Dogonić Kenijczyków - do końca 2011 maraton w mniej niż 3 h
Moderator: infernal
-
- Wyga
- Posty: 119
- Rejestracja: 20 lut 2009, 13:55
- Życiówka na 10k: coś koło 40min
- Lokalizacja: Legnica
- Kontakt:
Trenując nie wiemy jaki tak na prawdę poziom sobą reprezentujemy. Więc biorąc do pod uwagę chciałem się sprawdzić w biegu. Przerwa w zawodach może nie była duża bo dwa tygodnie wcześniej startowałem na AMP w Łodzi. Jednak tamten start zupełnie mi nie wyszedł i w Legnicy miałem chęć ugryźć większą porcje pączka.
Dystans jaki miałem do pokonania to 5.8 km. Czyli nie za dużo i nie za mało. Cross Legnicki od dawna nie cieszy się popularności pomimo nawet dużych nagród (za pierwsze miejsce 200 zł) Ale to może wina reklamy. Jest po prostu za słaba.
Czas z jakim udało mi się pokonać tą dziwną i zróżnicowaną trasę to 22 minut i 47 sekund. Czy to dobrze czy źle? Sam nie wiem. Tempo na kilometr 3:57. Z jednej strony tempo poniżej oczekiwań. Skromnym zdaniem liczyłem na tempo 3:50 / 3:45. Na 500-tnym metrze pytając się znajomego "Jaki czas?" Odpowiedział mi: "1:30" Czyli tempo 3 min/km co chyba nie było prawdą:D Ale zrobiło mi nadzieję, że można:) Jednak z drugiej strony trasa nawet trudna. Cztery wyhamowania prawie do zera żeby potem przyśpieszyć do swojej docelowej prędkości. No i jakoś udało się doczołgać do mety.
Miejsce w tym biegu się nie liczy bo wszystkich zawodników w kategorii mężczyzn było coś ponad 22 ;/ Czyli nadal jestem w wielkiej niewiadomej na co mnie tak na prawdę stać. Uwzględniając ten wynik, czas 1:25 na półmaratonie gdzie tempo powinienem utrzymać w okolicach 4 min/km moje przygotowania są daleko w lesie. Jednak biorąc pod uwagę treningi jakie robię mam jeszcze nadzieję, że się uda.
Dystans jaki miałem do pokonania to 5.8 km. Czyli nie za dużo i nie za mało. Cross Legnicki od dawna nie cieszy się popularności pomimo nawet dużych nagród (za pierwsze miejsce 200 zł) Ale to może wina reklamy. Jest po prostu za słaba.
Czas z jakim udało mi się pokonać tą dziwną i zróżnicowaną trasę to 22 minut i 47 sekund. Czy to dobrze czy źle? Sam nie wiem. Tempo na kilometr 3:57. Z jednej strony tempo poniżej oczekiwań. Skromnym zdaniem liczyłem na tempo 3:50 / 3:45. Na 500-tnym metrze pytając się znajomego "Jaki czas?" Odpowiedział mi: "1:30" Czyli tempo 3 min/km co chyba nie było prawdą:D Ale zrobiło mi nadzieję, że można:) Jednak z drugiej strony trasa nawet trudna. Cztery wyhamowania prawie do zera żeby potem przyśpieszyć do swojej docelowej prędkości. No i jakoś udało się doczołgać do mety.
Miejsce w tym biegu się nie liczy bo wszystkich zawodników w kategorii mężczyzn było coś ponad 22 ;/ Czyli nadal jestem w wielkiej niewiadomej na co mnie tak na prawdę stać. Uwzględniając ten wynik, czas 1:25 na półmaratonie gdzie tempo powinienem utrzymać w okolicach 4 min/km moje przygotowania są daleko w lesie. Jednak biorąc pod uwagę treningi jakie robię mam jeszcze nadzieję, że się uda.
-
- Wyga
- Posty: 119
- Rejestracja: 20 lut 2009, 13:55
- Życiówka na 10k: coś koło 40min
- Lokalizacja: Legnica
- Kontakt:
Czas świąt to jeden z lepszych okresów dla studenta:) Może wrócić sobie do rodzinnego domciu i ma prawo nie przejmować się problemami związanymi z uczelnią. Dla studenta - biegacz jest to jeszcze lepszy okres ponieważ może sobie pojeść dobre jedzonko i jest pewny, że w lodówce zawsze coś będzie :)Niestety to koniec tych przyjemności. Święta są dla mnie okresem gdzie się bardzo rozleniwiam. Zamiast wykorzystać czas świąt na jakiś fajny trening w moich okolicach ja sobie leżę do góry brzuszkiem (jak kot z którym mieszkam, a właściwie to on ze mną mieszka). I tylko ciasteczko, wędlinka, soczek, ciasteczko, wędlinka, soczek, winogronko, bananek i tak w koło Macieju. No i brzuszek się napełnia i potem boli 
Ostatecznie wyszło na to, że czwartek wolny, piątek wolny, sobota wielki wyścig z kolegą na około 1,2 km
Zgrzałem się nie miłosiernie. Nie pamiętam czasu ale na 1 km wyszło coś 3:14. Nie wiem czy to dobrze czy źle. Niedziela wolne, poniedziałek wolne. czyli lenistwo, lenistwo, lenistwo nawet lenistwo^3. Mamy wolne do 3 maja. Mam nadzieję, że w następne dni się bardziej zmotywuje i zacznę w ogóle coś biegać. Nie mogę zmarnować takiego mikroklimatu jaki występuje w Legnicy. Tutaj nawet Haile by miał idealne warunki. Lasek złotoryjski po prostu rewelka. Jak ostatnio do niego dzwoniłem to coś wspominał, że może przyjedzie na tygodniowe roztrenowanie ale jeszcze nie jest tego pewien.
Tak więc święta mnie rozleniwiają. Zamiast biegać, biegać, biegać. A nawet biegać ^3 to ja przeleżałem święta do góry brzuchem.

Ostatecznie wyszło na to, że czwartek wolny, piątek wolny, sobota wielki wyścig z kolegą na około 1,2 km

Tak więc święta mnie rozleniwiają. Zamiast biegać, biegać, biegać. A nawet biegać ^3 to ja przeleżałem święta do góry brzuchem.
-
- Wyga
- Posty: 119
- Rejestracja: 20 lut 2009, 13:55
- Życiówka na 10k: coś koło 40min
- Lokalizacja: Legnica
- Kontakt:
Kilka tygodni temu zostałem szczęśliwym posiadaczem nowego telefony komórkowego firmy NOKIA. Nie było by w tym nic dziwnego lecz ja telefonu komórkowego używam do biegania. Ponieważ tam mogę zapisywać sobie międzyczasy gdy biegałem okrążenia.
Więc gdy tylko go dostałem zacząłem przeszukiwać opcję i foldery w poszukiwaniu mojego stopera z możliwością zapisywania międzyczasów. Szukam... szukam i ... NIE MA TAKIEJ OPCJI ! Ale niezrażony tym niepowodzeniem znalazłem opcję ściągnięcia stopera z internetu i zainstalowaniu go na telefonie komórkowym. No i tak postąpiłem, wszystko się ładnie zainstalowało bez żadnych błędów.
Biegając tak od kilku tygodni i spoglądając na stoper dziwiłem się samemu sobie, że tak szybko potrafię biegać. Ale podbudowany tym faktem niczego nie podejrzewałem. Pierwsze i ostatnie podejrzenie miało miejsce gdy chciałem przebiec 8km w tempie 4:30. Zegarek wskazywał tempo około 4:00 min/km i czułem się rewelacyjnie. Nogi same niosły z każdą chwilą chciałem przyśpieszyć do 3:30 bo tak świetnie mi się biegło. Przychodząc do domu wydawało mi się, że ktoś chce mnie oszukać, że to jest niemożliwe biec tak szybko. No i porównałem mój "stoper" z wiarygodnym źródłem odmierzania czasu. I co się okazało? ... Mój "stoper" na 10 sekund rzeczywistych spóźniał się o 1 sekundę!!! Czyli przekłamał mnie o jakieś 24 sekundy! Jak nie więcej! Normanie hańba! Wiedziałem, że Kenijczycy będą mi wkładać kłody pod nogi abym przypadkiem nie byl od nich lepszy. Ale nie wiedziałem, że firma rodem z Finlandii będzie współpracować z kenijską federacją biegów długich. Wiedzą, że mam potencjał i wszyscy będą robić wszystko aby forma mi nie rosła.
Nie lepsza jest firma Google stworzona przez Amerykanina i Amerykanina rosyjskiego pochodzenia. Jej produkt jakim jest google.maps też przekłamuje kilometry co w konsekwencji przy dużej ilości kilometrów powoduje, że biegam za wolno i za krótko.
Wszystkie te korporacje na pewno są w zmowie biegaczami kenijskimi, którzy czuja mój oddech na swoich plecach. Na szczęście ja mam swoje sposoby pomiaru czasu oraz pomiaru odległości. Nie strasznie mi takie błahostki.
