56dni.33minuty.
Moderator: infernal
- kulawy pies
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1911
- Rejestracja: 29 sie 2010, 11:38
- Życiówka na 10k: słaba
- Życiówka w maratonie: megasłaba
- Lokalizacja: hol fejmu
WAAAAAAGH!
nd: 13km, początkowo z taką jeszcze pochorobową nieśmiałością, skończyło się na ostatnim km w 3:36 po pysznym błotku.
aura wspaniała: wieje, pada, biega.
pn: przed południem 6 km fartleku po mieście załatwiając różne takie biznesy trefne i mniej trefne.
przynajmniej wiem, po co są czerwone światła przy przejściach dla pieszych: żeby odpocząć
wieczorem 12,5km treszu.
zdrówko
nd: 13km, początkowo z taką jeszcze pochorobową nieśmiałością, skończyło się na ostatnim km w 3:36 po pysznym błotku.
aura wspaniała: wieje, pada, biega.
pn: przed południem 6 km fartleku po mieście załatwiając różne takie biznesy trefne i mniej trefne.
przynajmniej wiem, po co są czerwone światła przy przejściach dla pieszych: żeby odpocząć
wieczorem 12,5km treszu.
zdrówko
mastering the art of losing. even more.
- kulawy pies
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1911
- Rejestracja: 29 sie 2010, 11:38
- Życiówka na 10k: słaba
- Życiówka w maratonie: megasłaba
- Lokalizacja: hol fejmu
wczoraj postanowiłem urządzić sobie pierwsze w tym roku Święto Biczownika.
zacząłem więc wymierzać sobie razy.
konkretnie to trzy razy pińcet.
95s, na błotnistym odkupienia szlaku
zaraz po razach czas przyszedł na cięgi.
cięgiem było sześć; pocztery.
te sześć pocztery, kwasem razów podlane suto - pokutę mi zadało, zaiste.
a wszystek na błotnistym odkupienia szlaku , jak w chętnej dłuta płycie bloga napisano onegdaj.
-----------
nie wiem, czy jasno się wyraziłem, ale !@$%^& był.
i dzisiaj znów będzie
tak z tuzin.
poza tem sporo tyram i mnie psychotonusu na jeden ledwie trening dziennie starcza, niestety.
zdrówko
edyt:
jeszcze byłbym zapomniał, wczorajsza pokuta na nic, bo i tak poszedłem potem do piekła.
parowego.
byli tam sami goli faceci, i alkohol- taki w puszkach.
dla heteroseksualisty z ambicjami na zostanie dyplomowanym ascetą to był istny horror szoł.
jeszczem jednego, co go bark bolał żem go musiał masować...brrr, jak gorąco!
zacząłem więc wymierzać sobie razy.
konkretnie to trzy razy pińcet.
95s, na błotnistym odkupienia szlaku
zaraz po razach czas przyszedł na cięgi.
cięgiem było sześć; pocztery.
te sześć pocztery, kwasem razów podlane suto - pokutę mi zadało, zaiste.
a wszystek na błotnistym odkupienia szlaku , jak w chętnej dłuta płycie bloga napisano onegdaj.
-----------
nie wiem, czy jasno się wyraziłem, ale !@$%^& był.
i dzisiaj znów będzie
tak z tuzin.
poza tem sporo tyram i mnie psychotonusu na jeden ledwie trening dziennie starcza, niestety.
zdrówko
edyt:
jeszcze byłbym zapomniał, wczorajsza pokuta na nic, bo i tak poszedłem potem do piekła.
parowego.
byli tam sami goli faceci, i alkohol- taki w puszkach.
dla heteroseksualisty z ambicjami na zostanie dyplomowanym ascetą to był istny horror szoł.
jeszczem jednego, co go bark bolał żem go musiał masować...brrr, jak gorąco!
mastering the art of losing. even more.
