Ciekawa dyskusja, czytam i czekam na dalszy jej rozwoj. Poruszona kwestia interesuje mnie o tyle bardziej, ze sama jakis czas biegalam luzne rozbiegania w znacznie szybszym tempie, niz sugerowaly to wszelkie tabele predkosci treningowych. Mniej wiecej od poczatku realizowania planu p.Bartoszaka (10 km/45 min), gdy zaczelam biegac interwaly na biezni mechanicznej, tempo moich rozbiegan bardzo sie podnioslo.
Tutaj mozecie zobaczyc, co mam na mysli (jak latwo zauwazyc, za plan zabrałam się w styczniu).
Wydawalo mi sie, ze biegam caly czas w luznym, konwersacyjnym tempie. Rozbiegania mnie nie meczyly, dobrze mi sie bieglo, ich tempo stopniowo roslo. Moje zdziwienie bylo wiec wielkie, gdy w koncu dostalam pulsometr (poczatek marca) i okazalo sie, ze moje 'wolniutkie rozbiegania' to bieg na okolo 85% intensywnosci..

Co prawda nie wyznaczalam sobie jeszcze HRmax metoda empiryczna

ale zalozylam, ze wynosi ono okolo 200 - i taki tez byl wynik testu spoczynkowego Polara. Taki wynik wiec przyjelam jako dosc wiarygodny.
Zwrocono mi wiec uwage, ze powinnam biegac wolniej swoje rozbiegania.
Na poczatku sie buntowalam; ciezko bylo zwolnic, strasznie sie meczylam ze swiadomoscia, ze musze ciagle wooolniej i woooolniej, zeby zejsc do 70-75% intensywnosci. Ale w koncu sie udalo i od tej pory tak wlasnie staram sie biegac. Nadal mam tendencje do przyspieszania, ale staram sie pilnowac.
Zasadniczo czuje sie tak samo dobrze teraz, gdy biegam wolne wolne rozbiegania

jak i wtedy, gdy biegalam szybkie wolne rozbiegania

wiec moznaby miec watpliwosci, czy praca nad spowalnianiem sie miala sens, skoro przeciez w bieganiu nie chodzi o to, kto bedzie na mecie pierwszy od konca. Obecnie uwazam, ze rady, jakie dostalam na drugim forum biegowym byly jak najbardziej sluszne. Wcale mi sie nie podobalo, ze nagle srednie tempa moich rozbiegan spadly z ~4:50 do ~5:40 - ale w koncu zrozumialam, dlaczego tak ma byc. Uswiadomilam sobie w koncu, ze pozachrzaniac moge sobie w czasie rytmow albo interwalow, natomiast dluzsze wybiegania maja inny, rownie wazny cel. W polowie marca musialam trzymac tempo okolo 5'40, zeby miec na ekraniku pulsometra 75%. A co sie stalo pozniej, mozecie zobaczyc na moim profilu na SportsTrackerze - wybiegania z 26/27 kwietnia to srednie tempo ~5'10, a Polar pokazuje wyraznie, ze srednie tetno treningu to 75%. Moze to pulsometr sie popsul, a moze machina zadzialala, tak jak powinna zadzialac..?
Jestem mloda, bardzo lekka, prowadze bardzo aktywny tryb zycia, wiec zwawe ('szybkie' to zdecydowanie za duzo powiedziane

) bieganie na dluzsze dystanse (do 15 km) nie sprawialo mi dyskomfortu. Trudno powiedziec, co by sie dzialo dalej, gdybym w dalszym ciagu biegala tak, jak biegalam bez pulsometru. Moze do jakiegos czasu bym przyspieszala, ale pozniej nastapilby regres? Owszem, czulam sie dobrze (a wrecz swietnie), ale z technicznego punktu widzenia nie dawalo to raczej perspektyw na dalszy stopniowy rozwoj. W koncu bieganie na 85% nie jest juz treningiem lajtowym dla serca. Trening na poziomie 70-75% intensywnosci ma na celu zasugerowaniu organizmowi, ze nie dzieje sie nic wyjatkowo meczacego, wiec mozna zwolnic obroty. A to przeciez prowadzi do tego, aby w koncu na tych samych 'obrotach', czyli tetnie, biegac coraz szybciej. I tu kolo sie zamyka i wszystko staje sie logiczne