Więc gdy tylko go dostałem zacząłem przeszukiwać opcję i foldery w poszukiwaniu mojego stopera z możliwością zapisywania międzyczasów. Szukam... szukam i ... NIE MA TAKIEJ OPCJI ! Ale niezrażony tym niepowodzeniem znalazłem opcję ściągnięcia stopera z internetu i zainstalowaniu go na telefonie komórkowym. No i tak postąpiłem, wszystko się ładnie zainstalowało bez żadnych błędów.
Biegając tak od kilku tygodni i spoglądając na stoper dziwiłem się samemu sobie, że tak szybko potrafię biegać. Ale podbudowany tym faktem niczego nie podejrzewałem. Pierwsze i ostatnie podejrzenie miało miejsce gdy chciałem przebiec 8km w tempie 4:30. Zegarek wskazywał tempo około 4:00 min/km i czułem się rewelacyjnie. Nogi same niosły z każdą chwilą chciałem przyśpieszyć do 3:30 bo tak świetnie mi się biegło. Przychodząc do domu wydawało mi się, że ktoś chce mnie oszukać, że to jest niemożliwe biec tak szybko. No i porównałem mój "stoper" z wiarygodnym źródłem odmierzania czasu. I co się okazało? ... Mój "stoper" na 10 sekund rzeczywistych spóźniał się o 1 sekundę!!! Czyli przekłamał mnie o jakieś 24 sekundy! Jak nie więcej! Normanie hańba! Wiedziałem, że Kenijczycy będą mi wkładać kłody pod nogi abym przypadkiem nie byl od nich lepszy. Ale nie wiedziałem, że firma rodem z Finlandii będzie współpracować z kenijską federacją biegów długich. Wiedzą, że mam potencjał i wszyscy będą robić wszystko aby forma mi nie rosła.
Nie lepsza jest firma Google stworzona przez Amerykanina i Amerykanina rosyjskiego pochodzenia. Jej produkt jakim jest google.maps też przekłamuje kilometry co w konsekwencji przy dużej ilości kilometrów powoduje, że biegam za wolno i za krótko.
Wszystkie te korporacje na pewno są w zmowie biegaczami kenijskimi, którzy czuja mój oddech na swoich plecach. Na szczęście ja mam swoje sposoby pomiaru czasu oraz pomiaru odległości. Nie strasznie mi takie błahostki.
-
- Wyga
- Posty: 119
- Rejestracja: 20 lut 2009, 13:55
- Życiówka na 10k: coś koło 40min
- Lokalizacja: Legnica
- Kontakt:
Najbliższy start kontrolny już za 22 dni. więc próbuje jak najlepiej spożytkować ostatni dni jakie zostały do okrzyknięcia mnie ostatnią nadzieją białych biegaczy.
Postanowiłem więc na kilka treningów zawitać do Legnicy. Tak jestem z Legnicy więc się nie wysiliłem. Ale najciekawsze to jest to jak tutaj się biega.
Ostatnio biegając we Wrocławiu nie czułem się zbyt dobrze wykonując trening. patrząc na czasy w jakie pokonywałem kolejne kilometry można uważać, że wszystko OK. Ale jakoś nogi same "nie niosły". Ale po przyjeździe do Legnicy wszystko się zmieniło. Wprawdzie to tylko dwa treningi
ale podczas biegania zero zmuszania się. Nogi same "niosły". Kross nie sprawił żadnego kłopotu. Może faktycznie kros za wolny. Ale trening progowy w sam raz.
Tak więc kto nie wierzy, że tutaj są idealne warunki do trenowania niech przyjedzie i sam zobaczy. Chętnie z nim pobiegam. ZAPRASZAM DO LEGNICY na mikroklimat. Nie trzeba Kenii żeby szybko biegać.
Postanowiłem więc na kilka treningów zawitać do Legnicy. Tak jestem z Legnicy więc się nie wysiliłem. Ale najciekawsze to jest to jak tutaj się biega.
Ostatnio biegając we Wrocławiu nie czułem się zbyt dobrze wykonując trening. patrząc na czasy w jakie pokonywałem kolejne kilometry można uważać, że wszystko OK. Ale jakoś nogi same "nie niosły". Ale po przyjeździe do Legnicy wszystko się zmieniło. Wprawdzie to tylko dwa treningi

Tak więc kto nie wierzy, że tutaj są idealne warunki do trenowania niech przyjedzie i sam zobaczy. Chętnie z nim pobiegam. ZAPRASZAM DO LEGNICY na mikroklimat. Nie trzeba Kenii żeby szybko biegać.
-
- Wyga
- Posty: 119
- Rejestracja: 20 lut 2009, 13:55
- Życiówka na 10k: coś koło 40min
- Lokalizacja: Legnica
- Kontakt:
Czy wyjdzie z tego zakalec?
Przystępując do programu "I Ty możesz zostać maratończykiem" miałem bardzo wygórowane plany. Jasno miałem określony cel i czas jaki chciałem zrobić na Maratonie Wrocław. Celem było dogonić Kenijczyków a czasem miał być limit w postaci 3 godzin.
Tak dobrane składniki zostały wsadzone do odpowiednio dobranego piekarnika. Trenowanie metodą Danielsa oraz pomoc i wytyczne trenerów z ITMZM powodowały, że czułem forma rośnie a samopoczucie w realizacji planów powodowała bardzo wielki entuzjazm co do nadchodzącej przyszłości.
Ciasto sobie pomalutku rosło. Jednak w trakcie pieczenia chyba ktoś otworzył drzwiczki. W tym momencie zauważyłem, że kontuzja/problem który został sześć lat temu wyleczony najprawdopodobniej powrócił. A co to takiego? A to torbiel Bakera, nie będę się rozpisywał. Jeśli kogoś to interesuje to więcej informacji jest tutaj Torbiel Bakera. Może to jest fałszywy alarm ale chyba nie sądzę. Przechodziłem to już i to wygląda tak samo jak wtedy.
I w tym momencie wszystko się zmieniło co dalej? Start w Grodzisku już za tydzień. Biec? Nie biec? Jaką wybrać właściwą drogę. Iść do lekarza aby szybciej wyleczyć dolegliwość?? Decyzja nie jest łatwa. Ale postanowiłem pobiec w Grodzisku. Przecież przygotowywałem się kilka miesięcy na ten start i czekam na niego z niecierpliwością. Z tą torbielą można żyć bo to nie boli i nie przeszkadza. Do lekarza pójdę po starcie w półmaratonie.
Zastanawiam się czym to może być spowodowane... Możliwości są takie:
za duże obciążenia
jakieś zwyrodnienie stawu się już zrobiło
Za pierwszą nie jestem przekonany bo kiedyś trenowałem ciężej i nic nie było... Druga opcja była by bardziej prawdopodobna ale sam do końca nie wiem. Może przez wyeksploatowane buty to się zrobiło bo za duże obciążenia. Nie wiem. Jestem załamany bo nie wiem czy z tego ciasta przypadkiem nie wyjdzie zakalec.
Czekamy na rozwój wydarzeń...
Przystępując do programu "I Ty możesz zostać maratończykiem" miałem bardzo wygórowane plany. Jasno miałem określony cel i czas jaki chciałem zrobić na Maratonie Wrocław. Celem było dogonić Kenijczyków a czasem miał być limit w postaci 3 godzin.
Tak dobrane składniki zostały wsadzone do odpowiednio dobranego piekarnika. Trenowanie metodą Danielsa oraz pomoc i wytyczne trenerów z ITMZM powodowały, że czułem forma rośnie a samopoczucie w realizacji planów powodowała bardzo wielki entuzjazm co do nadchodzącej przyszłości.
Ciasto sobie pomalutku rosło. Jednak w trakcie pieczenia chyba ktoś otworzył drzwiczki. W tym momencie zauważyłem, że kontuzja/problem który został sześć lat temu wyleczony najprawdopodobniej powrócił. A co to takiego? A to torbiel Bakera, nie będę się rozpisywał. Jeśli kogoś to interesuje to więcej informacji jest tutaj Torbiel Bakera. Może to jest fałszywy alarm ale chyba nie sądzę. Przechodziłem to już i to wygląda tak samo jak wtedy.
I w tym momencie wszystko się zmieniło co dalej? Start w Grodzisku już za tydzień. Biec? Nie biec? Jaką wybrać właściwą drogę. Iść do lekarza aby szybciej wyleczyć dolegliwość?? Decyzja nie jest łatwa. Ale postanowiłem pobiec w Grodzisku. Przecież przygotowywałem się kilka miesięcy na ten start i czekam na niego z niecierpliwością. Z tą torbielą można żyć bo to nie boli i nie przeszkadza. Do lekarza pójdę po starcie w półmaratonie.
Zastanawiam się czym to może być spowodowane... Możliwości są takie:
za duże obciążenia
jakieś zwyrodnienie stawu się już zrobiło
Za pierwszą nie jestem przekonany bo kiedyś trenowałem ciężej i nic nie było... Druga opcja była by bardziej prawdopodobna ale sam do końca nie wiem. Może przez wyeksploatowane buty to się zrobiło bo za duże obciążenia. Nie wiem. Jestem załamany bo nie wiem czy z tego ciasta przypadkiem nie wyjdzie zakalec.