- kulawy pies
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1911
- Rejestracja: 29 sie 2010, 11:38
- Życiówka na 10k: słaba
- Życiówka w maratonie: megasłaba
- Lokalizacja: hol fejmu
czw: 20km, finał sponsorowany przez PGNiG - pod górę napieraj i grzej
piątek: tuzin. ale lekko, bo jutro jedziemy ze Sławkiem na bibkę w Jarocinie, a żeby był fulpankrok jeszcze się muszę dziś piwska nażłopać, muszę !
aha, dziś rano przypadkiem do księgarni trafiłem, przypadkiem 'Długodystansowiec' Echenoza był, tom go dziś przypadkiem przeczytał.
tak ze sto stron z małym haczykiem - książeczka w sam raz na przypadkowe przeczytanie, a przy tym o niebo lepsza (!!!) niż np "o czym mówię, kiedy myślę o urodzonych biegaczach", czy jakieś takie tam badziewia.
---------
słucham sobie akustycznych kawałków jednego z moich ulubionych idoli popkultury ever: GG Allina, i dochodzę do wniosku, że życie jest jednak kurde piękne!
zdrówko
piątek: tuzin. ale lekko, bo jutro jedziemy ze Sławkiem na bibkę w Jarocinie, a żeby był fulpankrok jeszcze się muszę dziś piwska nażłopać, muszę !
aha, dziś rano przypadkiem do księgarni trafiłem, przypadkiem 'Długodystansowiec' Echenoza był, tom go dziś przypadkiem przeczytał.
tak ze sto stron z małym haczykiem - książeczka w sam raz na przypadkowe przeczytanie, a przy tym o niebo lepsza (!!!) niż np "o czym mówię, kiedy myślę o urodzonych biegaczach", czy jakieś takie tam badziewia.
---------
słucham sobie akustycznych kawałków jednego z moich ulubionych idoli popkultury ever: GG Allina, i dochodzę do wniosku, że życie jest jednak kurde piękne!
zdrówko
mastering the art of losing. even more.
- kulawy pies
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1911
- Rejestracja: 29 sie 2010, 11:38
- Życiówka na 10k: słaba
- Życiówka w maratonie: megasłaba
- Lokalizacja: hol fejmu
no i po Jarocinie.
Gasper wrócił z obozowania w Szklarskiej i nie dość, że mnie obudził, zawiózł, odwiózł, to jeszcze wyrobił piękną kilometrówkę:
obozowe 200km=300zł za drugie miejsce w generalce.
wracaliśmy jeszcze z Maćkiem Muślewskim, który wygrał cały bieg, i J.S., który wygrał M50.
A ja dostałem kocyk!
i ręcznik.
w kolorach wiosennych: żółciutki kocyk i pomarańczowy ręczniczek. ultrasexy.
jedyny pożytek z tych fantów, to że puchary nie dzwoniły w bagażniku.
bieg jak bieg, przynajmniej się prawie całkiem kaca pozbyłem; a jak sobie przed dekoracją zapaliłem golden virginię i walnąłem browarka, to już zupełnie wróciłem do świata żywych.
dzisiaj jeszcze tylko muszę na chwilkę do knajpy znowu skoczyć, a potem to już będę tylko bardzo sumiennie trenował sumiennie.
O jak bardzo sumiennie, o!
tylko mam teraz dylemat trochę co zrobić z dyplomem za drugie cośtam, bo mi wstyd trochę; jeszcze mnie żona wyśmiała za łupy. zresztą jakoś mnie to nie dziwi.
pie..., owinę się w kocyk i sobie pochrapię gdzieś w kącie!
zdrówko
Gasper wrócił z obozowania w Szklarskiej i nie dość, że mnie obudził, zawiózł, odwiózł, to jeszcze wyrobił piękną kilometrówkę:
obozowe 200km=300zł za drugie miejsce w generalce.
wracaliśmy jeszcze z Maćkiem Muślewskim, który wygrał cały bieg, i J.S., który wygrał M50.
A ja dostałem kocyk!
i ręcznik.
w kolorach wiosennych: żółciutki kocyk i pomarańczowy ręczniczek. ultrasexy.
jedyny pożytek z tych fantów, to że puchary nie dzwoniły w bagażniku.
bieg jak bieg, przynajmniej się prawie całkiem kaca pozbyłem; a jak sobie przed dekoracją zapaliłem golden virginię i walnąłem browarka, to już zupełnie wróciłem do świata żywych.
dzisiaj jeszcze tylko muszę na chwilkę do knajpy znowu skoczyć, a potem to już będę tylko bardzo sumiennie trenował sumiennie.
