Podbiegi mi nie zaszkodziły... 
Za to lodówka i owszem. Albo rosołek z makaronem, który jadłam przez pół soboty. 
Genialnie to widać międzyczasach. 
Zaczęłam perfekcyjnie, nie za szybko, w sam raz i wyglądało, że utrzymam tempo. 
Ale na czwartym kilometrze - chyba pierwszy raz na zawodach - żołądek odmówił mi współpracy i to konkretnie, nawet truchtać nie mogłam 

 I kiedy zdecydowałam, że schodzę po 5 km, okazało się, że u podnóża Sanguszki stoją tojki. Wizyta tam  bardzo mi pomogła 

 Pod Sanguszki już zasuwałam jak dzika i uznałam, że skoro tak, to jednak spróbuję pobiec drugie 5 km. Wyniku i tak nie zrobię, ale przynajmniej w lustro będę patrzyła bez obrzydzenia. Drugą petlę pobiegłam spokojniej, wobecczego nie złamałam 50 minut, ale ponieważ na BPW nigdy nie robiłam jakichś megadobrych wyników - nie bardzo mnie to zmartwilo. Martwi mnie natomiast zoladek, ktory nie wspolpracuje 

Aha, 
10 km, 51:18.
Dzisiaj za to... Dzisiaj skorzystałam z motywacji w postaci Kapan 

Dzięki niej o 6 bylam już po śniadaniu, o 6.20 wyruszyłam. Dobiegłam na miejsce spotkania, pokręciłam się, zrobilam w sumie ze 4 km, potem już razem z Kasią zrobiłyśmy kolejne 16,5.
Kasia, tak to wygladało (od Lidla do Ciebie):
1km 000m	00:05:35	10.75 km/h	
1km 000m	00:05:38	10.65 km/h	
1km 000m	00:05:38	10.65 km/h	
1km 000m	00:05:34	10.78 km/h	
1km 000m	00:05:34	10.78 km/h	
1km 000m	00:05:47	10.37 km/h	
1km 000m	00:05:42	10.53 km/h	
1km 000m	00:05:34	10.78 km/h	
1km 000m	00:05:48	10.34 km/h	
1km 000m	00:05:57	10.08 km/h	
1km 000m	00:05:50	10.29 km/h	
1km 000m	00:06:13	9.65 km/h	
1km 000m	00:06:34	9.14 km/h	
1km 000m	00:06:23	9.40 km/h	
1km 000m	00:05:48	10.34 km/h	
1km 000m	00:05:52	10.23 km/h	
Te kawałki powyżej 6'/km to tam gdzie wdzierałyśmy się do lasu 

 Mapka - na run-logu.
Ja potem jeszcze sobie dobiegłam kawałek w stronę domu, w sumie wyszło mi 
26 km w 2:29:44. Ostatni kawałek dojechałam już autobusem, aż żałuję, że podjechał akurat jak dobiegłam do przystanku, tak to bym jeszcze ze 3 km zrobiła 

. 
W sumie wyszedł mi piękny
 tydzień: 90,13 km
I rekordowy w tym roku 
miesiąc - 350,45 km. 
A przy okazji zrzuciłam 2 zbędne kilogramy. Zostały mi jeszcze 3 do zrzucenia 

 Może jak będę lżejsza, pobiegnie mi się szybciej.
A  byłabym zapomniała 

 I pozdrowienia dla Roberta (dobrze zapamiętałam?) z którym wczoraj dobre dwa albo nawet 3 km drugiej pętli przebiegłam. Powodzenia w Karkonoszach 