Czekamy na rozwój wydarzeń...
-
- Wyga
- Posty: 119
- Rejestracja: 20 lut 2009, 13:55
- Życiówka na 10k: coś koło 40min
- Lokalizacja: Legnica
- Kontakt:
To co się stało dnia 12 czerwca pamiętnego roku 2011 przejdzie do historii biegów długich. W Grodzisku Wlkp. koło Poznania odbył się V Półmaraton Słowaka. Impreza stojąca na bardzo wysokim poziomie. W tym roku na zawodach zjawili się biegacze z różnych stron świata. Niemcy, Japonia, Ukraina, Wlk. Brytania, Białoruś, Bułgaria to tylko część państw, które posiadały swoją reprezentację na dystansie 21,0975km. W Grodzisku. Moją uwagę zwrócił osobnik z czarnego lądu. Był to zawodnik z mojej ukochanej Kenii.
Do Grodziska wyjechaliśmy gdzieś o godzinie 6 z rana. Ludzie z jakimi pojechałem na trip to chyba najlepsza ekipa z jakąkolwiek biegałem, a biegam nie od dziś więc wiem co mówię;)
Podróż przebiegła spokojnie na szczęście bez żadnych większych problemów. Grodzisk to tylko same formalności. Obiór numerka startowego, przebranie się w strój startowy, obowiązkowa wizyta w WC oraz zakup jakiegoś efektu placebo na całą trasę w postaci żelu energetycznego. Już nie było odwrotu od tego startu. Od tego czasu nastąpiła całkowita izolacja od świata zewnętrznego. Liczyłem się tylko ja i dystans, który miałem za chwilę pokonać. Podczas rozgrzewki czułem się jakoś tak niewyraźnie. Nie wiedziałem co z tego się urodzi.
Wreszcie przyszedł czas na stanięcie w szranki z innymi zawodnikami. Na starcie był tłok. Każdy się przeciskał, ocierał, pełne skupienie.
Podczas czekania na start zauważyłem i usłyszałem, że na starcie stoi mój odwieczny rywal. Biegacz z Kenii. Wtedy wiedziałem jaki mam cel. Celem było dogonić tego nad przeciętnego osobnika.
Odliczanie... 10...9...8...7...6...5...4...3...2...1..........START i poszliśmy! W tym momencie byłem w stanie jakiegoś upojenia narkotykowego. Biegnę, cały czas myślę że muszę dogonić Kenijczyka.... Biegnę, biegnę...
Gonię, gonię. Pierwszy pomiar czasu pokazał, że tempo jakie posiadam to 4:16 min/km. To było o sześć sekund wolniej od zakładanego tempa. Jeszcze tylko konsultacja z trenerem Jackiem z ITMZM i korekta tempa. Na drugim kilometrze stoper pokazuje 8:22 min. Czyli lepiej. Ale Kenijczyk ucieka. Więc znów korekta... I się zaczęło...
Najpierw powoli
jak żółw ociężale
Ruszyła maszyna
po asfalcie ospale.
Szarpnęły nogi i ciągną z mozołem,
I kręci się, kręci się noga za nogą,
I biegu przyspiesza, i gnam coraz prędzej,
I dudnie, i stukam, łomoce i pędzie.
A dokąd? A dokąd? Za Kenijczykiem!
Po asfalcie, po bruku, po bruku, przez las,
Przez osiedla, przez domki, przez pola, przez start
I spieszę się, spieszę, wyprzedzić chcę go,
I gonię i gonię...
I znowu pytanie czemu tak gnam?
A po co, a na co dziś biegnę jak hart?
Pędzę i pędzę i bucham jak smok.
To para gorąca wypływa mi z ucha,
A nogi ruszają szybciej niż zwykle
I gnają, i pchają, i Rafał się toczy,
Bo celem jest jedno: dogonić dziś Go ...
A po co, a na co dziś biegnę jak hart!?
Pogoń zacząłem już na około 3 kilometrze. Na międzyczasie plasowałem się na 106 pozycji. 7 kilometr - 100, 10 kilometr - 86, 14 kilometr - 75 pozycja, 21,0975 - 54 pozycja (nieoficjalnie byłem 55)!!!
Poprawiona pozycja aż o 52 miejsca!! Taktyka była prosta w tamtym czasie. Albo mnie zniosą z trasy albo ja ich rozniosę
Cele były ustalane na bieżąco. Dobiegłem do jednej grupki, goniłem następną i następną. Jeszcze parę pozdrowień w trakcie pogoni z biegaczami/ biegaczkami z ITMZM i dalej do przodu, za Kenijczykiem. Coraz bliżej i bliżej...
Ale w tym dniu zabrakło szczęścia. Czas 1:24:53 nie pozwolił mi go dzisiaj dogonić. Może za wolno zacząłem . Następnym razem się uda
Triumfalne zdobycie Grodziska!
Potem najprzyjemniejsza część imprezy - POCZĘSTUNEK :D. Przecież po to przyjechałem :D
Musiałem jeszcze pogratulować przyjacielowi za wspaniały pościg, który zaowocował moim nowym wynikiem w półmaratonie. Po biegu powiedział mi, że miał moment zwątpienia, myślał że już go dogonię.
Jeszcze tylko drzemka przed wyjazdem do Wrocławia.
No i przyszedł czas na świętowanie :D:D!!!!!!
I zdjęcia z najlepszymi ludźmi od biegania!
zdjęcia na stronie http://dogonic-kenijczykow.blogspot.com
Gratulacje dla Łukasza, Maćka, Pawła, Jacków, Grześka, sióstr Agnieszki, Oli, Kasi, Piotrka, Sylwii i wielu wielu innym osobą o których tutaj nie napisałem (bo akurat wyleciało mi z głowy) a uczestniczą w programie ITMZM!!
Do Grodziska wyjechaliśmy gdzieś o godzinie 6 z rana. Ludzie z jakimi pojechałem na trip to chyba najlepsza ekipa z jakąkolwiek biegałem, a biegam nie od dziś więc wiem co mówię;)
Podróż przebiegła spokojnie na szczęście bez żadnych większych problemów. Grodzisk to tylko same formalności. Obiór numerka startowego, przebranie się w strój startowy, obowiązkowa wizyta w WC oraz zakup jakiegoś efektu placebo na całą trasę w postaci żelu energetycznego. Już nie było odwrotu od tego startu. Od tego czasu nastąpiła całkowita izolacja od świata zewnętrznego. Liczyłem się tylko ja i dystans, który miałem za chwilę pokonać. Podczas rozgrzewki czułem się jakoś tak niewyraźnie. Nie wiedziałem co z tego się urodzi.
Wreszcie przyszedł czas na stanięcie w szranki z innymi zawodnikami. Na starcie był tłok. Każdy się przeciskał, ocierał, pełne skupienie.
Podczas czekania na start zauważyłem i usłyszałem, że na starcie stoi mój odwieczny rywal. Biegacz z Kenii. Wtedy wiedziałem jaki mam cel. Celem było dogonić tego nad przeciętnego osobnika.
Odliczanie... 10...9...8...7...6...5...4...3...2...1..........START i poszliśmy! W tym momencie byłem w stanie jakiegoś upojenia narkotykowego. Biegnę, cały czas myślę że muszę dogonić Kenijczyka.... Biegnę, biegnę...
Gonię, gonię. Pierwszy pomiar czasu pokazał, że tempo jakie posiadam to 4:16 min/km. To było o sześć sekund wolniej od zakładanego tempa. Jeszcze tylko konsultacja z trenerem Jackiem z ITMZM i korekta tempa. Na drugim kilometrze stoper pokazuje 8:22 min. Czyli lepiej. Ale Kenijczyk ucieka. Więc znów korekta... I się zaczęło...
Najpierw powoli
jak żółw ociężale
Ruszyła maszyna
po asfalcie ospale.
Szarpnęły nogi i ciągną z mozołem,
I kręci się, kręci się noga za nogą,
I biegu przyspiesza, i gnam coraz prędzej,
I dudnie, i stukam, łomoce i pędzie.
A dokąd? A dokąd? Za Kenijczykiem!
Po asfalcie, po bruku, po bruku, przez las,
Przez osiedla, przez domki, przez pola, przez start
I spieszę się, spieszę, wyprzedzić chcę go,
I gonię i gonię...
I znowu pytanie czemu tak gnam?
A po co, a na co dziś biegnę jak hart?
Pędzę i pędzę i bucham jak smok.
To para gorąca wypływa mi z ucha,
A nogi ruszają szybciej niż zwykle
I gnają, i pchają, i Rafał się toczy,
Bo celem jest jedno: dogonić dziś Go ...
A po co, a na co dziś biegnę jak hart!?
Pogoń zacząłem już na około 3 kilometrze. Na międzyczasie plasowałem się na 106 pozycji. 7 kilometr - 100, 10 kilometr - 86, 14 kilometr - 75 pozycja, 21,0975 - 54 pozycja (nieoficjalnie byłem 55)!!!