O jak bardzo sumiennie, o!
tylko mam teraz dylemat trochę co zrobić z dyplomem za drugie cośtam, bo mi wstyd trochę; jeszcze mnie żona wyśmiała za łupy. zresztą jakoś mnie to nie dziwi.
pie..., owinę się w kocyk i sobie pochrapię gdzieś w kącie!
zdrówko
mastering the art of losing. even more.
- kulawy pies
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1911
- Rejestracja: 29 sie 2010, 11:38
- Życiówka na 10k: słaba
- Życiówka w maratonie: megasłaba
- Lokalizacja: hol fejmu
chyba najzabawniejsze 25 km w historii biegania z Saucony team Bartoszak.
dawno tak się nie uśmiałem.
przez ostatnie 5km biegacz A pracujący od kilkunastu lat w korporacji, a konkretniej w banku, roztaczał midasowe wizje wprowadzenia firmy biegacza B na giełdę.
biegacz B reagował na to ze stoickim spokojem i rezerwą.
dobiegliśmy do parkingu, biegacz A wsiadł do małego miejskiego citroena, biegacz b do... hmmm wręcz przeciwnie (w każdym razie fajne mieszkanie można by za wartość tej fury kupić), i pojechali do domów.
eh, korporacje, korporacje
--------------------------------------------------
w tym tygodniu, jeśli dobrze liczę 111km, w tym ciągły, zawody, siła, sporo rytmów.
5 razy kochańsko z żoneczką
niebagatelny udział w opanowaniu roweru przez juniora
1 raz kino
1 raz teatr
2 przeczytane książki
2 wyjścia do knajpy
1 sauna
3 klocki zarobione własnymi ręcami
...temat z gatunku 'życiowy tydzień', kiedy każdy dzień ma dokładnie tyle godzin, ile potrzeba.
czemu takich tygodni jest tak mało?
zdrówko
dawno tak się nie uśmiałem.
przez ostatnie 5km biegacz A pracujący od kilkunastu lat w korporacji, a konkretniej w banku, roztaczał midasowe wizje wprowadzenia firmy biegacza B na giełdę.
biegacz B reagował na to ze stoickim spokojem i rezerwą.
dobiegliśmy do parkingu, biegacz A wsiadł do małego miejskiego citroena, biegacz b do... hmmm wręcz przeciwnie (w każdym razie fajne mieszkanie można by za wartość tej fury kupić), i pojechali do domów.
eh, korporacje, korporacje
--------------------------------------------------
w tym tygodniu, jeśli dobrze liczę 111km, w tym ciągły, zawody, siła, sporo rytmów.
5 razy kochańsko z żoneczką
niebagatelny udział w opanowaniu roweru przez juniora
1 raz kino
1 raz teatr
2 przeczytane książki
2 wyjścia do knajpy
1 sauna
3 klocki zarobione własnymi ręcami
...temat z gatunku 'życiowy tydzień', kiedy każdy dzień ma dokładnie tyle godzin, ile potrzeba.
czemu takich tygodni jest tak mało?
zdrówko
mastering the art of losing. even more.
- kulawy pies
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1911
- Rejestracja: 29 sie 2010, 11:38
- Życiówka na 10k: słaba
- Życiówka w maratonie: megasłaba
- Lokalizacja: hol fejmu
śmierdzi spamem, ale co tam;
Andrzej Bargiel dostał nominację do nagrody National Geographic, travelery 2010 w kategorii wyczyn:
można se pogłosować, jak kto lubi:
http://www.travelery2010.national-geogr ... nominacje/
na deser jeszcze wygmerana fotka z elbrusa, autorstwa Moni Strojny - zrobiła mi to zdjęcie, kiedy schodziliśmy po upojnej nocy na 5300m:
zdrówko
Andrzej Bargiel dostał nominację do nagrody National Geographic, travelery 2010 w kategorii wyczyn:
można se pogłosować, jak kto lubi:
http://www.travelery2010.national-geogr ... nominacje/
na deser jeszcze wygmerana fotka z elbrusa, autorstwa Moni Strojny - zrobiła mi to zdjęcie, kiedy schodziliśmy po upojnej nocy na 5300m:
zdrówko
mastering the art of losing. even more.
