ioannahh wymysły
Moderator: infernal
- ioannahh
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1309
- Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
- Życiówka na 10k: 39:46
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: sopot
- Kontakt:
Dzisiaj spokojnie. Silki niet - dobrze, ze odcieto mi dostep bo dzisiaj niedlugo po moim powrocie z porannego biegania zaczelo padac i zapodawalo tak przez bite dwie godziny. Gdybym tylko miala taka mozliwosc, to na pewno w koncu znalazlabym sie na pakerni, mimo ze dzisiaj - po gruntownym przecwiczeniu wszystkich miesni - ewidentnie przyszedl czas na dzien przerwy
Pozniej sie troszke rozjasnilo i dalo sie ruszyc w miasto rowerem. Chryste Panie, narzekam czasami na swoj poczciwy bicykl 'dojazdowy', ktorym poruszam sie po miescie, gdy sytuacja wymaga zostawienia roweru gdzies poza zasiegiem reki, ale... Ostatnio nawet nie odpadal mu pedał (co kilka razy mialo miejsce - taka siurpryza..), hamowal, jezdzil - wszystko w miare w porzadku. Dzisiaj zas mialam zaszczyt pojezdzic sobie na swoim prawdziwie graciastym gracie, ktory zostal kupiony X lat temu w jakims hipermarkecie - i to dopiero byla przygoda. Pal licho, ze dzialal mu tylko jeden hamulec, bo w warszawskim tez dziala jeden (dobre cwiczenie umyslu i refleksu - w jednym dziala tylko lewy, w drugim tylko prawy ), i ze gdy działał, to dowiadywała się o tym cała dzielnica; gorzej, ze mimo dopompowania koła na samym poczatku wycieczki, wigoru starczylo mu na jakies 6 km a potem zrobil sie flak. I ze flaczal coraz bardziej, az w koncu opona umarla na smierc Nie musze chyba dodawac, ze gdy powietrza bylo na full, mijalam stacje benzynowe srednio co trzy minuty, a gdy rower wolal o pomoc - znalazlam jedna, na ktorej nie bylo kompresora. Pfff Latwo nie bylo, ale dotoczylam sie na nim do domu, co zapewne oznacza, ze dobilam opone doszczetnie.. Na jutro planuje wiec wielkie szukanie detki - moja sliczna Myka dojedzie dopiero w sobote, wiec do tej pory trzeba sobie jakos radzic
Swoja droga.. 30% wakacji juz za mna i chyba wlasnie je poczulam. Lepiej pozno, niz wcale... Wczesniej jakos ich nie zauwazylam. Dopiero dzisiaj, gdy zasiedziawszy sie u kolezanki, zaniepokoilam sie tym zasiedzeniem, zdalam sobie sprawe, ze ow niepokoj jest zupelnie zbedny, gdyz mam zupelnie, najzupelniej wolne.
A wieczorem wyskoczylam na maly biezek.
Oficjalnie zaczelam realizacje nowego planu treningowego w poniedzialek, ale.. poniedzialkowy trening zrobilam w niedziele, wtorkowy we wtorek a dzis zupelnie przypadkiem udalo mi sie zrobic trening dzisiejszy i jutrzejszy. To wszystko razem wziete oznacza, ze teoretycznie do soboty moglabym nie biegac.
Ta, juz biegne...
To byloby mozliwe tylko gdybym w koncu rozlozyla sie z tym moim bolacym gardlem. Ale walcze, zeby tak sie nie stalo. Odpukac.
Kurcze, jesli faktycznie jest tak, ze nadgorliwosc jest gorsza od faszyzmu, to ja chyba powinnam miec na drugie imie Adolf..
To zaczyna byc niepokojace, bo coraz mniej umiem sobie wyobrazic, jak moglam kiedys nie biegac. I wlasciwie nie umiem i nawet nie chce sobie wyobrazac, jak to by bylo, gdybym teraz nie biegala. Brrr
A bieglo mi sie.. cudnie.
Taki bieg to dla mnie - przynajmniej psychicznie - lepszy relaks niz lezenie plackiem i sluchanie uspokajajacej muzyki, gdyz w/w forma relaksu obarczona jest kombinowaniem 'co by tu zrobic', co powoduje, ze przestaje byc relaksem to chyba cos podobnego jak z tym uczeniem sie - chyba nigdy nie udalo mi sie przyswoic takiej ilosci materialu na egzaminy jak wtedy, gdy sluchalam wiedzy nagranej na mp3 spacerujac albo jezdzac na rowerze.
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... ktv6bdjti6
7 km, srednie tetno 70%
Ciezko sie bylo.. zatrzymac
Wszedzie dobrze, ale w biegu najlepiej.
KOMENTARZE
Pozniej sie troszke rozjasnilo i dalo sie ruszyc w miasto rowerem. Chryste Panie, narzekam czasami na swoj poczciwy bicykl 'dojazdowy', ktorym poruszam sie po miescie, gdy sytuacja wymaga zostawienia roweru gdzies poza zasiegiem reki, ale... Ostatnio nawet nie odpadal mu pedał (co kilka razy mialo miejsce - taka siurpryza..), hamowal, jezdzil - wszystko w miare w porzadku. Dzisiaj zas mialam zaszczyt pojezdzic sobie na swoim prawdziwie graciastym gracie, ktory zostal kupiony X lat temu w jakims hipermarkecie - i to dopiero byla przygoda. Pal licho, ze dzialal mu tylko jeden hamulec, bo w warszawskim tez dziala jeden (dobre cwiczenie umyslu i refleksu - w jednym dziala tylko lewy, w drugim tylko prawy ), i ze gdy działał, to dowiadywała się o tym cała dzielnica; gorzej, ze mimo dopompowania koła na samym poczatku wycieczki, wigoru starczylo mu na jakies 6 km a potem zrobil sie flak. I ze flaczal coraz bardziej, az w koncu opona umarla na smierc Nie musze chyba dodawac, ze gdy powietrza bylo na full, mijalam stacje benzynowe srednio co trzy minuty, a gdy rower wolal o pomoc - znalazlam jedna, na ktorej nie bylo kompresora. Pfff Latwo nie bylo, ale dotoczylam sie na nim do domu, co zapewne oznacza, ze dobilam opone doszczetnie.. Na jutro planuje wiec wielkie szukanie detki - moja sliczna Myka dojedzie dopiero w sobote, wiec do tej pory trzeba sobie jakos radzic
Swoja droga.. 30% wakacji juz za mna i chyba wlasnie je poczulam. Lepiej pozno, niz wcale... Wczesniej jakos ich nie zauwazylam. Dopiero dzisiaj, gdy zasiedziawszy sie u kolezanki, zaniepokoilam sie tym zasiedzeniem, zdalam sobie sprawe, ze ow niepokoj jest zupelnie zbedny, gdyz mam zupelnie, najzupelniej wolne.
A wieczorem wyskoczylam na maly biezek.
Oficjalnie zaczelam realizacje nowego planu treningowego w poniedzialek, ale.. poniedzialkowy trening zrobilam w niedziele, wtorkowy we wtorek a dzis zupelnie przypadkiem udalo mi sie zrobic trening dzisiejszy i jutrzejszy. To wszystko razem wziete oznacza, ze teoretycznie do soboty moglabym nie biegac.