Poprawiona pozycja aż o 52 miejsca!! Taktyka była prosta w tamtym czasie. Albo mnie zniosą z trasy albo ja ich rozniosę

Ale w tym dniu zabrakło szczęścia. Czas 1:24:53 nie pozwolił mi go dzisiaj dogonić. Może za wolno zacząłem . Następnym razem się uda

Triumfalne zdobycie Grodziska!
Potem najprzyjemniejsza część imprezy - POCZĘSTUNEK :D. Przecież po to przyjechałem :D
Musiałem jeszcze pogratulować przyjacielowi za wspaniały pościg, który zaowocował moim nowym wynikiem w półmaratonie. Po biegu powiedział mi, że miał moment zwątpienia, myślał że już go dogonię.
Jeszcze tylko drzemka przed wyjazdem do Wrocławia.
No i przyszedł czas na świętowanie :D:D!!!!!!
I zdjęcia z najlepszymi ludźmi od biegania!
zdjęcia na stronie http://dogonic-kenijczykow.blogspot.com
Gratulacje dla Łukasza, Maćka, Pawła, Jacków, Grześka, sióstr Agnieszki, Oli, Kasi, Piotrka, Sylwii i wielu wielu innym osobą o których tutaj nie napisałem (bo akurat wyleciało mi z głowy) a uczestniczą w programie ITMZM!!
-
- Wyga
- Posty: 119
- Rejestracja: 20 lut 2009, 13:55
- Życiówka na 10k: coś koło 40min
- Lokalizacja: Legnica
- Kontakt:
(relacja uwzględniająca obrazki: http://dogonic-kenijczykow.blogspot.com ... .html#more
Przez kilka lat studiowania na Politechnice (i to nie jest kilka lat na pierwszym roku:P) mój umysł został wypaczony. Teraz wszystko na co patrzę, widzę w cyferkach i wzorach. A jeszcze jak coś odbywa się cykliczne to od razu widzę jakąś statystykę, linię trendu, procenty (nie tylko alkoholowe).
Po ostatnich wydarzeniach w Grodzisku Wielkopolskim zrobiłem sobie małe zestawienie jak się rozwija moja kariera. Tą prognozę zrobiłem sobie ze względu na fakt, że muszę wiedzieć kiedy będę mógł sobie pozwolić na niepracowanie. Jeśli zbliżę się do czołówki światowej sponsorzy ustawią się pod moimi drzwiami jak wierni podczas mszy w trakcie różnych świąt kościelnych.
Zrobiłem dwie prognozy. Jedna uwzględnia, że do końca tego roku pobiegnę półmaraton w czasie poniżej 1:20:00. Druga przedstawia, że takiego wyniku nie osiągnę
i co z tego wyszło? Wyniki przedstawiam poniżej:
rys. 1. Uwzględniając wynik 1:20:00
rys. 2. Bez uwzględnienia wyniku 1:20:00
Wykres niebieski przedstawia moje wyniki w półmaratonie od rozpoczęcia mojej kariery w roku 2008, natomiast wykres turkusowy (skąd ja w ogóle wiem, że to kolor turkusowy?;D ) przedstawia najlepsze wyniki w półmaratonie od roku 2007.
Tak więc jak da się zauważyć na powyższych rysunkach na dzień dzisiejszy brakuje mi jeszcze sporo do czołówki (ponad 26 minut). Ale wprowadzając linie trendu do każdego z wykresów zauważamy, że aby zbliżyć się do najlepszych potrzebuje pięciu (rys. 1) lub sześciu (rys. 2) lat.
Akurat to by się dobrze składało. Uwzględniając różne czynniki zewnętrzne może się okazać, że będę pracował ... i tutaj uwaga! zero lat! Niektórzy zapytają czemu? Ano dlatego, że jak uda mi się skończyć studia drugiego stopnia będę starał się iść na doktora. Wiadomo, doktor ileś tam lat trwa
Kończąc go jestem już na poziomie światowym i mam sponsorów tylu ile zmieści mi się w mieszkaniu moich rodziców:)
A co z wywiadami? Reklamami? Czy to nie jest praca? Właśnie nie, bo to co będę robił, dla mnie będzie przyjemnością.
Nieraz się zastanawiam czy nie popełniłem błędu i czy wybrałem dobre studia. Praca powinna sprawiać przyjemność a bieganie, wygrywanie i spotkania z innymi biegaczami właśnie byłby dla mnie taką przyjemnością.
Przez kilka lat studiowania na Politechnice (i to nie jest kilka lat na pierwszym roku:P) mój umysł został wypaczony. Teraz wszystko na co patrzę, widzę w cyferkach i wzorach. A jeszcze jak coś odbywa się cykliczne to od razu widzę jakąś statystykę, linię trendu, procenty (nie tylko alkoholowe).
Po ostatnich wydarzeniach w Grodzisku Wielkopolskim zrobiłem sobie małe zestawienie jak się rozwija moja kariera. Tą prognozę zrobiłem sobie ze względu na fakt, że muszę wiedzieć kiedy będę mógł sobie pozwolić na niepracowanie. Jeśli zbliżę się do czołówki światowej sponsorzy ustawią się pod moimi drzwiami jak wierni podczas mszy w trakcie różnych świąt kościelnych.
Zrobiłem dwie prognozy. Jedna uwzględnia, że do końca tego roku pobiegnę półmaraton w czasie poniżej 1:20:00. Druga przedstawia, że takiego wyniku nie osiągnę

rys. 1. Uwzględniając wynik 1:20:00
rys. 2. Bez uwzględnienia wyniku 1:20:00
Wykres niebieski przedstawia moje wyniki w półmaratonie od rozpoczęcia mojej kariery w roku 2008, natomiast wykres turkusowy (skąd ja w ogóle wiem, że to kolor turkusowy?;D ) przedstawia najlepsze wyniki w półmaratonie od roku 2007.
Tak więc jak da się zauważyć na powyższych rysunkach na dzień dzisiejszy brakuje mi jeszcze sporo do czołówki (ponad 26 minut). Ale wprowadzając linie trendu do każdego z wykresów zauważamy, że aby zbliżyć się do najlepszych potrzebuje pięciu (rys. 1) lub sześciu (rys. 2) lat.
Akurat to by się dobrze składało. Uwzględniając różne czynniki zewnętrzne może się okazać, że będę pracował ... i tutaj uwaga! zero lat! Niektórzy zapytają czemu? Ano dlatego, że jak uda mi się skończyć studia drugiego stopnia będę starał się iść na doktora. Wiadomo, doktor ileś tam lat trwa

A co z wywiadami? Reklamami? Czy to nie jest praca? Właśnie nie, bo to co będę robił, dla mnie będzie przyjemnością.
Nieraz się zastanawiam czy nie popełniłem błędu i czy wybrałem dobre studia. Praca powinna sprawiać przyjemność a bieganie, wygrywanie i spotkania z innymi biegaczami właśnie byłby dla mnie taką przyjemnością.
-
- Wyga
- Posty: 119
- Rejestracja: 20 lut 2009, 13:55
- Życiówka na 10k: coś koło 40min
- Lokalizacja: Legnica
- Kontakt:
(obrazki w blogu dogonić-kenijczykow)
Pisząc ten wpis na blogu na pewno nie odkrywam Ameryki. W internecie można znaleźć dużo informacji na temat jak rozgrywać bieg. Moim celem jest powielenie informacji, które moim zdaniem mogą się przyczynić do większego zadowolenia po ukończeniu swojego wymarzonego startu.
Jest powiedzenie "Prawdziwego biegacza poznaje się nie po tym, jak zaczyna, ale jak kończy". Z doświadczenia wiem, że zaczynając bieg zbyt szybko, kończyłem niezadowolony z wyniku lub miałem jakieś przygody na trasie. Przykładów można by było mnożyć. Ale nie będziemy zanudzać więc przejdźmy do konkretów. Zrobiłem sobie małą statystykę. Oto ona:
rys. 1. Taktyka "zacznij wolniej"
Dobra wiem, że dla większości osób tej tabelki nie chce się analizować. Mi też by się nie chciało. Więc dla ludzi leniwych (tak jak ja) przygotowałem wykres :P
rys. 2 Zobrazowanie taktyki zacznij wolniej.
No i jak da się zauważyć większość wykresów zbiega w dół, czyli tempo biegu wzrasta. Wyjątkiem jest półmaraton w Blansku. Był to jeden z pierwszych i w dodatku górzysty teren. Trudny ale niezapomniane wspomnienia mam po tym biegu.
Więc gdzie tkwi tajemnica sukcesu? Dokładnie nie wiem. Nie jestem specjalista o fizjologii oni nie mam wykształcenia trenerskiego. Wydaje mi się, że jeżeli zaczniemy w tempie większym niż powinniśmy to stracimy szybciej energię do dalszego szybkiego biegu i możemy się pożegnać z rekordem życiowym. Dostarczenie energii na pierwszym "czekpoincie" może okazać się za późne. Zaczynając wolniej organizm powoli się rozgrzewa i zaczyna lepiej nam funkcjonować. Taki mechanizm można porównać do jazdy samochodem w zimie. Aby miał przyzwoite osiągi musi się nagrzać ( i tutaj nie jest mowa o piciu wódki :P ). Inaczej nie będzie miał dynamiki. A jak wiadomo większość wymyślonych rzeczy bierze się z natury. Więc aby ludzki organizm lepiej funkcjonował też musi się nagrzać (i tutaj nie jest mowa o piciu wódki).
