Vincent 102 kilogramy, a chcę mieć mniej niż 90
Moderator: infernal
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 321
- Rejestracja: 10 lut 2011, 02:34
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Luboń
W poniedziałek przy okazji biegu otarłem do krwi udo na dużej powierzchni. We wtorek zrobiłem jeszcze 4,5 km na wiosłach (całkiem niezłe tempo pomimo zwiększenia obciążenia do 5) ale kiedy zobaczyłem w jakimstanie jest po treningu udo stwierdziłem, że ważniejsze od treningu jest abym dał nodze się zagoić przed sobotnim maratonem.
Trochę mnie nosi - w środę chciałem zrobić ostatni dłuższy trening, który miał być próbą generalną całego sprzętu i jedzenia na MGS. Póki co nie mogąc trenować muszę zadowolić się namiastkami - czytam, myślę i robię zakupy.
Próbowałem czytać "Why We Run" Robina Harvie ale nie zdzierżyłem - kupując książkę zakładałem, że nie będzie to "powieść akcji" ale szczegółowość z jaką autor na kilkunastu stronach analizuje swój nastrój podczas jednego biegu zniechęciła mnie do dalszej lektury - kto wie może do tego wrócę.
Kontynuuję czytanie zbioru opowiadań "Running Through the Wall" niezła lektura motywująca.
Sporo myślę o zbliżającym się Maratonie Gór Stołowych - głównym problemem jest to, że nie jestem w stanie czegokolwiek zaplanować. Nigdy jeszcze nie przebiegłem maratonu, nigdy też nie biegałem w górach więc całkowicie brakuje mi punktu odniesienia. Nie jestem w stanie zaplanować czasu, tempa, strategii, pożądanego czasu w poszczególnych puntach odżywczych - podsumowując - NICZEGO.
Póki co strategia ogranicza się do tego by zacząć powoli na końcu i starać się wytrzymać chociaż z 20-30 kilometrów.
Jedno co "wymyśliłem" to to, że jeżeli punkty odżywcze są oddalone od siebie o 10 km, a temperatura powietrza najprawdopodobniej będzie przekraczać 20 stopni to moja stara nerka z półlitrowym bidonem nie wystarczy. Tak więc stałem się szczęśliwym posiadaczem pasa z dwoma bidonami - łącznie 1,2l - powinno starczyć na 10km, nawet po górach.
Chciałbym, żeby już była sobota.
Trochę mnie nosi - w środę chciałem zrobić ostatni dłuższy trening, który miał być próbą generalną całego sprzętu i jedzenia na MGS. Póki co nie mogąc trenować muszę zadowolić się namiastkami - czytam, myślę i robię zakupy.
Próbowałem czytać "Why We Run" Robina Harvie ale nie zdzierżyłem - kupując książkę zakładałem, że nie będzie to "powieść akcji" ale szczegółowość z jaką autor na kilkunastu stronach analizuje swój nastrój podczas jednego biegu zniechęciła mnie do dalszej lektury - kto wie może do tego wrócę.
Kontynuuję czytanie zbioru opowiadań "Running Through the Wall" niezła lektura motywująca.
Sporo myślę o zbliżającym się Maratonie Gór Stołowych - głównym problemem jest to, że nie jestem w stanie czegokolwiek zaplanować. Nigdy jeszcze nie przebiegłem maratonu, nigdy też nie biegałem w górach więc całkowicie brakuje mi punktu odniesienia. Nie jestem w stanie zaplanować czasu, tempa, strategii, pożądanego czasu w poszczególnych puntach odżywczych - podsumowując - NICZEGO.
Póki co strategia ogranicza się do tego by zacząć powoli na końcu i starać się wytrzymać chociaż z 20-30 kilometrów.
Jedno co "wymyśliłem" to to, że jeżeli punkty odżywcze są oddalone od siebie o 10 km, a temperatura powietrza najprawdopodobniej będzie przekraczać 20 stopni to moja stara nerka z półlitrowym bidonem nie wystarczy. Tak więc stałem się szczęśliwym posiadaczem pasa z dwoma bidonami - łącznie 1,2l - powinno starczyć na 10km, nawet po górach.
Chciałbym, żeby już była sobota.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 321
- Rejestracja: 10 lut 2011, 02:34
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Luboń
Chciałem o tej porze być już na miejscu tymczasem wczoraj po stosunkowo spokojnym tygodniu był wysyp klientów i nie mam pojęcia kiedy do której się wyrobię. Wygląda na to, że będę się (namiot) rozbijać po ciemku.
Wczoraj w ramach przygotowań obejrzałem relację z zeszłorocznego MGS na stronie Telewizji Kłodzkiej http://www.tvklodzko.pl/telewizja/708-m ... owych.html trasa faktycznie wygląda na trudną.
Otarte udo dalej boli jak cholera, do torby na pasie wrzuciłem opakowanie panadolu extra.
-----------------------------------------------------------------------------------------
Już prawie 15-a a ja dalej siedzę przy biurku i trafia mnie! Tyle miłego, że od czasu do czasu mogę sprawdzić co się dzieje w Pasterce: http://www.maratonygorskie.pl/mgs/?pl_relacja-live!,50
Wczoraj w ramach przygotowań obejrzałem relację z zeszłorocznego MGS na stronie Telewizji Kłodzkiej http://www.tvklodzko.pl/telewizja/708-m ... owych.html trasa faktycznie wygląda na trudną.
Otarte udo dalej boli jak cholera, do torby na pasie wrzuciłem opakowanie panadolu extra.
-----------------------------------------------------------------------------------------
Już prawie 15-a a ja dalej siedzę przy biurku i trafia mnie! Tyle miłego, że od czasu do czasu mogę sprawdzić co się dzieje w Pasterce: http://www.maratonygorskie.pl/mgs/?pl_relacja-live!,50
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 321
- Rejestracja: 10 lut 2011, 02:34
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Luboń
Dotarłem na metę na niecałe 20 minut przed jej zamknięciem po zrobieniu około 44 kilometrów (2 x zgubienie szlaku).
Zarówno sprzęt jak i żele zdały egzamin, zero problemów z żołądkiem. Ostatnie 10 kilometrów było ciężkie.
Ale biorąc pod uwagę, że był to mój debiut na tym dystansie jestem całkiem zadowolony
Teraz kolejne w repertuarze:
- Bieg na Jawornik
- Maraton Karkonoski
Ale wcześniej tydzień WAKACJI!!!
Zarówno sprzęt jak i żele zdały egzamin, zero problemów z żołądkiem. Ostatnie 10 kilometrów było ciężkie.
Ale biorąc pod uwagę, że był to mój debiut na tym dystansie jestem całkiem zadowolony

