makar- bieganie jako sposób na życie :)
Moderator: infernal
- makar
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1050
- Rejestracja: 23 wrz 2007, 08:41
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 4:38:26
Nie lubię podsumowań, ale tym razem postanowiłam, tak dla większej motywacji, robić rachunek sumienia na koniec miesiąca. Podsumowałam maj. Wyszło 198,7 km. Chyba nieźle jeśli chodzi o kilometraż. Gorzej z tempem, bo według pulsometru wyszło śr.6,22min/km. Jest nad czym pracować.
Poranne bieganie dzisiaj mi nie wyszło ( w przeciwieństwie do Alexii). Teraz pozostaje czekać na wieczorny chłodek.
Poranne bieganie dzisiaj mi nie wyszło ( w przeciwieństwie do Alexii). Teraz pozostaje czekać na wieczorny chłodek.
- makar
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1050
- Rejestracja: 23 wrz 2007, 08:41
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 4:38:26
02.06.2011r.
Trening - 5km OWB1 + GR + 2x ( I 8x 30"/30") z przerwą 3' między seriami + 1,3 km = 8,6km
Rano nie wstałam. Pewnie dlatego, że poszłam spać ok. 1.00 i w dodatku nie mogłam zasnąć. Tak to jest, jak się ogląda filmy zmuszające do myślenia tuż przed snem. Winowajca to "Weronika postanawia umrzeć" wg powieści Paulo Coelho. Nagrałam sobie ten film we wtorek, bo leciał w środku nocy. A wczoraj postanowiłam go obejrzeć. Po czymś takim szkoda czasu na spanie.
Rano nowa praca, potem powrót do domu, obiad, "stara" praca, znowu do domu, sprzątanie, podszykowanie obiadu na jutro, trening, spacer z psem i w końcu mogę spokojnie usiąść, żeby to wszystko opisać.
Trochę bałam się tego treningu. Najbardziej interwałów. Poszło dość sprawnie, choć pewnie mogłabym pobiec szybciej. Pociesza fakt, że druga seria była o 10"/km szybsza. Chyba przestałam się na koniec bać, że wymięknę w połowie dystansu. Na koniec trucht i do domu. Zmieściłam się w godzinie.
Jutro wraca Jaś. O 5.00 rano. Nie będzie wyjścia. Trzeba będzie wstać skoro świt, ale potem znów do pracy, więc bieganie ponownie wieczorem. Spokojna dyszka. Takie treningi najbardziej lubię. Już się cieszę.
Trening - 5km OWB1 + GR + 2x ( I 8x 30"/30") z przerwą 3' między seriami + 1,3 km = 8,6km
Rano nie wstałam. Pewnie dlatego, że poszłam spać ok. 1.00 i w dodatku nie mogłam zasnąć. Tak to jest, jak się ogląda filmy zmuszające do myślenia tuż przed snem. Winowajca to "Weronika postanawia umrzeć" wg powieści Paulo Coelho. Nagrałam sobie ten film we wtorek, bo leciał w środku nocy. A wczoraj postanowiłam go obejrzeć. Po czymś takim szkoda czasu na spanie.
Rano nowa praca, potem powrót do domu, obiad, "stara" praca, znowu do domu, sprzątanie, podszykowanie obiadu na jutro, trening, spacer z psem i w końcu mogę spokojnie usiąść, żeby to wszystko opisać.
Trochę bałam się tego treningu. Najbardziej interwałów. Poszło dość sprawnie, choć pewnie mogłabym pobiec szybciej. Pociesza fakt, że druga seria była o 10"/km szybsza. Chyba przestałam się na koniec bać, że wymięknę w połowie dystansu. Na koniec trucht i do domu. Zmieściłam się w godzinie.
Jutro wraca Jaś. O 5.00 rano. Nie będzie wyjścia. Trzeba będzie wstać skoro świt, ale potem znów do pracy, więc bieganie ponownie wieczorem. Spokojna dyszka. Takie treningi najbardziej lubię. Już się cieszę.
- makar
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1050
- Rejestracja: 23 wrz 2007, 08:41
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 4:38:26
03.06.2011r.
Trening - 10km OWB1 + GR
Niewiele brakowało a bieganie przegrałoby z .....sama nie wiem, zmęczeniem czy lenistwem?
Dzień zaczął mi się dość wcześnie, bo od Jasiowego telefonu o godz.2.30. Półprzytomna pojechałam odebrać go spod szkoły. Trochę pogadaliśmy o wycieczce. Potrzebował tego, bo bardzo przeżył wizytę w obozie w Oświęcimiu. Właściwie tylko o tym mówił. Pamiętam, jak mnie poruszyła podobna wizyta kilkadziesiąt lat temu, więc doskonale go rozumiałam. Pogadaliśmy, położyłam go spać, a sama jakoś nie mogłam zasnąć. Jak już mi się udało, to zadzwonił budzik.
