WSTĘP
Witajcie w mojej bajce.. słoń zagra na fujarce, pinokio wam zaśpiewa tralala.
Tą optymistyczną przyśpiewką witam wszystkich chcących się tutaj na chwilkę zatrzymać.
Geting to point.. Jestem Bartek, mam 26 lat, mierze 182 cm i ważę 73 kg. To tak gwoli ogólnej wizualizacji. Biegać lubiłem zawsze, odkąd sięgam pamięcią kilkadziesiąt lat temu, ktoś wchodząc do mojego domu mógł nawet nie spostrzec, że coś czerwonego właśnie przed nim mignęło. Tak to byłem ja w chodziku... Podobno robiłem to często, bez wytchnienia i opamiętania. W miarę upływu czasu, rosłem, lecz moje zamiłowanie do biegów kwitnęło choć przejawiało się bardziej w podwórkowych zabawach, ganianiu za piłką wszystko jedno jaką. Nie ma sensu się bardziej rozpisywać nad różnymi biegowymi epizodami chciałem tylko powiedzieć, że bieganie zawsze było ważną częścią mojego życia i miałem tego świadomość.
I tak oto przechodzę do wstępu właściwego. Mianowicie z czasem gdy wybrałem swoją drogę nauki niezbyt często się ruszałem. Owszem starałem się jak najczęściej chodzić na tenisa, ale koniec końców różne czynniki spowodowały, że go zarzuciłem (choć czasem chętnie bym jeszcze pograł).
Biegi były nadal obecne lecz nie były samoistne. Zawsze ganiałem za czymś (piłka, autobus, tramwaj). Aż tu pewnego dnia postanowiłem zwiększyć swoją wydolność biegową co bym zaiwaniał jeszcze szybciej i jeszcze dłużej podczas cotygodniowych spotkań piłkarskich (o niezbyt wybitnym poziomie nawet jak na mega zielonych amatorów przystało). Przeszedłem się na bieżnie.
Było to mniej więcej w okresie późno sierpniowym, wczesno-wrześniowym.. Niezbyt regularne biegi bieżniowe sprawiały mi radość i próbowałem w to wciągnąć moją siostrę. Bez powodzenia.
Przyszła gwiazdka.. przyszedł gwiazdor i oprócz rózgi przyniósł mi... tatatada... Garmina FR60. Super sprawa!! Jednak śnieg i generalnie powszechnie panujące zimno skutecznie odstraszały mnie do jego wypróbowania. W międzyczasie przeglądałem niniejszy portal, czytałem, zbierałem informację. Debiut z zegarkiem zaliczyłem dopiero w lutym. Pierwsza kalibracja, pierwsze przebieżki.. ehh aż łezka się w oku kręci. Nie mniej skończyło się na jednym razie. Zima zwyciężyła (przynajmniej tak sobie tłumaczyłem brak aktywności).
Później próbowałem nabrać systematyczności, częściowo mi się to udało w czerwcu i sierpniu.. niestety odniosłem kontuzje wydaje mi się przeciążeniową (spuchła mi noga w kostce po kilku tygodniach jak się przerzuciłem na kolce) i to załamało moje plany treningowe i ogólną determinację. Później próbowałem wrócić, ale niestety o systematyczności mogłem jedynie pomarzyć.
Ostatni mój wybieg w poprzednim roku zaliczyłem w październiku.
Jednakowoż z pomocą przyszedł mi Nowy Rok i jego postanowienia, a także częściowo moja mama. Nie chce się póki co wdawać w szczegóły ale w pewien wieczór zaatakowałem się z zaskoczenia. Wymieniłem baterię w zegarku (a raczej dałem do zegarmistrza .. 15 zł) i wio na bieżnie.
Dochodzę (dość topornie) do przedstawienia swoich
CELÓW
Chciałbym bardzo wyrobić w sobie systematyczność. Nie chce mówić że o ja kozak będę śmigał maraton za maratonem (lubię bardziej dystanse średnie), albo 5 km w 15 minut albo Bóg jeden wie jakie inne cyferki. Nic z tych rzeczy. Powoli chciałbym wejść w systematyczne bieganie i dopiero z czasem poprawić swoje osiągnięcia.
Póki co na stronie garmin.connect wyznaczyłem publiczny cel 12 aktywności w 30 dni. Chcę biegać 4 x w tygodniu i sam jestem ciekawy czy mi się to uda.
I to na dzisiaj tyle. Mam już 2 treningi za sobą. Opiszę je jednak jutro bo wstępy są bardzo czasochłonne i męczące, a godzina, mimo że jeszcze młoda, to nie zachęca do klecenia bardziej sensownych zdań i wynurzeń.
Pozdrawiam i do jutra;)
Maxymus
Maxymus Fabius on track - czyli pokonać siebie
Moderator: infernal
-
- Rozgrzewający Się
- Posty: 2
- Rejestracja: 20 sty 2011, 00:46
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak