B&B 2012 - run to have fun i finisz na Narodowym AD 2012
Moderator: infernal
- Beauty&Beast
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1158
- Rejestracja: 11 wrz 2007, 09:07
- Życiówka na 10k: 00:45:29
- Życiówka w maratonie: 3:42:02
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Czwartek
Odpoczywałam. Należało mi się. Padłam jak dętka przed 22.
Piątek
Lajtowa dyszka o poranku, 57'.
Napisałabym, że przyjemna, ale a) jednak jest zimno, b) ponieważ zrobiło się ciut widniej - pognałam trochę w las. I napatoczyłam się na 3 zdziczałe psy. To nie było ani miłe, ani przyjemne... Odstraszył je przejeżdżający samochód...
Odpoczywałam. Należało mi się. Padłam jak dętka przed 22.
Piątek
Lajtowa dyszka o poranku, 57'.
Napisałabym, że przyjemna, ale a) jednak jest zimno, b) ponieważ zrobiło się ciut widniej - pognałam trochę w las. I napatoczyłam się na 3 zdziczałe psy. To nie było ani miłe, ani przyjemne... Odstraszył je przejeżdżający samochód...
- Beauty&Beast
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1158
- Rejestracja: 11 wrz 2007, 09:07
- Życiówka na 10k: 00:45:29
- Życiówka w maratonie: 3:42:02
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Sobota
Jakoś popołudniu.
Bardzo wolno 5 km.
10x140 m podbiegu (też bez szaleństw)
1 km truchcikiem do domu.
9 km, 48:37.
Wpakowałam się na kondukt pogrzebowy... Uznałam, że robienie podbiegów pod cmentarz w tych okolicznościach byloby malo eleganckie. Potupałam podbiegać gdzie indziej.
Jutro Wiązowna. Chciałabym dobrze pobiec.
Łatwo nie będzie, ale też tanio skóry nie zamierzam sprzedać.
Niepokoi mnie pogoda.
A poza tym na kolejny półmaraton muszę kupić jakieś porządne buty :/
Jakoś popołudniu.
Bardzo wolno 5 km.
10x140 m podbiegu (też bez szaleństw)
1 km truchcikiem do domu.
9 km, 48:37.
Wpakowałam się na kondukt pogrzebowy... Uznałam, że robienie podbiegów pod cmentarz w tych okolicznościach byloby malo eleganckie. Potupałam podbiegać gdzie indziej.
Jutro Wiązowna. Chciałabym dobrze pobiec.
Łatwo nie będzie, ale też tanio skóry nie zamierzam sprzedać.
Niepokoi mnie pogoda.
A poza tym na kolejny półmaraton muszę kupić jakieś porządne buty :/
- Beauty&Beast
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1158
- Rejestracja: 11 wrz 2007, 09:07
- Życiówka na 10k: 00:45:29
- Życiówka w maratonie: 3:42:02
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Niedziela.
Start kontrolny.
Wiązowna. 21,1 km.
Wynik...1:40:14.
Minuta lepiej niż rok temu (a rok temu pogodna była znacznie łaskawsza).
Minutę słabiej niż życiówka.
Niby dobrze.
Ale niedosyt pozostał.
Za szybko pobiegłam pierwszą połowę - pod wiatr, więc straciłam więcej siły niż mi się wydawało.
W efekcie na 19. kilometrze zaczęło mnie stawiać. Wyjątkowo dobrze poradziła sobie w tym momencie moja głowa
Ale na mocny finisz już nie zostało pary.
Start kontrolny.
Wiązowna. 21,1 km.
Wynik...1:40:14.
Minuta lepiej niż rok temu (a rok temu pogodna była znacznie łaskawsza).
Minutę słabiej niż życiówka.
Niby dobrze.
Ale niedosyt pozostał.
Za szybko pobiegłam pierwszą połowę - pod wiatr, więc straciłam więcej siły niż mi się wydawało.
W efekcie na 19. kilometrze zaczęło mnie stawiać. Wyjątkowo dobrze poradziła sobie w tym momencie moja głowa

Ale na mocny finisz już nie zostało pary.
- Beauty&Beast
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1158
- Rejestracja: 11 wrz 2007, 09:07
- Życiówka na 10k: 00:45:29
- Życiówka w maratonie: 3:42:02
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
W poniedziałek odpoczywałam... A właściwie było tak, że rano nie wstałam. A wieczorem wypadło mi pilne ważne oficjalne spotkanie. Po 22 raczej staram sie nie wychodzic 
Tym samym luty zakonczylam na 268,7 km. A ubiegły tydzień - 77,6 i był to najbardziej intensywny tydzień w lutym.
Wtorek.
Znowu rano nie wstałam. Wieczorem zrobiło się cieplej, dużo cieplej.
Wyszłam.
13 km w 1:13. Przyjemnie i komfortowo...
A poza tym teraz muszę uważać, co piszę, bo gdzies tu na forum widziałam trenera

Tym samym luty zakonczylam na 268,7 km. A ubiegły tydzień - 77,6 i był to najbardziej intensywny tydzień w lutym.
Wtorek.
Znowu rano nie wstałam. Wieczorem zrobiło się cieplej, dużo cieplej.
Wyszłam.
13 km w 1:13. Przyjemnie i komfortowo...
A poza tym teraz muszę uważać, co piszę, bo gdzies tu na forum widziałam trenera