- kulawy pies
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1911
- Rejestracja: 29 sie 2010, 11:38
- Życiówka na 10k: słaba
- Życiówka w maratonie: megasłaba
- Lokalizacja: hol fejmu
pn 14km + zamiast przebiezek repsy+:
200, 300, 400; wyszły równiutko, same z siebie: 34s, 51s, 68s, aż mnie korciło, żeby wydłużać tak dalej odcinki aż do kilometra w 2:50
btw pamiętam 2,5 roku temu 3M w planie J.S. na trzy godziny w maratonie.
jakoś na początku zmierzyłem sobie czas na 400m. wyszło wtedy 1:15 i było to coś koło maxa (z zastrzeżeniem, że po kilkunastu km treningu)
rok później prawie wg Danielsa biegałem sobie repetitions w 36 s. z ciekawości zrobiłem też jedną czterysetkę w 1:12 - i wtedy doszedłem do wniosku, że 800 w tempie R na treningu jest niemożliwą niemożliwością dla samobójców.
wczoraj było, hmm...fajnie.
dwa dni po zawodach, przy minus pięciu, po kilkunastu km treningu, i było jeszcze trochę luzu.
nie wiem, czy to wynika ze zrobionej siły, czy z dwóch lat łupania dwusetek po ~36s
ciekawe ile lat ładowania czterysetek po 68s musiałoby upłynać, żebym sobie kiedyś tak porą zimową na rozruszanie nóg po treningu machnął 800 w 2:10, albo kilometra w 2:45...
-------------------------------------
wt: rest (ale tylko od biegania)
200, 300, 400; wyszły równiutko, same z siebie: 34s, 51s, 68s, aż mnie korciło, żeby wydłużać tak dalej odcinki aż do kilometra w 2:50
btw pamiętam 2,5 roku temu 3M w planie J.S. na trzy godziny w maratonie.
jakoś na początku zmierzyłem sobie czas na 400m. wyszło wtedy 1:15 i było to coś koło maxa (z zastrzeżeniem, że po kilkunastu km treningu)
rok później prawie wg Danielsa biegałem sobie repetitions w 36 s. z ciekawości zrobiłem też jedną czterysetkę w 1:12 - i wtedy doszedłem do wniosku, że 800 w tempie R na treningu jest niemożliwą niemożliwością dla samobójców.
wczoraj było, hmm...fajnie.
dwa dni po zawodach, przy minus pięciu, po kilkunastu km treningu, i było jeszcze trochę luzu.
nie wiem, czy to wynika ze zrobionej siły, czy z dwóch lat łupania dwusetek po ~36s
ciekawe ile lat ładowania czterysetek po 68s musiałoby upłynać, żebym sobie kiedyś tak porą zimową na rozruszanie nóg po treningu machnął 800 w 2:10, albo kilometra w 2:45...
-------------------------------------
wt: rest (ale tylko od biegania)
mastering the art of losing. even more.
- kulawy pies
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1911
- Rejestracja: 29 sie 2010, 11:38
- Życiówka na 10k: słaba
- Życiówka w maratonie: megasłaba
- Lokalizacja: hol fejmu
śr. 15km
czw. 5km mała zabawa biegowa, bardzo mała.
czw. 5km mała zabawa biegowa, bardzo mała.
mastering the art of losing. even more.
- kulawy pies
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1911
- Rejestracja: 29 sie 2010, 11:38
- Życiówka na 10k: słaba
- Życiówka w maratonie: megasłaba
- Lokalizacja: hol fejmu
poszwendałem się jeszcze parę kilometrów i zamykam tydzień 14.II-20.II.2011 szałowym kilometrażem: czterdzieści.
na weekend mam jeszcze lewe, bo lewe, ale zawsze jakieś alibi.
ale że w tym tygodniu więcej nie pobiegałem to już tylko miękkich ballsów zasługa.
no ale może to i na dobre wyjdzie.
w każdym razie chyba, kuźwa, za stary jestem, żeby zapie... 7-8h przy -5,-8 *C i jeszcze do tego sensownie trenować.
ch...