Potem jak zwykle praca, szczepienie Jasia, praca, dokończenie sprzątania i inne podobne duperele. Wieczorem Jacek z Jasiem pojechali pograć w piłkę. Usiadłam na chwilę, żeby trochę odpocząć i najzwyczajniej w świecie zasnęłam. Obudziłam się po chyba półgodzinie z poczuciem niepokoju. Coś jeszcze miałam zrobić a nie pamiętałam, co? No tak, miałam pobiegać... Co mam Wam napisać? Że szalenie cieszyła mnie perspektywa ganiania po lesie resztkami sił? Prawdę mówiąc miałam wielką ochotę spać dalej. Więc wstałam, przebrałam się i poszłam biegać.
Spokojne 10 km w tempie średnim 6,22min/km. Standard. Obejrzałam piękny zachód słońca. Spotkałam po drodze byłą wychowawczynię Mateusza, jadącą rowerem. Porozciągałam się na parkingu przy samochodzie. O dziwo bez towarzystwa komarów i much. Może po 22.00 zasypiają? Wróciłam do domu z poczuciem spełnionego obowiązku, ale nie wiem, czy szczęśliwa.... Dobrze, że chociaż weekend mam wolny, bo już gonię w piętkę. Chyba kiedyś miałam więcej pary. Potrafiłam dużo pracować, zajmować się domem i jakoś to wszystko poukładać. Marudzę. Dobranoc.
Trening - 10km OWB1 + GR
Niewiele brakowało a bieganie przegrałoby z .....sama nie wiem, zmęczeniem czy lenistwem?
Dzień zaczął mi się dość wcześnie, bo od Jasiowego telefonu o godz.2.30. Półprzytomna pojechałam odebrać go spod szkoły. Trochę pogadaliśmy o wycieczce. Potrzebował tego, bo bardzo przeżył wizytę w obozie w Oświęcimiu. Właściwie tylko o tym mówił. Pamiętam, jak mnie poruszyła podobna wizyta kilkadziesiąt lat temu, więc doskonale go rozumiałam. Pogadaliśmy, położyłam go spać, a sama jakoś nie mogłam zasnąć. Jak już mi się udało, to zadzwonił budzik.
Potem jak zwykle praca, szczepienie Jasia, praca, dokończenie sprzątania i inne podobne duperele. Wieczorem Jacek z Jasiem pojechali pograć w piłkę. Usiadłam na chwilę, żeby trochę odpocząć i najzwyczajniej w świecie zasnęłam. Obudziłam się po chyba półgodzinie z poczuciem niepokoju. Coś jeszcze miałam zrobić a nie pamiętałam, co? No tak, miałam pobiegać... Co mam Wam napisać? Że szalenie cieszyła mnie perspektywa ganiania po lesie resztkami sił? Prawdę mówiąc miałam wielką ochotę spać dalej. Więc wstałam, przebrałam się i poszłam biegać.
Spokojne 10 km w tempie średnim 6,22min/km. Standard. Obejrzałam piękny zachód słońca. Spotkałam po drodze byłą wychowawczynię Mateusza, jadącą rowerem. Porozciągałam się na parkingu przy samochodzie. O dziwo bez towarzystwa komarów i much. Może po 22.00 zasypiają? Wróciłam do domu z poczuciem spełnionego obowiązku, ale nie wiem, czy szczęśliwa.... Dobrze, że chociaż weekend mam wolny, bo już gonię w piętkę. Chyba kiedyś miałam więcej pary. Potrafiłam dużo pracować, zajmować się domem i jakoś to wszystko poukładać. Marudzę. Dobranoc.
- makar
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1050
- Rejestracja: 23 wrz 2007, 08:41
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 4:38:26
05.06.2011r.
Trening - 13,3km WB
W sobotę nie biegałam, bo organizm chyba postanowił odespać całotygodniowe zmęczenie i obudziłam się dopiero po 9.00. Nie było sensu się katować. Najpierw postanowiłam przełożyć trening na wieczór, a potem .... na niedzielę.
Dzisiaj nie było wyjścia. Niestety, znowu lekko zaspałam, a że Jacek zadeklarował, że biegnie ze mną, to nasze wyjście jeszcze się przesunęło. Zaczęliśmy trening niewiele przed 9.00. Co Wam będę pisać? W taką pogodę nie da się szybko, nie da się z radością, nie da się z przyjemnością.... Gorąco jak w piekle, duszno, że powietrze można kroić nożem i jeszcze te chmury much włażące na człowieka. Nawet spokojnie stanąć i napić się nie można, bo to całe dziadostwo pcha się do ust i na inne części ciała. Żadne "offy" na to nie działają.
Mieliśmy ambitne plany żeby przebiec 20km, ale szybko je zmodyfikowaliśmy. Dobrze, że zabraliśmy ze sobą wodę, bo nie wiem, jak by się ten trening skończył.