Wszystko widać na wykresach. Więc coś w tym musi być.
Tak więc drogi biegaczu, na początku ostudź emocję aby po kilku kilometrach przyśpieszyć i uzyskać swój najlepszy czas.
Pisząc ten wpis na blogu na pewno nie odkrywam Ameryki. W internecie można znaleźć dużo informacji na temat jak rozgrywać bieg. Moim celem jest powielenie informacji, które moim zdaniem mogą się przyczynić do większego zadowolenia po ukończeniu swojego wymarzonego startu.
Jest powiedzenie "Prawdziwego biegacza poznaje się nie po tym, jak zaczyna, ale jak kończy". Z doświadczenia wiem, że zaczynając bieg zbyt szybko, kończyłem niezadowolony z wyniku lub miałem jakieś przygody na trasie. Przykładów można by było mnożyć. Ale nie będziemy zanudzać więc przejdźmy do konkretów. Zrobiłem sobie małą statystykę. Oto ona:
rys. 1. Taktyka "zacznij wolniej"
Dobra wiem, że dla większości osób tej tabelki nie chce się analizować. Mi też by się nie chciało. Więc dla ludzi leniwych (tak jak ja) przygotowałem wykres :P
rys. 2 Zobrazowanie taktyki zacznij wolniej.
No i jak da się zauważyć większość wykresów zbiega w dół, czyli tempo biegu wzrasta. Wyjątkiem jest półmaraton w Blansku. Był to jeden z pierwszych i w dodatku górzysty teren. Trudny ale niezapomniane wspomnienia mam po tym biegu.
Więc gdzie tkwi tajemnica sukcesu? Dokładnie nie wiem. Nie jestem specjalista o fizjologii oni nie mam wykształcenia trenerskiego. Wydaje mi się, że jeżeli zaczniemy w tempie większym niż powinniśmy to stracimy szybciej energię do dalszego szybkiego biegu i możemy się pożegnać z rekordem życiowym. Dostarczenie energii na pierwszym "czekpoincie" może okazać się za późne. Zaczynając wolniej organizm powoli się rozgrzewa i zaczyna lepiej nam funkcjonować. Taki mechanizm można porównać do jazdy samochodem w zimie. Aby miał przyzwoite osiągi musi się nagrzać ( i tutaj nie jest mowa o piciu wódki :P ). Inaczej nie będzie miał dynamiki. A jak wiadomo większość wymyślonych rzeczy bierze się z natury. Więc aby ludzki organizm lepiej funkcjonował też musi się nagrzać (i tutaj nie jest mowa o piciu wódki).
Wszystko widać na wykresach. Więc coś w tym musi być.
Tak więc drogi biegaczu, na początku ostudź emocję aby po kilku kilometrach przyśpieszyć i uzyskać swój najlepszy czas.
-
- Wyga
- Posty: 119
- Rejestracja: 20 lut 2009, 13:55
- Życiówka na 10k: coś koło 40min
- Lokalizacja: Legnica
- Kontakt:
(zdjęcia na blogu http://dogonic-kenijczykow.blogspot.com)
Cały ten świat jest tak urządzony, że niestety wszystko przemija, nie ma nic stałego. Nie jesteśmy w stanie tego zmienić, musimy się z tym pogodzić i brać życie jakim jest. Tak stało się i tym razem. Odeszli moi najlepsi przyjaciele. Pożegnajmy ich z należytym szacunkiem.
Moich przyjaciół poznałem gdzieś w okolicach lutego 2010 roku. Nie wiedziałem jeszcze, że ta znajomość przerodzi się w prawdziwą przyjaźń.
Wszystko zaczęło się w momencie kiedy z nudów pojechałem do sklepu *****. Przemierzając kolejne regały, przerzucając tony ciuchów i akcesoriów. Natchnąłem się na nie. Było ich dwoje. Razem stanowili nierozłączną parę, która świetnie spisywała się w najtrudniejszych warunkach. Patrząc w ich stronę już wtedy wiedziałem, że muszę zawrzeć z nimi bliższe relację. I tak się stało... Podszedłem do nich... Przyjęły mnie z radością. Nie obchodziło ich czy jestem biały czy czarny, katolik czy żyd, muzułmanin czy buddysta. Bez żadnych sprzeciwów zgodziły się pójść ze mną i zawrzeć prawdziwą przyjaźń.
Oto oni. Moi najlepsi przyjaciele. Z którymi przeżywałem najtrudniejsze chwile w swoim życiu:
rys. 1 Prawdziwi przyjaciele. Po lewej Hajle, po prawej Rudisha
Osobno by nic nie zdziałali. Razem łączyli w sobie wytrzymałość i doświadczenie oraz szybkość i świeżość.
Zwiedzili ze mną kawałek Polski. Byli ze mną na biegu we Wrocławiu:
rys. 2 Bieg na stadionie olimpijskim
Cały czas wspierając. Dzięki nim biegałem szybciej niż było mnie na to stać.
rys. 3 Bieganie w zimie.
rys. 4 Bieganie w lecie
W zimie też nie narzekali. Starali się jak mogli. Nie straszny był im deszcz, śnieg, kałuże a nawet słońce.
Czasami musiałem im dać odpocząć.
rys. 4 Odpoczynek musiał być
Żeby po odpoczynku wracali z jeszcze większą determinacją do biegania. I pomogli mi zdobyć najlepszy wynik jaki tylko mogło by mi się wymarzyć. W Grodzisku Wlkp. dały z siebie ostatnie tchnienie ale zdobyliśmy upragniony rekord i nadzieję na lepsze jutro.
rys. 5 W tryumfalnej pozie razem z przyjaciółmi
Pobiegali jeszcze razem ze mną kilka treningów ale już nie wytrzymali. Niestety ich żywot się skończył.
rys. 6 Widok ogólny
rys. 8 Ponadrywany materiał
rys. 7 Obtarte zapiętki
rys. 8 Starte podeszwy
Widok ogólny przedstawia całokształt żywotu. Jak na nich się patrzy to już żal bierze. Jak bym widział głodujące dzieci w najbiedniejszych krajach świata. Podeszwa i reszta zdjęć ukazuje obraz nędzy i rozpaczy. Ale tak to już jest. Nawet najtwardszy głaz da się skruszyć. I tak samo z moimi przyjaciółmi. Byli niezniszczalni do czasu. Niestety przeminęło z wiatrem ...;( Nie zdajemy sobie sprawy z tego jak czas szybko leci. Doceniamy wtedy kiedy coś stracimy. Niewątpliwie straciłem coś nie do opisania. Tyle dla mnie zrobili. Nigdy nie miałem do nich pretensji. Zawsze mnie wspierali i nie narzekali na obowiązki.
Teraz nasuwa się pytanie "Co dalej?". Na szczęście pozostawili po sobie spadkobierców. Przekazali im wszystko co najlepsze, swoją wiedzę, doświadczenie, siłę i determinację. Przedstawiam Wam Haraka oraz Unguv:
rys. 9 Po lewej Haraka, po prawej Ungov
Mam nadzieję, że spiszą się tak samo a może nawet lepiej niż swoi starsi koledzy. Prawdziwy sprawdzian czeka ich 3 lipca, kiedy to zmierzą się z dystansem 30 km.
Cały ten świat jest tak urządzony, że niestety wszystko przemija, nie ma nic stałego. Nie jesteśmy w stanie tego zmienić, musimy się z tym pogodzić i brać życie jakim jest. Tak stało się i tym razem. Odeszli moi najlepsi przyjaciele. Pożegnajmy ich z należytym szacunkiem.
Moich przyjaciół poznałem gdzieś w okolicach lutego 2010 roku. Nie wiedziałem jeszcze, że ta znajomość przerodzi się w prawdziwą przyjaźń.
Wszystko zaczęło się w momencie kiedy z nudów pojechałem do sklepu *****. Przemierzając kolejne regały, przerzucając tony ciuchów i akcesoriów. Natchnąłem się na nie. Było ich dwoje. Razem stanowili nierozłączną parę, która świetnie spisywała się w najtrudniejszych warunkach. Patrząc w ich stronę już wtedy wiedziałem, że muszę zawrzeć z nimi bliższe relację. I tak się stało... Podszedłem do nich... Przyjęły mnie z radością. Nie obchodziło ich czy jestem biały czy czarny, katolik czy żyd, muzułmanin czy buddysta. Bez żadnych sprzeciwów zgodziły się pójść ze mną i zawrzeć prawdziwą przyjaźń.
Oto oni. Moi najlepsi przyjaciele. Z którymi przeżywałem najtrudniejsze chwile w swoim życiu:
rys. 1 Prawdziwi przyjaciele. Po lewej Hajle, po prawej Rudisha
Osobno by nic nie zdziałali. Razem łączyli w sobie wytrzymałość i doświadczenie oraz szybkość i świeżość.