- Beauty&Beast
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1158
- Rejestracja: 11 wrz 2007, 09:07
- Życiówka na 10k: 00:45:29
- Życiówka w maratonie: 3:42:02
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Środa. 2 marca
Wstałam...
Trochę było zimno.
12,5 km w mniej więcej 1:10.
Żeby nie tupać tak bez sensu, od 7 do 10 km robiłam podbiegi pod cmentarz. 10x150 m podbiegu.
Po śniegu, do drogi na cmentarz nie odśnieżyli.
Od wczoraj biegam z pulsometrem (przynajmniej próbuję), ale na razie nic z tego nie wynika. Poza tym, że dzisiaj od pierwszego kroku miałam tętno powyżej 150. Staram się tym nie przejmować.
Wstałam...
Trochę było zimno.
12,5 km w mniej więcej 1:10.
Żeby nie tupać tak bez sensu, od 7 do 10 km robiłam podbiegi pod cmentarz. 10x150 m podbiegu.
Po śniegu, do drogi na cmentarz nie odśnieżyli.
Od wczoraj biegam z pulsometrem (przynajmniej próbuję), ale na razie nic z tego nie wynika. Poza tym, że dzisiaj od pierwszego kroku miałam tętno powyżej 150. Staram się tym nie przejmować.
- Beauty&Beast
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1158
- Rejestracja: 11 wrz 2007, 09:07
- Życiówka na 10k: 00:45:29
- Życiówka w maratonie: 3:42:02
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Czwartek, 3 marca...
Dzisiejszego treningu bałam się od momentu, kiedy usłyszałam, że mam go zrobić.
Nie lubię takich treningów. Nie lubię biegać długo i stosunkowo szybko :/ (jak na mnie).
Rano nie wstalam z premedytacja, bo moze i wschod slonca jest poetycznie piękny, ale -10 na termometrze to nie są warunki na szybkie bieganie. Zauwazylam, ze w tym tygodniu wieczory sa wyraznie cieplejsze.
Wieczorem...
Wyszłam. Przedreptalam 2 km, spięłam się w sobie i lecę... Hm, 4:45 to za szybko, miało byc 5-5:10. Zwalniam. Od razu na 5:20. Jakoś przez pierwszy kilometr nie moglam się wbić w tempo. Potem wpadlam w rytm tak miedzy 4:56 a 5:00 i zasuwałam... Jedno kółko, drugie, pią...
No, w każdym razie:
2 km rozgrzewki - 11:15
16 km ze srednim tempem 4:58
2,5 km schłodzenia
= 20,5 km, 1:45:56
Czułam się jak chomik na kołowrotku. Ale wolę to niż bieznię, jednak.
Poza tym po czterech pączkach moj żołądek prostetował mniej wiecej od 5. kilometra. Więc wyszło nieźle, całkiem nieźle...
Dzisiejszego treningu bałam się od momentu, kiedy usłyszałam, że mam go zrobić.
Nie lubię takich treningów. Nie lubię biegać długo i stosunkowo szybko :/ (jak na mnie).
Rano nie wstalam z premedytacja, bo moze i wschod slonca jest poetycznie piękny, ale -10 na termometrze to nie są warunki na szybkie bieganie. Zauwazylam, ze w tym tygodniu wieczory sa wyraznie cieplejsze.
Wieczorem...
Wyszłam. Przedreptalam 2 km, spięłam się w sobie i lecę... Hm, 4:45 to za szybko, miało byc 5-5:10. Zwalniam. Od razu na 5:20. Jakoś przez pierwszy kilometr nie moglam się wbić w tempo. Potem wpadlam w rytm tak miedzy 4:56 a 5:00 i zasuwałam... Jedno kółko, drugie, pią...
No, w każdym razie:
2 km rozgrzewki - 11:15
16 km ze srednim tempem 4:58
2,5 km schłodzenia
= 20,5 km, 1:45:56
Czułam się jak chomik na kołowrotku. Ale wolę to niż bieznię, jednak.
Poza tym po czterech pączkach moj żołądek prostetował mniej wiecej od 5. kilometra. Więc wyszło nieźle, całkiem nieźle...
- Beauty&Beast
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1158
- Rejestracja: 11 wrz 2007, 09:07
- Życiówka na 10k: 00:45:29
- Życiówka w maratonie: 3:42:02
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Piątek.
Wolne sobie zrobiłam. Czuję się trochę zmęczona, raczej nie bieganiem, ale jednak mam jeden organizm, nie dzieli się na część prywatną i służbową
Szkoda, ale co zrobić...
Sobota
O tej sobocie chciałabym szybko zapomnieć...
Pojechaliśmy do Falenicy. Wystartowałam znakomicie. Pierwsze okrążenie zrobiłam szybko jak nigdy. Zaczęłam drugie, równie dobrze. I wtedy włączył się... No nie wiem co. Po drugim podbiegu stanęłam, bo rozbolał mnie jednocześnie brzuch i kręgosłup. I zamiast przetruchtać kawałek i zobaczyć co dalej, to ja odwróciłam się na pięcie i zeszłam z trasy
Chyba ucierpiałam na przerost ambicji (a faktycznie zanosiło się na dobry wynik). Więc zamiast mnie 50' złamał mój małżonek... A ja sobie poczekałam...
Stres połączony ze złościa na samą siebie trzymał mnie dalej, więc wieczorem jeszcze wyszłam na wioskowe kółko i potupałam sobie przyjemną dyszkę w 55 minut z jakimś ułamkiem... Nie czułam żadnego dyskomfortu...
Żal za zejście z trasy pozostał. Nie wiem, czy za dwa tygodnie będzie mnie stać na dobry wynik...
Niedziela
Piękne słońce. Pozbierałam się rano. Przetupałam 2 km i wzięłam się do roboty. Najpierw 4 km po... A, no wlasnie. Miały być po 4:50, wyszło po 4:40. Konsekwentnie 3 km zrobiłam po 4:30 (zamiast po 4:40). Dwójkę powinnam zrobić zatem po 4:25, ale włączył się lodowaty wmordewind, więc też się skończyło na 4:30. I jeszcze na koniec kilometróweczka - 4:16.
W sumie wyszło mi przyjemne 15 km w 1:15.
Dobry dzień
A tydzień?
Też nie najgorszy. Poza sobotą.
W sumie 75 km, w tym dwa udane akcenty.
I jeden nieudany start, ale on się nie mieścił w planie (tak się pocieszam).
Wolne sobie zrobiłam. Czuję się trochę zmęczona, raczej nie bieganiem, ale jednak mam jeden organizm, nie dzieli się na część prywatną i służbową