Powiem tylko tyle. Jak dobiegliśmy do samochodu, termometr w cieniu wskazywał 34*C
Nigdy więcej spania do 8.00. Następne długie wybieganie robię znów o 5.00. Inaczej po prostu się nie da.
Serdecznie współczuję biegaczom, którzy dziś biegli w Maratonie w Łodzi. Mi by się chyba mózg zagotował przy takiej pogodzie.
Trening - 13,3km WB
W sobotę nie biegałam, bo organizm chyba postanowił odespać całotygodniowe zmęczenie i obudziłam się dopiero po 9.00. Nie było sensu się katować. Najpierw postanowiłam przełożyć trening na wieczór, a potem .... na niedzielę.
Dzisiaj nie było wyjścia. Niestety, znowu lekko zaspałam, a że Jacek zadeklarował, że biegnie ze mną, to nasze wyjście jeszcze się przesunęło. Zaczęliśmy trening niewiele przed 9.00. Co Wam będę pisać? W taką pogodę nie da się szybko, nie da się z radością, nie da się z przyjemnością.... Gorąco jak w piekle, duszno, że powietrze można kroić nożem i jeszcze te chmury much włażące na człowieka. Nawet spokojnie stanąć i napić się nie można, bo to całe dziadostwo pcha się do ust i na inne części ciała. Żadne "offy" na to nie działają.
Mieliśmy ambitne plany żeby przebiec 20km, ale szybko je zmodyfikowaliśmy. Dobrze, że zabraliśmy ze sobą wodę, bo nie wiem, jak by się ten trening skończył.
Powiem tylko tyle. Jak dobiegliśmy do samochodu, termometr w cieniu wskazywał 34*C

Nigdy więcej spania do 8.00. Następne długie wybieganie robię znów o 5.00. Inaczej po prostu się nie da.
Serdecznie współczuję biegaczom, którzy dziś biegli w Maratonie w Łodzi. Mi by się chyba mózg zagotował przy takiej pogodzie.
- makar
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1050
- Rejestracja: 23 wrz 2007, 08:41
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 4:38:26
06.06.2011r.
Trening - 6km BNP + GR + 5xp (100m) = 7km
Rano nie było jak, więc znowu w upale. Mimo, że słońce dawno zaszło, termometr wskazywał 28*C. Jacek pobiegł ze mną. Przy tej temperaturze trudno byo o jakieś spektakularne rezultaty. Kilometry w tempie odpowiednio: 7,16min/km; 6,18min/km; 5,20min/km;5,18min/km; 5,16min/km; 5,12min/km; potem rozciąganie i przebieżki. Niby nic, a spociłam się jak szczur i myślałam, że ducha wyzionę. Końcówka BNP naprawdę ciężka. Mam nadzieję, że to przez temperaturę. I tej wersji będę się trzymać.
Postanowiłam, że te poniedziałkowe treningi będę się starała robić w szyszym tempie. Trzeba trochę zróżnicować treningi, bo inaczej trudno będzie o jakiś postęp.
Nie miałam czasu, żeby sprawdzić, co tam na dzisiaj przewidywał plan Strasb, ale w końcu jest on rozpisany tylko na cztery dni, więc zdążę go zrealizować.
Trzymajcie się ciepło.
Trening - 6km BNP + GR + 5xp (100m) = 7km
Rano nie było jak, więc znowu w upale. Mimo, że słońce dawno zaszło, termometr wskazywał 28*C. Jacek pobiegł ze mną. Przy tej temperaturze trudno byo o jakieś spektakularne rezultaty. Kilometry w tempie odpowiednio: 7,16min/km; 6,18min/km; 5,20min/km;5,18min/km; 5,16min/km; 5,12min/km; potem rozciąganie i przebieżki. Niby nic, a spociłam się jak szczur i myślałam, że ducha wyzionę. Końcówka BNP naprawdę ciężka. Mam nadzieję, że to przez temperaturę. I tej wersji będę się trzymać.
Postanowiłam, że te poniedziałkowe treningi będę się starała robić w szyszym tempie. Trzeba trochę zróżnicować treningi, bo inaczej trudno będzie o jakiś postęp.
Nie miałam czasu, żeby sprawdzić, co tam na dzisiaj przewidywał plan Strasb, ale w końcu jest on rozpisany tylko na cztery dni, więc zdążę go zrealizować.
Trzymajcie się ciepło.
- makar
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1050
- Rejestracja: 23 wrz 2007, 08:41
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 4:38:26
07.06.2011r.
Trening - 10km rower stacjonarny + GR + GS
Dzisiaj bez biegania, za to coś dla wątłych mięśni. Mimo że w chłodnym domu, to i tak litry potu wylane. Taka temperatura.... Będę ją wspominać zimą szczękając z zimna zębami.
Trening - 10km rower stacjonarny + GR + GS
Dzisiaj bez biegania, za to coś dla wątłych mięśni. Mimo że w chłodnym domu, to i tak litry potu wylane. Taka temperatura.... Będę ją wspominać zimą szczękając z zimna zębami.