Zwiedzili ze mną kawałek Polski. Byli ze mną na biegu we Wrocławiu:
rys. 2 Bieg na stadionie olimpijskim
Cały czas wspierając. Dzięki nim biegałem szybciej niż było mnie na to stać.
rys. 3 Bieganie w zimie.
rys. 4 Bieganie w lecie
W zimie też nie narzekali. Starali się jak mogli. Nie straszny był im deszcz, śnieg, kałuże a nawet słońce.
Czasami musiałem im dać odpocząć.
rys. 4 Odpoczynek musiał być
Żeby po odpoczynku wracali z jeszcze większą determinacją do biegania. I pomogli mi zdobyć najlepszy wynik jaki tylko mogło by mi się wymarzyć. W Grodzisku Wlkp. dały z siebie ostatnie tchnienie ale zdobyliśmy upragniony rekord i nadzieję na lepsze jutro.
rys. 5 W tryumfalnej pozie razem z przyjaciółmi
Pobiegali jeszcze razem ze mną kilka treningów ale już nie wytrzymali. Niestety ich żywot się skończył.
rys. 6 Widok ogólny
rys. 8 Ponadrywany materiał
rys. 7 Obtarte zapiętki
rys. 8 Starte podeszwy
Widok ogólny przedstawia całokształt żywotu. Jak na nich się patrzy to już żal bierze. Jak bym widział głodujące dzieci w najbiedniejszych krajach świata. Podeszwa i reszta zdjęć ukazuje obraz nędzy i rozpaczy. Ale tak to już jest. Nawet najtwardszy głaz da się skruszyć. I tak samo z moimi przyjaciółmi. Byli niezniszczalni do czasu. Niestety przeminęło z wiatrem ...;( Nie zdajemy sobie sprawy z tego jak czas szybko leci. Doceniamy wtedy kiedy coś stracimy. Niewątpliwie straciłem coś nie do opisania. Tyle dla mnie zrobili. Nigdy nie miałem do nich pretensji. Zawsze mnie wspierali i nie narzekali na obowiązki.
Teraz nasuwa się pytanie "Co dalej?". Na szczęście pozostawili po sobie spadkobierców. Przekazali im wszystko co najlepsze, swoją wiedzę, doświadczenie, siłę i determinację. Przedstawiam Wam Haraka oraz Unguv:
rys. 9 Po lewej Haraka, po prawej Ungov
Mam nadzieję, że spiszą się tak samo a może nawet lepiej niż swoi starsi koledzy. Prawdziwy sprawdzian czeka ich 3 lipca, kiedy to zmierzą się z dystansem 30 km.
-
- Wyga
- Posty: 119
- Rejestracja: 20 lut 2009, 13:55
- Życiówka na 10k: coś koło 40min
- Lokalizacja: Legnica
- Kontakt:
A więc stało się. Od tygodnia przebywam na zgrupowaniu. Miałem szczęście, bo został mi zasponsorowany ponad dwumiesięczny pobyt w Legnicy z pełnym wyżywieniem. Jak już pisałem wcześniej, miejsce niezwykłe. W którym panuje mikroklimat.
Ostatnio mógł się przekonać na własnej skórze mój brat, który trenuje kolarstwo. Zaprosiłem go na obóz sportowy. Zasponsorowałem mu tygodniowy pobyt + całodzienne wyżywienie. Był zachwycony. Wracając z treningów sam był zaskoczony, że tak dobrze potrafi jeździć. We Wrocławiu na treningach nie mógł zmieścić się w zakresach a tutaj proszę wszystko pięknie. Trening u niego przebiegł bez problemów. Wyjeżdżając dziękował mi, że mógł doświadczyć fenomenu tego miejsca.
Jakie mam plany na zgrupowaniu? Trenować jak najefektywniej przy jak najmniejszych obciążeniach. Musze całkowicie przebudować swój plan treningowy. Priorytetem są ćwiczenia wzmacniające każdą partie mięśni. Nie, nie będę chodził na siłownie. Trening tylko z obciążeniem własnego ciała. Ćwiczenia wzmacniające + rozciąganie to priorytet. Następnie trzeba zwiększyć kilometraż ale z umiarem. Przerabianie plany treningowego zacząłem wczoraj ale go nie dokończyłem. Więc zabieram się do pracy
Do zobaczenia na ścieżkach biegowych!
Ostatnio mógł się przekonać na własnej skórze mój brat, który trenuje kolarstwo. Zaprosiłem go na obóz sportowy. Zasponsorowałem mu tygodniowy pobyt + całodzienne wyżywienie. Był zachwycony. Wracając z treningów sam był zaskoczony, że tak dobrze potrafi jeździć. We Wrocławiu na treningach nie mógł zmieścić się w zakresach a tutaj proszę wszystko pięknie. Trening u niego przebiegł bez problemów. Wyjeżdżając dziękował mi, że mógł doświadczyć fenomenu tego miejsca.
Jakie mam plany na zgrupowaniu? Trenować jak najefektywniej przy jak najmniejszych obciążeniach. Musze całkowicie przebudować swój plan treningowy. Priorytetem są ćwiczenia wzmacniające każdą partie mięśni. Nie, nie będę chodził na siłownie. Trening tylko z obciążeniem własnego ciała. Ćwiczenia wzmacniające + rozciąganie to priorytet. Następnie trzeba zwiększyć kilometraż ale z umiarem. Przerabianie plany treningowego zacząłem wczoraj ale go nie dokończyłem. Więc zabieram się do pracy

Do zobaczenia na ścieżkach biegowych!
-
- Wyga
- Posty: 119
- Rejestracja: 20 lut 2009, 13:55
- Życiówka na 10k: coś koło 40min
- Lokalizacja: Legnica
- Kontakt:
Niektórzy z Was zastanawiają się co się dzieje z ciastem co było zagrożone. Miał powstać zakalec a co jest? A jest wszystko w porządku. Obóz kondycyjny przebiega bez większych przeszkód.
Treningi realizowane są zgodnie z planem. Ostatnio przeszkodą była pogoda, która nie pozwoliła nawet na wyjście do sklepu nie zabierając ze sobą pontonu oraz kapoku. Wyjście na miasto lub do sklepu mogło zaowocować miłym spotkaniem z kutrem rybackim wypuszczającym się do połowu ryb.
Tak więc pomimo tych przeciwności udało mi się przez cały tydzień zrealizować tylko cztery treningi. Plus jest taki, że w tym były dwa akcenty (czyli mocne treningi) oraz dwa rozbiegania. Ogólnie w ostatnim tygodniu przebiegłem 52km 411m w średnim tempie 00:04:28. Samopoczucie po treningach dobre.
Tak więc reasumując. Ciasto rośnie bez większych problemów. Moje nogi są coraz silniejsze oraz coraz to sprawniejsze. Ostatnio nawet byłem tak szybki, że cień nie nadążał za poruszającymi się nogami. Mój trener Jack Daniels na pewno byłby ze mnie zadowolony jakie postępy poczyniłem dzięki niemu.
Treningi realizowane są zgodnie z planem. Ostatnio przeszkodą była pogoda, która nie pozwoliła nawet na wyjście do sklepu nie zabierając ze sobą pontonu oraz kapoku. Wyjście na miasto lub do sklepu mogło zaowocować miłym spotkaniem z kutrem rybackim wypuszczającym się do połowu ryb.
Tak więc pomimo tych przeciwności udało mi się przez cały tydzień zrealizować tylko cztery treningi. Plus jest taki, że w tym były dwa akcenty (czyli mocne treningi) oraz dwa rozbiegania. Ogólnie w ostatnim tygodniu przebiegłem 52km 411m w średnim tempie 00:04:28. Samopoczucie po treningach dobre.
Tak więc reasumując. Ciasto rośnie bez większych problemów. Moje nogi są coraz silniejsze oraz coraz to sprawniejsze. Ostatnio nawet byłem tak szybki, że cień nie nadążał za poruszającymi się nogami. Mój trener Jack Daniels na pewno byłby ze mnie zadowolony jakie postępy poczyniłem dzięki niemu.
-
- Wyga
- Posty: 119
- Rejestracja: 20 lut 2009, 13:55
- Życiówka na 10k: coś koło 40min
- Lokalizacja: Legnica
- Kontakt:

*10 km w 38:54
Na bieg kontrolny do Bielawy jechałem z nadzieją pobicia swojego rekordu życiowego na tym dystansie. Wcześniejszy rekord na 10 km wynosił 39 minut i coś sekund (i w dodatku w Lubienie nie było pełnych 10km).
Wyjazd do Bielawy miałem bardzo długi. Najpierw podróż z Legnicy do Wrocławia następnie przesiadka do samochodu i wyruszenie z ekipą ITMZM na Bielawę. Jechaliśmy tam aby zdobyć szturmem miasto. Wszystko przemawiało za tym abyśmy zawrócili. Ulewne deszcze sukcesywnie zniechęcały do biegania w takich warunkach. Na szczęście odprawione modły w samochodzie przyczyniły się do rozpogodzenia. Po przyjeździe do Bielawy deszcz ustał i można było w normalnych warunkach konkurować z zawodnikami z różnych krajów.
