Zachorowałam na grype
- Berni K
- Rozgrzewający Się
- Posty: 16
- Rejestracja: 19 lis 2002, 20:02
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
- Kontakt:
Musze zaczynac od poczatku?
A moze cofnac sie o tydzien czy dwa? Czy kogoś juz to spotkalo? Jak sobie poradziliscie?
A moze cofnac sie o tydzien czy dwa? Czy kogoś juz to spotkalo? Jak sobie poradziliscie?
- WojT
- Stary Wyga
- Posty: 217
- Rejestracja: 04 lut 2002, 23:00
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Gdańsk
Mnie tez to spotkalo. Od poczatku tygodnia lekkie przeziebienie, katar no i oczywiscie nie biegam Wczesniej jeszcze wyjazd gdzie rowniez nie ruszalem sie wystarczajaco
Mam juz za soba 5 tygodni planu treningowego. Przed soba jeszcze 11 tygodni!! Wszystko ustawilem tam zeby zakonczyc cykl od razu startem w maratonie.
Pomimo ze wypadlo mi kilka dni to jednak zamierzam kontunuawac program tak jakby przerwy nie bylo. Jesli zaczne nadrabiac stranone dni to sie nie wyrobie z calym planem. Mysle wiec ze trzeba isc dalej. A to co stracilem to juz trudno, czasem tak sie zdarza.
Czy myslicie inaczej? Jakie sa porady fachowcow?
Wojtek
Mam juz za soba 5 tygodni planu treningowego. Przed soba jeszcze 11 tygodni!! Wszystko ustawilem tam zeby zakonczyc cykl od razu startem w maratonie.
Pomimo ze wypadlo mi kilka dni to jednak zamierzam kontunuawac program tak jakby przerwy nie bylo. Jesli zaczne nadrabiac stranone dni to sie nie wyrobie z calym planem. Mysle wiec ze trzeba isc dalej. A to co stracilem to juz trudno, czasem tak sie zdarza.
Czy myslicie inaczej? Jakie sa porady fachowcow?
Wojtek
wczysciecki@wp.pl
- neo
- Stary Wyga
- Posty: 247
- Rejestracja: 05 sty 2003, 15:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Koronowo
- Kontakt:
moim zdaniem lepiej nie ryzykować z nadrabianiem straconych km. Oczywiście łatwiej mówić trudniej wykonać...
[b]Neo Knight[/b]
[i]Lepiej nie zaczynać, niż zacząwszy nie dokończyć[/i]
[url]http://www.bieganie.piwko.pl[/url]
[i]Lepiej nie zaczynać, niż zacząwszy nie dokończyć[/i]
[url]http://www.bieganie.piwko.pl[/url]
- Adam Klein
- Honorowy Red.Nacz.
- Posty: 32176
- Rejestracja: 10 lip 2002, 15:20
- Życiówka na 10k: 36:30
- Życiówka w maratonie: 2:57:48
- Lokalizacja: Polska cała :)
Berni, a do czego ty się tak przygotowujesz jeśli można wiedzieć ?
- Berni K
- Rozgrzewający Się
- Posty: 16
- Rejestracja: 19 lis 2002, 20:02
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
- Kontakt:
Do pierwszego maratonu.
- Adam Klein
- Honorowy Red.Nacz.
- Posty: 32176
- Rejestracja: 10 lip 2002, 15:20
- Życiówka na 10k: 36:30
- Życiówka w maratonie: 2:57:48
- Lokalizacja: Polska cała :)
No nie poradze czy zaczynać od początku czy nie.
Masz pesrpektywę, ze jeszcze kilka razy tak zaczynać możesz. Okres późno zimowy i wczesno wiosenny to wybitnie popularny okres na chorowanie, także może najgorsze dopiero Cię czeka.
Ja to w ogóle nie rozumiem jak się można dobrze do maratonu przygotowac w tym sezonie i w takich warunkach pogodowych jakie mamy.
Dla mnie zimowe bieganie to tylko podtrzymywanie pewnego ogólnego poziomy wytrenowania plus ćwiczenia siłowe.
Masz pesrpektywę, ze jeszcze kilka razy tak zaczynać możesz. Okres późno zimowy i wczesno wiosenny to wybitnie popularny okres na chorowanie, także może najgorsze dopiero Cię czeka.
Ja to w ogóle nie rozumiem jak się można dobrze do maratonu przygotowac w tym sezonie i w takich warunkach pogodowych jakie mamy.