- makar
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1050
- Rejestracja: 23 wrz 2007, 08:41
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 4:38:26
08.06.2011r.
Trening - 5km OWB1/WB2 + GR + 2x( 10x30"/30") 3' przerwa + 2,5 km trucht = 10km
Zerknęłam na plan Strasb wczoraj wieczorem i lekko mnie zmroziło mimo temperatury powyżej 25*C. W tym tygodniu powinnam zrobić dwa treningi interwałowe przedzielone wolnym bieganiem. Nijak nie da się w związku z tym zrobić siły biegowej. Dni mi nie starczy.
Dzisiaj więc znowu trochę żywsze bieganie. Pierwsze 5km w tempie 6,08 - 6,20min/km. Gimnastyka "na odwal się" głównie przez muchy ( kupiłam środek, który miał je skutecznie odstraszać przez 8 godzin, chyba zanim człowiek się spoci
). Interwałów było więcej niż ostatnio. Było też trochę wolniej. Mam nadzieję, że to tylko kwestia upału, a nie spadek formy. Na koniec wolny trucht do pełnych 10km.
Zmachałam się. Zaczynam masochistycznie lubić cięższe treningi.
Trening - 5km OWB1/WB2 + GR + 2x( 10x30"/30") 3' przerwa + 2,5 km trucht = 10km
Zerknęłam na plan Strasb wczoraj wieczorem i lekko mnie zmroziło mimo temperatury powyżej 25*C. W tym tygodniu powinnam zrobić dwa treningi interwałowe przedzielone wolnym bieganiem. Nijak nie da się w związku z tym zrobić siły biegowej. Dni mi nie starczy.

Dzisiaj więc znowu trochę żywsze bieganie. Pierwsze 5km w tempie 6,08 - 6,20min/km. Gimnastyka "na odwal się" głównie przez muchy ( kupiłam środek, który miał je skutecznie odstraszać przez 8 godzin, chyba zanim człowiek się spoci

Zmachałam się. Zaczynam masochistycznie lubić cięższe treningi.
- makar
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1050
- Rejestracja: 23 wrz 2007, 08:41
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 4:38:26
09.06.2011r.
Trening - 10km OWB1
Super przyjemny rekreacyjny trening z ukochanym mężem
Cały dzień ścigałam się z czasem. Raz ja byłam górą, raz on. Popołudniu już już miałam wyjść pobiegać, gdy zadzwonił Jacek z propozycją wspólnego biegania. W planie miałam spokojną godzinkę, więc nie było przeszkód, by razem wybiegać całodzienny stres. Tempo śr. 6,22min/km. Pogoda wreszcie "normalna", temp. ok.20*C, lekki wiaterek, jakby mniej much
No i zdążyliśmy na mecz. Szkoda tylko,że przegrywamy po samobóju.....
Jutro znowu trening z interwałami. Tym razem 400-metrowe. Nie wiem, czy się cieszyć, czy bać?
Trening - 10km OWB1
Super przyjemny rekreacyjny trening z ukochanym mężem


Jutro znowu trening z interwałami. Tym razem 400-metrowe. Nie wiem, czy się cieszyć, czy bać?
- makar
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1050
- Rejestracja: 23 wrz 2007, 08:41
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 4:38:26
10.06.2011r.
Trening - 3km rozgrzewka + GR + 2x(5x400m/p 1') p3' + 2,82km shłodzenie = 11,37km
Rano praca. Potem trochę pojeździłam rowerem po mieście. Zawsze to szybciej i zdrowiej niż samochodem. Wyszło ok. 10 km. Przy okazji wypożyczyłam książki w bibliotece i odwiedziłam przyjaciółkę. No i nie stałam w korku, który ciągnął się przez całe miasto.
Wieczorem Jacek z Jasiem pojechali na trening, a ja poszłam biegać. Pogoda wymarzona. Niezbyt ciepło ( 18*C), lekki wiatr. Najpierw 3km rozgrzewki w tempie śr. 5,50min/km. Rozciąganie.Potem interwały. Trochę się ich bałam, bo ciągle mam obawy, czy nie wymięknę .... Biegłam na wyczucie. Ustawiłam w pulsometrze tylko dystans/czas odpoczynku. Założenia były takie, żeby się wstrzelić w tempo 4,55/5,10min/km. Przerwa w truchcie.Prawie się udało...
I seria : 5:00-4:53-5:07-4:57-4:59
II seria : 4:59-4:55-5:23-5:15-5:03
Druga seria cięższa do zrobienia. W dodatku kilka razy pod górkę. Chyba to sprawiło, że tempo trochę spadło, mimo, że się starałam biec w równym tempie. Końcówka już po płaskim,co zaowocowało wyrównaniem tempa.
Na koniec trzeba było wrócić do domu. Powolutku, bez spinania. Wyszło 6,21min/km.