Organizacja przy zapisach trochę ... nieprofesjonalna. Za długo się czekało na ten numerek. A sami biegacze też jacyś niekompatybilni. No ale już nic na to się nie poradzi. Są to dorośli ludzi, z domu nie wynieśli podstawowych zachowań to na starość trudno uczyć ich nowych rzeczy.
Na biegu zobaczyłem moich kolegów z Kenii. Powiedziałem im, żeby nie podskakiwali bo tutaj muszą wygrać rodzimi biegacze. I tak się stało. Spóźnienie na start zaowocowało tylko 3 oraz 20 miejscem.
A jak moje bieganie.... Nastawiłem się na jak najlepsze bieganie. Niestety na początku się trochę podpaliłem goniąc za kolegami z Kenii. Pierwszy kilometr wyszedł mi w 3:34min. Co jest za szybko. Na pagórkowatym terenie skutkowało to, coraz gorszym biegiem. Trochę statystyk:
rys. Statystyka- Bielawa
Tak więc w tym biegu nie udało się zrealizować taktyki "zacznij wolniej" co było trochę zgubne. Ogólnie bieg był dla mnie ciężki. Było czuć braki w treningach siły biegowej, które traktowałem po macoszemu. Długie podbiegi dawały mi w kość. Trzeba wyciągnąć konstruktywne wnioski.
Oto one:
WNIOSKI:
Nie czułem mocy, widać że nie ma mocy przez treningi maratońskie,
Nie podpalać się i nie gonić kolegów z Kenii, to jeszcze nie ten czas,
Dodać siłę biegową do treningów,
Szybciej zbiegać, wolniej wbiegać.
-
- Wyga
- Posty: 119
- Rejestracja: 20 lut 2009, 13:55
- Życiówka na 10k: coś koło 40min
- Lokalizacja: Legnica
- Kontakt:
Nawet najlepsi sportowcy potrzebują zmiany klimatu aby zmaksymalizować zyski powstałe podczas treningu. Podążając za ich śladem postanowiłem zrobić to samo. Moje miejsce treningów przeniosło się do Kostrzyna nad Odrą.
Dotychczasowy umiarkowany śródziemnomorski klimat został zmieniony na ciężki Woodstock'owy
Aby jeszcze przybliżyć się do ekstremalnych warunków postanowiłem przenieść się z luksusowego 5* hotelu na pole namiotowe. Warunki iście spartańskie. W nocy zimno, wilgotno. Warunki bardzo zbliżone do panujących w Afryce 
Podczas tego krótkiego ale jak bardzo intensywnego pobytu zdążyłem wykonać kilka treningów, które uważam za bardzo udane.
Treningi jakie udało mi się wykonać to dwa razy rozbiegania. Jedno trwało 50 minut a drugie 1,5 godziny. Nadzwyczajne jest to, że chodziłem biegać o godzinie 6/7. Gdzie normalnie to mi się nie zdarza. Więc ten klimat też mi służył. Po za tym, moje treningi polegały na harataniu w gałę. Więc i sprinty były. Nic dodać nic ująć. Same plusy takiego pobytu. Ale .... było mi za mało. Trzeci trening polegał na wzmacnianiu mięśni łydek podczas całonocnych koncertów jakie miały miejsce na Woodstock'u
Trening krótki ale bardzo intensywny. Polecam każdemu takie krótki i intensywne obozy treningowe.
Przy okazji pozdrawiam ekipę ze stoiska PL.2012 !
Dotychczasowy umiarkowany śródziemnomorski klimat został zmieniony na ciężki Woodstock'owy


Podczas tego krótkiego ale jak bardzo intensywnego pobytu zdążyłem wykonać kilka treningów, które uważam za bardzo udane.
Treningi jakie udało mi się wykonać to dwa razy rozbiegania. Jedno trwało 50 minut a drugie 1,5 godziny. Nadzwyczajne jest to, że chodziłem biegać o godzinie 6/7. Gdzie normalnie to mi się nie zdarza. Więc ten klimat też mi służył. Po za tym, moje treningi polegały na harataniu w gałę. Więc i sprinty były. Nic dodać nic ująć. Same plusy takiego pobytu. Ale .... było mi za mało. Trzeci trening polegał na wzmacnianiu mięśni łydek podczas całonocnych koncertów jakie miały miejsce na Woodstock'u

Trening krótki ale bardzo intensywny. Polecam każdemu takie krótki i intensywne obozy treningowe.
Przy okazji pozdrawiam ekipę ze stoiska PL.2012 !
-
- Wyga
- Posty: 119
- Rejestracja: 20 lut 2009, 13:55
- Życiówka na 10k: coś koło 40min
- Lokalizacja: Legnica
- Kontakt:
http://dogonic-kenijczykow.blogspot.com ... -stki.html
Jak większość młodych chłopaków marzyłem sobie o zdobyciu 30-stki. Pikanterii dodaje fakt, że trzydziestka była bardzo gorąca. Więc moje działania w jej zdobyciu prowadziły do minimum wysiłku. Większość czynności związane z podchodami wyręczyła mnie "Gorąca trzydziestka".
Wszystko zaczęło się od powrotu z Woodstock'u. Wtedy mnie wzięło na trzydziestkę. Tak jak wszystko planuje i realizuje w konkretnym czasie to na tą trzydziestkę dałem sobie tydzień czasu. Sekunda po sekundzie, minuta po minucie, godzina po godzinie, dzień po dniu mijał a ja jeszcze jej nie zdobyłem...
Ale nadszedł sobotni wieczór... Już wtedy wiedziałem, że niedziela jest moim ostatnim dniem na zrealizowanie celu. Zmobilizowałem się, w niedziele wstałem wcześnie rano. Zjadłem, uczesałem się, ubrałem i wziąłem do plecaka jeszcze kilka ubrań bo nigdy nie wiadomo jak długo "zejdzie" mi z tą trzydziestką. I wyruszyłem na podbój... Miejsce jakie sobie obrałem na cel to wał między mostami we Wrocławiu. Wiedziałem, że tam będzie moja potencjalna zdobycz.
I tak się stało. Okazało się jeszcze, że ta 30-stka jest bardzo gorąca!! Czyli już nic mi nie było potrzebne do szczęścia. Ograniczyłem się do mojego tradycyjnego stroju biegowego. Buty, spodenki i koszulka na ramiączkach. Nic więcej. Resztę garderoby odrzuciłem ...
Jeszcze przywitanie z kolegami i koleżankami z programu "I Ty możesz zostać maratończykiem" i nadszedł czas na start.
PIĘĆ, CZTERY, TRZY, DWA, JEDEN .... START i ruszyliśmy...
Biegnę, biegnę 1 km okazało się 3:45 min/km.... stanąłem, poczekałem aż na stoperze pojawi się chociaż 4:05 i poleciałem dalej... Drugi kilometr 3:50 min/km. Kufa co jest grane. Czemu tak pędzę ... "Zwolnij chamie... nie tak szybko - odparła trzydziestka". Na szczęście dogoniłem znajomego i biegliśmy razem w miarę równym tempem 4:10 min/km.
Pierwszy punkt kontrolny... Izotonik, banan... Drugi punkt kontrolny, izotonik i banan. Trzeci punkt kontrolny izotonik i banan. Normalnie nuda, nie ma o czym pogadać z tą trzydziestką. Czwarty punkt kontrolny izotonik i banan... W trakcie czwartego okrążenia znajomy mówi, że chyba nie da rady. Nie picie i nie odżywianie się podczas biegu dało mu w kość i mówi, że wymięka. Niestety nie daje rady. Więc biegnę sam....
Zaczęło się ostatnie okrążenie za sobą już półtora godziny biegu w duchocie i słońcu.... 24 km tempo - 3:58, 25 km - 4:00min/km. Trzydziestka znowu mówi do mnie hola, hola młodzieniaszku. Zwolnij tempo bo bez zabezpieczenia daleko nie pojedziesz a i potem mogą być kłopoty...
No i tak się stało jest około 27km. Zgasiło mnie. Biegnąc dalej... (a właściwie nie wiem czy jeszcze biegłem) przed sobą ujrzałem bramy raju. Przed nimi stał św. Piotr. Mówi do mnie "ej chłopcze nie czas na ciebie", a ja wpuść mnie ja chce już skończyć. "Nie ma mowy, spadaj biegać dalej. Keniole czekają - odpowiedział św. Piotr". I jak się ocknąłem była już meta. Okazało się, że ostatni kilometr przebiegłem w tempie 4:25. Więc przez 15 sekund rozmawiałem ze św. Piotrem.
Nie ma co tutaj ukrywać. Gorąca trzydziestka zdobyta. Nikt mi tego nie zabierze i wśród znajomych większy respekt. Może nie do końca zachowałem się w stosunku do niej jak dżentelmen ale ona była zadowolona. I ja też.
Każdemu polecam od czasu do czasu skok w tzw. bok. Jurne 30-stki czekają. A i potem człowiek się po nich lepiej czuje.