Sobota
O tej sobocie chciałabym szybko zapomnieć...
Pojechaliśmy do Falenicy. Wystartowałam znakomicie. Pierwsze okrążenie zrobiłam szybko jak nigdy. Zaczęłam drugie, równie dobrze. I wtedy włączył się... No nie wiem co. Po drugim podbiegu stanęłam, bo rozbolał mnie jednocześnie brzuch i kręgosłup. I zamiast przetruchtać kawałek i zobaczyć co dalej, to ja odwróciłam się na pięcie i zeszłam z trasy

Stres połączony ze złościa na samą siebie trzymał mnie dalej, więc wieczorem jeszcze wyszłam na wioskowe kółko i potupałam sobie przyjemną dyszkę w 55 minut z jakimś ułamkiem... Nie czułam żadnego dyskomfortu...
Żal za zejście z trasy pozostał. Nie wiem, czy za dwa tygodnie będzie mnie stać na dobry wynik...
Niedziela
Piękne słońce. Pozbierałam się rano. Przetupałam 2 km i wzięłam się do roboty. Najpierw 4 km po... A, no wlasnie. Miały być po 4:50, wyszło po 4:40. Konsekwentnie 3 km zrobiłam po 4:30 (zamiast po 4:40). Dwójkę powinnam zrobić zatem po 4:25, ale włączył się lodowaty wmordewind, więc też się skończyło na 4:30. I jeszcze na koniec kilometróweczka - 4:16.
W sumie wyszło mi przyjemne 15 km w 1:15.
Dobry dzień

A tydzień?
Też nie najgorszy. Poza sobotą.
W sumie 75 km, w tym dwa udane akcenty.
I jeden nieudany start, ale on się nie mieścił w planie (tak się pocieszam).
- Beauty&Beast
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1158
- Rejestracja: 11 wrz 2007, 09:07
- Życiówka na 10k: 00:45:29
- Życiówka w maratonie: 3:42:02
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Mała przerwa? Ale nie w bieganiu.
Chociaż w poniedziałek zrobilam sobie wolne. Ale nie ze chcialam, tylko strasznie pozno wrocilam do domu, wychodzenie o 22 nie jest tym co lubie
Wtorek
Znowu wieczorem. Ale teraz wieczory sa przyjazniejsze temperaturowo.
15 km po wsi, czas ok. 1:23. Lajtowo i dosc przyjemnie. Szukałam długiego podbiegu na środę.
Niestety, wioskowe podbiegi mają srednio 100-115 m. Maksymalnie 140.
No cóż...
Środa
Pojechałam zatem po pracy na Agrykolę. Genialnie musiałam wyglądać, wychodząc pracy (przebrałam się w łazience i zasuwałam w leginsach). Na Agrykoli wpakowałam się na dwóch facetów w leginsach, którzy właśnie zaczynali trening, więc niewiele myśląc ich zaczepiłam (żeby nie biegać samej). No więc nie biegałam sama, a z Michałem i Marcinem (dzięki za super trening i motywację). Dzięki nim wiem przynajmniej, ile nabiegałam, bo GPS w Garminie zastrajkował i się nie uruchomił w ogóle. Koledzy zmodyfikowali swój plan treningowy i nie tylko zrobiłam z nimi rozgrzewkę, ale cały trening, z tymi nieszczęsnymi podbiegami włącznie.
Wyszło nam ok.13 km w 1:09. W tym 11 podbiegów po ok. 200 m (wyznaczaliśmy na oko).
Założyłam dzisiaj moje przedpotopowe Reeboki, w których całe wieki nie biegałam... Ostatnio je ważyłam, były jednymi z cięższych butów, jakie mam. Ale jednak są mięciutkie i fajnie się przetaczają... Hm, hm... Do zastanowienia.
A większa relacja o ostatniej Falenicy - tradycyjnie na aniabiega.blox.pl
Chociaż w poniedziałek zrobilam sobie wolne. Ale nie ze chcialam, tylko strasznie pozno wrocilam do domu, wychodzenie o 22 nie jest tym co lubie

