W czwartek dołożyłam jeszcze 1,5 godziny na hali (tak, tak Siennicka rulezzz).
Zajęcia prowadzone przez Ewę i Andrzeja były bardzo ciekawe, towarzystwo przednie, tyle że pot spływał ze mnie strumieniami.
Dzisiaj mam takie zakwasy, że nie mogę wstać z kanapy... I w dziwnych miejscach.
Wczoraj chciałam spróbować z czym się je aquarunning, ale zajęcia były odwołane. Za tydzien spróbuję.
Logistycznie już nie ogarnęłam biegania.
A dzisiaj pojechaliśmy na Test Coopera Biegam Bo Lubię i Bieganie z Gwiazdami

- Marcinem Lewandowskim i Jerzym Skarżyńskim.
Rozgrzewka zaserwowana przez panów sprawiła, że zakwasy na chwilę zanikły i w swoim pierwszym w życiu teście Coopera zrobiłam w 12 minut 2840 m (a nawet 2850, ale niech tam). Biegłam szybciej niż we wtorek na Agrykoli i czułam się też lepiej, nie zajechałam się (a powinnam w sumie, może bym jeszcze z 50 m zrobiła).
Ale najlepsze było na końcu.
Cztery sztafety ścigały się z Marcinem - on biegł 800 m, a my - 4x200 m
Po pierwsze, zostałam wylosowana do sztafety

Po drugie - miałam świetne towarzystwo w sztafecie
Po trzecie - dzięki temu mogłam pobiec 200 m ramię w ramię z Mistrzem Europy (byłam na ostatniej zmianie) i wpaść poł stopy prze nim na linię mety.

To było chyba moje najszybsze 200 m w życiu. Ale zegarka nie wlączylam

Za to mój uśmiech po imprezie nie ma granic
