olg pisze:Elo,
aktywnie tu całkiem, aktywnie, człowiek wyjeżdża na weekend, a po powrocie zaległości do poczytania:)
Olo, skakałeś jak sarenka przez płotki w sobotę to co się dziwisz, że cię pachwina na drugi dzień boli (5 zeta za konsultację fizjoterapeutyczną następnym razem, poproszę):D
I - żeby nie było -koniecznie opowiedz nam jeszcze jak zaczęła się Twoja przygoda z bieganiem:))
Bo co do mnie np to było to tak... Dziecięciem będąc zrobiłam pierwszy krok, jakiś czas później trochę przyspieszyłam i tak jakoś wyszło. No i dalej wychodzi czasem, a że lubię się dosyć mocno zmęczyć to ostatnio jakoś tak nawet częściej:) ... a rozwinąć wypowiedź mogę w sobotę.
Dołączam się do gratulacji za maraton, nie znam Was dobrze więc w sumie nie wiem dokładnie kto tego dokonał, ale takiemu to dopiero wyszło:) Graty!
Pozdrawiam
Ps. Darek, to pisanki mam zabrać czy męża? Bo mogę się nie zabrać:DD
Jak sarenka to Ty skakałaś, a ja używając tej terminologii bardziej, jak niedźwiedź, albo rozpędzony bawół. A jeżeli chodzi o prawdziwe rozpoczęcie przygody z bieganiem to był to 60 km marszobieg jeszcze w harcerstwie w około 1984 roku. Większości z forumowiczów chyba jeszcze wtedy nie było na świecie. Co do marszu był bardziej, że tak powiem zmilitaryzowany i obejmował bieg w masce p/gaz i stroju przeciwchemicznym - katorga, przeprawę pontonową oraz przeprawę wpław i bardzo przyjemny bieg wzdłuż plaży. Zaczął się o godz. 22 a skończył chyba o 13 następnego dnia. Biegliśmy w ciężkich pionierkach. No było to super chociaż nie przypominało tradycyjnego biegania sportowego, bardziej jakiś extream.
Męża zabierz koniecznie. Niech chłopaki trochę mu pozazdroszczą.