Ta, juz biegne...
To byloby mozliwe tylko gdybym w koncu rozlozyla sie z tym moim bolacym gardlem. Ale walcze, zeby tak sie nie stalo. Odpukac.
Kurcze, jesli faktycznie jest tak, ze nadgorliwosc jest gorsza od faszyzmu, to ja chyba powinnam miec na drugie imie Adolf..
To zaczyna byc niepokojace, bo coraz mniej umiem sobie wyobrazic, jak moglam kiedys nie biegac. I wlasciwie nie umiem i nawet nie chce sobie wyobrazac, jak to by bylo, gdybym teraz nie biegala. Brrr
A bieglo mi sie.. cudnie.
Taki bieg to dla mnie - przynajmniej psychicznie - lepszy relaks niz lezenie plackiem i sluchanie uspokajajacej muzyki, gdyz w/w forma relaksu obarczona jest kombinowaniem 'co by tu zrobic', co powoduje, ze przestaje byc relaksem to chyba cos podobnego jak z tym uczeniem sie - chyba nigdy nie udalo mi sie przyswoic takiej ilosci materialu na egzaminy jak wtedy, gdy sluchalam wiedzy nagranej na mp3 spacerujac albo jezdzac na rowerze.
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... ktv6bdjti6
7 km, srednie tetno 70%
Ciezko sie bylo.. zatrzymac
Wszedzie dobrze, ale w biegu najlepiej.
KOMENTARZE
- ioannahh
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1309
- Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
- Życiówka na 10k: 39:46
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: sopot
- Kontakt:
W planie 6 km + 4x100r
Bylo - tak, ale o kilometr wiecej
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... 4ci0hf0jm2
Srednie tetno calosci 74%.
Niezle, ale duszno i z kolką nie-wiadomo-skąd. Uwielbiam to
Bylo - tak, ale o kilometr wiecej
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... 4ci0hf0jm2
Srednie tetno calosci 74%.
Niezle, ale duszno i z kolką nie-wiadomo-skąd. Uwielbiam to
- ioannahh
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1309
- Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
- Życiówka na 10k: 39:46
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: sopot
- Kontakt:
Wczoraj kolega wymienil mi detke w graciku (na ktorym wczesniej musialam pojechac w miasto - zrobilam jakies 15 km, ale tylko ~5 z powietrzem w tylnym kole.... ) i pojechalismy wieczorem na mala wycieczke. Zrobilismy nieco ponad 30 km w uroczych okolicznosciach przyrody - spora czesc trasy biegla przez Trojmiejski Park Krajobrazowy. Przemiło - zwłaszcza, że nigdy tam nie byłam. Idealne miejsce do rowerowania i biegania
Dzis chyba zrobimy powtorke - sprobuje wlaczyc SportsTrackera, bo ciekawa jestem, ktoredy dokladniej jechalismy
A dzisiaj w planie.. hmm, dobre pytanie. Na dzis lub na jutro podbiegi, na drugi z tych dni - nic. A ze od jutra bede miala przy sobie swojego personalnego trenera oraz calkiem hardkorowy podbieg obok domu na wsi - podbiegi czekaja do jutra.
A więc dziś było 'nic', czyli..
10 km, srednie tempo 5:03/km, srednie tetno 79%
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... rq5c8ll2lf
No tak, coz
To mial byc dzien 'bonusowy', zupelnie poza planem, wiec postanowilam sobie pobiec cokolwiek i jakkolwiek.
Przyszlo mi wiec do glowy, zeby przebiec sobie 'testowa' dyszke. Dlaczego testowa? Ano dlatego, ze rok temu w sierpniu bieglam te trase dwukrotnie, razem z Wojtkiem, na zasadzie 'zobaczmy, w ile to przebiegniemy, lecac w miare szybko, ale bez zgonu'. Niedlugo pozniej powtorzylismy ten trening. Faktycznie lecielismy dosc szybko i bez zgonu, ale wtedy zdecydowanie bylo to dla mnie wyzwaniem. I troche sie zmeczylam
Potem zmierzylam sie z tym samym dystansem w listopadzie i w kwietniu. Za kazdym razem staralam sie biec swobodnie - nie za wolno i nie za szybko. I tak tez zrobilam dzis - postanowilam olac to, co mowi pulsometr i tylko zerkac na niego co jakis czas, zeby sprawdzic, czy nie przeginam pały. Czułam, że przebieram nogami - ale tak, ze wcale nie miałam ochoty zwalniac. Czyli, generalnie, komfortowo.
I oto co wyszlo:
1. 8 sierpnia 2010 - 9.78 km - 50:49 - tempo 5:11 - odczucie: 'o Jezu, ale jestem hardkorem!!! przebieeegłam!'
2. 18 sierpnia 2010 - 9.77 km - 50:36 - tempo 5:10 - odczucie: 'łaaał, przebiegłam to jeszcze raz, łooooo!'
3. 7 listopada 2010 - 9.31 km - 49:59 - tempo 5:22 - odczucie: podobne co dzis
4. 23 kwietnia 2011 - 10.5 km - 54:43 - tempo 5:12 - odczucie: chyba tez podobne co dzis + uwaga: wtedy zrobilam bodajze z cztery czy piec przebiezek po 30 sekund
5. dzisiejszy - 22 lipca 2011 - 10.3 km - 51:59 - tempo 5:03 - odczucie: patrz wyzej.
Czasem chyba potrzebny mi taki trening bez sugerowania sie tym, co mowi Polar
Dzis chyba zrobimy powtorke - sprobuje wlaczyc SportsTrackera, bo ciekawa jestem, ktoredy dokladniej jechalismy
A dzisiaj w planie.. hmm, dobre pytanie. Na dzis lub na jutro podbiegi, na drugi z tych dni - nic. A ze od jutra bede miala przy sobie swojego personalnego trenera oraz calkiem hardkorowy podbieg obok domu na wsi - podbiegi czekaja do jutra.
A więc dziś było 'nic', czyli..
10 km, srednie tempo 5:03/km, srednie tetno 79%
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... rq5c8ll2lf
No tak, coz
To mial byc dzien 'bonusowy', zupelnie poza planem, wiec postanowilam sobie pobiec cokolwiek i jakkolwiek.
Przyszlo mi wiec do glowy, zeby przebiec sobie 'testowa' dyszke. Dlaczego testowa? Ano dlatego, ze rok temu w sierpniu bieglam te trase dwukrotnie, razem z Wojtkiem, na zasadzie 'zobaczmy, w ile to przebiegniemy, lecac w miare szybko, ale bez zgonu'. Niedlugo pozniej powtorzylismy ten trening. Faktycznie lecielismy dosc szybko i bez zgonu, ale wtedy zdecydowanie bylo to dla mnie wyzwaniem. I troche sie zmeczylam
Potem zmierzylam sie z tym samym dystansem w listopadzie i w kwietniu. Za kazdym razem staralam sie biec swobodnie - nie za wolno i nie za szybko. I tak tez zrobilam dzis - postanowilam olac to, co mowi pulsometr i tylko zerkac na niego co jakis czas, zeby sprawdzic, czy nie przeginam pały. Czułam, że przebieram nogami - ale tak, ze wcale nie miałam ochoty zwalniac. Czyli, generalnie, komfortowo.
