o kurcze, chyba warto czasem cos niezle popsuc, zeby pozniej cieszyc sie takim ruchem w watku z komentarzami

a tak powazniej:
może za wcześnie po jedzeniu wyszłaś na trening ? u mnie chyba to było powodem tego że czułam się jakbym ważyła tonę i do tego ten okropny ból brzucha ...

ach, gdyby tylko to bylo takie proste..

to nie ma niestety zwiazku z dzisiejszym jedzeniem, za to z wczorajszym jak najbardziej, bo zaczelo bolec juz wczoraj po poludniu.
niestety sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana. ja ciagle mam 'cos' z tym zoladkiem, po zawodach zazwyczaj kilka dni dochodze do siebie, bo nawet jak chodze, to wszystko mnie w srodku kluje. musze sie niezle nagimnastykowac, zeby w dniu zawodow (albo przed wieczornym treningiem) wszystko rozplanowac tak, zeby zminimalizowac ryzyko bycia strzelona przez jakas koszmarna kolke. czasem sie udaje, czasem nie.. mam juz za soba setke roznych badan, wedle ktorych wszystko jest teoretycznie w porzadku (poza przepuklina rozworu przelykowego, ktora niestety moze to wyjasniac), ale chyba pora na kolejna piecdziesiatke

no bo, cholera, bez przesady no...
Nasuwa się tylko pytanie, czy powinnaś kontynuować ten trening, skoro od początku nie wchodził. Może trzeba było zrobić coś lżejszego. Bez sensu, moim zdaniem, jest robić coś na siłę, ze łzami w oczach. Czasami warto się wsłuchać w swój organizm.
moze masz racje. pewnie masz

ale coz.. jesli robie cos, na czym mi zalezy (a trening biegowy zdecydowanie nalezy do tej kategorii) to nie jest latwo spowodowac, zebym odpuscila. kiedys trenowalam jazde konna i w tym sporcie byla to jak najbardziej pozadana cecha (czasem kon probuje miec inne zdanie niz jezdziec i najgorsze co mozna zrobic, to dac mu podjac decyzje), w bieganiu, hm.. pewnie tez sie czasem przydaje, ale to jednak co innego..
dla mnie odpuscic = przyznac sie do porazki i uznac swoja slabosc.. chcialabym uwazac inaczej; no coz, moze kiedys.. (co nie znaczy zreszta, ze wykonanie treningu 'mimo wszystko' dawalo mi poczucie nie-slabosci.. to by bylo jeszcze troche zbyt piekne

). biegalam raz z grypa zoladkowa

- wrocilismy w niedziele z Katowic, gdzie juz od sobotniego popoludnia czulam sie niespecjalnie, na poniedzialkowy poranek mialam w planie trening interwalowy na biezni mechanicznej, na ktory rzecz jasna polecialam (gdyz rano jeszcze czulam sie ok). trening co prawda byl niezly (choc wiadomo, co czuje czlowiek nekany zoladkowa odmiana grypy...

) i udal sie w 100%, ale od razu po powrocie do domu zostalam powalona goraczka.. i tak mi zostalo do konca tygodnia
byc moze dzisiejszy trening wyszedlby mi lepiej, gdybym przelozyla go na wieczor.
byc moze tak, gdyz godzine po powrocie z biegu ruszylam z kolezanka na wycieczke rowerowa, zrobilam 45 km ze srednia predkoscia powyzej 20 km/h (co nie jest co prawda jakas wybitna predkoscia, ale przed pobytem w Grzybnie chyba nie zdarzalo mi sie nigdy, zebym na tyle dlugie przejazdzki robila takim tempem - to raz, a dwa, ze jechalam troche przez las i troche tez przebijalam sie przez tragicznie wielkie i grzaskie błota na Kabatach

). nie zmeczylam sie w ogole, czuje sie silowo i miesniowo bardzo dobrze i generalnie moglabym spokojnie isc teraz biegac, gdyby nie ten fatalny bol brzucha. troche mi juz przeszlo, nie czuje juz przewracajacych sie w srodku kamieni, ale czuje jeszcze wyrazny dyskomfort..
a byc moze wcale nie pobieglabym tego szybciej.. nie wiem, trudno mi to wyczuc. nie jestem dobra w szacowaniu swoich mozliwosci. moze to bylo maksimum, a bol tylko spotegowal fatalnosc tego treningu
tak czy inaczej nie bolalo mnie az tak tragicznie, zeby przerywac bieg. mialam nadzieje, ze lada chwile to przejdzie, bo raz bolalo bardziej, a raz wlasciwie wcale. co prawda bylam w dosc fatalnym polozeniu, bo czulam, ze absolutnie nie moge przyspieszac, bo jeszcze krok i nie bede mogla biec w ogole. najgorsze z calego biegu bylo jednak schlodzenie - czegos takiego to jeszcze nie mialam..
Buddy,
dzieki! jakos mi troche lepiej

przerwy mialy trwac od 3 do 5 minut, wybralam cztery, zeby dac szanse zoladkowi (niestety jej nie wykorzystal). silowo czulam sie dobrze juz po trzech minutach, wiec jesli bede niedlugo robic podobny trening, mysle ze zejde do trzech minut truchtu pomiedzy seriami.