I już po urlopie. Było wspaniale, choć, według zapewnień autochtonów, wylosowaliśmy najgorszą pogodę w całym sezonie. Przynajmniej poćwiczyłam jazdę w trudnych warunkach (muldy, kopny śnieg, mgła, śnieżyca, itepe). Bilans: zbite kolano, posiniaczone piszczele (mocna jazda na przodach), wysoki poziom endorfin i powrót dobrego humoru
Aha, wykonałam tylko jeden trening planowy, jeden opuściłam, a pozostałe dwa zamieniłam na czystą przyjemność z biegu crossowego oraz wspinanie się na czworakach.
Z pamiętnika treningowego:
Niedziela 13.03: NARTY!! Zamiast planowego treningu - zapomniana frajda, czyli popołudniowa drzemka
Poniedziałek 14.03: jeszcze więcej nart oraz 10 km spokojnego biegu w systemie góra-dół-góra-dół. I znów popołudniowa drzemka.
Wtorek 15.03: instruktor nie daje żyć, czyli ćwiczymy carving. Popołudniowa drzemka była nieodzowna.
Środa 16.03: dla odmiany narty w śnieżycy. Bardzo przyjemnie. 12 km crossu - odkryliśmy wejście do przepięknej doliny z rozmiękłym śniegiem, który po kilometrze wylewa nam się z butów, więc trzeba wracać. Wracamy biegnąc z narastającą prędkością, bo w mokrych butach robi się trochę zimno. Popołudniowa drzemka.
Czwartek 17.03: ogłaszam strajk i na stok wychodzę około 11. Akurat, żeby w padającym śniegu ćwiczyć jazdę techniczną po muldach. I jeszcze więcej carvingu. Popołudniowa drzemka.
Piątek 18.03: korzystając z błękitnego nieba i słonecznej pogody, jedziemy na narciarską wycieczkę parę dolin dalej. Wracamy po muldach i rozmiękłym śniegu, więc do pokoju się wczołguję. Trening biegowy i drzemkę zamieniam na gargantuiczną kolację.
Sobota 19.03: ostatni dzień wykorzystujemy do ostatka, łącznie z atakiem paniki (moim) na wylodzonej czarnej ściance. Potem już jeździ się fantastycznie, ale po południu znów zaczyna padać śnieg, a gogle zostały w pokoju, bo tam sucho i ciepło. Nie pozostaje nic innego jak zmienić ciuchy narciarskie na biegowe i pobiec na ostatni trening. 13 km jeszcze mocniejszego crossu, gdyż postanowiliśmy wspiąć się do ruin zamku i jeszcze ponad nie. Wyszło słońce, chmury się rozstąpiły - niezapomniane widoki.
Koniec wakacji.