I oto co wyszlo:
1. 8 sierpnia 2010 - 9.78 km - 50:49 - tempo 5:11 - odczucie: 'o Jezu, ale jestem hardkorem!!! przebieeegłam!'
2. 18 sierpnia 2010 - 9.77 km - 50:36 - tempo 5:10 - odczucie: 'łaaał, przebiegłam to jeszcze raz, łooooo!'
3. 7 listopada 2010 - 9.31 km - 49:59 - tempo 5:22 - odczucie: podobne co dzis
4. 23 kwietnia 2011 - 10.5 km - 54:43 - tempo 5:12 - odczucie: chyba tez podobne co dzis + uwaga: wtedy zrobilam bodajze z cztery czy piec przebiezek po 30 sekund
5. dzisiejszy - 22 lipca 2011 - 10.3 km - 51:59 - tempo 5:03 - odczucie: patrz wyzej.
Czasem chyba potrzebny mi taki trening bez sugerowania sie tym, co mowi Polar
- ioannahh
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1309
- Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
- Życiówka na 10k: 39:46
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: sopot
- Kontakt:
Wedlug planu dzis jest dzien bez biegania. Nie ma co, dobrze mi poszlo..
No ale jakos tak samo wyszlo. Mielismy isc z kolega na rowery, powtorzyc wczorajsza trase, ale kolega musial zmienic plany, wiec nici z wycieczki. Wszystkie wazne i mniej wazne sprawy, ktore mialam do zalatwienia, juz zalatwilam. Z jedna trzecia znajomych, z ktora mialam sie spotkac, juz sie spotkalam, druga trzecia jest wyjechana, a trzecia trzecia siedzi w pracy.
Nie pozostalo mi wiec nic innego, jak tylko.. pobiegac
6.7 km, srednie tempo 5:28, srednie tetno 73%
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... vqhjobiplh
Calkiem spoko, ale.. po pierwsze koszmarnie duszno i goraco, po drugie jakos nie moglam skupic sie na fakcie fajnosci biegania, bo ogarnialam, jak nie wpasc pod samochody, rowery, jak zdazyc na zielonym swietle i jak nie zderzyc sie z ludzmi. A wiec w sumie tak srednio
Planowalam nie biec powyzej 70% intensywnosci, ale sie nie dalo. Zwlaszcza, ze po drodze musialam wtoczyc sie na dwie pokazne gorki
Wychodzilam na ten bieg troszke zmulona (i bardzo mnie odmulilo ), ale musialam sie nabiegac, zeby godnie pozegnac sie z ta trasa. Nie wiem, czy jeszcze kiedys bede miala okazje pobiegac akurat tymi sciezkami, ktorymi biegalam do tej pory. Jesli bede w Gdansku (juz jako gosc), to pewnie bede biegac gdzie indziej.. Pozyjemy, zobaczymy.
Od jutra bieganie na wsi
A moj pamietnik na SportsTrackerze zaczyna mnie przerazac. Wedlug zapisow z treningow w marcu przebieglam 100.5 km, w kwietniu 162, w maju 88 (kontuzja stopy), w czerwcu 151, a w lipcu.. juz 210 km a miesiac przeciez jeszcze sie nie skonczyl..
No ale jakos tak samo wyszlo. Mielismy isc z kolega na rowery, powtorzyc wczorajsza trase, ale kolega musial zmienic plany, wiec nici z wycieczki. Wszystkie wazne i mniej wazne sprawy, ktore mialam do zalatwienia, juz zalatwilam. Z jedna trzecia znajomych, z ktora mialam sie spotkac, juz sie spotkalam, druga trzecia jest wyjechana, a trzecia trzecia siedzi w pracy.
Nie pozostalo mi wiec nic innego, jak tylko.. pobiegac
6.7 km, srednie tempo 5:28, srednie tetno 73%
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... vqhjobiplh
Calkiem spoko, ale.. po pierwsze koszmarnie duszno i goraco, po drugie jakos nie moglam skupic sie na fakcie fajnosci biegania, bo ogarnialam, jak nie wpasc pod samochody, rowery, jak zdazyc na zielonym swietle i jak nie zderzyc sie z ludzmi. A wiec w sumie tak srednio
Planowalam nie biec powyzej 70% intensywnosci, ale sie nie dalo. Zwlaszcza, ze po drodze musialam wtoczyc sie na dwie pokazne gorki
Wychodzilam na ten bieg troszke zmulona (i bardzo mnie odmulilo ), ale musialam sie nabiegac, zeby godnie pozegnac sie z ta trasa. Nie wiem, czy jeszcze kiedys bede miala okazje pobiegac akurat tymi sciezkami, ktorymi biegalam do tej pory. Jesli bede w Gdansku (juz jako gosc), to pewnie bede biegac gdzie indziej.. Pozyjemy, zobaczymy.
Od jutra bieganie na wsi
A moj pamietnik na SportsTrackerze zaczyna mnie przerazac. Wedlug zapisow z treningow w marcu przebieglam 100.5 km, w kwietniu 162, w maju 88 (kontuzja stopy), w czerwcu 151, a w lipcu.. juz 210 km a miesiac przeciez jeszcze sie nie skonczyl..
- ioannahh
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1309
- Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
- Życiówka na 10k: 39:46
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: sopot
- Kontakt:
Dzis z samego rana 40 km rowerem z kolega - http://www.sports-tracker.com/#/workout ... 3da5g5u887
Potem do Grzybna
A wieczorem biezek.
Dzis w planie bylo: 5 km + 8x120m PG + 3 km
Bylo: 5 km + 8x okolo 120m PG + 4.5 km
Rozgrzewka i schlodzenie - srednie tetno 72%.
Zimno bylo jak nie wiadomo co, wiec zalozylam bluze - blad. Pozniej bardzo zalowalam.
Podbiegi jak to podbiegi - predkosci mialam porazkowe.
No i stalo sie to co zwykle - pierwszy byl najwolniejszy (22 sekundy, ale byl krotszy niz kolejne), pozniej szesc w takim samym tempie, a ostatni o 2 sekundy szybszy od poprzednich...
Slisko, kamieniscie, niezbyt stabilnie. Biegalam w nowych butach, ktore dostalismy do testow - Merrelle do krossow - i caly czas mam wrazenie, ze sa za duze, choc wszystko inne wskazuje na to, ze powinny byc ok.
Rozgrzewke bieglo mi sie mocno tak sobie - nienajgorzej, ale tak jakos zupelnie beznamietnie. No i zimno. Tetno - pewnie tez wlasnie przez to - bardzo niskie, okolo 65% (jak wlozylam pulsometr, mialam 28% - LOL, nigdy w zyciu czegos takiego nie widzialam - nawet jak zasypialam i mierzylam sobie tetno, mialam 31%..) .
