, w związku z czym życzę wszystkim i sobie oczywiście też (póki nie jest jeszcze za późno na życzenia noworoczne) realnych, ale ambitnych celów na rok 2012, siły woli i zdrowia do ich realizacji oraz umiejętności cieszenia się, z tego co osiągnęliśmy w roku ubiegłym, niezależnie od tego, jak skromne nam się to coś wydaje.
Amen.
- kapan
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 891
- Rejestracja: 01 paź 2007, 18:24
- Życiówka na 10k: 38:51
- Życiówka w maratonie: 2:59:29
Zanim przestałam biegać:
tydzień 2:
pon. -
wt.60' BCI+ 6x3'/2'
śr.wybieganie 88'
czw.- (świeża porcja wirusów prosto z zerówki nieco mnie zmogła)
pt. 3x1'/1' 45' (miało być 10 minutówek, ale byłam słaba)
sob. 1:38 bieg górski + bno
ndz. roz/wybieganie bez zegarka, wieczorem w wirze pracy
tydzień 3 (niedokończony)
pon. rozbieganie 40'
wt 10x2'/1' 60'
sr. wybieganie (90-120' ???) i jedna krótka przejażdżka samochodem lego.
tydzień 2:
pon. -
wt.60' BCI+ 6x3'/2'
śr.wybieganie 88'
czw.- (świeża porcja wirusów prosto z zerówki nieco mnie zmogła)
pt. 3x1'/1' 45' (miało być 10 minutówek, ale byłam słaba)
sob. 1:38 bieg górski + bno
ndz. roz/wybieganie bez zegarka, wieczorem w wirze pracy
tydzień 3 (niedokończony)
pon. rozbieganie 40'
wt 10x2'/1' 60'
sr. wybieganie (90-120' ???) i jedna krótka przejażdżka samochodem lego.
- kapan
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 891
- Rejestracja: 01 paź 2007, 18:24
- Życiówka na 10k: 38:51
- Życiówka w maratonie: 2:59:29
tydzień 4 (niebiegowy):
rower x3, ćwiczenia gibkości i sprawności ogólnej - codziennie, 1 trening biegowy - spokojne 43'.
Znowu biegam, chyba przeciwności losu są po to, aby docenić, że można po prostu wyjść pobiegać. Nie jest to wcale oczywiste, że zdrowie pozwala, że jest z kim zostawić dzieci czy wreszcie, że za oknem mam piękne tereny do biegania. Nawet nie będę narzekać na brak śniegu. Cieszyło mnie słońce … i stokrotki. Tak jestem egoistką, wiem, że niedługo zamarzną, ale póki co cieszą moje oczyi nie przejmuję się ich dalszym losem (przepraszam Jurku). Nowy rok rozpoczęłam 43’ treningiem biegowym. Mało, ale właściwie nie powinnam jeszcze biegać. Nie minęły 2 tyg. od złamania. Po ciąży też szybko wróciłam. Nic nie bolało, ale trochę się usztywniałam. Bałam się, że źle stanę, urażę, nawet nie tyle, że będzie bolało, ale przede wszystkim, że przez przedwczesny trening przedłużę okres leczenia. Podobała mi się koncentracja na każdym kroku, stopę stawiałam w wcześniej zaplanowanym miejscu w sposób zależny od podłoża. Zwykle niedbale rzucałam nogi przed siebie, co od biedy można zaakceptować na szosie, ale w terenie absolutnie nie.
W tym tygodniu trochę rowerowałam. Na rowerze nie jestem w stanie się zmęczyć, spocić, ale odczuwałam go mięśniowo (ałć moje czwórki!) . Podczas pierwszego treningu rowerowego (pon) nie byłam wstanie jechać w terenie, bo wszystkie drgania kumulowały się w paluchu – jeździłam, więc po asfalcie, w pt – 60’ po bitych drogach, w sobotę już trochę poszalałam w terenie, krócej niż planowałam – tylko 80’, ale mięśniowo poczułam i wystarczyło również, aby zachwiała się moja wiara w efekt żyroskopowy. Dodatkowo codziennie chwila ćwiczeń, nie będę narzekać. Słucham topu wszechczasów w trójce i co chwilę się wzruszam. No i próbuję zabrać się do pracy.
rower x3, ćwiczenia gibkości i sprawności ogólnej - codziennie, 1 trening biegowy - spokojne 43'.