Teraz kolejne w repertuarze:
- Bieg na Jawornik
- Maraton Karkonoski
Ale wcześniej tydzień WAKACJI!!!
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 321
- Rejestracja: 10 lut 2011, 02:34
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Luboń
No i mam nową życiówkę w maratonie - 6h i niecałe 14 min.
Maraton Karkonoski biegło mi się zdecydowanie lepiej niż MGS, co pewnie wynikało z niższej temperatury i mniejszej różnicy wysokości. Jednak fakt, że do samego końca byłem w stanie biec długie odcinki trasy bardzo mnie cieszy. Najmilsze zaskoczenie było jednak w dzień po maratonie - nie tylko nie byłem "totalnie połamany" ale nawet udało mi się wejść z kilkunasto-kilowym plecakiem z Hali Szrenickiej na Szrenicę i zejść pieszo na dworzec kolejowy w Szklarskiej.
Przez znaczną część ostatnich dziesięciu kilometrów maratonu myślałem głównie o najlepszej wymówce do wycofania się z Biegu 7 Dolin, ale gdzieś między drugim a trzecim obiadem po maratonie myślałem już głównie o tym jak najlepiej wykorzystać ostatni miesiąc treningów
Dzisiaj miałem pierwszy trening po maratonie - spokojnie przetruchtałem moją stałą czternastokilometrową trasę nad Wartą - na początku nie było lekko ale jakoś się rozruszałem
Maraton Karkonoski biegło mi się zdecydowanie lepiej niż MGS, co pewnie wynikało z niższej temperatury i mniejszej różnicy wysokości. Jednak fakt, że do samego końca byłem w stanie biec długie odcinki trasy bardzo mnie cieszy. Najmilsze zaskoczenie było jednak w dzień po maratonie - nie tylko nie byłem "totalnie połamany" ale nawet udało mi się wejść z kilkunasto-kilowym plecakiem z Hali Szrenickiej na Szrenicę i zejść pieszo na dworzec kolejowy w Szklarskiej.
Przez znaczną część ostatnich dziesięciu kilometrów maratonu myślałem głównie o najlepszej wymówce do wycofania się z Biegu 7 Dolin, ale gdzieś między drugim a trzecim obiadem po maratonie myślałem już głównie o tym jak najlepiej wykorzystać ostatni miesiąc treningów

Dzisiaj miałem pierwszy trening po maratonie - spokojnie przetruchtałem moją stałą czternastokilometrową trasę nad Wartą - na początku nie było lekko ale jakoś się rozruszałem