Schlodzenie bylo koszmarem. Zwlaszcza, ze wracalismy tak samo krossowa trasa - las, góry, pagórki, a na koniec - na dobicie - trzeba bylo wdrapac sie przez wawoz do domu. Przez calkiem dlugi czas mialam wrazenie, ze oto w koncu po raz pierwszy w zyciu zemdleje.
Chyba taki dzien, albo cos.. Albo moze w koncu skloni mnie to do ogarniecia sie w roznych kwestiach ktorych nie ogarniam..
Po treningu zazwyczaj biore naprzemienny goracy i lodowaty prysznic, dzisiaj wyjatkowo sie nie skusilam na te rozkosz.. Z wielka przyjemnoscia oblalam sie tylko cieplutka woda - radosc byla tym wieksza, ze tej cieplej wody moglo dzisiaj nie byc. Tak to na wsi czasem bywa
Potem do Grzybna
A wieczorem biezek.
Dzis w planie bylo: 5 km + 8x120m PG + 3 km
Bylo: 5 km + 8x okolo 120m PG + 4.5 km
Rozgrzewka i schlodzenie - srednie tetno 72%.
Zimno bylo jak nie wiadomo co, wiec zalozylam bluze - blad. Pozniej bardzo zalowalam.
Podbiegi jak to podbiegi - predkosci mialam porazkowe.
No i stalo sie to co zwykle - pierwszy byl najwolniejszy (22 sekundy, ale byl krotszy niz kolejne), pozniej szesc w takim samym tempie, a ostatni o 2 sekundy szybszy od poprzednich...
Slisko, kamieniscie, niezbyt stabilnie. Biegalam w nowych butach, ktore dostalismy do testow - Merrelle do krossow - i caly czas mam wrazenie, ze sa za duze, choc wszystko inne wskazuje na to, ze powinny byc ok.
Rozgrzewke bieglo mi sie mocno tak sobie - nienajgorzej, ale tak jakos zupelnie beznamietnie. No i zimno. Tetno - pewnie tez wlasnie przez to - bardzo niskie, okolo 65% (jak wlozylam pulsometr, mialam 28% - LOL, nigdy w zyciu czegos takiego nie widzialam - nawet jak zasypialam i mierzylam sobie tetno, mialam 31%..) .
Schlodzenie bylo koszmarem. Zwlaszcza, ze wracalismy tak samo krossowa trasa - las, góry, pagórki, a na koniec - na dobicie - trzeba bylo wdrapac sie przez wawoz do domu. Przez calkiem dlugi czas mialam wrazenie, ze oto w koncu po raz pierwszy w zyciu zemdleje.
Chyba taki dzien, albo cos.. Albo moze w koncu skloni mnie to do ogarniecia sie w roznych kwestiach ktorych nie ogarniam..
Po treningu zazwyczaj biore naprzemienny goracy i lodowaty prysznic, dzisiaj wyjatkowo sie nie skusilam na te rozkosz.. Z wielka przyjemnoscia oblalam sie tylko cieplutka woda - radosc byla tym wieksza, ze tej cieplej wody moglo dzisiaj nie byc. Tak to na wsi czasem bywa
- ioannahh
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1309
- Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
- Życiówka na 10k: 39:46
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: sopot
- Kontakt:
Dzisiaj biegania nie bylo, jutro w planie dwa treningi.
Przed poludniem bylismy na rowerach. O JEZU, jaki tu jest teren. Wzbranialam sie przed wyjazdem z rowerami w gory, a mam tutaj taka sama masakre. Wojtek jest zachwycony, ja prawie umarlam, jak to zobaczylam Przecioralismy sie po pagorkach, wzgorzach i gorkach - w sumie 32 kilometry. Na koniec, rzecz jasna, trzeba bylo jeszcze pokonac wąwóz prowadzący do domu babci ..
Wieczorem pojechalismy jeszcze na 'pobliska' (5 km od domu) stacje benzynowa. Nawet droga asfaltowa nie jest tutaj płaska. Jezu Chryste...
Mamy tutaj w domu domowa silownie - jestem w raju
Podsumowanie tego tygodnia wyglada nastepujaco:
* bieganie - 7 treningow - 65 km
* rower - 240 km
* siłka - 4x
Przed poludniem bylismy na rowerach. O JEZU, jaki tu jest teren. Wzbranialam sie przed wyjazdem z rowerami w gory, a mam tutaj taka sama masakre. Wojtek jest zachwycony, ja prawie umarlam, jak to zobaczylam Przecioralismy sie po pagorkach, wzgorzach i gorkach - w sumie 32 kilometry. Na koniec, rzecz jasna, trzeba bylo jeszcze pokonac wąwóz prowadzący do domu babci ..
Wieczorem pojechalismy jeszcze na 'pobliska' (5 km od domu) stacje benzynowa. Nawet droga asfaltowa nie jest tutaj płaska. Jezu Chryste...
Mamy tutaj w domu domowa silownie - jestem w raju
Podsumowanie tego tygodnia wyglada nastepujaco:
* bieganie - 7 treningow - 65 km
* rower - 240 km
* siłka - 4x
- ioannahh
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1309
- Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
- Życiówka na 10k: 39:46
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: sopot
- Kontakt:
16 km, srednie tempo 5:10 (po lesie )
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... lntvgre152
Dzis w planie – 14 km na 75%.
Wedlug planu, co prawda, ten trening miał być wczoraj, ale w zeszlym tygodniu troche pomieszalam harmonogram i tak wyszlo, ze lepiej wygladal zaplanowany na dzis
Nie byłam zbyt optymistycznie nastawiona do tego biegu.
Po pierwsze, Wojtek ma na razie urlop tylko w połowie i wezwali go ‘do roboty’, więc musiał wstac rano i zasiąśc do komputera, zamiast towarzyszyc mi w biegu biegiem lub na rowerze. Jako ze jestesmy na wsi u mojej babci, istniała poważna obawa, że uda mi się zgubic w lesie (albo że pożrą mnie wilcy). Potrafię zgubic się nawet pod własnym domem, więc pomysł samotnego biegania po wielkim, pustym lesie był dośc ryzykowny. No ale cóż miałam począc?
Po drugie, miałam w pamięci przedwczorajszy trening z podbiegami (uda mi się dobiec czy też może zemdleję?) i wczorajsze przedpołudnie, podczas którego czułam się jakoś wybitnie wymemłana.. Wycieczka (albo raczej survival) rowerowa postawiła mnie na nogi i przestałam zamulac, więc podejrzewam, że to wszystko wina niekorzystnego ciśnienia albo czegoś podobnego. Przerąbane mam z tą meteopatią, ostatnio nawet trafiłam do lekarza o kilku specyficznych i pożądanych specjalizacjach i miałam nadzieję, że coś mądrego mi poradzi – ale powiedział, że muszę się z tym pogodzic, bo ‘taka moja uroda’. Ech, ja to jestem pełna uroku.. ;)Jako sposób na lepsze samopoczucie podsunął mi.. ‘trochę ruchu’, ale kiedy powiedziałam mu, że trenuję średnio dwa razy dziennie, to złapał się za głowę i już nie miał więcej pytań
Po trzecie znowu mamy tu beznadziejną pogodę – pada deszcz; a po czwarte, na dobicie – no czternaście kilometrów, o ja biedna, nieszczęśliwa, taki straaaszny dystans, kiedy ja ostatnio tyle biegłam…!
