Więcej znajdziecie tu: http://sport.onet.pl/tylko-w-onet-pl/na ... omosc.htmlW Bostonie do dziś wspominają Rose Ruiz. Mimo że nie przebiegła choćby mili, w 1980 została triumfatorką najstarszego nowożytnego maratonu na świecie. Plan miała prosty - zgłosiła się do udziału w maratonie, lecz zamiast na linii startu, ustawiła się wzdłuż trasy, pół mili od linii końcowej. W odpowiednim momencie wpadła na trasę, by niedługo potem, zdyszana minąć linię mety jako pierwsza. Wynik 2:31:56 robił wrażenie "Oto nowy rekord biegu bostońskiego" - oznajmiono z radością, jednak podejrzenia pojawiły się niemal natychmiast.
W trakcie biegu nie zarejestrowała jej żadna kamera, ani aparat fotograficzny. Sędziowie nie widzieli jej na żadnym punkcie kontrolnym, żadna zawodniczka nie pamiętała, by Ruiz wyprzedziła ją w trakcie biegu, wreszcie pojawili się świadkowie widzący jak wbiega na trasę. Ruiz straciła zwycięstwo i rekord, jednak nie ostudziło to jej zapału do kombinowania. W 1982 roku aresztowano ją za sprzeniewierzenie 600 tysięcy dolarów, a niedługo potem próbowała sprzedać kokainę policjantowi w cywilu.
Największe sportowe oszustwa
- kubako83
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 897
- Rejestracja: 08 wrz 2009, 08:09
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Łódź
- Kontakt:
Na Onecie pojawił się ciekawy artykuł. Oto jego fragment:
Kuba -----> [url=http://www.kuba-pichci.pl]jesteś głodny? zjedz coś![/url] | [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?t=15372]mój blog[/url] | [url=http://bieganie.pl/forum/posting.php?mode=reply&f=28&t=15605]skomentuj[/url]
- wojtek
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 10535
- Rejestracja: 19 cze 2001, 04:38
- Życiówka na 10k: 30:59
- Życiówka w maratonie: 2:18
- Lokalizacja: lokalna
- Kontakt:
Articles in English:
http://www.examiner.com/atlanta-sports-gear-in-atlanta/wojtek-wysocki
Looking back:
http://bieganie.pl/?cat=37
Jutup: http://www.youtube.com/user/wojtek1425/videos?view=0
http://www.examiner.com/atlanta-sports-gear-in-atlanta/wojtek-wysocki
Looking back:
http://bieganie.pl/?cat=37
Jutup: http://www.youtube.com/user/wojtek1425/videos?view=0
- Łukasz Panfil
- Wyga
- Posty: 63
- Rejestracja: 26 lis 2009, 15:57
Poniżej moja przydługa wypowiedź sprzed 4 lat (z jednego z 'branżowych' portali'):
"Oszustwo sportowe na tle techniczno-logistycznym jest równie niebezpieczne jak to z użyciem środków farmakologicznych. Faktem jest iż w sporcie na wysokim poziomie takich wpadek jest znacznie mniej niż tych podpartych dopingiem. Duże znaczenie ma tu znaczny rozwój techniki, który uniemożliwia swobodę sportowym oszustom. Mamy XXI wiek, wydawałoby się że takie nowinki jak - chip , fotokomórka, czujniki mierzące szybkość reakcji i inne tego rodzaju urządzenia są wystarczającym zabezpieczeniem gwarantującym prawidłowy przebieg rywalizacji. Okazuje się, że pomysłowość człowieka nie zna granic.
Kilka lat temu podczas pewnego maratonu jeden z jego uczestników uzyskał dobry wynik (w granicach 2:14-2:16). Nie wzbudziło to niczyich podejrzeń. Dopiero ktoś niezwykle spostrzegawczy obserwując film z trasy zauważył pewną nieprawidłowość. Ów wyżej wymieniony zawodnik w drugiej części dystansu miał na ręce zupełnie inny zegarek. Ten drobiazg zaważył na tym iż odpowiednia komisja dokładnie zbadała tę sprawę. Okazało się że biegacz pokonał tylko drugą połowę dystansu, pierwszą zajął się jego brat bliźniak!