Nogi trochę podmęczone. Zafundowałam im więc masaż z Liotonem 1000 i izotonik w postaci 500ml "Żubra". mam nadzieję, że do jutra dojdą do siebie, bo rano długie wybieganie.
Pozdrawiam wszystkich czytelników.
Trening - 3km rozgrzewka + GR + 2x(5x400m/p 1') p3' + 2,82km shłodzenie = 11,37km
Rano praca. Potem trochę pojeździłam rowerem po mieście. Zawsze to szybciej i zdrowiej niż samochodem. Wyszło ok. 10 km. Przy okazji wypożyczyłam książki w bibliotece i odwiedziłam przyjaciółkę. No i nie stałam w korku, który ciągnął się przez całe miasto.
Wieczorem Jacek z Jasiem pojechali na trening, a ja poszłam biegać. Pogoda wymarzona. Niezbyt ciepło ( 18*C), lekki wiatr. Najpierw 3km rozgrzewki w tempie śr. 5,50min/km. Rozciąganie.Potem interwały. Trochę się ich bałam, bo ciągle mam obawy, czy nie wymięknę .... Biegłam na wyczucie. Ustawiłam w pulsometrze tylko dystans/czas odpoczynku. Założenia były takie, żeby się wstrzelić w tempo 4,55/5,10min/km. Przerwa w truchcie.Prawie się udało...
I seria : 5:00-4:53-5:07-4:57-4:59
II seria : 4:59-4:55-5:23-5:15-5:03
Druga seria cięższa do zrobienia. W dodatku kilka razy pod górkę. Chyba to sprawiło, że tempo trochę spadło, mimo, że się starałam biec w równym tempie. Końcówka już po płaskim,co zaowocowało wyrównaniem tempa.
Na koniec trzeba było wrócić do domu. Powolutku, bez spinania. Wyszło 6,21min/km.
Nogi trochę podmęczone. Zafundowałam im więc masaż z Liotonem 1000 i izotonik w postaci 500ml "Żubra". mam nadzieję, że do jutra dojdą do siebie, bo rano długie wybieganie.
Pozdrawiam wszystkich czytelników.

- makar
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1050
- Rejestracja: 23 wrz 2007, 08:41
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 4:38:26
12.06.2011r.
Trening - 20km rower z mężem
Cały weekend niebiegowy. Założenia były ambitne, ale się trochę skomplikowało.....
W nocy w piątku na sobotę wstałam sobie, żeby zobaczyć co tak długo zatrzymuje mojego męża w salonie i dlaczego zamiast grzecznie udać się do sypialni ciągle siedzi przed telewizorem. Do tej pory nie wiem, jak się to stało, że po prostu spadłam ze schodów.... Od razu uspokajam, nie z całych tylko z ich końcówki. Sprawa tym bardziej niezrozumiała, że te schody pokonuję średnio dwieście razy dziennie przez ostanie dziesięć lat. Znam je na pamięć. Nawet czasami żartuję, że w zasadzie mogłabym zrezygnować z wykonywania siły biegowej przy takiej ilości biegania po schodach.... W każdym razie w pewnym momencie leżałam jak długa u podnóża moich schodów niemal pewna, że złamałam rękę. Bolała jak jasna cholera w nadgarstku. Podobnie oba kolana....
Sobota upłynęła mi na smarowaniu wszystkich poobijanych części ciała Liotonem 1000. Wszystko mnie bolało. Stwierdziłam, że moje masochistyczne skłonności aż takie nie są,żeby biegać ze spuchniętymi kolanami w kolorze burgunda.
Tym niemniej dzisiaj całość zaczęła wyglądać nieco lepiej, więc pojechaliśmy z Jackiem na króciutką i bardzo wolną wycieczkę rowerową po okolicy. Zawsze coś.
Mam nadzieję, że jutro już będę czuć się na tyle dobrze, żeby wrócić do biegania.
Pocieszające jest to, że niczego sobie nie złamałam, więc kości mocne i chyba bez osteoporozy
Trening - 20km rower z mężem

Cały weekend niebiegowy. Założenia były ambitne, ale się trochę skomplikowało.....
W nocy w piątku na sobotę wstałam sobie, żeby zobaczyć co tak długo zatrzymuje mojego męża w salonie i dlaczego zamiast grzecznie udać się do sypialni ciągle siedzi przed telewizorem. Do tej pory nie wiem, jak się to stało, że po prostu spadłam ze schodów.... Od razu uspokajam, nie z całych tylko z ich końcówki. Sprawa tym bardziej niezrozumiała, że te schody pokonuję średnio dwieście razy dziennie przez ostanie dziesięć lat. Znam je na pamięć. Nawet czasami żartuję, że w zasadzie mogłabym zrezygnować z wykonywania siły biegowej przy takiej ilości biegania po schodach.... W każdym razie w pewnym momencie leżałam jak długa u podnóża moich schodów niemal pewna, że złamałam rękę. Bolała jak jasna cholera w nadgarstku. Podobnie oba kolana....