Wychodząc na ten bieg byłam więc nastawiona na jakiś mały hardkorek. Spodziewałam się że (kolejnośc dowolna) utopię się w bagnie, porwie mnie powódź, będę uciekac na drzewo przed dzikami, zgubię się na jakiejś bezludnej wsi i na XX kilometrze popłaczę się w końcu na którymś podbiegu.
A tu niespodzianka - bardzo miły trening. :D
GPS złapał mi sygnał dopiero, gdy zbiegłam wąwozem w dół, więc dystans, jaki pokazał SportsTracker jest krótszy od rzeczywistego o 500 metrów.
O dziwo nie zgubiłam się ani razu, bo w miejscu, które dobrze znam, skręciłam w lewo i biegłam przez dłuuuugą prostą ścieżkę. Albo raczej przez długą pagórkowatą ścieżkę. Postanowiłam do czterdziestej minuty biec tą drogą, potem zawrócic i biec z powrotem. Biegło się całkiem miło, chociaż kiedy w 37 minucie zobaczyłam TEN zbieg, to zrobiło mi się gorzej…
Już nie daję się nabrac i wiem, czym się kończy każda droga w dół. Otóż kończy się zawsze drogą w górę – tym gorszą, im przyjemniejsze było zbieganie. Ech, ech
No, ale pokonałam zbieg, dobiegłam do jakiejś ulicy, zawróciłam i biegłam do domu. Przez te same wzgórza, górki i pagórki. Intensywnośc tego treningu miała oscylowac wokół 75%, ale w końcu wyszło mi srednie tetno 77%. I tak nieźle, biorąc pod uwagę ukształtowanie terenu…
Na koniec jeszcze to co zwykle – wąwóz śmierci. Do tej pory wspominam o nim przy każdej okazji opisywania treningu, ale mam cichą nadzieję, że kiedy za dwa tygodnie będę kończyc treningowy kombos na wsi, ta góra będzie już dla mnie tylko wyższym krawężnikiem )
W sumie wyszło 16 km (nie wiem jak to się stało – myślałam, że raczej będę rozpaczliwie krążyc wokół domu, żeby ‘dobic’ do czternastu) ze średnią prędkością.. hm, dobre pytanie. GPS twierdzi, że tempo to 5:19, ale przez pierwsze pięcset metrow mierzyl mi tylko czas, a dystansu nie. Wychodziłoby więc na to, że nieco zaniżył mi prędkośc… Wydaje mi się to jednak wprost nierealne, żebym biegła szybciej – zwłaszcza, że trasa jest naprawdę wymagająca. Myślę, że jak wrócę na asfalt, będę się czuc jak Struś Pędziwiatr. Tutaj nie ma ani metra ‘normalnej’ ścieżki – cały czas pola, lasy, śliskie zbiegi i podbiegi, dużo błota i kamieni. Gdyby nie nowe Merrelle, mogłoby być kiepsko. A propos – zawiązałam je mocniej i stwierdziłam, że chyba jednak nie są za duże.. No cóż – blondynyzm to stan umysłu, a nie kolor włosów.. :P
Tak czy inaczej, jeśli wziąć pod uwagę to, że przez pierwsze 0.5 km Tracker mierzył mi tylko czas, a dystansu nie, to tempo tego treningu to około.. 5:10 . I raczej wyższe, bo przecież biegłam w dół wąwozem. PO TYCH GÓRACH??!!
Ale śmiesznie. Takie treningi bywają naprawdę zaskakujące i dają pozytywnego kopa w przynajmniej kilku kwestiach..
A w planie na wieczór jeszcze podbiegi – 10x60m pod górę.
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... lntvgre152
Dzis w planie – 14 km na 75%.
Wedlug planu, co prawda, ten trening miał być wczoraj, ale w zeszlym tygodniu troche pomieszalam harmonogram i tak wyszlo, ze lepiej wygladal zaplanowany na dzis
Nie byłam zbyt optymistycznie nastawiona do tego biegu.
Po pierwsze, Wojtek ma na razie urlop tylko w połowie i wezwali go ‘do roboty’, więc musiał wstac rano i zasiąśc do komputera, zamiast towarzyszyc mi w biegu biegiem lub na rowerze. Jako ze jestesmy na wsi u mojej babci, istniała poważna obawa, że uda mi się zgubic w lesie (albo że pożrą mnie wilcy). Potrafię zgubic się nawet pod własnym domem, więc pomysł samotnego biegania po wielkim, pustym lesie był dośc ryzykowny. No ale cóż miałam począc?
Po drugie, miałam w pamięci przedwczorajszy trening z podbiegami (uda mi się dobiec czy też może zemdleję?) i wczorajsze przedpołudnie, podczas którego czułam się jakoś wybitnie wymemłana.. Wycieczka (albo raczej survival) rowerowa postawiła mnie na nogi i przestałam zamulac, więc podejrzewam, że to wszystko wina niekorzystnego ciśnienia albo czegoś podobnego. Przerąbane mam z tą meteopatią, ostatnio nawet trafiłam do lekarza o kilku specyficznych i pożądanych specjalizacjach i miałam nadzieję, że coś mądrego mi poradzi – ale powiedział, że muszę się z tym pogodzic, bo ‘taka moja uroda’. Ech, ja to jestem pełna uroku.. ;)Jako sposób na lepsze samopoczucie podsunął mi.. ‘trochę ruchu’, ale kiedy powiedziałam mu, że trenuję średnio dwa razy dziennie, to złapał się za głowę i już nie miał więcej pytań
Po trzecie znowu mamy tu beznadziejną pogodę – pada deszcz; a po czwarte, na dobicie – no czternaście kilometrów, o ja biedna, nieszczęśliwa, taki straaaszny dystans, kiedy ja ostatnio tyle biegłam…!
Wychodząc na ten bieg byłam więc nastawiona na jakiś mały hardkorek. Spodziewałam się że (kolejnośc dowolna) utopię się w bagnie, porwie mnie powódź, będę uciekac na drzewo przed dzikami, zgubię się na jakiejś bezludnej wsi i na XX kilometrze popłaczę się w końcu na którymś podbiegu.
A tu niespodzianka - bardzo miły trening. :D
GPS złapał mi sygnał dopiero, gdy zbiegłam wąwozem w dół, więc dystans, jaki pokazał SportsTracker jest krótszy od rzeczywistego o 500 metrów.