Ogromne kontrowersje wzbudzał jeden z występów kubańskiego skoczka w dal Ivana Pedroso. Otóż doskonały zawodnik posiadający rekord życiowy 8.71, uzyskał w 1995 roku w Sestriere rezultat o 1cm lepszy od rekordu świata Mike'a Powella - 8.96!!! Oczywiście wydarzenie tego formatu było dokładnie analizowane. Pojawiły się głosy kwestionujące ów wyczyn. Były ku temu podstawy, podczas konkursu wiał silny, sprzyjający zawodnikom wiatr z reguły przekraczający dozwoloną prędkość (+2,0m/s). Pedroso przy prędkości 2,4m/s uzyskał doskonały wynik 8,89. W kolejnej serii Kubańczyk oddał skok na rekordową odległość. Podano iż wiejący wówczas wiatr miał siłę +1,2m/s. Obserwatorzy zauważyli jednak uchybienie. Otóż podczas kilku skoków Ivana Pedroso niezidentyfikowana osoba ubrana w niebieski dres spacerowała w pobliżu wiatromierza, przy którym nie było sędziego a jedynie kamera telewizyjna, której zadaniem było rejestrowanie siły wiatru. Stwierdzono iż człowiek ten zbliżał się do wiatromierza na kilka centymetrów blokując go całkowicie, wyłącznie podczas skoków Pedroso. Jedna z włoskich gazet zadała pytanie "czy mamy do czynienia z sabotażem, szczęściem czy zaplanowanym oszustwem?". Komisja IAAF badająca tę sprawę uznała iż było to działanie prowadzące ewidentnie do zmiany parametrów rejestrowanych przez wiatromierz. Rekordu świata nie uznano. Pedroso mógł pocieszyć się jedynie faktem iż Ferrari które otrzymał za "wybitny wynik" nie zostało mu odebrane.
Na naszym, krajowym podwórku zaledwie 4 lata temu mieliśmy również przypadek podważający wiarygodność uzyskanych wyników. W czasie gdy Szymon Ziółkowski walczył ze swoim największym kryzysem i w porywach osiągał w rzucie młotem wyniki w granicach 75-76m uwagę sympatyków LA zwróciło jedno wydarzenie. Otóż podczas mitingu w Bydgoszczy dwaj krajowi rywale Szymona - Maciej Pałyszko i Wojciech Kondratowicz posłali młot na odległości odpowiednio 80.89 i 81.35. Początkowo wydarzenie to wzbudziło zachwyt i wniosło dużo optymizmu w perspektywie zbliżających się wówczas Mistrzostw Świata w Paryżu. Po chwilach euforii przyszedł czas na racjonalną analizę. Wcześniej zawodnicy ci rzucali po około 76metrów, nic nie zapowiadało poprawy. O ile Pałyszko miał w swojej "metryce" rzut ponad 80-metrowy (w olimpijskim 2000 roku 80.25) o tyle Kondratowicz mógł się poszczycić dotychczasową odległością 77.06. 4metry poprawy na tak wysokim poziomie to bardzo dużo, 81m to wejście w zupełnie inną ligę, to światowy poziom. Przed każdym nawet najniższej rangi mitingiem sprzęt do rzutów jest wcześniej ważony. Przepisowa waga młotu dla mężczyzn to 7,26kg. Okazało się, że młot którym rzucali Kondratowicz i Pałyszko nie został zważony. W świetle tego faktu pojawiła się burza w całym środowisku podważająca wiarygodność uzyskanych wyników. Pojawiło się pytanie - czy w takim wypadku zawodnicy ci mają prawo startu w lekkoatletycznych Mistrzostwach Świata, na które minimum kwalifikacyjne uzyskali właśnie w tych feralnych rzutach. Decyzja zapadła, chłopaki polecieli do Paryża na światowy czempionat. Cały lekkoatletyczny światek czekał w Polsce na dzień eliminacji męskiego rzutu młotem. Start zakończył się totalną kompromitacją. Pałyszko zajął 10te miejsce w grupie eliminacyjnej "A" z wynikiem 75.42m. Kondratowicz w grupie "B" był ostatni i uzyskał... 70.79m!!!Uzyskane wyniki były pełnowartościową odpowiedzią. Jeszcze bardziej rozbudzający wyobraźnię jest fakt dalszego przebiegu karier obu panów. Pałyszko do dziś pojawia się na lekkoatletycznych arenach (72m-2005, 74m-2006...). Kondratowicz zniknął mimo tego iż dziś ma dopiero 27 lat... Dobrze, że mamy Szymona, który w ostatnich 2 latach znów przypomniał sobie jak rzuca się ponad 80 m i sięga po medale MŚ.