-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 321
- Rejestracja: 10 lut 2011, 02:34
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Luboń
Po wczorajszym odpoczynku (5 km wiosłowania) pozostał mi jeszcze miesiąc do Biegu 7 Dolin. Stwierdziłem, że muszę się pogodzić z tym, że bieganie po górach wiąże się z bieganiem pod górę. Po raz pierwszy od dłuższego czasu podjechałem nad jezioro Góreckie by poćwiczyć na górce prowadzącej do Osowej Góry. Podbieg ma 750m długości i zaledwie kilkadziesiąt metrów przewyższenia ale nic lepszego w pobliżu nie ma.
Dzisiaj zrobiłem 2,5 km rozgrzewki, 2x 750 m podbiegu i zbiegu, a następnie pętlę po okolicznych szlakach - razem 13,8 km. Trasa jest dużo lepsza od mojej płaskiej nadwarciańskiej więc w ciągu kolejnego miesiąca będę tam wracać często.
Dzisiaj zrobiłem 2,5 km rozgrzewki, 2x 750 m podbiegu i zbiegu, a następnie pętlę po okolicznych szlakach - razem 13,8 km. Trasa jest dużo lepsza od mojej płaskiej nadwarciańskiej więc w ciągu kolejnego miesiąca będę tam wracać często.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 321
- Rejestracja: 10 lut 2011, 02:34
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Luboń
Czwartek i piątek wiosłowanie przy Rydwanach Ognia. W czwartek 8km, w piątek 6 km. Zwiększam tempo i obciążenie, wczoraj wyszło mi np. całkiem przyzwoite tętno - średnie 121, maksymalne 136 - jak na wiosłowanie to całkiem nieźle.
Miałem zrobić dziś długie wybieganie ale muszę pacować - zamiast tego kolejna próba pobicia rekordu mojej stałej nadwarciańskiej trasy. Niestety nie byłem w formie, czas o około 30s gorszy od najlepszego.
Statystyki biegu:
Time: 01:15:56
Avg Pace: 05:21 min/km
Avg Moving Pace: 05:20 min/km
Best Pace: 03:37 min/km
Avg HR: 149 bpm
Max HR: 163 bpm
Kiedy biegłem myślałem, że daję z siebie wszystko. Jednak patrząc na tętno - średnie 149 - do dania z siebie wszystkiego było daleko. Chociaż nie wiem jak to jest - czy każdego dnia organizm ma zdolność do takiego samego maksymalnego tętna? Z trzeciej strony może poprawia mi się forma i stąd niższe tętno. Kilka prób bicia rekordu tej trasy:
Data Czas Śred. Tętno Śred. Tempo/km
13.08.2011 - 01:15:56 - 149 5:21
03.08.2011 - 01:15:25 - 154 5:18
25.08.2011 - 01:18:11 - 156 5:28
23.05.2011 - 01:19:39 - 146 5:38
Na upartego można by wyciągnąć wniosek ze spadku tętna przy porównywalnym wysiłku, że jestem w lepsze formie i ta sama praca kosztuje mój organizm mniej wysiłku?
W przyszłym tygodniu w ramach jakościowego treningu kolejna próba
Miałem zrobić dziś długie wybieganie ale muszę pacować - zamiast tego kolejna próba pobicia rekordu mojej stałej nadwarciańskiej trasy. Niestety nie byłem w formie, czas o około 30s gorszy od najlepszego.
Statystyki biegu:
Time: 01:15:56
Avg Pace: 05:21 min/km
Avg Moving Pace: 05:20 min/km
Best Pace: 03:37 min/km
Avg HR: 149 bpm
Max HR: 163 bpm
Kiedy biegłem myślałem, że daję z siebie wszystko. Jednak patrząc na tętno - średnie 149 - do dania z siebie wszystkiego było daleko. Chociaż nie wiem jak to jest - czy każdego dnia organizm ma zdolność do takiego samego maksymalnego tętna? Z trzeciej strony może poprawia mi się forma i stąd niższe tętno. Kilka prób bicia rekordu tej trasy:
Data Czas Śred. Tętno Śred. Tempo/km
13.08.2011 - 01:15:56 - 149 5:21
03.08.2011 - 01:15:25 - 154 5:18
25.08.2011 - 01:18:11 - 156 5:28
23.05.2011 - 01:19:39 - 146 5:38
Na upartego można by wyciągnąć wniosek ze spadku tętna przy porównywalnym wysiłku, że jestem w lepsze formie i ta sama praca kosztuje mój organizm mniej wysiłku?
W przyszłym tygodniu w ramach jakościowego treningu kolejna próba