Sobota upłynęła mi na smarowaniu wszystkich poobijanych części ciała Liotonem 1000. Wszystko mnie bolało. Stwierdziłam, że moje masochistyczne skłonności aż takie nie są,żeby biegać ze spuchniętymi kolanami w kolorze burgunda.
Tym niemniej dzisiaj całość zaczęła wyglądać nieco lepiej, więc pojechaliśmy z Jackiem na króciutką i bardzo wolną wycieczkę rowerową po okolicy. Zawsze coś.
Mam nadzieję, że jutro już będę czuć się na tyle dobrze, żeby wrócić do biegania.
Pocieszające jest to, że niczego sobie nie złamałam, więc kości mocne i chyba bez osteoporozy

- makar
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1050
- Rejestracja: 23 wrz 2007, 08:41
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 4:38:26
13.06.2011r.
Trening - 8 km OWB1 + GR + 5xp(100m) + 400m trucht =9,4km
Czułam się już dobrze, więc nie było przeszkód by biegać. Jaś szlifował gitarowe riffy, a ja na stadion. Niestety Garmin zastrajkował i nie wiem, w jakim tempie biegłam. Tak "na oko" 6,20-6,30 min/km. Trochę rozciągania, przebieżki i jedno okrążenie truchtem, zanim Jaś zaczął się nudzić koło samochodu.
Gorąco było. Jakieś 26-27*C. Na szczęście słońce prawie cały czas przysłaniały chmury.
Trening - 8 km OWB1 + GR + 5xp(100m) + 400m trucht =9,4km
Czułam się już dobrze, więc nie było przeszkód by biegać. Jaś szlifował gitarowe riffy, a ja na stadion. Niestety Garmin zastrajkował i nie wiem, w jakim tempie biegłam. Tak "na oko" 6,20-6,30 min/km. Trochę rozciągania, przebieżki i jedno okrążenie truchtem, zanim Jaś zaczął się nudzić koło samochodu.
Gorąco było. Jakieś 26-27*C. Na szczęście słońce prawie cały czas przysłaniały chmury.
- makar
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1050
- Rejestracja: 23 wrz 2007, 08:41
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 4:38:26
14.06.2011r.
Trening - 45 min GR + GS
We wtorki strasznie ciężko jest mi się zmobilizować do wyjścia na trening. Rano praca, po południu praca.... Jak wracam do domu to już nic mi się nie chce. Postanowiłam więc, że nic na siłę, wtorki będą "niebiegowe", ale za to będę przynajmniej ćwiczyć w domu. Przyda się trochę wzmocnić mięśnie.
Wczoraj zgodnie z planem 45 min różnego rodzaju ćwiczeń na wszystkie, mam nadzieję, grupy mięśni, trochę ciężarków. Fajnie. Z czystym sumieniem zjadłam kolację.
15.06.2011r.
Trening - 2,5km OWB1 + GR + 2x (5x100mPG R- 2') + 2,75km trucht = 7,25km
Biegałam z Jackiem. Było jeszcze trochę ciepło, ale daliśmy radę. Komarów jakby trochę mniej
Na razie nie czuję jakiegoś spektakularnego wzrostu formy, ale mam nadzieję, że w końcu czegoś takiego się doczekam. 
Trening - 45 min GR + GS
We wtorki strasznie ciężko jest mi się zmobilizować do wyjścia na trening. Rano praca, po południu praca.... Jak wracam do domu to już nic mi się nie chce. Postanowiłam więc, że nic na siłę, wtorki będą "niebiegowe", ale za to będę przynajmniej ćwiczyć w domu. Przyda się trochę wzmocnić mięśnie.
Wczoraj zgodnie z planem 45 min różnego rodzaju ćwiczeń na wszystkie, mam nadzieję, grupy mięśni, trochę ciężarków. Fajnie. Z czystym sumieniem zjadłam kolację.
15.06.2011r.
Trening - 2,5km OWB1 + GR + 2x (5x100mPG R- 2') + 2,75km trucht = 7,25km
Biegałam z Jackiem. Było jeszcze trochę ciepło, ale daliśmy radę. Komarów jakby trochę mniej


- makar
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1050
- Rejestracja: 23 wrz 2007, 08:41
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 4:38:26
16.06.2011r.