Wspomnieć warto również o wieku zawodników, który odgrywa znaczącą rolę w rywalizacji juniorowskiej. W latach wcześniejszych częste były przypadki zawodników z Kenii, których data urodzenia była nieznana. Jeden z czołowych biegaczy kenijskich miał w metryce napisane "Date of birth: ....1969 or ....1972". Trzy lata rozbieżności to ogromna różnica. Wyobraźmy sobie Mistrzostwa Świata juniorów młodszych gdzie rywalizują 16-17 latkowie z 20 latkiem, sprawiedliwe? Słynny 2-krotny Mistrz Olimpijski Miruts Yifter nie miał pojęcia ile ma lat - 30 czy 40, właściwie wyglądał na 50latka. Wśród seniorów nie ma to większego znaczenia, chociaż biorąc pod uwagę rosnący prestiż kategorii masters na świecie może to być problem...
Wydawałoby się że Lekka Atletyka jest dyscypliną sportu najbardziej wymierną i nierealne jest tutaj żadne oszustwo,"ustawienie" danej konkurencji. Nic bardziej mylnego. Przypadki "produkcji" wyników w biegach sprinterskich bywają dość powszechne. Jak to się odbywa? Sposobów jest masa, np zawodnicy startują po komendzie "gotów" przed wystrzałem startera. Starter strzela dopiero chwilę po oderwaniu się od bloków. Dla oka jest to nie zawsze zauważalne jednak pozwala urwać parę setnych, a w przypadku jeżeli zawodnikowi z reguły tych kilku setnych brakuje np. do kwalifikacji olimpijskiej sprawa jest załatwiona. Co to ma na celu nie mam pojęcia. Zawodnik jedzie na wymarzoną imprezę, kompromituje siebie i kraj, ale jest olimpijczykiem. Czy aby na pewno? Tego rodzaju przekręty bardzo często zdarzają się na klubowych stadionach danego zawodnika, sprzęt do rzutów staje się lżejszy, stopery działają wolniej, w miarach metr ma 120cm...
Myślę jednak, że powinniśmy rozgraniczyć 2 terminy - oszustów sportowych i nazwałbym to spryciarzy.
Za sztandarowy przykład tego drugiego określenia uznałbym czołowego sprintera świata przełomu lat 50/60 ubiegłego wieku - Niemca Armina Harego. Pochodzący z RFN Hary to Mistrz Olimpijski z Rzymu na 100m , Mistrz Europy ze Sztokholmu oraz rekordzista świata na tym dystansie (10,0 - 1960, pomiar ręczny). Armin Hary zadziwiał błyskawiczną reakcją startową. Na starcie zostawiał rywali momentalnie z tyłu. Cała sztuczka polegała na tym iż po komendzie gotów kiedy wszyscy unosili się do pozycji startowej Hary tkwił w blokach cały czas klęcząc. Sędzia widząc to , nie strzelał, czekał na Niemca aż ten się podniesie. Hary podnosząc się w końcu dawał sędziemu jakoby sygnał do strzału. Sprinter nie tkwił w pozycji startowej a od razu przechodził do biegu gdyż za każdym razem starter nabierał się na jego sztuczkę."Wstrzelenie się w sygnał startera", tak nazywano fortel Armina Hary'ego. Przy zastosowaniu dzisiejszej techniki byłoby to niemożliwe gdyż czujniki w blokach momentalnie zarejestrowałyby falstart (wg przepisów czas reakcji poniżej 0,1s jest falstartem).
Przykre jest to, że młodzi zawodnicy mają często beznadziejny przykład w osobie opiekuna lub trenera. Na masową skalę notuje się oszustwa dotyczące wspomnianego już wieku startujących. Trenerzy lubią wystawiać np juniora wśród juniorów młodszych itp. Podczas biegów przełajowych lub ulicznych zdarzają się zawodnicy pojawiający się po połowie dystansu nagle w czołówce. Oczywiście ma to miejsce głównie podczas biegów młodzieżowych , ale chyba to właśnie jest najgorsze... "Takie będziemy mieli reprezentacje jakie ich młodzieży chowanie"."
i jeszcze jedna....