Znowu biegam, chyba przeciwności losu są po to, aby docenić, że można po prostu wyjść pobiegać. Nie jest to wcale oczywiste, że zdrowie pozwala, że jest z kim zostawić dzieci czy wreszcie, że za oknem mam piękne tereny do biegania. Nawet nie będę narzekać na brak śniegu. Cieszyło mnie słońce … i stokrotki. Tak jestem egoistką, wiem, że niedługo zamarzną, ale póki co cieszą moje oczyi nie przejmuję się ich dalszym losem (przepraszam Jurku). Nowy rok rozpoczęłam 43’ treningiem biegowym. Mało, ale właściwie nie powinnam jeszcze biegać. Nie minęły 2 tyg. od złamania. Po ciąży też szybko wróciłam. Nic nie bolało, ale trochę się usztywniałam. Bałam się, że źle stanę, urażę, nawet nie tyle, że będzie bolało, ale przede wszystkim, że przez przedwczesny trening przedłużę okres leczenia. Podobała mi się koncentracja na każdym kroku, stopę stawiałam w wcześniej zaplanowanym miejscu w sposób zależny od podłoża. Zwykle niedbale rzucałam nogi przed siebie, co od biedy można zaakceptować na szosie, ale w terenie absolutnie nie.
W tym tygodniu trochę rowerowałam. Na rowerze nie jestem w stanie się zmęczyć, spocić, ale odczuwałam go mięśniowo (ałć moje czwórki!) . Podczas pierwszego treningu rowerowego (pon) nie byłam wstanie jechać w terenie, bo wszystkie drgania kumulowały się w paluchu – jeździłam, więc po asfalcie, w pt – 60’ po bitych drogach, w sobotę już trochę poszalałam w terenie, krócej niż planowałam – tylko 80’, ale mięśniowo poczułam i wystarczyło również, aby zachwiała się moja wiara w efekt żyroskopowy. Dodatkowo codziennie chwila ćwiczeń, nie będę narzekać. Słucham topu wszechczasów w trójce i co chwilę się wzruszam. No i próbuję zabrać się do pracy.
- kapan
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 891
- Rejestracja: 01 paź 2007, 18:24
- Życiówka na 10k: 38:51
- Życiówka w maratonie: 2:59:29
tydzień 5, czyli spokojny powrót do biegania
wt 15' +5x30''/30'', p3' +20' BCII + 5x30''/30'' razem 60'
śr. BC1 90', tempo szarpane, całkiem spokojne wybieganie to to nie było
czw NIC
pt 2x10x60''/30'' razem 70'
sob Bieg górski Falenica 45' + bno zaraz po
ndz. wybieganie 90' - trochę człapiące
tydzień 6, czyli plan minimum zrealizowany
pon. Rozbieganie 40'
wt. 10x2'/1' razem 51'
śr. 8x4'/1' razem 70' +SPR
czw. wybieganie 110' (na powrocie umarłam, nawet czasem marszobiegłam, dystans ok. 20km)
pt NIC
sob 80' kros aktywny, czyli bno razem 90' - orientacyjnie i biegowo nieźle, tylko, że zbyt dosłownie wzięłam słowa organizatora dokładając sobie w ten sposób ponad 2 km, ale skoro to zawody treningowe to może lepiej.
ndz. wybieganie 120' (powoli wygląda to nieco lepiej)
Biegniemy dalej z entuzjazmem i zapałem
wt 15' +5x30''/30'', p3' +20' BCII + 5x30''/30'' razem 60'
śr. BC1 90', tempo szarpane, całkiem spokojne wybieganie to to nie było
czw NIC
pt 2x10x60''/30'' razem 70'
sob Bieg górski Falenica 45' + bno zaraz po
ndz. wybieganie 90' - trochę człapiące
tydzień 6, czyli plan minimum zrealizowany
pon. Rozbieganie 40'
wt. 10x2'/1' razem 51'
śr. 8x4'/1' razem 70' +SPR
czw. wybieganie 110' (na powrocie umarłam, nawet czasem marszobiegłam, dystans ok. 20km)
pt NIC
sob 80' kros aktywny, czyli bno razem 90' - orientacyjnie i biegowo nieźle, tylko, że zbyt dosłownie wzięłam słowa organizatora dokładając sobie w ten sposób ponad 2 km, ale skoro to zawody treningowe to może lepiej.
