
Jestem Piotrek, mam 17 lat. Mieszkam pod Warszawą. Biegałem pod okiem trenera 4 miesiące ubiegłego roku (sierpień - listopad) wraz z zwartą ekipą młodzieżową.
Treningi odbywały się w Warszawie, dość daleko od mojej szkoły (ok 50 min drogi tramwajami), nie mówiąc już o odległości od domu... Dojazd sprawiał mi trudności jednak wiadomo : dla biegania da się zrobić

Jednak nadeszła zima...
Dojazd stawał się coraz trudniejszy...
Bieganie stawało się coraz cięższe...
Z wstydem przyznaję że odszedłem bez słowa od ekipy. Nie mówiąc nikomu po prostu przestałem jeździć na treningi. Przez zły dojazd, rady rodziców (ucz się a nie!) oraz ogólny brak motywacji do walki, zaprzestałem biegania.
Trenerowi nic nie mówiłem gdyż po prostu dziecinnie się wstydziłem. :/
Kilka razy w styczniu i lutym próbowałem się zabrać do biegania. Pisałem sobie nawet treningi. Jednak mimo to, że bardzo chciałem, brakowało mi czasu. Ponieważ w listopadzie zrezygnowałem ze sportu, poświęciłem czas na co innego, tj. udzielanie korepetycji, naukę, teatr a nawet taniec.
Jednak to co kocham sam sobie odebrałem.
W końcu nadeszła wiosna. A wraz z nią energia, radość, ładna pogoda.

Postanowiłem odrzucić teatr i taniec. Pojechałem po nowe buty do biegania.
W końcu udało mi się wznowić bieganie.
Aktualnie staram się co dwa dni biegać po ok. godzinie. Czuję że forma zaczęła się odbudowywać. W końcu czuję że wróciłem do tego co lubię i daje mi satysfakcję.
Jednak po co to piszę?
Mam olbrzymi problem. Z racji tego, że mieszkam w małej miejscowości to nie mam z kim biegać, gdyż wszyscy moi znajomi po prostu tego nie lubią albo są bardzo w tym słabi. A przecież nie będę zasuwał 20 km do Warszawy żeby tam przebiec się z kumplem i potem wrócić? Aż takiej kondycji nie mam

Po prostu łapie mnie ponownie brak motywacji do biegania. Nie lubię samemu biegać. Ktoś sobie pomyśli "ten to ma fajnie - biega sobie sam w lesie z słuchawkami w uszach słuchając James Blunt'a... Jest spokój, przyroda, roślinność..."
To się nie sprawdza. Prawie codziennie biegnąc tą samą ścieżką, czuję że to mnie męczy.
Krótko i zwięźle - potrzebuję towarzystwa lub zmiany.
To pierwsze już odpadło, a co do zmiany - nadal myślę o powrocie do klubu. Jednak czuję się jak wredna egoistyczna małpa, która nauczywszy się technik, poszła w cholerę bez słowa.
Może i by dało się ogarnąć te wszystkie dojazdy, w końcu teraz mam więcej czasu...
O was pytam?
Co zrobilibyście na moim miejscu? Czym Wy się motywujecie do biegu? Powinienem starać się o powrót do trenera? Czy po prostu dalej ciągnąć te samodzielne biegi i zaryzykować że może mi się nie znudzą?
Dzięki pozdrawiam.

Piotrek
