pardita pisze:
Zoltar.
Coś Twoja teoria nie zadziała. A miało być z adrenaliną, i szybciej niż na treningach etc.
No właśnie
Tylko tyle, że to nie jest moja teoria, tylko teoria uczonych w piśmie.
Nie wiem czy to wina błędnej teorii czy jednak teoria jest słuszna tylko wykonania pozostawiało wiele do życzenia, bo pierwsze pięć kilometrów powinienem pobiec poniżej 5 km/h i wiem, że mogę tak biec, bo już tak biegałem... a dzisiaj nie mogłem z siebie wykrzesać stosownej energii... chociaż chciałem.
Ale w ogóle muszę przyznać, że wszyscy ostrzegają, że na początku nie wolno dać się ponieść adrenalinie, tym czasem ja miałem problem aby przebić się na pozycję biegnących ok 5 min/km, co już znalazłem kogoś za kim można biec, to po chwili ten ktoś zwalniał i było już 5,20 min/km. Tak więc teoria teorią a praktyka praktyką. Za to ostatnie 400-500 m biegłem w tempie ok. 4,30 min/km i minąłem ze 20 biegnących którzy nie byli już w stanie przyspieszyć (co prawda mnie też zdążyło minąć jeszcze 3 gości). Nie było też u mnie pod koniec biegu tego legendarnego bólu, owszem po biegu łydki mnie bolały, ale nic mnie nie bolało podczas biegu... nie wiem czy to dobrze czy źle.
Reasumując Pardita średnie tempo wyszło mi 5,14 km/h... jak na szybki trening to zupełnie przyzwoicie
Moim zdaniem leży u mnie coś takiego jak wytrzymałość tempowa... cokolwiek to znaczy!!
----------------------------------
A jeszcze taka historyjka z Praskiej Dychy. Biegnę sobie chyba 7 km w tempie 5,17 (jak wujek Edek przykazał), a tu zaczyna mijać mnie facet z baby joggerem... no to ja przyspieszam i biegnę w jego tempie (5,11 min/km), a tu z wózka coś mówi dzieciak... Facet pyta: Co Kasiu?, a Kasia na to: Siusiu... Trzeba było widzieć minę tego gościa
Co robić takie życie.