ndz. wybieganie 120' (powoli wygląda to nieco lepiej)
Biegniemy dalej z entuzjazmem i zapałem
- kapan
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 891
- Rejestracja: 01 paź 2007, 18:24
- Życiówka na 10k: 38:51
- Życiówka w maratonie: 2:59:29
tydzień 7, czyli jest dobrze, bo przecież nie beznadziejnie
pon. 35'
wt. 10x4'/2', okazało się, że potrafię nie szarpać tempa, gdy jest luźne, ale dość mocne. Przypadkiem, zobaczyłam, że pętelka na jakiej pobiegłam pierwszą kilometrówkę + przerwę prawie się zamknęła. Na następnej ścięłam róg i było idealnie. Przesunięcie na 10 pętelkach to raptem kilka metrów. No i 2 minutowa przerwa była luksusem po zeszłotygodniowym 8x4'/1'. Naprawdę świetny energetyzujący trening.
śr. Wybieganie 110' Wiedząc, że zamiast 2h pobiegam nieco krócej starałam się nie lenić. Dodatkowo pierwszy trening na pokaźnej warstewce śniegu, w kolcach... Zakwasy wewnętrznych części ud miałam do piątku.
czw. 30'
pt. Wizyta w przychodni z dzieciakami trochę pokrzyżowała plany (na szczęście nic poważnego), wyszłam dzięki uprzejmości Wojtka, który swoje sprawy poprzestawiał 45' w tym 30' z narastającą prędkością - początek w II zakresie, koniec w III.
sob. 40' BC II razem 83'
ndz 1:53 kończyłam z niedosytem. Pięknie jest w lesie i na łąkach. Widziałam z bliska jakieś olbrzymie ptaszysko polujące na coś małego na łąkach, poza tym spotkałam sarny i jednego biegacza.
Uwagi:
1. Skrócone rozbieganie sprzyja szybszej regeneracji. Na chwilę obecną pasuje mi.
2. Trening piątkowy i sobotni to szybszy bieg ciągły zamiast interwału, bo tak mi pasowało ze względu na sprawy kobiece i spięcie podbrzusza. Wolałam nie gwałcić organizmu.
3. Zaadoptowałam się do biegania w takich kolcach:
http://www.icebug.pl/buty-spirit.htm
Dają pełen komfort przy bieganiu po śniegu i lodzie. Dobra przyczepność także przy szybszym bieganiu.
4. Pierwszy raz w tym roku mam kilometraż 3-cyfrowy
5. Po treningu chciało mi się krzyczeć z radości ... dopóki nie pomyślałam o przyszłym tyg, na który się bardzo cieszę, choć boję się czy dam radę. Ciekawa jestem czy już na tyle wróciłam do biegania, aby nabiegać swoje podczas pracowitego i stresującego tygodnia.
Jest wyzwanie.
pon. 35'
wt. 10x4'/2', okazało się, że potrafię nie szarpać tempa, gdy jest luźne, ale dość mocne. Przypadkiem, zobaczyłam, że pętelka na jakiej pobiegłam pierwszą kilometrówkę + przerwę prawie się zamknęła. Na następnej ścięłam róg i było idealnie. Przesunięcie na 10 pętelkach to raptem kilka metrów. No i 2 minutowa przerwa była luksusem po zeszłotygodniowym 8x4'/1'. Naprawdę świetny energetyzujący trening.
śr. Wybieganie 110' Wiedząc, że zamiast 2h pobiegam nieco krócej starałam się nie lenić. Dodatkowo pierwszy trening na pokaźnej warstewce śniegu, w kolcach... Zakwasy wewnętrznych części ud miałam do piątku.
czw. 30'
pt. Wizyta w przychodni z dzieciakami trochę pokrzyżowała plany (na szczęście nic poważnego), wyszłam dzięki uprzejmości Wojtka, który swoje sprawy poprzestawiał 45' w tym 30' z narastającą prędkością - początek w II zakresie, koniec w III.
sob. 40' BC II razem 83'
ndz 1:53 kończyłam z niedosytem. Pięknie jest w lesie i na łąkach. Widziałam z bliska jakieś olbrzymie ptaszysko polujące na coś małego na łąkach, poza tym spotkałam sarny i jednego biegacza.
Uwagi:
1. Skrócone rozbieganie sprzyja szybszej regeneracji. Na chwilę obecną pasuje mi.
2. Trening piątkowy i sobotni to szybszy bieg ciągły zamiast interwału, bo tak mi pasowało ze względu na sprawy kobiece i spięcie podbrzusza. Wolałam nie gwałcić organizmu.
3. Zaadoptowałam się do biegania w takich kolcach:
http://www.icebug.pl/buty-spirit.htm
Dają pełen komfort przy bieganiu po śniegu i lodzie. Dobra przyczepność także przy szybszym bieganiu.
4. Pierwszy raz w tym roku mam kilometraż 3-cyfrowy
5. Po treningu chciało mi się krzyczeć z radości ... dopóki nie pomyślałam o przyszłym tyg, na który się bardzo cieszę, choć boję się czy dam radę. Ciekawa jestem czy już na tyle wróciłam do biegania, aby nabiegać swoje podczas pracowitego i stresującego tygodnia.
Jest wyzwanie.
- kapan
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 891
- Rejestracja: 01 paź 2007, 18:24
- Życiówka na 10k: 38:51
- Życiówka w maratonie: 2:59:29
„Nadawalność”
Już dawno nic mnie tak nie zdenerwowało, jak kontrole „nadawalności” się 6-latków do szkoły. Panie bez żadnych skrupułów rozmawiały o dzieciach przy dzieciach, które się nadaje, a które nie do pierwszej klasy. Z czym które ma kłopoty itp. Itd. To zupełnie tak, jakbym przy dzieciach zaczęła rozmawiać o szanownej Pani (do której wcześniej miałam dużo sympatii), czy ona się nadaje do uczenia dzieci skoro połowa z nich, po pół roku nauczania przez ww Panią nie umie trzymać ołówka i czy czasem nie ma kłopotów z pewną naroślą na końcu szyi. I tak po takiej kontroli, nie woziłam Wisi przez tydzień do szkoły. Nie wiem czy w związku z tym nadaję się na matkę i czemu jeszcze nikt tego nie sprawdził. W tym czasie Wisia nauczyła się czytać i pisać (zrobiła w tej dziedzinie 7-milowy skok do przodu, a listy napisane przez Wiśnię w tym czasie ciągle czekają na wysłanie, ech). Umiejętności to jednak nie wszystko, moje dziecko niepoważnie traktuje swoje obowiązki, czym bardzo się przejęło. Najlepszym dowodem na to jest staranny rysunek, na którym słońce jest zielone, a drzewa mają niebieskie liście. Mówiłam już dziecku, że inna Wisława, już niestety śp za interpretację swojego własnego wiersza dostałaby zaledwie trójkę (~60%). Nie mówiłam Wisi, że „to chory kraj i ten system jest zły” i gdzie może mieć szkołę.
http://www.youtube.com/watch?v=nS9_1QcQUVo
A co do nadawalności, ja z pewnością nie nadaję się do biegania. I co w związku z tym? Biegam dalej i mam nadzieję, że limit kontuzji na ten rok został wyczerpany. Po złamanym paluchu, miałam naderwane przyczepy mięśniowe i wtedy miałam okazję by poznać bliżej służbę zdrowia i ochotę na napisanie podobnej krytyki na temat służby zdrowia. Lepiej jednak zająć się czymś konstruktywnym, czyli robić swoje w różnych dziedzinach. Do testów dostałam nowe buciki, trza je porządnie obiegać, a po bieganiu w kolcach po śniegu i lodzie, te kaputki to balsam na moje skatowane łydeczki. Dawno mnie tu nie było, biegam mniej niż bym chciała. Nie wiem jak mało, bo zaniedbałam dzienniczek, wiem, że po ostatniej kontuzji powracałam zbyt wcześnie, i bolało mnie udo, 2 dni przerwy i jeszcze raz to samo. Najważniejsze, że znowu biegam, sprawia mi to radość i nie zastanawiam się czy się do tego nadaję, powiem więcej wcale mnie to nie interesuje. No i norma kontuzji na rok AD 2012 już została wyrobiona
Pozdrawiam serdecznie. Kasia.