-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 321
- Rejestracja: 10 lut 2011, 02:34
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Luboń
Staram się biegać pomimo nawału pracy i przygotowań do chrztu. Robię jednak co najwyżej połowę kilometrów, które powinienem robić i jest już za późno by dastycznie to zwiększyć więc B7D będzie raczej bolesny 
Za to miałem wczoraj fajny trening, wybrałem się w czasie burzy na bicie rekordu mojej stałej trasy (14,2 km). Pioruny waliły w pobliskie drzewa a ja przed siebie. Poleciałem totalnie na lekko nawet bez koszulki ale mimo deszczu było dość ciepło. Od czasu Maratonu Gór Stołowych doceniam bieganie w czapce z daszkiem - ma duzo więcej zastosowań niż przypuszczałem - pozwala biegać bez ciemnych okularów, chroni głowę, sprawia, że deszcz jest mniej uciążliwy, a nawet osłania od gałązek w lesie.
Pierwszy raz użyłem funkcji Garmina - ścigania się ze sobą na starej trasie. Super sprawa - jestem pewien, że gdyby nie mozliwość monitorowania jak mi idzie w porównaniu do rekordu byłbym na mecie znacznie później. Walaczyłem z wirtualnym partnerem jakby to był mój największy wróg. Gdzieś koło 3go kilometra prowadziłem jeszcze o jakieś 100m, na półmetku przewaga zmalała do kilkunastu metrów, druga połowa była ciężka i nawet koniec burzy i słońce nie mogły tego zmienić. Partnet gdzieś koło 9km zaczął zostawiać mnie w tyle. Na 600m przed metą byłem jakieś 100m za nim, desperackim sprintem udało mi się zmniejszyć tą stratę do 4m ale i tak dobiegłem drugi
Niewiarygodne, że głupi zegarek może dać tyle emocji.
W miarę jak powietrzu coraz bardziej czuć nadchodzącą jesień dociera do mnie, że życie nie kończy się na tym sezonie i coraz częściej robię plany na przyszły. Mam już nawet pomysły na dwa fajne biegi, w których chcę spróbować swoich sił. Ale o tym pewnie będę więcej pisał już po powrocie z Krynicy.
W ramach literatury motywacyjnej przeczytałem ostatnio Running for my Life: On the extreme road with adventure runner Ray Zahab a dziś wziąłem się za Advanced Marathoning - super książka w przystępny sposób opisuje poszczególne aspekty fizjologii istotne w biegach długodystansowych i jak można je poprawić. Podobają mi się proponowane w książce plany treningowe - kto wie może w przyszłym roku przyjdzie czas by biegać z jakimś planem?

Za to miałem wczoraj fajny trening, wybrałem się w czasie burzy na bicie rekordu mojej stałej trasy (14,2 km). Pioruny waliły w pobliskie drzewa a ja przed siebie. Poleciałem totalnie na lekko nawet bez koszulki ale mimo deszczu było dość ciepło. Od czasu Maratonu Gór Stołowych doceniam bieganie w czapce z daszkiem - ma duzo więcej zastosowań niż przypuszczałem - pozwala biegać bez ciemnych okularów, chroni głowę, sprawia, że deszcz jest mniej uciążliwy, a nawet osłania od gałązek w lesie.
Pierwszy raz użyłem funkcji Garmina - ścigania się ze sobą na starej trasie. Super sprawa - jestem pewien, że gdyby nie mozliwość monitorowania jak mi idzie w porównaniu do rekordu byłbym na mecie znacznie później. Walaczyłem z wirtualnym partnerem jakby to był mój największy wróg. Gdzieś koło 3go kilometra prowadziłem jeszcze o jakieś 100m, na półmetku przewaga zmalała do kilkunastu metrów, druga połowa była ciężka i nawet koniec burzy i słońce nie mogły tego zmienić. Partnet gdzieś koło 9km zaczął zostawiać mnie w tyle. Na 600m przed metą byłem jakieś 100m za nim, desperackim sprintem udało mi się zmniejszyć tą stratę do 4m ale i tak dobiegłem drugi