Dla mnie zimowe bieganie to tylko podtrzymywanie pewnego ogólnego poziomy wytrenowania plus ćwiczenia siłowe.
- Dwarf
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 308
- Rejestracja: 24 sty 2002, 10:05
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa
Bez przesady z tymi planami, przecież to nie jest tak,że jak wypadnie nam 1 tydzień to siężle przygotujemy do maratonu.
Trochę spokoju i zdrowego rozsądku - plan jest tylko wytyczną i może być bardzo, bardzo elastyczny.
Myślę, że jeśli tak na poważnie sie przygotowujesz (a sądzę tak bo biegasz w silne mrozy) to poradzisz sobie na tym maratonie spokojnie. Na pewno nie gorzej niż z tym dodatkowym tygodniem, który wypadł.
Trochę spokoju i zdrowego rozsądku - plan jest tylko wytyczną i może być bardzo, bardzo elastyczny.
Myślę, że jeśli tak na poważnie sie przygotowujesz (a sądzę tak bo biegasz w silne mrozy) to poradzisz sobie na tym maratonie spokojnie. Na pewno nie gorzej niż z tym dodatkowym tygodniem, który wypadł.
Dwarf
- krzysztof
- Wyga
- Posty: 74
- Rejestracja: 30 lip 2002, 14:30
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Gdansk
Czesc,
kiedys jak trenowalem srednie dyst. to gdy wypadly jakies
tygodnie w cyklu (sezon podzielony byl na kilka cykli 4-8 tyg,
kazdy cykl kladl nacisk na jakas ceche glowna) to wowczas
po chorobie cofalo sie w cyklu o 1-2 tyg. a caly plan ulegal zmianie w danym cyklu i 1-2 nastepnym. Kluczem byly sprawdziany pod koniec cyklu czyli moj stan wytrenowania .... teraz gdy biegam amatorsko postepuje podobnie. Najkrocej nie trzymac sie sztywno planow tylko
patrzec na swoj stan w sprawdzianach i samopoczucie ...
powodzenia
kiedys jak trenowalem srednie dyst. to gdy wypadly jakies
tygodnie w cyklu (sezon podzielony byl na kilka cykli 4-8 tyg,
kazdy cykl kladl nacisk na jakas ceche glowna) to wowczas
po chorobie cofalo sie w cyklu o 1-2 tyg. a caly plan ulegal zmianie w danym cyklu i 1-2 nastepnym. Kluczem byly sprawdziany pod koniec cyklu czyli moj stan wytrenowania .... teraz gdy biegam amatorsko postepuje podobnie. Najkrocej nie trzymac sie sztywno planow tylko
patrzec na swoj stan w sprawdzianach i samopoczucie ...
powodzenia
Run Forrest Run
- Deck
- Ekspert/Fizjologia
- Posty: 1269
- Rejestracja: 20 cze 2002, 12:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
moim zdaniem przygotowanie do pierwszego maratonu powinno polegac glownie na robieniu kilometrow, bez zbytniej kombinatoryki treningowej. W koncu chodzi o to aby przebiec, a i tak kazdy czas bedzie dla ciebie zyciowka
- wojtek
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 10535
- Rejestracja: 19 cze 2001, 04:38
- Życiówka na 10k: 30:59
- Życiówka w maratonie: 2:18
- Lokalizacja: lokalna
- Kontakt:
Kiedys tez mialem takie przezycia . Po prostu nic pewnego powiedzic nie mozna . Zreszta , przezyjcie to jeszczerazbo Adamm nie zakwalifikowal tego tekstu :
SPOSOB NA GRYPE
To nie bylo mile przebudzenie . Drapanie w gardle dalo sie odczuc juz po otworzeniu oczu .
Zawahalem sie chwilke zanim przelknaklem sline . Poczulem czop , jaki sie tam utworzyl.
No tak - pomyslalem - grypa .
Bylo dosc wczesnie , niedzielny marcowy ranek dopiero sie zaczynal ale ja tego dnia mialem
cel . Wybieralem sie na Przelajowe Mistrzostwa Warszawy , odbywajace sie jak zwykle
W Podkowie Lesnej . Zaczalem mozolnie gramolic sie z lozka , odczuwajac niemal kazdy gnat .
Ale kicha - pomyslalem . A tak duzo sobie obiecywalem po tym starcie ...
W normalnych warunkach po prostu jakos bym to przebolal i dalej "cial komara" az do poludnia.