Wtorek
Znowu wieczorem. Ale teraz wieczory sa przyjazniejsze temperaturowo.
15 km po wsi, czas ok. 1:23. Lajtowo i dosc przyjemnie. Szukałam długiego podbiegu na środę.
Niestety, wioskowe podbiegi mają srednio 100-115 m. Maksymalnie 140.
No cóż...
Środa
Pojechałam zatem po pracy na Agrykolę. Genialnie musiałam wyglądać, wychodząc pracy (przebrałam się w łazience i zasuwałam w leginsach). Na Agrykoli wpakowałam się na dwóch facetów w leginsach, którzy właśnie zaczynali trening, więc niewiele myśląc ich zaczepiłam (żeby nie biegać samej). No więc nie biegałam sama, a z Michałem i Marcinem (dzięki za super trening i motywację). Dzięki nim wiem przynajmniej, ile nabiegałam, bo GPS w Garminie zastrajkował i się nie uruchomił w ogóle. Koledzy zmodyfikowali swój plan treningowy i nie tylko zrobiłam z nimi rozgrzewkę, ale cały trening, z tymi nieszczęsnymi podbiegami włącznie.
Wyszło nam ok.13 km w 1:09. W tym 11 podbiegów po ok. 200 m (wyznaczaliśmy na oko).
Założyłam dzisiaj moje przedpotopowe Reeboki, w których całe wieki nie biegałam... Ostatnio je ważyłam, były jednymi z cięższych butów, jakie mam. Ale jednak są mięciutkie i fajnie się przetaczają... Hm, hm... Do zastanowienia.
A większa relacja o ostatniej Falenicy - tradycyjnie na aniabiega.blox.pl

- Beauty&Beast
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1158
- Rejestracja: 11 wrz 2007, 09:07
- Życiówka na 10k: 00:45:29
- Życiówka w maratonie: 3:42:02
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Czwartek, 10.03.
Do klubu poszłam. Zrobiłam spokojna dyszke (54:30) na bieżni. Bez sensu. A potem nagle zaczelam sie spieszyć i czasu mi starczyło tylko na łaźnię parową.
Piatek
Miał być mocny trening. Wieczorem na Agrykoli.
Znowu posiedzialam troszke w pracy, wiec ochota na Agrykole mi przeszla.
A zanim dojechalam do domu, przeszło mi tak generalnie, że padłam spać...
Może to i lepiej.
Sobota
W zwiazku z tym, że wczoraj padlam, dzisiaj spokojnie moglam wystartowac na Kabatach.
No to wystartowalam.
Kabaty - 45:03.
Zadowolona jestem, bo tempo mi wyszło takie, jak dla planowanych jutro kilometrówek (miało być 10x1). Które zatem jutro odpuszczę. A poza tym mocny, równy bieg. Do życiówki zabrakło jakichś 45" (w sumie tzreci wynik na Kabatach), ale na wiosnę jeszcze tak szybko nie biegałam. I obyło się bez kolców (dzięki Dominika), wystarczyły stare Brooksy.
Trochę mniej zadowolona jestem z finiszu, bo troszkę odpuściłam, a mogło być jednak kilka sekund lepiej.
A poza tym lubię marcowe biegi na Kabatach.
I w ogóle jakoś nabrałam optymizmu. Może to ta wiosna.
Do klubu poszłam. Zrobiłam spokojna dyszke (54:30) na bieżni. Bez sensu. A potem nagle zaczelam sie spieszyć i czasu mi starczyło tylko na łaźnię parową.
Piatek
Miał być mocny trening. Wieczorem na Agrykoli.
Znowu posiedzialam troszke w pracy, wiec ochota na Agrykole mi przeszla.
A zanim dojechalam do domu, przeszło mi tak generalnie, że padłam spać...
Może to i lepiej.
Sobota
W zwiazku z tym, że wczoraj padlam, dzisiaj spokojnie moglam wystartowac na Kabatach.
No to wystartowalam.
Kabaty - 45:03.
Zadowolona jestem, bo tempo mi wyszło takie, jak dla planowanych jutro kilometrówek (miało być 10x1). Które zatem jutro odpuszczę. A poza tym mocny, równy bieg. Do życiówki zabrakło jakichś 45" (w sumie tzreci wynik na Kabatach), ale na wiosnę jeszcze tak szybko nie biegałam. I obyło się bez kolców (dzięki Dominika), wystarczyły stare Brooksy.
Trochę mniej zadowolona jestem z finiszu, bo troszkę odpuściłam, a mogło być jednak kilka sekund lepiej.
A poza tym lubię marcowe biegi na Kabatach.
I w ogóle jakoś nabrałam optymizmu. Może to ta wiosna.
- Beauty&Beast
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1158
- Rejestracja: 11 wrz 2007, 09:07
- Życiówka na 10k: 00:45:29
- Życiówka w maratonie: 3:42:02
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Niedziela
Wiosna cd.
Wycieczka biegowa.
28 km
2:47:43.
Na początku wpakowaliśmy się w jakieś bagna i nie obyło się bez spacerku.
Poza tym pulsometr mi zwariował, przez pierwszy kilometr pokazywał tętno w okolicach 180-190
przy tempie powyżej 6'. Gdzieś w okolicach 2. kilometra się uspokoił i doszedł do jakichś normalnych wartości. Jednak zdziczałam w tym lesie i długie wybiegania lubię robić sama, koncówkę też zasuwałam sama, całkiem żwawo. Milusio było 
Tydzień.
76 km.
Niezły start w Kabatach (chyba najszybszy wiosenny, 4' lepszy niż rok temu).
Udana wycieczka.
Jeden mocny trening odpuszczony. Zrobię go jutro.
Wiosna cd.
Wycieczka biegowa.
28 km
2:47:43.
Na początku wpakowaliśmy się w jakieś bagna i nie obyło się bez spacerku.
Poza tym pulsometr mi zwariował, przez pierwszy kilometr pokazywał tętno w okolicach 180-190