"Zawodnik, o którym piszesz to najlepszy, przedwojenny polski kulomiot,reprezentant "Warty" Poznań Zygmunt Heliasz. Był rekordzistą świata w pchnięciu kulą - 16.05m (29.06.1932 Poznań) oraz Polski w rzucie dyskiem - 47,09 (29.04.1934 Poznań). Był 18-krotnym rekordzistą Polski (kula, dysk, kula oburącz), 18-krotnym reprezentantem biało-czerwonych w meczach międzypaństwowych w latach 1929-1935 (35 startów, 13 zwycięstw indywidualnych) i 14-krotnym mistrzem Polski: w kuli (1928 -1934), w dysku (1931, 1932 , 1935), w młocie (1931), w kuli oburącz (1928 , 1929) i dysku oburącz (1928). Bez powodzenia wystartował podczas I mistrzostw Europy w Turynie (1934) zajmując: w kuli (finał) - 7 m. (14.78) i w dysku - 42.50 (odpadł w eliminacjach). Na Igrzyska Olimpijskie w 1936 roku ne pojechał w wyniku sprzeczki z PZLA.
Ręcznik o którym piszesz był w rzeczywistości bluzą, którą Heliasz kładł jak wspomniałeś przed kołem. Heliasz dość często palił nieznacznie swoje próby podpierając dłonią się tuż za kołem. Znalazł więc sposób, który nie wzbudzał początkowo niczyich podejrzeń. Po wykonanym pchnięciu schylał się po prostu po swoją bluzę, wszak w konkurencjach technicznych ważne jest utrzymywanie właściwej ciepłoty ciała.
Historię z "bluzą przed kołem" znam z przekazu wiarygodnego informatora, któremu zdarzenie to opowiadał sam wielki Jan Mulak. Jest ona autentyczna. "
"Oszustwo sportowe na tle techniczno-logistycznym jest równie niebezpieczne jak to z użyciem środków farmakologicznych. Faktem jest iż w sporcie na wysokim poziomie takich wpadek jest znacznie mniej niż tych podpartych dopingiem. Duże znaczenie ma tu znaczny rozwój techniki, który uniemożliwia swobodę sportowym oszustom. Mamy XXI wiek, wydawałoby się że takie nowinki jak - chip , fotokomórka, czujniki mierzące szybkość reakcji i inne tego rodzaju urządzenia są wystarczającym zabezpieczeniem gwarantującym prawidłowy przebieg rywalizacji. Okazuje się, że pomysłowość człowieka nie zna granic.
Kilka lat temu podczas pewnego maratonu jeden z jego uczestników uzyskał dobry wynik (w granicach 2:14-2:16). Nie wzbudziło to niczyich podejrzeń. Dopiero ktoś niezwykle spostrzegawczy obserwując film z trasy zauważył pewną nieprawidłowość. Ów wyżej wymieniony zawodnik w drugiej części dystansu miał na ręce zupełnie inny zegarek. Ten drobiazg zaważył na tym iż odpowiednia komisja dokładnie zbadała tę sprawę. Okazało się że biegacz pokonał tylko drugą połowę dystansu, pierwszą zajął się jego brat bliźniak!
Ogromne kontrowersje wzbudzał jeden z występów kubańskiego skoczka w dal Ivana Pedroso. Otóż doskonały zawodnik posiadający rekord życiowy 8.71, uzyskał w 1995 roku w Sestriere rezultat o 1cm lepszy od rekordu świata Mike'a Powella - 8.96!!! Oczywiście wydarzenie tego formatu było dokładnie analizowane. Pojawiły się głosy kwestionujące ów wyczyn. Były ku temu podstawy, podczas konkursu wiał silny, sprzyjający zawodnikom wiatr z reguły przekraczający dozwoloną prędkość (+2,0m/s). Pedroso przy prędkości 2,4m/s uzyskał doskonały wynik 8,89. W kolejnej serii Kubańczyk oddał skok na rekordową odległość. Podano iż wiejący wówczas wiatr miał siłę +1,2m/s. Obserwatorzy zauważyli jednak uchybienie. Otóż podczas kilku skoków Ivana Pedroso niezidentyfikowana osoba ubrana w niebieski dres spacerowała w pobliżu wiatromierza, przy którym nie było sędziego a jedynie kamera telewizyjna, której zadaniem było rejestrowanie siły wiatru. Stwierdzono iż człowiek ten zbliżał się do wiatromierza na kilka centymetrów blokując go całkowicie, wyłącznie podczas skoków Pedroso. Jedna z włoskich gazet zadała pytanie "czy mamy do czynienia z sabotażem, szczęściem czy zaplanowanym oszustwem?". Komisja IAAF badająca tę sprawę uznała iż było to działanie prowadzące ewidentnie do zmiany parametrów rejestrowanych przez wiatromierz. Rekordu świata nie uznano. Pedroso mógł pocieszyć się jedynie faktem iż Ferrari które otrzymał za "wybitny wynik" nie zostało mu odebrane.