Jak większość młodych chłopaków marzyłem sobie o zdobyciu 30-stki. Pikanterii dodaje fakt, że trzydziestka była bardzo gorąca. Więc moje działania w jej zdobyciu prowadziły do minimum wysiłku. Większość czynności związane z podchodami wyręczyła mnie "Gorąca trzydziestka".
Wszystko zaczęło się od powrotu z Woodstock'u. Wtedy mnie wzięło na trzydziestkę. Tak jak wszystko planuje i realizuje w konkretnym czasie to na tą trzydziestkę dałem sobie tydzień czasu. Sekunda po sekundzie, minuta po minucie, godzina po godzinie, dzień po dniu mijał a ja jeszcze jej nie zdobyłem...
Ale nadszedł sobotni wieczór... Już wtedy wiedziałem, że niedziela jest moim ostatnim dniem na zrealizowanie celu. Zmobilizowałem się, w niedziele wstałem wcześnie rano. Zjadłem, uczesałem się, ubrałem i wziąłem do plecaka jeszcze kilka ubrań bo nigdy nie wiadomo jak długo "zejdzie" mi z tą trzydziestką. I wyruszyłem na podbój... Miejsce jakie sobie obrałem na cel to wał między mostami we Wrocławiu. Wiedziałem, że tam będzie moja potencjalna zdobycz.
I tak się stało. Okazało się jeszcze, że ta 30-stka jest bardzo gorąca!! Czyli już nic mi nie było potrzebne do szczęścia. Ograniczyłem się do mojego tradycyjnego stroju biegowego. Buty, spodenki i koszulka na ramiączkach. Nic więcej. Resztę garderoby odrzuciłem ...
Jeszcze przywitanie z kolegami i koleżankami z programu "I Ty możesz zostać maratończykiem" i nadszedł czas na start.
PIĘĆ, CZTERY, TRZY, DWA, JEDEN .... START i ruszyliśmy...
Biegnę, biegnę 1 km okazało się 3:45 min/km.... stanąłem, poczekałem aż na stoperze pojawi się chociaż 4:05 i poleciałem dalej... Drugi kilometr 3:50 min/km. Kufa co jest grane. Czemu tak pędzę ... "Zwolnij chamie... nie tak szybko - odparła trzydziestka". Na szczęście dogoniłem znajomego i biegliśmy razem w miarę równym tempem 4:10 min/km.
Pierwszy punkt kontrolny... Izotonik, banan... Drugi punkt kontrolny, izotonik i banan. Trzeci punkt kontrolny izotonik i banan. Normalnie nuda, nie ma o czym pogadać z tą trzydziestką. Czwarty punkt kontrolny izotonik i banan... W trakcie czwartego okrążenia znajomy mówi, że chyba nie da rady. Nie picie i nie odżywianie się podczas biegu dało mu w kość i mówi, że wymięka. Niestety nie daje rady. Więc biegnę sam....
Zaczęło się ostatnie okrążenie za sobą już półtora godziny biegu w duchocie i słońcu.... 24 km tempo - 3:58, 25 km - 4:00min/km. Trzydziestka znowu mówi do mnie hola, hola młodzieniaszku. Zwolnij tempo bo bez zabezpieczenia daleko nie pojedziesz a i potem mogą być kłopoty...
No i tak się stało jest około 27km. Zgasiło mnie. Biegnąc dalej... (a właściwie nie wiem czy jeszcze biegłem) przed sobą ujrzałem bramy raju. Przed nimi stał św. Piotr. Mówi do mnie "ej chłopcze nie czas na ciebie", a ja wpuść mnie ja chce już skończyć. "Nie ma mowy, spadaj biegać dalej. Keniole czekają - odpowiedział św. Piotr". I jak się ocknąłem była już meta. Okazało się, że ostatni kilometr przebiegłem w tempie 4:25. Więc przez 15 sekund rozmawiałem ze św. Piotrem.
Nie ma co tutaj ukrywać. Gorąca trzydziestka zdobyta. Nikt mi tego nie zabierze i wśród znajomych większy respekt. Może nie do końca zachowałem się w stosunku do niej jak dżentelmen ale ona była zadowolona. I ja też.
Każdemu polecam od czasu do czasu skok w tzw. bok. Jurne 30-stki czekają. A i potem człowiek się po nich lepiej czuje.
-
- Wyga
- Posty: 119
- Rejestracja: 20 lut 2009, 13:55
- Życiówka na 10k: coś koło 40min
- Lokalizacja: Legnica
- Kontakt:
Ostatnie przygotowania do kampnii wrześniowej
Wszystkie działania wojenne poprzedzone są lepszymi lub gorszymi planami ataku. Mój plan rozwijałem i udoskonalałem już bardzo długo. Zalążki planu "Barbarossa" sięgają września 2010. Przygotowania zaczęły się już w październiku, a od marca przy współpracy ze strategami uczęszczającymi do najlepszych szkół opracowałem najlepszy plan działania.
Najbardziej w planowaniu pomógł mi generał Daniels. Dzięki niemu opracowaliśmy plan działania na najbliższe kilka miesięcy. Z miesiąca na miesiąc, tydzień po tygodniu, dzień po dniu i godzina po godzinie hartowała się stal. Nie mogliśmy sobie pozwolić aby jakaś zębatka w tej machinie zawiodła.
Ostatni tydzień okazał się bardzo pracowity. Ogólnie przebiegłem ponad 92 km. W tym były treningi mocne oraz regeneracyjne. Wtorek oraz środy były treningami "blitzkrieg'owymi". W którym wykonywałem bieg z narastająca prędkością o długości 16 kilometrów oraz bieg progowy na dystansie 12 kilometrów. Niestety trening sobotni został rozbity przez siły nieprzyjaciela. Zostaliśmy zaskoczeni przez promienie z planety Słońce. Można by się pokusić o stwierdzenie, że "Słońce pokonało Wiatr". Ale co się odwlecze to nie uciecze jak to mówią starzy górale. Teraz jesteśmy mądrzy i następnym razem zaatakujemy z dwóch flaszek izotonika przy wsparciu czapeczki z daszkiem.
Niedziela była dniem testowania nowej broni energetycznej. Przez dystans 24 kilometrów wynalazek z kofeiną oraz guaraną spisał się wyśmienicie. Energia dostarczana była porcjami co 20 minut. Przez taką taktykę energetyczną wszystkie jednostki bojowe w udach i łydkach nie poniosły większych strat.
Miniony tydzień można zaliczyć do udanych pomimo jednego nieudanego treningu. Bowiem taki rozwój sytuacji spowodował wyciągnięcie konstruktywnych wniosków na temat zachowania organizmu przy różnych warunkach atmosferycznych.
pszyt.. pszyt... jakieś kłopoty na łączach.. pszyt... pszyt... do uczytania przy następnej relacji z pola ....
Wszystkie działania wojenne poprzedzone są lepszymi lub gorszymi planami ataku. Mój plan rozwijałem i udoskonalałem już bardzo długo. Zalążki planu "Barbarossa" sięgają września 2010. Przygotowania zaczęły się już w październiku, a od marca przy współpracy ze strategami uczęszczającymi do najlepszych szkół opracowałem najlepszy plan działania.
Najbardziej w planowaniu pomógł mi generał Daniels. Dzięki niemu opracowaliśmy plan działania na najbliższe kilka miesięcy. Z miesiąca na miesiąc, tydzień po tygodniu, dzień po dniu i godzina po godzinie hartowała się stal. Nie mogliśmy sobie pozwolić aby jakaś zębatka w tej machinie zawiodła.
Ostatni tydzień okazał się bardzo pracowity. Ogólnie przebiegłem ponad 92 km. W tym były treningi mocne oraz regeneracyjne. Wtorek oraz środy były treningami "blitzkrieg'owymi". W którym wykonywałem bieg z narastająca prędkością o długości 16 kilometrów oraz bieg progowy na dystansie 12 kilometrów. Niestety trening sobotni został rozbity przez siły nieprzyjaciela. Zostaliśmy zaskoczeni przez promienie z planety Słońce. Można by się pokusić o stwierdzenie, że "Słońce pokonało Wiatr". Ale co się odwlecze to nie uciecze jak to mówią starzy górale. Teraz jesteśmy mądrzy i następnym razem zaatakujemy z dwóch flaszek izotonika przy wsparciu czapeczki z daszkiem.
Niedziela była dniem testowania nowej broni energetycznej. Przez dystans 24 kilometrów wynalazek z kofeiną oraz guaraną spisał się wyśmienicie. Energia dostarczana była porcjami co 20 minut. Przez taką taktykę energetyczną wszystkie jednostki bojowe w udach i łydkach nie poniosły większych strat.
Miniony tydzień można zaliczyć do udanych pomimo jednego nieudanego treningu. Bowiem taki rozwój sytuacji spowodował wyciągnięcie konstruktywnych wniosków na temat zachowania organizmu przy różnych warunkach atmosferycznych.
pszyt.. pszyt... jakieś kłopoty na łączach.. pszyt... pszyt... do uczytania przy następnej relacji z pola ....