Ale to nie byly "normalne warunki " . Trener postawil nas w stan gotowosci bojowej mowiac ,
ze "jaja z plucami powyrywa" gdyby sie ktory nie pojawil . Coz bylo robic - volens nolens
przygotowalem sie do wyjscia . Do uszu nalozylem kawalki waty i krzywiac sie z lekka
przy kazdym przelknieciu pojechalem na te zawody .
Na miejscu mialem jeszcze cicha nadzieje , ze trener okaze litosc . Nic z tych rzeczy .
Polozyl mi tylko dlon na czole i stwierdzil , ze jak na te pore roku to za malo grzeje .
Nie mialem sily sie z nim szarpac i postanowilem po prostu to zaliczyc , bez zadnej
szarzy . Aby sie dotelepac do zajezdni .
Choc byla odwilz , ubralem sie dosc asekuracyjnie . Podkoszulka , na nia golf pod sama szyje ,
do uszu wata , na glowe czapka narciarska . Koledzy ubrani o wiele skapiej patrzyli na mnie
jak na czubka . Nie przejmowalem sie - to ja bylem chory a nie oni . Na dodatek czekalo
na nas do pokonania 4 kilomtry blota , lodu , kaluz , sniegu i co tylko taka chlapa
mogla zaofiarowac .
Najgorsze bylo to , ze wcale nie czulem sie na silach . Przy najwolniejszym truchcie
robilo mi sie slabo , przed oczami lataly jakies mroczki . Pomyslalem sobie - jesli padne
w polowie dystansu , na lesnej sciezce to nikt mnie tam juz nie docuci . Karetka tez
nie wjedzie bo za wasko . Rozpacz . Jedyne co moglem zrobic to jak najlepiej sie rozgarzc.
Po truchcie wymachiwalem czyms sie dalo , w kazdym z mozliwych kierunkow . Potem nalozylem
kolce i zaczalem robic rytmy . Po dwunastej przebiezce poprosilem kolege z innego klubu
o masc rozgrzewajaca . Dokaldnie nanioslem dosc gruba warstwe Histaderminu na nogi ,
przedramiona i okolice krzyza . Oddalem masc trenerowi kolegi , grzecznie dziekujac i
o dziwo - zostalem zgromiony nienawistnym wzrokiem . Czyzby widzial we mnie rywala dla
swoich ?
Zaraz potem podano komende "na start" . Stanalem grzecznie na samym koncu , bojac sie
stratowania przez pelnych energii przelajowcow . Ruszylem powoli i bez entuzjazmu ,
dziwnie sie troche czujac , lekko ogluszony wata w uszach - zupelnie jak w jakims
surrealistycznym snie .
Sylwetki startujacych sciesnily sie w kolorowa bryle . Glowy rytmicznie podskakiwaly
a ja obserwujac je doszedlem do ciekawego wniosku . Oto w miejscu , gdzie glowy przestawaly
podskakiwac znajdowalo sie bloto a nieswiadomi biegacze nieomal stawali w miejscu .
Poniewaz bieglem ostatni , kilka metrow za grupa , wystarczylo mi tylko zboczyc to w lewo
to w prawo by nie przyspieszajac znalezc sie w srodku stawki . Uchwycilem zarys jakies
sciezki przy zwirowej drodze i biegnac po niej moglem utrzymac przyzwoity rytm .
Tym czasem cala reszta jakby oczadziala. Miotali sie bez sensu na najbardziej zabloconych
odcinkach drogi i zamiast biec po tej samej sciezce co ja , tracili niepotrzebnie energie
i rytm biegu . Zanim wbieglismy w las , wiekszosc byla juz porzadnie "uchachana" .
Do tej pory trzymalem sie dosc dzielnie. Ta wata w uszach naprawde pomogla . I nie
o grype mi tu chodzilo ale o fakt tlumienia emocji . Nie slyszalem tych nerwowych , rwacych
sie oddechow , ktore tak bardzo udzielaja sie wzajemnie biegaczom .
Wbieglismy teraz w las i znalazlem sie na trzeciej pozycji . Biegnacy przede mna Tomek
odwaznie przebiegl przez kaluze . Pomyslalem - to nie dla mnie- i ...mialem racje.
Kazdy , ktory przebiegl przez te kaluze zwalnial nagle . Bylem jedynym , ktory obiegl ja
lukiem i dzieki temu zimna woda nie zbryzgala mi nog . Nie wierzylem, ale wysunalem sie na
prowadzenie !