Na naszym, krajowym podwórku zaledwie 4 lata temu mieliśmy również przypadek podważający wiarygodność uzyskanych wyników. W czasie gdy Szymon Ziółkowski walczył ze swoim największym kryzysem i w porywach osiągał w rzucie młotem wyniki w granicach 75-76m uwagę sympatyków LA zwróciło jedno wydarzenie. Otóż podczas mitingu w Bydgoszczy dwaj krajowi rywale Szymona - Maciej Pałyszko i Wojciech Kondratowicz posłali młot na odległości odpowiednio 80.89 i 81.35. Początkowo wydarzenie to wzbudziło zachwyt i wniosło dużo optymizmu w perspektywie zbliżających się wówczas Mistrzostw Świata w Paryżu. Po chwilach euforii przyszedł czas na racjonalną analizę. Wcześniej zawodnicy ci rzucali po około 76metrów, nic nie zapowiadało poprawy. O ile Pałyszko miał w swojej "metryce" rzut ponad 80-metrowy (w olimpijskim 2000 roku 80.25) o tyle Kondratowicz mógł się poszczycić dotychczasową odległością 77.06. 4metry poprawy na tak wysokim poziomie to bardzo dużo, 81m to wejście w zupełnie inną ligę, to światowy poziom. Przed każdym nawet najniższej rangi mitingiem sprzęt do rzutów jest wcześniej ważony. Przepisowa waga młotu dla mężczyzn to 7,26kg. Okazało się, że młot którym rzucali Kondratowicz i Pałyszko nie został zważony. W świetle tego faktu pojawiła się burza w całym środowisku podważająca wiarygodność uzyskanych wyników. Pojawiło się pytanie - czy w takim wypadku zawodnicy ci mają prawo startu w lekkoatletycznych Mistrzostwach Świata, na które minimum kwalifikacyjne uzyskali właśnie w tych feralnych rzutach. Decyzja zapadła, chłopaki polecieli do Paryża na światowy czempionat. Cały lekkoatletyczny światek czekał w Polsce na dzień eliminacji męskiego rzutu młotem. Start zakończył się totalną kompromitacją. Pałyszko zajął 10te miejsce w grupie eliminacyjnej "A" z wynikiem 75.42m. Kondratowicz w grupie "B" był ostatni i uzyskał... 70.79m!!!Uzyskane wyniki były pełnowartościową odpowiedzią. Jeszcze bardziej rozbudzający wyobraźnię jest fakt dalszego przebiegu karier obu panów. Pałyszko do dziś pojawia się na lekkoatletycznych arenach (72m-2005, 74m-2006...). Kondratowicz zniknął mimo tego iż dziś ma dopiero 27 lat... Dobrze, że mamy Szymona, który w ostatnich 2 latach znów przypomniał sobie jak rzuca się ponad 80 m i sięga po medale MŚ.
Wspomnieć warto również o wieku zawodników, który odgrywa znaczącą rolę w rywalizacji juniorowskiej. W latach wcześniejszych częste były przypadki zawodników z Kenii, których data urodzenia była nieznana. Jeden z czołowych biegaczy kenijskich miał w metryce napisane "Date of birth: ....1969 or ....1972". Trzy lata rozbieżności to ogromna różnica. Wyobraźmy sobie Mistrzostwa Świata juniorów młodszych gdzie rywalizują 16-17 latkowie z 20 latkiem, sprawiedliwe? Słynny 2-krotny Mistrz Olimpijski Miruts Yifter nie miał pojęcia ile ma lat - 30 czy 40, właściwie wyglądał na 50latka. Wśród seniorów nie ma to większego znaczenia, chociaż biorąc pod uwagę rosnący prestiż kategorii masters na świecie może to być problem...
Wydawałoby się że Lekka Atletyka jest dyscypliną sportu najbardziej wymierną i nierealne jest tutaj żadne oszustwo,"ustawienie" danej konkurencji. Nic bardziej mylnego. Przypadki "produkcji" wyników w biegach sprinterskich bywają dość powszechne. Jak to się odbywa? Sposobów jest masa, np zawodnicy startują po komendzie "gotów" przed wystrzałem startera. Starter strzela dopiero chwilę po oderwaniu się od bloków. Dla oka jest to nie zawsze zauważalne jednak pozwala urwać parę setnych, a w przypadku jeżeli zawodnikowi z reguły tych kilku setnych brakuje np. do kwalifikacji olimpijskiej sprawa jest załatwiona. Co to ma na celu nie mam pojęcia. Zawodnik jedzie na wymarzoną imprezę, kompromituje siebie i kraj, ale jest olimpijczykiem. Czy aby na pewno? Tego rodzaju przekręty bardzo często zdarzają się na klubowych stadionach danego zawodnika, sprzęt do rzutów staje się lżejszy, stopery działają wolniej, w miarach metr ma 120cm...