O dziwo nie zgubiłam się ani razu, bo w miejscu, które dobrze znam, skręciłam w lewo i biegłam przez dłuuuugą prostą ścieżkę. Albo raczej przez długą pagórkowatą ścieżkę. Postanowiłam do czterdziestej minuty biec tą drogą, potem zawrócic i biec z powrotem. Biegło się całkiem miło, chociaż kiedy w 37 minucie zobaczyłam TEN zbieg, to zrobiło mi się gorzej…
Już nie daję się nabrac i wiem, czym się kończy każda droga w dół. Otóż kończy się zawsze drogą w górę – tym gorszą, im przyjemniejsze było zbieganie. Ech, ech
No, ale pokonałam zbieg, dobiegłam do jakiejś ulicy, zawróciłam i biegłam do domu. Przez te same wzgórza, górki i pagórki. Intensywnośc tego treningu miała oscylowac wokół 75%, ale w końcu wyszło mi srednie tetno 77%. I tak nieźle, biorąc pod uwagę ukształtowanie terenu…
Na koniec jeszcze to co zwykle – wąwóz śmierci. Do tej pory wspominam o nim przy każdej okazji opisywania treningu, ale mam cichą nadzieję, że kiedy za dwa tygodnie będę kończyc treningowy kombos na wsi, ta góra będzie już dla mnie tylko wyższym krawężnikiem )
W sumie wyszło 16 km (nie wiem jak to się stało – myślałam, że raczej będę rozpaczliwie krążyc wokół domu, żeby ‘dobic’ do czternastu) ze średnią prędkością.. hm, dobre pytanie. GPS twierdzi, że tempo to 5:19, ale przez pierwsze pięcset metrow mierzyl mi tylko czas, a dystansu nie. Wychodziłoby więc na to, że nieco zaniżył mi prędkośc… Wydaje mi się to jednak wprost nierealne, żebym biegła szybciej – zwłaszcza, że trasa jest naprawdę wymagająca. Myślę, że jak wrócę na asfalt, będę się czuc jak Struś Pędziwiatr. Tutaj nie ma ani metra ‘normalnej’ ścieżki – cały czas pola, lasy, śliskie zbiegi i podbiegi, dużo błota i kamieni. Gdyby nie nowe Merrelle, mogłoby być kiepsko. A propos – zawiązałam je mocniej i stwierdziłam, że chyba jednak nie są za duże.. No cóż – blondynyzm to stan umysłu, a nie kolor włosów.. :P
Tak czy inaczej, jeśli wziąć pod uwagę to, że przez pierwsze 0.5 km Tracker mierzył mi tylko czas, a dystansu nie, to tempo tego treningu to około.. 5:10 . I raczej wyższe, bo przecież biegłam w dół wąwozem. PO TYCH GÓRACH??!!
Ale śmiesznie. Takie treningi bywają naprawdę zaskakujące i dają pozytywnego kopa w przynajmniej kilku kwestiach..
A w planie na wieczór jeszcze podbiegi – 10x60m pod górę.
- ioannahh
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1309
- Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
- Życiówka na 10k: 39:46
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: sopot
- Kontakt:
Drugi dzisiejszy trening wykonany pomyslnie :D
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... rct454aefh
2 km + 10x60m PG + 2km - razem 5.6 km
podbiegi na przewyzszeniu 10%
czasy wbiegniec: 3x 14.7 sekund , 3x 14.1, 2x 13.6, 1x 13.1, 1x 13.6
Caly dzien mokro, zimno, osliźgle. Na rowerach nie bylismy - mam nadzieje, ze nadrobimy jutro - podobno ma byc lepsza pogoda. Udał mi się za to bardzo przyjemny i całkiem przyzwoity trening na domowej siłce. Nie wiem, ile wazy tutejsza sztanga, ale z cala pewnoscia macham większymi ciężarami niż do tej pory na siłowni.
W międzyczasie uskuteczniałam różne ciekawe i pożyteczne zajęcia, takie jak grabienie skoszonej trawy w ulewnym deszczu
Ja to jestem jednak dzieckiem wsi. Moj pies zwariowal tu ze szczescia, zachowuje sie wprost skandalicznie i bije od niej radosc :D A ja, hmm.. co prawda jesli pogoda wreszcie sie nie ogarnie to jest ryzyko, ze zamarzne albo zapadne na zapalenie pluc z powodu permanentnie mokrej odziezy, ale poza tym czuje sie najlepiej. Wreszcie poczulam wakacje - jestem tu na wsi, mam jezioro, las, calkiem dobre sliwki na drzewie pod domem.. :D W Warszawie niby tez wakacjowalam, ale to jednak nie to samo - Wojtek chodzil do pracy, ja tez codziennie jezdzilam do centrum w celach 'robotniczych'.. do tego ogarnianie domu, zakupow i calego swiata wokol.. teraz mam dwa tygodnie kompletnego nieprzejmowania sie porozrzucanymi po calym pokoju butami, niezamknietymi szufladami i cala reszta zgielku i nieporzadku - to u mnie rzadkosc, wiec upajam sie tymi chwilami
Do czego jednak zmierzam:
Dzisiaj przebieglam w sumie 21.5 km i czuje, ze moglabym tak codziennie. Jestem zmeczona ujemnie. Moglabym przenosic gory - te na ktore kaza mi wbiegac
Trening silowy w ukochanym wawozie byl bardzo mily, bo czulam sie na nim zupelnie swietnie - nie to co bylo przedwczoraj.. :roll: W treningu towarzyszyl mi i pomagal Wojtek - co ja bym bez niego zrobila...
Obydwa dzisiejsze biegi konczylam z jakas taka nutka niedosytu.. Jest dobrze
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... rct454aefh
2 km + 10x60m PG + 2km - razem 5.6 km
podbiegi na przewyzszeniu 10%
czasy wbiegniec: 3x 14.7 sekund , 3x 14.1, 2x 13.6, 1x 13.1, 1x 13.6
Caly dzien mokro, zimno, osliźgle. Na rowerach nie bylismy - mam nadzieje, ze nadrobimy jutro - podobno ma byc lepsza pogoda. Udał mi się za to bardzo przyjemny i całkiem przyzwoity trening na domowej siłce. Nie wiem, ile wazy tutejsza sztanga, ale z cala pewnoscia macham większymi ciężarami niż do tej pory na siłowni.
W międzyczasie uskuteczniałam różne ciekawe i pożyteczne zajęcia, takie jak grabienie skoszonej trawy w ulewnym deszczu
Ja to jestem jednak dzieckiem wsi. Moj pies zwariowal tu ze szczescia, zachowuje sie wprost skandalicznie i bije od niej radosc :D A ja, hmm.. co prawda jesli pogoda wreszcie sie nie ogarnie to jest ryzyko, ze zamarzne albo zapadne na zapalenie pluc z powodu permanentnie mokrej odziezy, ale poza tym czuje sie najlepiej. Wreszcie poczulam wakacje - jestem tu na wsi, mam jezioro, las, calkiem dobre sliwki na drzewie pod domem.. :D W Warszawie niby tez wakacjowalam, ale to jednak nie to samo - Wojtek chodzil do pracy, ja tez codziennie jezdzilam do centrum w celach 'robotniczych'.. do tego ogarnianie domu, zakupow i calego swiata wokol.. teraz mam dwa tygodnie kompletnego nieprzejmowania sie porozrzucanymi po calym pokoju butami, niezamknietymi szufladami i cala reszta zgielku i nieporzadku - to u mnie rzadkosc, wiec upajam sie tymi chwilami
Do czego jednak zmierzam:
Dzisiaj przebieglam w sumie 21.5 km i czuje, ze moglabym tak codziennie. Jestem zmeczona ujemnie. Moglabym przenosic gory - te na ktore kaza mi wbiegac
Trening silowy w ukochanym wawozie byl bardzo mily, bo czulam sie na nim zupelnie swietnie - nie to co bylo przedwczoraj.. :roll: W treningu towarzyszyl mi i pomagal Wojtek - co ja bym bez niego zrobila...