Ta sytuacja zamiast ucieszyc mnie , tylko rozzloscila . Cholerne "czajniki" - pomyslalem .
Boja sie nawet szybko biec , licza na finisz . Ale coz bylo robic ? - biegnac swoim tempem
cieszylem sie , ze jeszcze zyje .
Zaraz potem byl zakret w lewo , gdzie odwazylem sie zerknac w tyl . Cala stawka byla
niezle przerzedzona i nie bylo nas wiecej jak czterech prowadzacych. Teraz poczulem sie porzadnie
wkurzony . Zaczalem wietrzyc podstep . Najwidoczniej w swiecie zmowili sie "dla jaj" .
Chca mnie podpuscic , wykorzystujac niedyspozycje a potem "dac w dluga" . Tak mnie to
"podchajcowalo" , ze poczulem nagly przyplyw energii .
Akurat nastapila cala seria terenowych "siodelek" . Dalem popracowac grawitacji i maksymalnie
rozluzniajac sie , przyspieszalem na stoku . Zrobilem to raz , drugi , trzeci . Za kazdym
razem nikt nie smial mnie skontrowac . Nagle blysnela mi mysl - oni juz nie moga !
Teraz byla okazja by ograc ich jak dzieciakow , zostawiajac daleko w tyle .
Pewnie bylbym tak zrobil gdybym nie przypomnial sobie tego nienawistnego spojrzenia trenera
z Legii . Do glowy przyszedl mi teraz chytry plan . Sytuacja remisowa - nas dwu
ze Spojni i ich dwu z Legii . Musialem cos zrobic by Tomek przybiegl jako drugi .
Momentalnie zwolnilem , chowajac sie za Tomka . Sciezka sciesnila sie bardzo i wiodla
przez kopny snieg . W takich warunkach wyprzedzic bylo nie sposob . Lokcie zaczely pracowac
na boki by nie pozwolic na szarze od tylu .
Teraz bieglismy pod gore a ja udajac zmeczenie coraz bardziej zwalnialem , pozwalajac
Tomkowi osiagnac jak najwieksza przewage . Na szczycie wzniesienia mial okolo 15 metrow .
Gwaltownie wlaczylem przezutke i dzikim sprintem zrownalem sie z Tomkiem . Stad do mety
bylo jakies 300 metrow z gorki , ale chcialem spojrzec mu jeszcze w twarz by zobaczyc czy
dowiezie nasza przewage . Mial zamglony wzrok , gluty do pasa i na wpol seplaniac
wydukal - bieeegnij , wygraaaasz .
Na mete wpadlem bez zadyszki . Zrobilem tylko maly sklon i zaraz podalem nazwisko sedziemu .
Z niecierpliwoscia czekalem na Tomka . Po wbiegnieciu powiesil mi sie na szyi i wymazal
glutami . Osiagnelismy swoj cel - dalismy dubla . Janek Marchewka z Legii byl trzeci .
Odtad nie dzielily nas kluby . Zgodnie poszlismy wytruchtac .
Wywalilem te durna wate z uszu . Nie czulem sladu grypy .
SPOSOB NA GRYPE
To nie bylo mile przebudzenie . Drapanie w gardle dalo sie odczuc juz po otworzeniu oczu .
Zawahalem sie chwilke zanim przelknaklem sline . Poczulem czop , jaki sie tam utworzyl.
No tak - pomyslalem - grypa .
Bylo dosc wczesnie , niedzielny marcowy ranek dopiero sie zaczynal ale ja tego dnia mialem
cel . Wybieralem sie na Przelajowe Mistrzostwa Warszawy , odbywajace sie jak zwykle
W Podkowie Lesnej . Zaczalem mozolnie gramolic sie z lozka , odczuwajac niemal kazdy gnat .
Ale kicha - pomyslalem . A tak duzo sobie obiecywalem po tym starcie ...
W normalnych warunkach po prostu jakos bym to przebolal i dalej "cial komara" az do poludnia.
Ale to nie byly "normalne warunki " . Trener postawil nas w stan gotowosci bojowej mowiac ,
ze "jaja z plucami powyrywa" gdyby sie ktory nie pojawil . Coz bylo robic - volens nolens
przygotowalem sie do wyjscia . Do uszu nalozylem kawalki waty i krzywiac sie z lekka
przy kazdym przelknieciu pojechalem na te zawody .
Na miejscu mialem jeszcze cicha nadzieje , ze trener okaze litosc . Nic z tych rzeczy .