I jeszcze to:
http://www.youtube.com/watch?v=RserHfKFzds
Już dawno nic mnie tak nie zdenerwowało, jak kontrole „nadawalności” się 6-latków do szkoły. Panie bez żadnych skrupułów rozmawiały o dzieciach przy dzieciach, które się nadaje, a które nie do pierwszej klasy. Z czym które ma kłopoty itp. Itd. To zupełnie tak, jakbym przy dzieciach zaczęła rozmawiać o szanownej Pani (do której wcześniej miałam dużo sympatii), czy ona się nadaje do uczenia dzieci skoro połowa z nich, po pół roku nauczania przez ww Panią nie umie trzymać ołówka i czy czasem nie ma kłopotów z pewną naroślą na końcu szyi. I tak po takiej kontroli, nie woziłam Wisi przez tydzień do szkoły. Nie wiem czy w związku z tym nadaję się na matkę i czemu jeszcze nikt tego nie sprawdził. W tym czasie Wisia nauczyła się czytać i pisać (zrobiła w tej dziedzinie 7-milowy skok do przodu, a listy napisane przez Wiśnię w tym czasie ciągle czekają na wysłanie, ech). Umiejętności to jednak nie wszystko, moje dziecko niepoważnie traktuje swoje obowiązki, czym bardzo się przejęło. Najlepszym dowodem na to jest staranny rysunek, na którym słońce jest zielone, a drzewa mają niebieskie liście. Mówiłam już dziecku, że inna Wisława, już niestety śp za interpretację swojego własnego wiersza dostałaby zaledwie trójkę (~60%). Nie mówiłam Wisi, że „to chory kraj i ten system jest zły” i gdzie może mieć szkołę.
http://www.youtube.com/watch?v=nS9_1QcQUVo
A co do nadawalności, ja z pewnością nie nadaję się do biegania. I co w związku z tym? Biegam dalej i mam nadzieję, że limit kontuzji na ten rok został wyczerpany. Po złamanym paluchu, miałam naderwane przyczepy mięśniowe i wtedy miałam okazję by poznać bliżej służbę zdrowia i ochotę na napisanie podobnej krytyki na temat służby zdrowia. Lepiej jednak zająć się czymś konstruktywnym, czyli robić swoje w różnych dziedzinach. Do testów dostałam nowe buciki, trza je porządnie obiegać, a po bieganiu w kolcach po śniegu i lodzie, te kaputki to balsam na moje skatowane łydeczki. Dawno mnie tu nie było, biegam mniej niż bym chciała. Nie wiem jak mało, bo zaniedbałam dzienniczek, wiem, że po ostatniej kontuzji powracałam zbyt wcześnie, i bolało mnie udo, 2 dni przerwy i jeszcze raz to samo. Najważniejsze, że znowu biegam, sprawia mi to radość i nie zastanawiam się czy się do tego nadaję, powiem więcej wcale mnie to nie interesuje. No i norma kontuzji na rok AD 2012 już została wyrobiona

I jeszcze to:
http://www.youtube.com/watch?v=RserHfKFzds
- kapan
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 891
- Rejestracja: 01 paź 2007, 18:24
- Życiówka na 10k: 38:51
- Życiówka w maratonie: 2:59:29
Alternatywne metody treningu
Dotychczasowa koncepcja treningowego była prosta – cykl składał się z 2-3 tyg. walki z kontuzją i 1 tygodnia regeneracyjnego. Trening ten miał oczywiście niewątpliwe zalety tj. zaobserwowano znaczny wzrost zdolności orientacyjnych o nieco ponad 20% (*) i odczuwalne wzmocnienie psychiczne - walka z kontuzją i kolejne powroty do biegania doskonale symulowały szukanie motywacji do kontynuowania biegu, przy narastającym zmęczeniu. Jak wiadomo sfera psychiczna jest szczególnie ważna w przypadku biegów ultra. Niestety trening ten okazał się mieć również pewne minusy , tj. znaczny spadek formy. Zauważono wzrost tempa spokojnego biegu o ok. 30’’/km oraz wzrost szybkości startowej o 7% (*).