Myślę jednak, że powinniśmy rozgraniczyć 2 terminy - oszustów sportowych i nazwałbym to spryciarzy.
Za sztandarowy przykład tego drugiego określenia uznałbym czołowego sprintera świata przełomu lat 50/60 ubiegłego wieku - Niemca Armina Harego. Pochodzący z RFN Hary to Mistrz Olimpijski z Rzymu na 100m , Mistrz Europy ze Sztokholmu oraz rekordzista świata na tym dystansie (10,0 - 1960, pomiar ręczny). Armin Hary zadziwiał błyskawiczną reakcją startową. Na starcie zostawiał rywali momentalnie z tyłu. Cała sztuczka polegała na tym iż po komendzie gotów kiedy wszyscy unosili się do pozycji startowej Hary tkwił w blokach cały czas klęcząc. Sędzia widząc to , nie strzelał, czekał na Niemca aż ten się podniesie. Hary podnosząc się w końcu dawał sędziemu jakoby sygnał do strzału. Sprinter nie tkwił w pozycji startowej a od razu przechodził do biegu gdyż za każdym razem starter nabierał się na jego sztuczkę."Wstrzelenie się w sygnał startera", tak nazywano fortel Armina Hary'ego. Przy zastosowaniu dzisiejszej techniki byłoby to niemożliwe gdyż czujniki w blokach momentalnie zarejestrowałyby falstart (wg przepisów czas reakcji poniżej 0,1s jest falstartem).
Przykre jest to, że młodzi zawodnicy mają często beznadziejny przykład w osobie opiekuna lub trenera. Na masową skalę notuje się oszustwa dotyczące wspomnianego już wieku startujących. Trenerzy lubią wystawiać np juniora wśród juniorów młodszych itp. Podczas biegów przełajowych lub ulicznych zdarzają się zawodnicy pojawiający się po połowie dystansu nagle w czołówce. Oczywiście ma to miejsce głównie podczas biegów młodzieżowych , ale chyba to właśnie jest najgorsze... "Takie będziemy mieli reprezentacje jakie ich młodzieży chowanie"."
i jeszcze jedna....
"Zawodnik, o którym piszesz to najlepszy, przedwojenny polski kulomiot,reprezentant "Warty" Poznań Zygmunt Heliasz. Był rekordzistą świata w pchnięciu kulą - 16.05m (29.06.1932 Poznań) oraz Polski w rzucie dyskiem - 47,09 (29.04.1934 Poznań). Był 18-krotnym rekordzistą Polski (kula, dysk, kula oburącz), 18-krotnym reprezentantem biało-czerwonych w meczach międzypaństwowych w latach 1929-1935 (35 startów, 13 zwycięstw indywidualnych) i 14-krotnym mistrzem Polski: w kuli (1928 -1934), w dysku (1931, 1932 , 1935), w młocie (1931), w kuli oburącz (1928 , 1929) i dysku oburącz (1928). Bez powodzenia wystartował podczas I mistrzostw Europy w Turynie (1934) zajmując: w kuli (finał) - 7 m. (14.78) i w dysku - 42.50 (odpadł w eliminacjach). Na Igrzyska Olimpijskie w 1936 roku ne pojechał w wyniku sprzeczki z PZLA.
Ręcznik o którym piszesz był w rzeczywistości bluzą, którą Heliasz kładł jak wspomniałeś przed kołem. Heliasz dość często palił nieznacznie swoje próby podpierając dłonią się tuż za kołem. Znalazł więc sposób, który nie wzbudzał początkowo niczyich podejrzeń. Po wykonanym pchnięciu schylał się po prostu po swoją bluzę, wszak w konkurencjach technicznych ważne jest utrzymywanie właściwej ciepłoty ciała.
Historię z "bluzą przed kołem" znam z przekazu wiarygodnego informatora, któremu zdarzenie to opowiadał sam wielki Jan Mulak. Jest ona autentyczna. "
- DOM
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2101
- Rejestracja: 11 kwie 2008, 07:13
- Życiówka na 10k: 34:27
- Życiówka w maratonie: 2:36:045
- Lokalizacja: Warszawa
Aż brak słów. Fajnie się czytało, choć wnioski nie są radosne...