Polozyl mi tylko dlon na czole i stwierdzil , ze jak na te pore roku to za malo grzeje .
Nie mialem sily sie z nim szarpac i postanowilem po prostu to zaliczyc , bez zadnej
szarzy . Aby sie dotelepac do zajezdni .
Choc byla odwilz , ubralem sie dosc asekuracyjnie . Podkoszulka , na nia golf pod sama szyje ,
do uszu wata , na glowe czapka narciarska . Koledzy ubrani o wiele skapiej patrzyli na mnie
jak na czubka . Nie przejmowalem sie - to ja bylem chory a nie oni . Na dodatek czekalo
na nas do pokonania 4 kilomtry blota , lodu , kaluz , sniegu i co tylko taka chlapa
mogla zaofiarowac .
Najgorsze bylo to , ze wcale nie czulem sie na silach . Przy najwolniejszym truchcie
robilo mi sie slabo , przed oczami lataly jakies mroczki . Pomyslalem sobie - jesli padne
w polowie dystansu , na lesnej sciezce to nikt mnie tam juz nie docuci . Karetka tez
nie wjedzie bo za wasko . Rozpacz . Jedyne co moglem zrobic to jak najlepiej sie rozgarzc.
Po truchcie wymachiwalem czyms sie dalo , w kazdym z mozliwych kierunkow . Potem nalozylem
kolce i zaczalem robic rytmy . Po dwunastej przebiezce poprosilem kolege z innego klubu
o masc rozgrzewajaca . Dokaldnie nanioslem dosc gruba warstwe Histaderminu na nogi ,
przedramiona i okolice krzyza . Oddalem masc trenerowi kolegi , grzecznie dziekujac i
o dziwo - zostalem zgromiony nienawistnym wzrokiem . Czyzby widzial we mnie rywala dla
swoich ?
Zaraz potem podano komende "na start" . Stanalem grzecznie na samym koncu , bojac sie
stratowania przez pelnych energii przelajowcow . Ruszylem powoli i bez entuzjazmu ,
dziwnie sie troche czujac , lekko ogluszony wata w uszach - zupelnie jak w jakims
surrealistycznym snie .
Sylwetki startujacych sciesnily sie w kolorowa bryle . Glowy rytmicznie podskakiwaly
a ja obserwujac je doszedlem do ciekawego wniosku . Oto w miejscu , gdzie glowy przestawaly
podskakiwac znajdowalo sie bloto a nieswiadomi biegacze nieomal stawali w miejscu .
Poniewaz bieglem ostatni , kilka metrow za grupa , wystarczylo mi tylko zboczyc to w lewo
to w prawo by nie przyspieszajac znalezc sie w srodku stawki . Uchwycilem zarys jakies
sciezki przy zwirowej drodze i biegnac po niej moglem utrzymac przyzwoity rytm .
Tym czasem cala reszta jakby oczadziala. Miotali sie bez sensu na najbardziej zabloconych
odcinkach drogi i zamiast biec po tej samej sciezce co ja , tracili niepotrzebnie energie
i rytm biegu . Zanim wbieglismy w las , wiekszosc byla juz porzadnie "uchachana" .
Do tej pory trzymalem sie dosc dzielnie. Ta wata w uszach naprawde pomogla . I nie
o grype mi tu chodzilo ale o fakt tlumienia emocji . Nie slyszalem tych nerwowych , rwacych
sie oddechow , ktore tak bardzo udzielaja sie wzajemnie biegaczom .
Wbieglismy teraz w las i znalazlem sie na trzeciej pozycji . Biegnacy przede mna Tomek
odwaznie przebiegl przez kaluze . Pomyslalem - to nie dla mnie- i ...mialem racje.
Kazdy , ktory przebiegl przez te kaluze zwalnial nagle . Bylem jedynym , ktory obiegl ja
lukiem i dzieki temu zimna woda nie zbryzgala mi nog . Nie wierzylem, ale wysunalem sie na
prowadzenie !
Ta sytuacja zamiast ucieszyc mnie , tylko rozzloscila . Cholerne "czajniki" - pomyslalem .
Boja sie nawet szybko biec , licza na finisz . Ale coz bylo robic ? - biegnac swoim tempem
cieszylem sie , ze jeszcze zyje .
Zaraz potem byl zakret w lewo , gdzie odwazylem sie zerknac w tyl . Cala stawka byla
niezle przerzedzona i nie bylo nas wiecej jak czterech prowadzacych. Teraz poczulem sie porzadnie
wkurzony . Zaczalem wietrzyc podstep . Najwidoczniej w swiecie zmowili sie "dla jaj" .