Właśnie te skutki uboczne tego misternego planu treningowego skłoniły nas do znacznej modyfikacji treningu. Obecny plan zakłada niezbyt intensywne bieganie przy znacznym obciążeniu organizmu antybiotykoterapią. Spodziewam się skokowego wzrostu formy dokładnie po 9 dniach od odstawienia antybiotyków, czyli w trakcie pierwszego, może nie tyle poważnego, co długiego biegu. Dzisiaj lekarz stwierdził, że chociaż do tej pory antybiotyk nie pomógł, może jeszcze pomoże, tylko do końca nie mam pewności czy jako bodziec częściowo zastępujący obciążenia treningowe, czy również na ucho i zatoki. Tak, więc biegam codziennie, spokojnie ok. godziny łykam te świństwo i czekam na efekty.
*) na podstawie dwóch kolejnych edycji duatlonu biegowego, na tym drugim byłam nawet druga (1 wśród kobiet). I to zwycięstwo w wyjątkowo fatalnym stylu, na imprezie treningowej napawa mnie optymizmem (jak ja nisko upadłam!).
Dotychczasowa koncepcja treningowego była prosta – cykl składał się z 2-3 tyg. walki z kontuzją i 1 tygodnia regeneracyjnego. Trening ten miał oczywiście niewątpliwe zalety tj. zaobserwowano znaczny wzrost zdolności orientacyjnych o nieco ponad 20% (*) i odczuwalne wzmocnienie psychiczne - walka z kontuzją i kolejne powroty do biegania doskonale symulowały szukanie motywacji do kontynuowania biegu, przy narastającym zmęczeniu. Jak wiadomo sfera psychiczna jest szczególnie ważna w przypadku biegów ultra. Niestety trening ten okazał się mieć również pewne minusy , tj. znaczny spadek formy. Zauważono wzrost tempa spokojnego biegu o ok. 30’’/km oraz wzrost szybkości startowej o 7% (*).
Właśnie te skutki uboczne tego misternego planu treningowego skłoniły nas do znacznej modyfikacji treningu. Obecny plan zakłada niezbyt intensywne bieganie przy znacznym obciążeniu organizmu antybiotykoterapią. Spodziewam się skokowego wzrostu formy dokładnie po 9 dniach od odstawienia antybiotyków, czyli w trakcie pierwszego, może nie tyle poważnego, co długiego biegu. Dzisiaj lekarz stwierdził, że chociaż do tej pory antybiotyk nie pomógł, może jeszcze pomoże, tylko do końca nie mam pewności czy jako bodziec częściowo zastępujący obciążenia treningowe, czy również na ucho i zatoki. Tak, więc biegam codziennie, spokojnie ok. godziny łykam te świństwo i czekam na efekty.
*) na podstawie dwóch kolejnych edycji duatlonu biegowego, na tym drugim byłam nawet druga (1 wśród kobiet). I to zwycięstwo w wyjątkowo fatalnym stylu, na imprezie treningowej napawa mnie optymizmem (jak ja nisko upadłam!).
- kapan
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 891
- Rejestracja: 01 paź 2007, 18:24
- Życiówka na 10k: 38:51
- Życiówka w maratonie: 2:59:29
pon 50'
wt. 70'
śr 80'
czw 80'
pt wolne
sob 60' bno
ndz długie(?) wybieganie 90'
poza bno wszystko spokojnie
Widzieliście? Ciuchy biegowe w Lidlu rzucili.
Spodenki 3/4 wygodne i ładne, S dość duża, lekko się na biodrach marszczą, XS - brak, kupiłam też butki jeszcze nie próbowałam biegać, tak na oko to mają wszystko co trzeba. Koszulki tak na macanego to chyba takie sobie, skarpetki - Wojtek twierdzi, że nietrwałe, że nie warto.
wt. 70'
śr 80'
czw 80'
pt wolne
sob 60' bno
ndz długie(?) wybieganie 90'
poza bno wszystko spokojnie
Widzieliście? Ciuchy biegowe w Lidlu rzucili.
Spodenki 3/4 wygodne i ładne, S dość duża, lekko się na biodrach marszczą, XS - brak, kupiłam też butki jeszcze nie próbowałam biegać, tak na oko to mają wszystko co trzeba. Koszulki tak na macanego to chyba takie sobie, skarpetki - Wojtek twierdzi, że nietrwałe, że nie warto.