Trening - 2km OWB1 + GR + 3x2km TM + 1,2km schłodzenie = 9,2km
Nauczona ostatnimi doświadczeniami z interwałami, że jak mam coś biegać w określonym tempie, to lepiej po płaskim, a nie pod piaszczystą górę, pojechałam na stadion. O mały włos bym nie stchórzyła, bo przed bramą stadionu zobaczyłam wóz strażacki, a na bieżni kilkunastu biegających chłopa.... Pomyślałam, że niezły będą mieć ubaw z człapiącej kobity, ale w końcu stwierdziłam, że kicham na to. Zaparkowałam, ustawiłam pulsometr i żwawym krokiem pomaszerowałam przez bramę. I w tym momencie panowie zaczęli opuszczać stadion. Grzecznie powiedzieli "Dzień dobry" i nawet zażartowali, że bieżnię mam już rozgrzaną i mogę biegać
No to pobiegłam. Prawdę mówiąc lekko z duszą na ramieniu, czy dam radę. Pierwsze dwa kilometry rozgrzewkowe w tempie 6:11 i 6:00min/km, potem rozciąganie i do roboty. Biegłam na wyczucie, ustawiłam tylko dystans i dwuminutowe przerwy. Ciągle miałam wrażenie, że jest za wolno i nic mi z tego nie wyjdzie. Po skończonym treningu okazało się, że nie do końca wyszło jak należy. Było za szybko. Moje zakładane tempo na półmaraton to 5:40min/km, a tu wyszło: 5:35 ; 5:37 i 5:31min/km. Nie wiem, co o tym myśleć. Wydawało mi się, że ostatnie dwa kilometry były najwolniejsze.
Na koniec schładzający trucht, który okazał się być w tempie 6:11min/km. Kompletnie mnie to zaskoczyło. Miałam wrażenie, że ledwo poruszam nogami. Okazuje się, że zupełnie nie czuję z jaką prędkością biegnę. Niby można to regulować przy pomocy Garmina, ale akurat na Półmaratonie Gryfa jest z tym mały problem, bo pierwszy kilometr to rundka na stadionie plus dość stromy zbieg. Boję się, że zacznę jak zwykle za szybko i będzie kicha. A może znowu martwię się na zapas?
Będzie co ma być. Mam jeszcze ponad dwa miesiące na obieganie się w planowanym tempie.
Pozdrawiam.
Trening - 2km OWB1 + GR + 3x2km TM + 1,2km schłodzenie = 9,2km
Nauczona ostatnimi doświadczeniami z interwałami, że jak mam coś biegać w określonym tempie, to lepiej po płaskim, a nie pod piaszczystą górę, pojechałam na stadion. O mały włos bym nie stchórzyła, bo przed bramą stadionu zobaczyłam wóz strażacki, a na bieżni kilkunastu biegających chłopa.... Pomyślałam, że niezły będą mieć ubaw z człapiącej kobity, ale w końcu stwierdziłam, że kicham na to. Zaparkowałam, ustawiłam pulsometr i żwawym krokiem pomaszerowałam przez bramę. I w tym momencie panowie zaczęli opuszczać stadion. Grzecznie powiedzieli "Dzień dobry" i nawet zażartowali, że bieżnię mam już rozgrzaną i mogę biegać

No to pobiegłam. Prawdę mówiąc lekko z duszą na ramieniu, czy dam radę. Pierwsze dwa kilometry rozgrzewkowe w tempie 6:11 i 6:00min/km, potem rozciąganie i do roboty. Biegłam na wyczucie, ustawiłam tylko dystans i dwuminutowe przerwy. Ciągle miałam wrażenie, że jest za wolno i nic mi z tego nie wyjdzie. Po skończonym treningu okazało się, że nie do końca wyszło jak należy. Było za szybko. Moje zakładane tempo na półmaraton to 5:40min/km, a tu wyszło: 5:35 ; 5:37 i 5:31min/km. Nie wiem, co o tym myśleć. Wydawało mi się, że ostatnie dwa kilometry były najwolniejsze.

Na koniec schładzający trucht, który okazał się być w tempie 6:11min/km. Kompletnie mnie to zaskoczyło. Miałam wrażenie, że ledwo poruszam nogami. Okazuje się, że zupełnie nie czuję z jaką prędkością biegnę. Niby można to regulować przy pomocy Garmina, ale akurat na Półmaratonie Gryfa jest z tym mały problem, bo pierwszy kilometr to rundka na stadionie plus dość stromy zbieg. Boję się, że zacznę jak zwykle za szybko i będzie kicha. A może znowu martwię się na zapas?
Będzie co ma być. Mam jeszcze ponad dwa miesiące na obieganie się w planowanym tempie.
Pozdrawiam.
- makar
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1050
- Rejestracja: 23 wrz 2007, 08:41
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 4:38:26
17.06.2011r.