Chca mnie podpuscic , wykorzystujac niedyspozycje a potem "dac w dluga" . Tak mnie to
"podchajcowalo" , ze poczulem nagly przyplyw energii .
Akurat nastapila cala seria terenowych "siodelek" . Dalem popracowac grawitacji i maksymalnie
rozluzniajac sie , przyspieszalem na stoku . Zrobilem to raz , drugi , trzeci . Za kazdym
razem nikt nie smial mnie skontrowac . Nagle blysnela mi mysl - oni juz nie moga !
Teraz byla okazja by ograc ich jak dzieciakow , zostawiajac daleko w tyle .
Pewnie bylbym tak zrobil gdybym nie przypomnial sobie tego nienawistnego spojrzenia trenera
z Legii . Do glowy przyszedl mi teraz chytry plan . Sytuacja remisowa - nas dwu
ze Spojni i ich dwu z Legii . Musialem cos zrobic by Tomek przybiegl jako drugi .
Momentalnie zwolnilem , chowajac sie za Tomka . Sciezka sciesnila sie bardzo i wiodla
przez kopny snieg . W takich warunkach wyprzedzic bylo nie sposob . Lokcie zaczely pracowac
na boki by nie pozwolic na szarze od tylu .
Teraz bieglismy pod gore a ja udajac zmeczenie coraz bardziej zwalnialem , pozwalajac
Tomkowi osiagnac jak najwieksza przewage . Na szczycie wzniesienia mial okolo 15 metrow .
Gwaltownie wlaczylem przezutke i dzikim sprintem zrownalem sie z Tomkiem . Stad do mety
bylo jakies 300 metrow z gorki , ale chcialem spojrzec mu jeszcze w twarz by zobaczyc czy
dowiezie nasza przewage . Mial zamglony wzrok , gluty do pasa i na wpol seplaniac
wydukal - bieeegnij , wygraaaasz .
Na mete wpadlem bez zadyszki . Zrobilem tylko maly sklon i zaraz podalem nazwisko sedziemu .
Z niecierpliwoscia czekalem na Tomka . Po wbiegnieciu powiesil mi sie na szyi i wymazal
glutami . Osiagnelismy swoj cel - dalismy dubla . Janek Marchewka z Legii byl trzeci .
Odtad nie dzielily nas kluby . Zgodnie poszlismy wytruchtac .
Wywalilem te durna wate z uszu . Nie czulem sladu grypy .
Articles in English:
http://www.examiner.com/atlanta-sports-gear-in-atlanta/wojtek-wysocki
Looking back:
http://bieganie.pl/?cat=37
Jutup: http://www.youtube.com/user/wojtek1425/videos?view=0
http://www.examiner.com/atlanta-sports-gear-in-atlanta/wojtek-wysocki
Looking back:
http://bieganie.pl/?cat=37
Jutup: http://www.youtube.com/user/wojtek1425/videos?view=0
- seishan
- Rozgrzewający Się
- Posty: 6
- Rejestracja: 02 sty 2003, 15:18
Witam taką sytuację tj. chorobę w trakcie cyklu treningowego już niestety miałem Moja rada ( u mnie zadziałało) nie zaczynaj cyklu od początku tylko ciągnij dalej jakby nie było przerwy z tą różnicą tylko że zaczniesz z progresją tzn pierwszy dzień słabiej itd tak aby około połowy tygodnia osiągnąć optimum. Mnie to pomogło . Powodzenia
- Berni K
- Rozgrzewający Się
- Posty: 16
- Rejestracja: 19 lis 2002, 20:02
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
- Kontakt:
Dziekuje wszystkim za rady. Pozdrowienia
- krzycho
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2397
- Rejestracja: 20 cze 2001, 10:36
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraków
W podobny sposób wypadł mi tydzień z życiorysu i planów. Od czwartku nie udało mi się przebiec ani pół kilometra (ani napisać choćby pół posta na forum:hej:). Zwykłą losu koleją praca, posiłek i sen. To pierwsze codziennie od ósmej do dwudziestejktórejś.
Na szczęście dzisiaj, i to zaraz IDEM BIEGAĆ!!! Cracovia Maraton wielkimi krokami...
Na szczęście dzisiaj, i to zaraz IDEM BIEGAĆ!!! Cracovia Maraton wielkimi krokami...
[i]i taaak warrrto żyć[/i]
k
k