Tydzień.
76 km.
Niezły start w Kabatach (chyba najszybszy wiosenny, 4' lepszy niż rok temu).
Udana wycieczka.
Jeden mocny trening odpuszczony. Zrobię go jutro.
- Beauty&Beast
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1158
- Rejestracja: 11 wrz 2007, 09:07
- Życiówka na 10k: 00:45:29
- Życiówka w maratonie: 3:42:02
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Ekhem, ekhem, dawno mnie tu nie było.
Ale ostatnio mam dni z cyklu "chcesz rozsmieszyc Pana Boga? Powiedz mu o swoich planach". Ja niby nie mówię, ale coś tam planuję... A życie swoje. Nie zawsze wg planu.
Filozoficzna się zrobiłam.
No to tak.
Poniedziałek
Agrykola srednim wieczorem. Rozgrzeweczka, potem 20x400/200. Czterystumetrówki pięknie po 1:42-1:44. Idealnie według planu
Dwusetki - jak się okazało - nieco za szybko. W sumie 17 km w piękny marcowy wieczór.
Wtorek
Lenistwo wygrało. Odpuściłam.
Sroda
Ponad 500 km za kierownicą. Wróciłam do domu i padłam, chociaż teoretycznie dałoby rade wyjść.
Czwartek
Wstałam rano... 6 km dobiegu, 20x140 m podbiegu, powrót.
W sumie 15 km, gdyby tylko nie ten wiatr.
A potem podwójna zmiana w pracy...
Piątek
Dlatego dzisiaj nie wstałam...
Za to o 20 już mogłam się wyrwać z biura na bieżnie. 3x4km w miarę szybko.
W sumie 15 w czasie zbliżonym do życiówki (?)
I galopkiem z powrotem do biureczka.
Jutro w Falenicy będzie masakra.
Ale ostatnio mam dni z cyklu "chcesz rozsmieszyc Pana Boga? Powiedz mu o swoich planach". Ja niby nie mówię, ale coś tam planuję... A życie swoje. Nie zawsze wg planu.
Filozoficzna się zrobiłam.
No to tak.
Poniedziałek
Agrykola srednim wieczorem. Rozgrzeweczka, potem 20x400/200. Czterystumetrówki pięknie po 1:42-1:44. Idealnie według planu