W miarę jak powietrzu coraz bardziej czuć nadchodzącą jesień dociera do mnie, że życie nie kończy się na tym sezonie i coraz częściej robię plany na przyszły. Mam już nawet pomysły na dwa fajne biegi, w których chcę spróbować swoich sił. Ale o tym pewnie będę więcej pisał już po powrocie z Krynicy.
W ramach literatury motywacyjnej przeczytałem ostatnio Running for my Life: On the extreme road with adventure runner Ray Zahab a dziś wziąłem się za Advanced Marathoning - super książka w przystępny sposób opisuje poszczególne aspekty fizjologii istotne w biegach długodystansowych i jak można je poprawić. Podobają mi się proponowane w książce plany treningowe - kto wie może w przyszłym roku przyjdzie czas by biegać z jakimś planem?
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 321
- Rejestracja: 10 lut 2011, 02:34
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Luboń
Bieg można podsumować stwierdzeniem, że dałem ciała.
Ogólnie było super - już sam nocny start miał w sobie coś magicznego, a widok wijącego się po górach węża czołówek zapamiętam na długo. Podobnie jak serdeczność obsługi na punktach odżywczysz i brzask świtu za górami. Startując liczyłem, że dotrę do drugiego albo trzeciego przepaku (odpowiednio 64 albo 78 km).
Po szybkiej herbatce na Hali Łabowskiej dotarłem do Rytra blisko końca ale mając prawie godzinę zapasu do limitu czasu. Z rozpędu zrobiłem jeszcze kolejne 10 km na Halę Przechyba ale w obliczu narastających problemów technicznych nawet świadomość, że kolejne 20 km było niemal całkowicie w dół nie mogła wyciągnąć mnie ze schroniska
Tak więc moja pierwsza setka zakończyła się na 45 kilometrze.
Pomimo porażki ogólne wrażenia są bardzo pozytywne - nawet jeżeli ja nie nadaję się do tego sportu to ten sport jest wprost stworzony dla mnie, muszę się tylko nieco dostosować
W tym sezonie przede mną jeszcze kilka biegów - na pewno półmaraton w najbliższy weekend i maraton poznański w październiku ale sezon traktuję praktycznie jako zamknięty i trenować będę już przede wszystkim z myślą o przyszłym.
Póki co będę koncentrował się na ograniczeniu wagi. Dzisiejsze ważenie pokazało, że ważę około 102 kg (przy 186 cm wzrostu), nie da się sensownie biegać po górach z takim bagażem więc moim pierwszym celem będzie zbicie wagi poniżej 90 kg.
Wracając jeszcze do Festiwalu Biegowego, ostatnim miłym akcentem było spotkanie Jurka Skarżyńskiego, od którego kupiłem moją pierwszą fizyczną książkę o bieganiu "Biegiem przez Życie". Będzie jak znalazł - sporo w niej porad jak zrzucić wagę.
Ogólnie było super - już sam nocny start miał w sobie coś magicznego, a widok wijącego się po górach węża czołówek zapamiętam na długo. Podobnie jak serdeczność obsługi na punktach odżywczysz i brzask świtu za górami. Startując liczyłem, że dotrę do drugiego albo trzeciego przepaku (odpowiednio 64 albo 78 km).
Po szybkiej herbatce na Hali Łabowskiej dotarłem do Rytra blisko końca ale mając prawie godzinę zapasu do limitu czasu. Z rozpędu zrobiłem jeszcze kolejne 10 km na Halę Przechyba ale w obliczu narastających problemów technicznych nawet świadomość, że kolejne 20 km było niemal całkowicie w dół nie mogła wyciągnąć mnie ze schroniska

Pomimo porażki ogólne wrażenia są bardzo pozytywne - nawet jeżeli ja nie nadaję się do tego sportu to ten sport jest wprost stworzony dla mnie, muszę się tylko nieco dostosować

Póki co będę koncentrował się na ograniczeniu wagi. Dzisiejsze ważenie pokazało, że ważę około 102 kg (przy 186 cm wzrostu), nie da się sensownie biegać po górach z takim bagażem więc moim pierwszym celem będzie zbicie wagi poniżej 90 kg.
Wracając jeszcze do Festiwalu Biegowego, ostatnim miłym akcentem było spotkanie Jurka Skarżyńskiego, od którego kupiłem moją pierwszą fizyczną książkę o bieganiu "Biegiem przez Życie". Będzie jak znalazł - sporo w niej porad jak zrzucić wagę.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 321
- Rejestracja: 10 lut 2011, 02:34
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Luboń
Tak więc po kolei:
Waga - w poniedziałek pokazywała 101 kilo czyli przez pierwszy tydzień zrzuciłem kilo i takie tempo chciałbym trzymać.
Trening - Po połówce w Gnieźnie stwierdziłem, że złamię się i zacznę ćwiczyć zgodnie z planem treningowym. Wybrałem 12-tgodniowy plan o najniższym kilometrażu, z książki, która zrobiła na mnie spore wrażenie: Advanced Marathoning
Mam nadzieję, że praca zgodna z tym planem pozwoli mi złamać w Maratonie Świętych Mikołajów 1h 50 min.
Poniżej pierwsze 4 tygodnie planu:

Są jakieś problemy z wyświetleniem brazka podaję też link do pliku na flicr: http://www.flickr.com/photos/62773595@N06/6166685888
Oprócz bieganie regularnie wiosłuję, praktycznie we wszystkie dni wolne od biegania.
Półmaraton Dziekanowice Gniezno
Poszło nie najgorzej. Trasa nie była zbyt łatwa z kilkoma nieprzyjemnymi podbiegami i dużą ilością wiatru w twarz.
Zacząłem z samego końca kolumny więc samo dotarcie do startu zajęło mi blisko minutę. Jednak dzięki temu nie pobiegłem zbyt szybko na początku i mogłem powyprzedzać sporo osób bez zarżnięcia się. Podczas biegu wyraźnie było widać, że nie trenuję szybszego biegania.
Ostatnie 2 kilometry były ciężkie, w efekcie stanęło na czasie netto 1:52:29 czyli mam nową życiówkę ale do zadowolenia mi daleko. Cóż - mam nadzieję, że odbiję sobie na Świętych Mikołajach. Wg kalkulatora z głównej strony z czasem na dychę 48:32 złamanie 1:50 nie powinno być problemem.
Waga - w poniedziałek pokazywała 101 kilo czyli przez pierwszy tydzień zrzuciłem kilo i takie tempo chciałbym trzymać.
Trening - Po połówce w Gnieźnie stwierdziłem, że złamię się i zacznę ćwiczyć zgodnie z planem treningowym. Wybrałem 12-tgodniowy plan o najniższym kilometrażu, z książki, która zrobiła na mnie spore wrażenie: Advanced Marathoning
Mam nadzieję, że praca zgodna z tym planem pozwoli mi złamać w Maratonie Świętych Mikołajów 1h 50 min.
Poniżej pierwsze 4 tygodnie planu:
Są jakieś problemy z wyświetleniem brazka podaję też link do pliku na flicr: http://www.flickr.com/photos/62773595@N06/6166685888
Oprócz bieganie regularnie wiosłuję, praktycznie we wszystkie dni wolne od biegania.
Półmaraton Dziekanowice Gniezno
Poszło nie najgorzej. Trasa nie była zbyt łatwa z kilkoma nieprzyjemnymi podbiegami i dużą ilością wiatru w twarz.
Zacząłem z samego końca kolumny więc samo dotarcie do startu zajęło mi blisko minutę. Jednak dzięki temu nie pobiegłem zbyt szybko na początku i mogłem powyprzedzać sporo osób bez zarżnięcia się. Podczas biegu wyraźnie było widać, że nie trenuję szybszego biegania.
Ostatnie 2 kilometry były ciężkie, w efekcie stanęło na czasie netto 1:52:29 czyli mam nową życiówkę ale do zadowolenia mi daleko. Cóż - mam nadzieję, że odbiję sobie na Świętych Mikołajach. Wg kalkulatora z głównej strony z czasem na dychę 48:32 złamanie 1:50 nie powinno być problemem.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 321
- Rejestracja: 10 lut 2011, 02:34
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Luboń
Dzisiaj miałem twarde spotkanie z moim zaciekłym wrogiem - sobą samym z początku lipca. Pobiłem wtedy rekord na mojej stałej leśnej trasie - dystans ok. 14,2 km, czas 1:15:26
Już dwa razy poległem na próbie złamania tego wyniku. Dzisiaj postanowiłem zamienić 14 kilometrowy bieg "ogólny" z realizowanego planu, kolejną próbą. Dla dodatkowej motywacji ustawiłem sobie na Garminie wirtualnego partnera, któremu miałem zamiar dokopać
I udało się - wystartowałem jak na mnie bardzo ostro - średnia prędkość z pierwszych 5km 4:58/km już po tej pierwszej piątce byłem zmęczony, kolejną piątkę zrobiłem ze średnią prędkością 5:20/km, mimo dużego zmęczenia udawało mi się utrzymywać 200m przewagi nad "wrogiem". Ostatnie 4,2 km było naprawdę ciężkie, średnia prędkość spadła do 5:22,5/km i wróg zaczął odrabiać straty. Ale udało się!
Tętno:
- średnie 156 (84% max.)
- maksymalne 168 (91% max)
No i jeszcze nowy rekord trasy: 1:14:16
Już dwa razy poległem na próbie złamania tego wyniku. Dzisiaj postanowiłem zamienić 14 kilometrowy bieg "ogólny" z realizowanego planu, kolejną próbą. Dla dodatkowej motywacji ustawiłem sobie na Garminie wirtualnego partnera, któremu miałem zamiar dokopać

I udało się - wystartowałem jak na mnie bardzo ostro - średnia prędkość z pierwszych 5km 4:58/km już po tej pierwszej piątce byłem zmęczony, kolejną piątkę zrobiłem ze średnią prędkością 5:20/km, mimo dużego zmęczenia udawało mi się utrzymywać 200m przewagi nad "wrogiem". Ostatnie 4,2 km było naprawdę ciężkie, średnia prędkość spadła do 5:22,5/km i wróg zaczął odrabiać straty. Ale udało się!
Tętno:
- średnie 156 (84% max.)
- maksymalne 168 (91% max)
No i jeszcze nowy rekord trasy: 1:14:16

-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 321
- Rejestracja: 10 lut 2011, 02:34
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Luboń
Po drugim tygodniu walki z nadwagą waga pokazała niecałe 100 kilo czyli w drugim tygodniu zrzuciłem kolejny kilogram 

-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 321
- Rejestracja: 10 lut 2011, 02:34
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Luboń
Pobiegłem dziś w pierwszej Dysze Drzymały. Super bieg - organizatorzy naprawdę dopisali. Doskonała organizacja biura zawodów, klimat - startu honorowego dokonał Tadeusz Drzymała - prawnuk Drzymały co to w wozie mieszkał. Nawiasem mówiąc prawnuk jest sołtysem miejscowości Drzymałów, która leży nieopodal Rakoniewic.
Bardzo dopisali wolontariusze i kibice, bieg był dodatkowo widowiskowy przez to, że składały się na niego 4 okrążenia - najpierw 700 m wokół rynku, a potem 3 pętle po 3100. Same Rakoniewice okazały się być malutkie ale z klimatem - piękny drewniany kościółem polecam wszystkim.
Moim głównym celem na ten bieg było zmęczyć się tak, że będę czuł, że żyję (czytaj cudem dotrę do mety, na której się przewrócę)
Bieg zacząłem od samego początku dużo szybciej niż sugerowałby rozsądek, i już po kilku minutach miałem tętno przeszło 160 (88% HR Max), co nie zdarza mi się niemal nigdy. Po jakichś 4 kilometrach było ciężko, po 6 zastanawiałem się czy w ogóle dobiegnę, a od ósmego myślałem już głównie o tym by minimalizować liczbę wyprzedzających mnie biegaczy. Ale jednak dobiegłem, a czasem netto 46:49 poprawiłem życiówkę o minutę i 42 sekundy więc można powiedzieć, że osiągnąłem dziś pełnię szczęścia
Najbardziej chyba cieszy mnie to, że pomimo iż dałem z siebie wszystko achillesy są całkiem spoko, przez dość nieprzyjemny ból musiałem w tym tygodniu skrócić jeden trening i odpuścić sobie 2 kolejne. Może jednak z tym bólem to kwestia zbyt krótkiej rozgrzewki jaką robię przed codziennymi treningami. Dzisiaj zrobiłem przed biegiem dobre 20 min. truchtu, może właśnie to pomogło?
Bardzo dopisali wolontariusze i kibice, bieg był dodatkowo widowiskowy przez to, że składały się na niego 4 okrążenia - najpierw 700 m wokół rynku, a potem 3 pętle po 3100. Same Rakoniewice okazały się być malutkie ale z klimatem - piękny drewniany kościółem polecam wszystkim.
Moim głównym celem na ten bieg było zmęczyć się tak, że będę czuł, że żyję (czytaj cudem dotrę do mety, na której się przewrócę)

Bieg zacząłem od samego początku dużo szybciej niż sugerowałby rozsądek, i już po kilku minutach miałem tętno przeszło 160 (88% HR Max), co nie zdarza mi się niemal nigdy. Po jakichś 4 kilometrach było ciężko, po 6 zastanawiałem się czy w ogóle dobiegnę, a od ósmego myślałem już głównie o tym by minimalizować liczbę wyprzedzających mnie biegaczy. Ale jednak dobiegłem, a czasem netto 46:49 poprawiłem życiówkę o minutę i 42 sekundy więc można powiedzieć, że osiągnąłem dziś pełnię szczęścia

Najbardziej chyba cieszy mnie to, że pomimo iż dałem z siebie wszystko achillesy są całkiem spoko, przez dość nieprzyjemny ból musiałem w tym tygodniu skrócić jeden trening i odpuścić sobie 2 kolejne. Może jednak z tym bólem to kwestia zbyt krótkiej rozgrzewki jaką robię przed codziennymi treningami. Dzisiaj zrobiłem przed biegiem dobre 20 min. truchtu, może właśnie to pomogło?
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 321
- Rejestracja: 10 lut 2011, 02:34
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Luboń
Niestety tak jak ostrzegał mnie Robur mam wahania wagi - co spada to troszkę podchodzi. Ale staram się ważyć najrzadziej co drugi dzień aby wiedzieć "na czym stoję" i motywuje mnie to do brania się "za siebie" dzięki czemu widzę wyraźną tendencję spadkową.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 321
- Rejestracja: 10 lut 2011, 02:34
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Luboń
Dzisiaj fajny trening - 19 km z prędkością narastającą. 6 odcinków po 3 km, ze średnim tempem: 6:03, 5:59, 5:47, 5:48, 5:25, 5:12 i na zakończenie bonusowy kilometr z tempem 4:32.
Pierwszy raz biegłem w skarpetach CEP, póki co trudno mi się wypowiadać, chociaż wstępne wrażenie jest takie że do biegania lepsze są Exo IV Calf, może to też wynikać z tego, że CEP'y sięgają mi dość nisko i nie opinają całej łydki.
Tak na marginesie miałem okazję się uśmiechnąć kiedy chwilę po złożeniu zamówienia na skarpety zadzwonił do mnie miły pan ze sklepu i zapytał czy przypadkiem nie pomyliłem obwodu łydki z numerem buta. Nie pomyliłem, chociaż w moim przypadku wielkiego problemu by nie było bo biegam w butach nr 48, a obwód łydki mam 47
Sam się zdziwiłem.
Swoją drogą buszując dziś po Bieganie.pl natknąłem się na artykuł zaczynający się od stwierdzenia, że większość ludzi zaczyna biegać by schudnąć. Ciekawie było zdać sobie sprawę, że właściwie to ja też zaczynałem biegać by schudnąć (nie licząc realizacji starego marzenia o maratonie), było to ciekawe bo zdałem sobie sprawę, że teraz jest dokładnie odwrotnie - chcę schudnąć by biegać, ponieważ czuję, że drzemiący we mnie długodystansowiec jest skuty kajdanami własnego tłuszczu
Cieszę się na maraton poznański
Pierwszy raz biegłem w skarpetach CEP, póki co trudno mi się wypowiadać, chociaż wstępne wrażenie jest takie że do biegania lepsze są Exo IV Calf, może to też wynikać z tego, że CEP'y sięgają mi dość nisko i nie opinają całej łydki.
Tak na marginesie miałem okazję się uśmiechnąć kiedy chwilę po złożeniu zamówienia na skarpety zadzwonił do mnie miły pan ze sklepu i zapytał czy przypadkiem nie pomyliłem obwodu łydki z numerem buta. Nie pomyliłem, chociaż w moim przypadku wielkiego problemu by nie było bo biegam w butach nr 48, a obwód łydki mam 47

Swoją drogą buszując dziś po Bieganie.pl natknąłem się na artykuł zaczynający się od stwierdzenia, że większość ludzi zaczyna biegać by schudnąć. Ciekawie było zdać sobie sprawę, że właściwie to ja też zaczynałem biegać by schudnąć (nie licząc realizacji starego marzenia o maratonie), było to ciekawe bo zdałem sobie sprawę, że teraz jest dokładnie odwrotnie - chcę schudnąć by biegać, ponieważ czuję, że drzemiący we mnie długodystansowiec jest skuty kajdanami własnego tłuszczu

Cieszę się na maraton poznański

-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 321
- Rejestracja: 10 lut 2011, 02:34
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Luboń
W nocy z wczoraj na dziś zrobiłem sobie eksperyment - spałem w opasce do pomiaru HR, z garminem koło łóżka 
Wyniki bardzo mnie zaciekawiły - średnie tętno wyszło mi w miarę spoko - 48 ale co około godzinę do dwóch mam króciótkie strzały tętna - gdzie tętno na przestrzeni kilku sekund podchodzi mi do 70 a nawet 88. Zastanawiam się czy te strzały tętna to moje czy po prostu Garmin przez chwilę łapie tętno żony???
Powtórzę eksperyment dzisiaj - zobaczę jaki będzie wynik

Wyniki bardzo mnie zaciekawiły - średnie tętno wyszło mi w miarę spoko - 48 ale co około godzinę do dwóch mam króciótkie strzały tętna - gdzie tętno na przestrzeni kilku sekund podchodzi mi do 70 a nawet 88. Zastanawiam się czy te strzały tętna to moje czy po prostu Garmin przez chwilę łapie tętno żony???
Powtórzę eksperyment dzisiaj - zobaczę jaki będzie wynik