-----------------------------------------------------------------------
ostatnie cztery tygodnie, czas zacząć dietkę, a właściwie dieteczkę.
powpisuję se ważenia,żarcie i będę fajny jak dwunastoletnia anorektyczka-blogerka.
straciłem trochę nadzieję, że nabiegam coś z sensownego treningu, może chociaż nabiegam coś z głodu.
dzisiaj po przebudzeniu równe 81,0 kg.
rano: galaretka z bananami, kawałek chleba orkiszowego z olejem lnianym, pół puszki tuńczyka.
edit: obiad: kapusta z grzybami, ino sobie cebulę surową wkroiłem bo coś bez smaku ta kapusta.
za to cebula - niczego sobie, mmmmm.
już mówiłem, że jabłka są passe?
podwieczorek: lekka brukselkowa
kolacja: chleb/olej/por
tr: 2x12,5km+p
na weekend mam jeszcze lewe, bo lewe, ale zawsze jakieś alibi.
ale że w tym tygodniu więcej nie pobiegałem to już tylko miękkich ballsów zasługa.
no ale może to i na dobre wyjdzie.
w każdym razie chyba, kuźwa, za stary jestem, żeby zapie... 7-8h przy -5,-8 *C i jeszcze do tego sensownie trenować.
ch...
-----------------------------------------------------------------------
ostatnie cztery tygodnie, czas zacząć dietkę, a właściwie dieteczkę.
powpisuję se ważenia,żarcie i będę fajny jak dwunastoletnia anorektyczka-blogerka.
straciłem trochę nadzieję, że nabiegam coś z sensownego treningu, może chociaż nabiegam coś z głodu.
dzisiaj po przebudzeniu równe 81,0 kg.
rano: galaretka z bananami, kawałek chleba orkiszowego z olejem lnianym, pół puszki tuńczyka.
edit: obiad: kapusta z grzybami, ino sobie cebulę surową wkroiłem bo coś bez smaku ta kapusta.
za to cebula - niczego sobie, mmmmm.
już mówiłem, że jabłka są passe?
podwieczorek: lekka brukselkowa
kolacja: chleb/olej/por
tr: 2x12,5km+p
Ostatnio zmieniony 21 lut 2011, 21:21 przez kulawy pies, łącznie zmieniany 2 razy.
mastering the art of losing. even more.
- kulawy pies
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1911
- Rejestracja: 29 sie 2010, 11:38
- Życiówka na 10k: słaba
- Życiówka w maratonie: megasłaba
- Lokalizacja: hol fejmu
- kulawy pies
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1911
- Rejestracja: 29 sie 2010, 11:38
- Życiówka na 10k: słaba
- Życiówka w maratonie: megasłaba
- Lokalizacja: hol fejmu
1 płatki owsiane
2 3 naleśniki z warzywami
po drodze jakieś kiwi, ze trzy garście kiełków, jabłko
wystarczy że sobie chwilowo piwa odmawiam, wodę zostawiam dla koni - więc codziennie te kilkaset kalorii wpadnie w gratisie /soki owocowe, glogg, woda z cytryną i miodem, kawa z mlekiem.../
--------------------------------------
16km, w tym 10 x 170m porządnego, dającego po dupie i płucach podbiegu.
poza tym siłka, sauna, takie tam przeszkadzajki.
-------------------------------------
nabawiłem się dzisiaj saucony peregrine - 258g na niezłym traktorze.
latem będą na góry, a póki co, to sobie mogę wreszcie agresywnie podbiegi polatać na zmrożonym śniegu.
do tego jeszcze Michał dorzucił kilkenny, 173g.
sezon idzie, wyścig, kuźwa, zbrojeń czas zacząć.
--------------------------------------------------------------------------
o psychotonus dbają Acid Drinkers z Czesławem, uśmiałem się doszczętnie - nothing else matters
zdrówko
2 3 naleśniki z warzywami
po drodze jakieś kiwi, ze trzy garście kiełków, jabłko
wystarczy że sobie chwilowo piwa odmawiam, wodę zostawiam dla koni - więc codziennie te kilkaset kalorii wpadnie w gratisie /soki owocowe, glogg, woda z cytryną i miodem, kawa z mlekiem.../
--------------------------------------
16km, w tym 10 x 170m porządnego, dającego po dupie i płucach podbiegu.
poza tym siłka, sauna, takie tam przeszkadzajki.