Wtorek
Lenistwo wygrało. Odpuściłam.
Sroda
Ponad 500 km za kierownicą. Wróciłam do domu i padłam, chociaż teoretycznie dałoby rade wyjść.
Czwartek
Wstałam rano... 6 km dobiegu, 20x140 m podbiegu, powrót.
W sumie 15 km, gdyby tylko nie ten wiatr.
A potem podwójna zmiana w pracy...
Piątek
Dlatego dzisiaj nie wstałam...
Za to o 20 już mogłam się wyrwać z biura na bieżnie. 3x4km w miarę szybko.
W sumie 15 w czasie zbliżonym do życiówki (?)
I galopkiem z powrotem do biureczka.
Jutro w Falenicy będzie masakra.
- Beauty&Beast
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1158
- Rejestracja: 11 wrz 2007, 09:07
- Życiówka na 10k: 00:45:29
- Życiówka w maratonie: 3:42:02
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Sobota.
Falenica. Po 4 godzinach snu. Na maksymalnym zmęczeniu.
51'
Drugi czas ever. Jest dobrze. Kryzys mialam na 2. okrążeniu, ale sobie z nim poradzilam.
Tylko przed PMW muszę się trochę zregerenerować.
Falenica. Po 4 godzinach snu. Na maksymalnym zmęczeniu.
51'
Drugi czas ever. Jest dobrze. Kryzys mialam na 2. okrążeniu, ale sobie z nim poradzilam.
Tylko przed PMW muszę się trochę zregerenerować.
- Beauty&Beast
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1158
- Rejestracja: 11 wrz 2007, 09:07
- Życiówka na 10k: 00:45:29
- Życiówka w maratonie: 3:42:02
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Tym razem będzie od końca 
Niedziela, 27.03.
Półmaraton Warszawski - 1:37:48
czyli zrobiłam sobie prezent.
Po drodze - życiówka na płaskiej dyszce (45:32, tylko w Krynicy pobiegłam lepiej), życiówka na 15 km (o ponad 2,5 minuty szybciej niż na Chomiczowce). Potem podbieg mnie trochę uspokoił, ale najważniejsza walka toczyła się w mojej glowie. Wygrałam
A nie zanosiło się, bo...
co prawda zrobiłam prawie cały trening, ale ostatnie dwa tygodnia żyłam w wariackim pośpiechu, napięciu, stresie, mało spałam, dużo, nieregularnie i fatalnie jadłam... Jeszcze w poprzednim tygodniu przynajmniej akcenty zrobiłam. Od zeszłej soboty biegałam tylko... w czwartek, 14 km krosu wolno, i wczoraj - 11 km bardzo wolno, w tym 6x140 m podbiegu (trochę szybciej). I dzisiaj nadal nie jestem wyspana.
Ale to nieważne. Ważne, że to był dobry, równy bieg.
Oczywiście, że mogło być szybciej

Niedziela, 27.03.
Półmaraton Warszawski - 1:37:48
czyli zrobiłam sobie prezent.
Po drodze - życiówka na płaskiej dyszce (45:32, tylko w Krynicy pobiegłam lepiej), życiówka na 15 km (o ponad 2,5 minuty szybciej niż na Chomiczowce). Potem podbieg mnie trochę uspokoił, ale najważniejsza walka toczyła się w mojej glowie. Wygrałam

A nie zanosiło się, bo...
co prawda zrobiłam prawie cały trening, ale ostatnie dwa tygodnia żyłam w wariackim pośpiechu, napięciu, stresie, mało spałam, dużo, nieregularnie i fatalnie jadłam... Jeszcze w poprzednim tygodniu przynajmniej akcenty zrobiłam. Od zeszłej soboty biegałam tylko... w czwartek, 14 km krosu wolno, i wczoraj - 11 km bardzo wolno, w tym 6x140 m podbiegu (trochę szybciej). I dzisiaj nadal nie jestem wyspana.
Ale to nieważne. Ważne, że to był dobry, równy bieg.
Oczywiście, że mogło być szybciej