Obydwa dzisiejsze biegi konczylam z jakas taka nutka niedosytu.. Jest dobrze
- ioannahh
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1309
- Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
- Życiówka na 10k: 39:46
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: sopot
- Kontakt:
Dzisiaj drugi dzien ciezkich treningow
W planie miala byc powtorka zeszlotygodniowej tempowki (3 km + 8 km szybko + 3 km), ale po konsultacji postanowilismy tymczasowo wycofac interwaly i biegi tempowe z mojego harmonogramu i wstawic na ich miejsce krotsze, intensywniejsze przyspieszenia.
A wiec bylo zupelnie co innego
Rano wesola dyszka ze srednim tetnem 74%, wieczorem fartlek z Wojtkiem - tez okolo 10 km.
Bieglismy sobie 10 minut rozgrzewkowo (srednie tetno 71%), pozniej 10x3' fartlekowo - 5 razy prowadzilam ja i 5 razy Wojtek, a potem 15 minut schlodzenia (srednie tetno 72% - łącznie z wąwozem - oł jeah, udalo mi sie tam wdrapac nie przekraczajac 73% :D ).
Niestety GPS przezywa wlasnie jakis konflikt osobowosci i zachowywal sie dzisiaj beznadziejnie, wiec nie ma za bardzo co wrzucac.
Miedzy biezkami dzisiaj wycieczka rowerowa - 48 km. Dojechalismy z Grzybna do Starej Huty przez jakies dwa miliony roznych wsi. Niestety zadne z nas nie wzielo telefonu (zeby zlapac sygnal i dowiedziec sie, gdzie wlasciwie sie znalezlismy) ani zlamanej zlotowki (zeby nie umrzec z glodu), wiec jak po 25 kilometrach stwierdzilismy, ze jedynym sposobem powrocenia do domu jest po prostu pojechanie ta sama trasa, to zrobilo mi sie gorzej, gdyz jadac w strone 'do' cieszylam sie w duchu, ze te paskudne gorki musze pokonac tylko raz, a droga powrotna bedzie inna. Ech, slodki losie........ No trudno, widocznie moim przeznaczeniem jest zostac Pogromczynia Stromych Lesnych Podjazdow.
Potem, juz w domu, silka - a jakze Troche porzucalam hantlami i sztangami, powioslowalam i powyginałam się na macie. Co za komfort, miec wlasna silownie pietro wyzej :D :D :D
A teraz dwa dni lekkiego biegania Dopiero na piatek trzeba wymyslic cos zabojczego.
W planie miala byc powtorka zeszlotygodniowej tempowki (3 km + 8 km szybko + 3 km), ale po konsultacji postanowilismy tymczasowo wycofac interwaly i biegi tempowe z mojego harmonogramu i wstawic na ich miejsce krotsze, intensywniejsze przyspieszenia.
A wiec bylo zupelnie co innego
Rano wesola dyszka ze srednim tetnem 74%, wieczorem fartlek z Wojtkiem - tez okolo 10 km.
Bieglismy sobie 10 minut rozgrzewkowo (srednie tetno 71%), pozniej 10x3' fartlekowo - 5 razy prowadzilam ja i 5 razy Wojtek, a potem 15 minut schlodzenia (srednie tetno 72% - łącznie z wąwozem - oł jeah, udalo mi sie tam wdrapac nie przekraczajac 73% :D ).
Niestety GPS przezywa wlasnie jakis konflikt osobowosci i zachowywal sie dzisiaj beznadziejnie, wiec nie ma za bardzo co wrzucac.
Miedzy biezkami dzisiaj wycieczka rowerowa - 48 km. Dojechalismy z Grzybna do Starej Huty przez jakies dwa miliony roznych wsi. Niestety zadne z nas nie wzielo telefonu (zeby zlapac sygnal i dowiedziec sie, gdzie wlasciwie sie znalezlismy) ani zlamanej zlotowki (zeby nie umrzec z glodu), wiec jak po 25 kilometrach stwierdzilismy, ze jedynym sposobem powrocenia do domu jest po prostu pojechanie ta sama trasa, to zrobilo mi sie gorzej, gdyz jadac w strone 'do' cieszylam sie w duchu, ze te paskudne gorki musze pokonac tylko raz, a droga powrotna bedzie inna. Ech, slodki losie........ No trudno, widocznie moim przeznaczeniem jest zostac Pogromczynia Stromych Lesnych Podjazdow.
Potem, juz w domu, silka - a jakze Troche porzucalam hantlami i sztangami, powioslowalam i powyginałam się na macie. Co za komfort, miec wlasna silownie pietro wyzej :D :D :D
A teraz dwa dni lekkiego biegania Dopiero na piatek trzeba wymyslic cos zabojczego.
- ioannahh
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1309
- Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
- Życiówka na 10k: 39:46
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: sopot
- Kontakt:
Dzis z rana radosne rozbieganie razem z Wojtkiem
GPS znowu mial error, resetowalam go gdzies po pierwszym kilometrze, w sumie bylo 1h biegania, okolo 11 kilometrow.
Srednie tetno calego treningu - 69%, w wawozie wzroslo mi do 81%, a gdyby nie to, srednia bylaby jeszcze nizsza. Na niektorych zbiegach mialam tetno ~65% - szooook
GPS znowu mial error, resetowalam go gdzies po pierwszym kilometrze, w sumie bylo 1h biegania, okolo 11 kilometrow.
Srednie tetno calego treningu - 69%, w wawozie wzroslo mi do 81%, a gdyby nie to, srednia bylaby jeszcze nizsza. Na niektorych zbiegach mialam tetno ~65% - szooook
- ioannahh
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1309
- Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
- Życiówka na 10k: 39:46
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: sopot
- Kontakt:
Wieczorem (a raczej poznym popoludniem) zrobil mi sie jeszcze trening zapisany w planie na jutro, tj. 7 km z czterema (no dobra, bylo piec ) rytmami po 30 sekund.