-------------------------------------
nabawiłem się dzisiaj saucony peregrine - 258g na niezłym traktorze.
latem będą na góry, a póki co, to sobie mogę wreszcie agresywnie podbiegi polatać na zmrożonym śniegu.
do tego jeszcze Michał dorzucił kilkenny, 173g.
sezon idzie, wyścig, kuźwa, zbrojeń czas zacząć.
--------------------------------------------------------------------------
o psychotonus dbają Acid Drinkers z Czesławem, uśmiałem się doszczętnie - nothing else matters
zdrówko
mastering the art of losing. even more.
- kulawy pies
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1911
- Rejestracja: 29 sie 2010, 11:38
- Życiówka na 10k: słaba
- Życiówka w maratonie: megasłaba
- Lokalizacja: hol fejmu
EDIT (Zamotałem, przez cały trening pamiętałem i skupiałem się na tym ile ma być, udało się, a tu walnąłem głupią literówkę) 13km, w tym dyszka w XXX38:44. było 38:54
miało ciągiem być okołoprogowe 10km , ale spotkałem znajomych wspinaczy na biegówkach i wyszło 2,4km + 6min przerwy + 7,6km.
na okazję zażycia pulsometru nawet się mogę tętnem podzielić: 167-173, czyli 85%-88%HRmax, w zależności od terenu.
śnieżno, mroźno, przepięknie.
o psychotonus dba dziś Żywiołak - Psychoteka
o dziwo jest nawet w necie kawałek z koncertu, na którym byliśmy kiedyś z żoneczką: Żywiołak live piwnica 21, 2008
-----------
1: chleb orkiszowy+olej lniany+miód+twaróg, sok z buraków
--------------------------------------------------
czas do tyry
edit:
jeszcze 12km szwendania się
2 gotowana fasola
4 sałatka z czerwonej kapusty z prażonymi pestkami dyni i ananasem,
5 sok z marchwi, kakao.
zdrówko
miało ciągiem być okołoprogowe 10km , ale spotkałem znajomych wspinaczy na biegówkach i wyszło 2,4km + 6min przerwy + 7,6km.
na okazję zażycia pulsometru nawet się mogę tętnem podzielić: 167-173, czyli 85%-88%HRmax, w zależności od terenu.
śnieżno, mroźno, przepięknie.
o psychotonus dba dziś Żywiołak - Psychoteka
o dziwo jest nawet w necie kawałek z koncertu, na którym byliśmy kiedyś z żoneczką: Żywiołak live piwnica 21, 2008
-----------
1: chleb orkiszowy+olej lniany+miód+twaróg, sok z buraków
--------------------------------------------------
czas do tyry
edit:
jeszcze 12km szwendania się
2 gotowana fasola
4 sałatka z czerwonej kapusty z prażonymi pestkami dyni i ananasem,
5 sok z marchwi, kakao.
zdrówko
mastering the art of losing. even more.
- kulawy pies
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1911
- Rejestracja: 29 sie 2010, 11:38
- Życiówka na 10k: słaba
- Życiówka w maratonie: megasłaba
- Lokalizacja: hol fejmu
skoro mamy już piątek, to znaczy że pękła już setka w tym tygodniu.
wczoraj dwadzieścia, a dzisiaj nie-dwadzieścia. jutro też będzie nie-dwadzieścia, ale z tych szybszych.
muszę się pochwalić
/wesoło pogwizduje i podskakuje na jednej nodze:/
wczoraj miałem kryzys! wczoraj miałem kryzys!
wieczorem po elegancko kulinarnie spędzonym dniu zjadłem jednego 'michałka'.
a potem jeszcze czternaście
jeśli dobiję w tym tygodniu, tak jak planuję do okolic 150km, to wyjdzie idealnie michałek/10km. i to jest odpowiednia ekonomia biegu, tak sobie myślę, tak.
chyba, że dzisiaj znów weźmie mnie ochota na jednego michałka...