- Beauty&Beast
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1158
- Rejestracja: 11 wrz 2007, 09:07
- Życiówka na 10k: 00:45:29
- Życiówka w maratonie: 3:42:02
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Regeneruję się
Poniedziałek - chciałam się rozbiegać, ale organizm domagał się snu. No to dostał co chciał...A w ogóle to jakie zakwasy mam... Już dawno takich nie miałam...
Wtorek - 10 km na bieżni w klubie (logistyka), 56:15. Spokojnie, luźno, jak na bieżnię to nawet komfortowo. Potem trochę porzucałam hantelkami, rozciągnęłam się (całe 10 minut) i poszłam do łaźni parowej. Suuuper.
Środa - aaaa, to dzisiaj? Wyszłam rano, skoro świt (uh, ta zmiana czasu). 12 km w 1:06.
Jutro pierwszy mocniejszy trening po połówce.
Do Rotterdamu zostało 10 dni
Tym razem już wszystkie kalkulatory dają mi szansę na... Skorzystać, nie skorzystać...?

Poniedziałek - chciałam się rozbiegać, ale organizm domagał się snu. No to dostał co chciał...A w ogóle to jakie zakwasy mam... Już dawno takich nie miałam...
Wtorek - 10 km na bieżni w klubie (logistyka), 56:15. Spokojnie, luźno, jak na bieżnię to nawet komfortowo. Potem trochę porzucałam hantelkami, rozciągnęłam się (całe 10 minut) i poszłam do łaźni parowej. Suuuper.
Środa - aaaa, to dzisiaj? Wyszłam rano, skoro świt (uh, ta zmiana czasu). 12 km w 1:06.
Jutro pierwszy mocniejszy trening po połówce.
Do Rotterdamu zostało 10 dni

Tym razem już wszystkie kalkulatory dają mi szansę na... Skorzystać, nie skorzystać...?
- Beauty&Beast
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1158
- Rejestracja: 11 wrz 2007, 09:07
- Życiówka na 10k: 00:45:29
- Życiówka w maratonie: 3:42:02
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Zregenerowałam się 
W związku z moim absolutnie absurdalnym pomysłem, żeby zaraz po życiowej połówce pobiec maraton, w czwartek już miałam być zregenerowana i zrobić troszkę mocniejszy trening. Z obszaru tych treningów, których się boję od kiedy usłyszę, że mam je zrobić, aż do ostatniego metra....
A było tak....
2 km przyjemnego biegu po 5:30
12x1 km po 4:30 (no, było od 4:26 do 4:30) na przerwach ok. 3:15 (500 m ślimaczo)
W sumie 20 km w 1h 44'. Nie zmusiłam się tylko do jakiegoś roztruchtania
Zaskakujący był komfort z jakim biegłam te 4:30. Musiałam się mocno hamować na pierwszych odcinkach i pamietać, że ma ich być przynajmniej 10. Potem było ciut gorzej, bo mi gardło wyschło na wiór. Ale mimo wszystko dałam radę utrzymać tempo. Na dodatek dzisiaj żadnych efektów ubocznych...
Taka tam, radość latania.

W związku z moim absolutnie absurdalnym pomysłem, żeby zaraz po życiowej połówce pobiec maraton, w czwartek już miałam być zregenerowana i zrobić troszkę mocniejszy trening. Z obszaru tych treningów, których się boję od kiedy usłyszę, że mam je zrobić, aż do ostatniego metra....
A było tak....
2 km przyjemnego biegu po 5:30
12x1 km po 4:30 (no, było od 4:26 do 4:30) na przerwach ok. 3:15 (500 m ślimaczo)
W sumie 20 km w 1h 44'. Nie zmusiłam się tylko do jakiegoś roztruchtania

Zaskakujący był komfort z jakim biegłam te 4:30. Musiałam się mocno hamować na pierwszych odcinkach i pamietać, że ma ich być przynajmniej 10. Potem było ciut gorzej, bo mi gardło wyschło na wiór. Ale mimo wszystko dałam radę utrzymać tempo. Na dodatek dzisiaj żadnych efektów ubocznych...
Taka tam, radość latania.