Zerwałem ACL dawno temu. Zanim poszedłem na stół funkcjonowałem sporo lat z zerwanym. Raz na jakiś czas miałem problem z "wyskoczeniem" kolana - na szczęście od razu "wskakiwało" z powrotem. Zdarzało się to głównie w 2 przypadkach:
- kiedy kolano nieprzygotowane, tj. przy rozluźnionych, nietrzymających go mięśniach zaznało silniejszego obciążenia bocznego (poślizgnięcie z rozjechaniem się nóg itp.), którego generalnie zdaje się nie lubi;
- przy wszelkich sportach wiążących się ze zrywami szybkości, gwałtownym hamowaniem, skrętami, zwrotami itp. - czyli np. gry zespołowe.
Nie miałem większego problemu w sytuacjach, kiedy kolano było "trzymane" napiętymi mięśniami i kiedy działało w kierunku, do którego jest ponoć ewolucyjnie przygotowane, czyli w płaszczyźnie przód-tył. Jeździłem więc na rowerze uważając przy zsiadaniu na chorą nogę, łaziłem (ostrożnie) po górach, nawet jeździłem na nartach zjazdowych (stary styl, nie karwing) już nie mówiąc o biegowych (stylem klasycznym turystycznym

). Miałem szczęście, bo długie funkcjonowanie bez ważnego więzadła, jakim jest ACL, to chyba nie jest dobry pomysł na zdrowie, każdy przypadek "przeskoczenia" to opuchlizna i ból przez 2-3 tygodnie (wypychana była łąkotka itd.). Na szczęście dorobiłem się tylko stosunkowo niewielkich zwyrodnień i zmian powierzchni stawowych.
No i miałem widać do czynienia z ortopedę jeszcze lepszym niż najlepszy bo bez trudu rozpoznał czy i co mam zerwane. Nie robiłem więc nawet rezonansu (na zasadzie "takie badanie robi się przy niepewnej diagnozie albo żeby zobaczyć w szczegółach co tam się dzieje w środku. A u pana wiem, że jest zerwane więzadło, więc i tak idzie pan na stół i co jest w środku to już sobie sam zobaczę na żywca po otworzeniu, po co więc rezonans?".
Po rekonstrukcji (ze ścięgna zginacza, nie z rzepki) wyszedłem ze szpitala po 2 dniach, o kulach chodziłem ze 12 dni, po 2 miesiącach z małym hakiem wróciłem do pracy, rehabilitacja cały czas przez ok. pół roku (stopniowo coraz mniej dni w tygodniu). Miałem kilkutygodniowy szlaban na prowadzenie samochodów (chyba, że ktoś ma automatyk i operację na lewej nodze

oraz baardzo długi szlaban na pływanie żabką (boczne obciążanie) i żeglarstwo (nagły poślizg na chwiejnym pokładzie). Rower był dozwolony szybciutko, był zresztą istotnym elementem rehabu.
Niestety wtedy nie biegałem, więc nie wiem po jakim czasie i jak wznawiać treningi biegowe. Ale tu też kolano działa w "bezpieczniejszej" płaszczyźnie przód-tył (pomijając poślizgi, oczywiście) i na późniejszym etapie rehabu doszła też bieżnia - ale na krótko, od 5 do maks 15 minut, czasem na podniesionym chodniku (wzmacnianie czworogłowych?).
To moja historia, ale jesteśmy inni (płeć, wiek, stan zdrowia, genetyka, wytrenowanie....), nasze kolana są inne i urazy też, i przebieg rekonwalescencji. Więc bezkrytyczna ekstrapolacja cudzego przypadku na swój jest wg mnie ryzykowna.