- kapan
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 891
- Rejestracja: 01 paź 2007, 18:24
- Życiówka na 10k: 38:51
- Życiówka w maratonie: 2:59:29
Pierwsza porażka na 50km bno.
W piątek wieczorem przyjechaliśmy do Sandomierza, potem rodzinne zwiedzanie starówki i zbrojowni (polecam wszystkiego można dotknąć, przymierzyć, wypróbować - miecze, toporki, cepy bojowe, stroje, hełmy, tarcze, dyby, klatki, a nawet pasy cnoty). W sobotę start. Ponieważ jestem bez formy liczyłam na 5:30, na tej imprezie (miała być prosta nawigacja i mało punktów). Dzieciaki najpierw wypiły mi kartonik soku porzeczkowego, którego nigdy nie lubiły, potem, gdy napełniałam bukłaki usłyszałam od Wita: "Mama, Mo, Mo" , co oznacza moje i nie oddam. Policzyłam, że mam ok.0,8 l. i to starczy na 5-6h biegania. Szybko zrobiło się ciepło, picia zabrakło już w połowie. Jednak długo było przyzwoicie na 2 punkcie (czyli zostały nam 2 punkty z 9 - 1 i 3, mieliśmy czas poniżej 3:20), czyli całość na trochę powyżej 5h. Niestety Wojtek się zgodził na mój fantastyczny skrót, który doprowadził do szukania punktu przez półtorej godziny. Na chwilę zemdlałam, ale szybko się ocknęłam z głową w bagnisku. Wypiłam wszystko z Wojtka bukłaka, odwiedziliśmy sklep, ale mimo wszystko tak się odwodniłam, że sikać zaczęłam dopiero następnego dnia. Za sklepem Wojtek dał się przekonać, aby mnie zostawić. Jakoś doczłapałam na metę, czas 7 godzin (bez minuty), Wojtek 23 min. szybciej, 2 miejsce, ale nie w generalce, tylko wśród kobiet. Bolało, ale dzisiaj nie czuję tej 50 w nogach. Start z gatunku tych, o których się chce szybko zapomnieć i nauczka, że nie warto iść na skróty, a bez pracy nie ma kołaczy. Trzeba trenować.
W piątek wieczorem przyjechaliśmy do Sandomierza, potem rodzinne zwiedzanie starówki i zbrojowni (polecam wszystkiego można dotknąć, przymierzyć, wypróbować - miecze, toporki, cepy bojowe, stroje, hełmy, tarcze, dyby, klatki, a nawet pasy cnoty). W sobotę start. Ponieważ jestem bez formy liczyłam na 5:30, na tej imprezie (miała być prosta nawigacja i mało punktów). Dzieciaki najpierw wypiły mi kartonik soku porzeczkowego, którego nigdy nie lubiły, potem, gdy napełniałam bukłaki usłyszałam od Wita: "Mama, Mo, Mo" , co oznacza moje i nie oddam. Policzyłam, że mam ok.0,8 l. i to starczy na 5-6h biegania. Szybko zrobiło się ciepło, picia zabrakło już w połowie. Jednak długo było przyzwoicie na 2 punkcie (czyli zostały nam 2 punkty z 9 - 1 i 3, mieliśmy czas poniżej 3:20), czyli całość na trochę powyżej 5h. Niestety Wojtek się zgodził na mój fantastyczny skrót, który doprowadził do szukania punktu przez półtorej godziny. Na chwilę zemdlałam, ale szybko się ocknęłam z głową w bagnisku. Wypiłam wszystko z Wojtka bukłaka, odwiedziliśmy sklep, ale mimo wszystko tak się odwodniłam, że sikać zaczęłam dopiero następnego dnia. Za sklepem Wojtek dał się przekonać, aby mnie zostawić. Jakoś doczłapałam na metę, czas 7 godzin (bez minuty), Wojtek 23 min. szybciej, 2 miejsce, ale nie w generalce, tylko wśród kobiet. Bolało, ale dzisiaj nie czuję tej 50 w nogach. Start z gatunku tych, o których się chce szybko zapomnieć i nauczka, że nie warto iść na skróty, a bez pracy nie ma kołaczy. Trzeba trenować.