Ja zauważyłam u siebie takie prawidłowości:
1. Przez pierwszy miesiąc biegania mój organizm robił co mógł, żeby mnie od tego odwieść. Nie mówię tu o rzeczywistych problemach typu kontuzje czy przeziębienia, ale o psychicznym "nacisku z wewnątrz" żeby przestać katować to biedne ciało. Brak oddechu, szalejące tętno, przeświadczenie, że już nie zrobię ani jednego kroku. No i trzeba to przemóc.
2. Jak się chudnie, organizm też się broni. Usiłuje ocalić resztki, zmagazynować ile się da. Siła spada. Ale to też można przezwyciężyć. Albo samo przejdzie.
3. Jak człapie i szuram, to mogę godzinę i więcej. Jak przyspieszę na 100 metrów, to kaplica, koniec, system shutdown. Dlatego najpierw szuram swój "oswojony" dystans, a potem próbuję się z przebieżkami. Za pierwszym razem była jedna, teraz doszłam do sześciu.
Rad udzielała wielce wtajemniczona biegaczka z 8-mio tygodniowym stażem