Trening - 10,3km OWB1
Dawno już nie zabierałam na trening Saby. Było po prostu za gorąco, ale dziś upał mniejszy, więc pobiegłyśmy razem. Taki trening to według mnie kwintesencja biegania. Sam miód. Tempo 6,22min/km i dystans nie zdążą człowieka zmęczyć. Można cieszyć się samym bieganiem. Co prawda na początku nogi miałam trochę ciężkie, ale to chyba wina całodziennego pomykania w szpilkach, do których nie jestem przyzwyczajona. Czasami muszę "wyglądać", a dzisiaj była szczególna okazja biznesowo-towarzyska. W każdym razie z ulgą oswobodziłam stopy z tych narzędzi tortur i założyłam buty biegowe, choć muszę przyznać, że w szpilkach moje nogi wyglądają dużo lepiej
Trening - 10,3km OWB1
Dawno już nie zabierałam na trening Saby. Było po prostu za gorąco, ale dziś upał mniejszy, więc pobiegłyśmy razem. Taki trening to według mnie kwintesencja biegania. Sam miód. Tempo 6,22min/km i dystans nie zdążą człowieka zmęczyć. Można cieszyć się samym bieganiem. Co prawda na początku nogi miałam trochę ciężkie, ale to chyba wina całodziennego pomykania w szpilkach, do których nie jestem przyzwyczajona. Czasami muszę "wyglądać", a dzisiaj była szczególna okazja biznesowo-towarzyska. W każdym razie z ulgą oswobodziłam stopy z tych narzędzi tortur i założyłam buty biegowe, choć muszę przyznać, że w szpilkach moje nogi wyglądają dużo lepiej

- makar
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1050
- Rejestracja: 23 wrz 2007, 08:41
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 4:38:26
18.06.2011r.
Trening - 16,78km WB
Zapowiadało się, że będzie fajnie. Nie za gorąco - tak +15*C - lekko siąpił deszczyk, słoneczko jeszcze nisko nad horyzontem. Pierwsze kilometry wolno, bo w środku jeszcze spałam i nogi jakieś ołowiane, ale w sumie w zakładanym tempie ok. 6:30 min/km. Niestety z kilometra na kilometr deszcz przybierał na sile i robiło się coraz zimniej. W końcu biegłam w ścianie deszcz a każdy mój oddech tworzył obłoczek pary. Najgorzej było na 9-12 km, bo dodatkowo zaczęło wiać. Skrócić trasę nie bardzo było jak, więc pozostało mi dotrwać do końca. Przemokłam do suchej nitki a zmarzłam jeszcze bardziej. Dobrze, że koszulka w której biegłam ma wszyty stanik, bo wyglądałabym jak miss mokrego podkoszulka. Ok. 15km stało się coś, czego nie doświadczyłam chyba nigdy. Przez myśl mi przeszło: "Boże, jak strasznie nie chce mi się dalej biec!" Dobrze, że do samochodu było już niedaleko. Dobiegłam do parkingu i stwierdziłam, że nie zrobię ani jednego kroku więcej. W nosie mam, że do pełnych 17km zostało niecałe 200 m, a w moich planach na dzisiaj 20km. Normalnie to bym na pewno dociągnęła do pełnego kilometra, ale nie dzisiaj. Tempo średnie wyszło 6:15 min/km, co dobitnie pokazuje z jaką desperacją chciałam skończyć wreszcie ten trening.
W domu gorący prysznic postawił mnie na nogi. Teraz znowu pada. Dobrze, bo rośliny potrzebują deszczu, a mój następny trening wypada dopiero w poniedziałek.
Bilans tygodnia to ponad 50km, więc od biedy może być. Pozdrawiam wszystkich.
Trening - 16,78km WB
Zapowiadało się, że będzie fajnie. Nie za gorąco - tak +15*C - lekko siąpił deszczyk, słoneczko jeszcze nisko nad horyzontem. Pierwsze kilometry wolno, bo w środku jeszcze spałam i nogi jakieś ołowiane, ale w sumie w zakładanym tempie ok. 6:30 min/km. Niestety z kilometra na kilometr deszcz przybierał na sile i robiło się coraz zimniej. W końcu biegłam w ścianie deszcz a każdy mój oddech tworzył obłoczek pary. Najgorzej było na 9-12 km, bo dodatkowo zaczęło wiać. Skrócić trasę nie bardzo było jak, więc pozostało mi dotrwać do końca. Przemokłam do suchej nitki a zmarzłam jeszcze bardziej. Dobrze, że koszulka w której biegłam ma wszyty stanik, bo wyglądałabym jak miss mokrego podkoszulka. Ok. 15km stało się coś, czego nie doświadczyłam chyba nigdy. Przez myśl mi przeszło: "Boże, jak strasznie nie chce mi się dalej biec!" Dobrze, że do samochodu było już niedaleko. Dobiegłam do parkingu i stwierdziłam, że nie zrobię ani jednego kroku więcej. W nosie mam, że do pełnych 17km zostało niecałe 200 m, a w moich planach na dzisiaj 20km. Normalnie to bym na pewno dociągnęła do pełnego kilometra, ale nie dzisiaj. Tempo średnie wyszło 6:15 min/km, co dobitnie pokazuje z jaką desperacją chciałam skończyć wreszcie ten trening.
W domu gorący prysznic postawił mnie na nogi. Teraz znowu pada. Dobrze, bo rośliny potrzebują deszczu, a mój następny trening wypada dopiero w poniedziałek.

Bilans tygodnia to ponad 50km, więc od biedy może być. Pozdrawiam wszystkich.