Bardzo miło, ale baaaardzo błotniście
GPS jeszcze sie nie nawrocil i nadal ma faze buntu, ale wiem, ze moj dystans to 7.2 km, bo Wojtek jechal obok na rowerze
Srednie tempo 5:33 min/km
Zakladajac, ze w poniedzialek teoretycznie mam wolne, a tydzien treningowy rozpoczynam we wtorek, to znowu jestem dwa dni do przodu :roll: Wojtek sie smieje, ze gdyby to dzialalo jak gra w Eurobusiness, to juz bym byla w polowie planu
Dzis wiec w sumie 18 km
W miedzyczasie siłka i troche prowizorycznego agilitowania z psem - wreeeszcie :D
Bardzo miło, ale baaaardzo błotniście
GPS jeszcze sie nie nawrocil i nadal ma faze buntu, ale wiem, ze moj dystans to 7.2 km, bo Wojtek jechal obok na rowerze
Srednie tempo 5:33 min/km
Zakladajac, ze w poniedzialek teoretycznie mam wolne, a tydzien treningowy rozpoczynam we wtorek, to znowu jestem dwa dni do przodu :roll: Wojtek sie smieje, ze gdyby to dzialalo jak gra w Eurobusiness, to juz bym byla w polowie planu
Dzis wiec w sumie 18 km
W miedzyczasie siłka i troche prowizorycznego agilitowania z psem - wreeeszcie :D
- ioannahh
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1309
- Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
- Życiówka na 10k: 39:46
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: sopot
- Kontakt:
Dzisiaj rano 11.2 km ze srednia predkoscia 5:06 min/km. Srednie tetno calosci 72%, w wąwozie do 80%.
Wszystko fajnie, ale pogoda to moglaby sie wreszcie ogarnac..
Wszystko fajnie, ale pogoda to moglaby sie wreszcie ogarnac..
- ioannahh
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1309
- Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
- Życiówka na 10k: 39:46
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: sopot
- Kontakt:
Coz, wyglada na to ze dzisiaj byla niemalze dokladna powtorka z wczoraj. Rano ~11 km w jedna strone, wieczorem ~7 w druga. Tym razem Wojtek biegl ze mnaioannahh pisze:Wieczorem (a raczej poznym popoludniem) zrobil mi sie jeszcze trening zapisany w planie na jutro, tj. 7 km z czterema (no dobra, bylo piec ) rytmami po 30 sekund.[/size]
Po drodze pięc orzezwiajacych rytmow
Srednie tetno calosci 74%, w wawozie do 80% (wczoraj odpowiednio 76 i 81%)
Rowerowa srednia zostala dzisiaj drastycznie zanizona bo nie przejechalam ani kilometra. Bylismy za to w Gdansku, zeby pomoc w doprowadzeniu do ladu mieszkania, ktore w sobote zostanie przekazane w rece nowemu wlascicielowi. Zegnaj, Zielony Trojkacie..
- ioannahh
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1309
- Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
- Życiówka na 10k: 39:46
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: sopot
- Kontakt:
Trening chyba jeszcze nigdy nie bolal tak jak dzis..
To bylo bardzo ciekawe 8 km.
2 km + 2x (100m, 200m, 3x400m, 200m, 100m) + 2 km
Bolala juz rozgrzewka, bo wiedzialam, co mnie czeka i oczywiscie wszystko natychmiast zaczelo mnie kluc
Wojtek napisal mi do planu 5 serii tego wszystkiego. Pozniej uznalismy, ze to jednak za duza rzeznia i mam zrobic trzy.
I co?
I zrobilam dwie..
Pewnie robilabym trzecia, ale juz na oparach. Wojtek zarzadzil, ze na tym mam skonczyc.
To mial byc trening, ktory mial mi dac pewnosc siebie i przekonac, ze moge dobrze pobiec w sobotnich zawodach. A wiec jedyne co moge zrobic to zalamac sie i przemyslec trzy razy, czy na pewno jest po co startowac.
Czasy poszczegolnych przyspieszen:
1 seria - tutaj jeszcze myslalam, ze bede biegac trzy serie, wiec zwlaszcza na drugiej czterysetce nawet niebardzo mialam cisnienie, zeby sie umęczyc i pocisnac.. : 100m - 19.3, 200m- 39.1, 400m - 1.21, 1.23, 1.22.5, 200m- 37.6, 100m- 18.9
2 seria - 100m- 18.96, 200m- 39.2, 400m- 1.21.7, 1.24, 1.21.6, 200m- 39.2, 100m- 18.25
Na drugiej czterysetce drugiej serii myslalam, ze umre, i chyba nie wygladalam najlepiej, bo Wojtek zaproponowal mi natychmiastowe zakonczenie treningu
I to by bylo na tyle.
Schlodzenie tez troche bolalo, bo nie wiem czy kiedykolwiek wczesniej tak umeczylam na treningu swoje dolne konczyny
To bylo bardzo ciekawe 8 km.
2 km + 2x (100m, 200m, 3x400m, 200m, 100m) + 2 km
Bolala juz rozgrzewka, bo wiedzialam, co mnie czeka i oczywiscie wszystko natychmiast zaczelo mnie kluc
Wojtek napisal mi do planu 5 serii tego wszystkiego. Pozniej uznalismy, ze to jednak za duza rzeznia i mam zrobic trzy.
I co?
I zrobilam dwie..
Pewnie robilabym trzecia, ale juz na oparach. Wojtek zarzadzil, ze na tym mam skonczyc.
To mial byc trening, ktory mial mi dac pewnosc siebie i przekonac, ze moge dobrze pobiec w sobotnich zawodach. A wiec jedyne co moge zrobic to zalamac sie i przemyslec trzy razy, czy na pewno jest po co startowac.
Czasy poszczegolnych przyspieszen:
1 seria - tutaj jeszcze myslalam, ze bede biegac trzy serie, wiec zwlaszcza na drugiej czterysetce nawet niebardzo mialam cisnienie, zeby sie umęczyc i pocisnac.. : 100m - 19.3, 200m- 39.1, 400m - 1.21, 1.23, 1.22.5, 200m- 37.6, 100m- 18.9
2 seria - 100m- 18.96, 200m- 39.2, 400m- 1.21.7, 1.24, 1.21.6, 200m- 39.2, 100m- 18.25
Na drugiej czterysetce drugiej serii myslalam, ze umre, i chyba nie wygladalam najlepiej, bo Wojtek zaproponowal mi natychmiastowe zakonczenie treningu
I to by bylo na tyle.
Schlodzenie tez troche bolalo, bo nie wiem czy kiedykolwiek wczesniej tak umeczylam na treningu swoje dolne konczyny
- ioannahh
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1309
- Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
- Życiówka na 10k: 39:46
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: sopot
- Kontakt:
Dzis 'tylko' ten jeden bieg. Wieczorem troche cwiczen biegowo-silowych wedlug Wojtkowych zalecen + silowe na nogi z ciezarkami. W miedzyczasie rower (w sumie okolo 40 km).
Caly dzien pogoda listopadowa, warunki meteo chyba tez, bo nie dosc ze odczuwam obrzydliwe przygnebienie, to niestety znowu takiego dnia zmierzylam sobie cisnienie i wynik ponownie byl szalony (75/55 + tetno 54 - o tak, lubie to ). Troche blekitnego nieba mi dzisiaj potrzeba ..
Caly dzien pogoda listopadowa, warunki meteo chyba tez, bo nie dosc ze odczuwam obrzydliwe przygnebienie, to niestety znowu takiego dnia zmierzylam sobie cisnienie i wynik ponownie byl szalony (75/55 + tetno 54 - o tak, lubie to ). Troche blekitnego nieba mi dzisiaj potrzeba ..