zdrówko
wczoraj dwadzieścia, a dzisiaj nie-dwadzieścia. jutro też będzie nie-dwadzieścia, ale z tych szybszych.
muszę się pochwalić
/wesoło pogwizduje i podskakuje na jednej nodze:/
wczoraj miałem kryzys! wczoraj miałem kryzys!
wieczorem po elegancko kulinarnie spędzonym dniu zjadłem jednego 'michałka'.
a potem jeszcze czternaście
jeśli dobiję w tym tygodniu, tak jak planuję do okolic 150km, to wyjdzie idealnie michałek/10km. i to jest odpowiednia ekonomia biegu, tak sobie myślę, tak.
chyba, że dzisiaj znów weźmie mnie ochota na jednego michałka...
zdrówko
mastering the art of losing. even more.
- kulawy pies
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1911
- Rejestracja: 29 sie 2010, 11:38
- Życiówka na 10k: słaba
- Życiówka w maratonie: megasłaba
- Lokalizacja: hol fejmu
chłopaki kierownictwo GP Poznania, coby dogodzić ludowi (na okoliczność Trzemeszna w ubiegłym tygodniu) przełożyli 5 edycję GP na dzisiaj.
jako żem typowy lud, dogadzania w ogólności nie lubię. i tak mi wypadła pierwsza nieobecność w historii 11 edycji gp.
konkretnie to na 26.02 wyczaiłem imprezę bieg górski Leszno-Grzybowo 2011.
przy okazji wizyt u teściów parę razy biegałem w okolicach (na Osieczną), gór co prawda nie widziałem - no ale jeśli jest "górski" w nazwie, i do tego 70km od domu, to trzeba startować.
jak pisze Robert Banach* na swoim blogu:
Za niespełna miesiąc tj. 26.02 w Lesznie odbędzie się bieg górski o nazwie "Leszno-Grzybowo 2011". Zapraszam wszystkich serdecznie do sprawdzenia swojej aktualnej dyspozycji. Trasa biegu jest mi doskonale znana, gdyż w większości pokrywa się z "moją" pętlą crossową. Myślę, że w ciągu tych 10km jest do pokonania blisko 200m przewyższenia, a trasa w całości wiedzie po drogach i ścieżkach leśnych. Jeśli kogoś rozśmieszyło hasło "bieg górski", to niech spróbuje się na tej pętli i później porozmawiamy:)
nic dodać.
śnieg fragmentami przetykany piachem i całkiem miłe góreczki.
* biegacz na orientację, były mistrz świata juniorów, obecnie biegający trener.
---------------------------------------------------------------------------------------
no i to było pierwsze zaskoczenie - górki jednak były.
drugim zaskoczeniem był fakt, że chyba pierwszy raz w historii mojego biegania tak dosadnie zlali mnie orientaliści (których w dodatku pierwszy raz na oczy widziałem):
1 Wojciech Kowalski, wojskowy wicemistrz świata na orientację
2 Rzeczony Robert Banach
3 <zaopomniałem nazwiska, ale zdaje się z grunwaldu poznań>
no i dopiero ja, po heroicznej walce o obronę czwartego miejsca (jakkolwiek by to zabawnie nie brzmiało - ale tak było ). z pewnie minutową stratą do trzeciego.
cudowna aura, piękna i bardzo wymagająca (no dobra, jak na Wielkopolskę) trasa bez grama asfaltu, walka do samej mety.
no i miejsce, najbardziej nakręcające do dalszego treningu.
po biegu ciepła herbata, a potem pyszny obiad made by Teściowa.
nic mi więcej w bieganiu do szczęścia nie potrzeba. naprawdę.
zdrówko
jako żem typowy lud, dogadzania w ogólności nie lubię. i tak mi wypadła pierwsza nieobecność w historii 11 edycji gp.
konkretnie to na 26.02 wyczaiłem imprezę bieg górski Leszno-Grzybowo 2011.
przy okazji wizyt u teściów parę razy biegałem w okolicach (na Osieczną), gór co prawda nie widziałem - no ale jeśli jest "górski" w nazwie, i do tego 70km od domu, to trzeba startować.
jak pisze Robert Banach* na swoim blogu:
Za niespełna miesiąc tj. 26.02 w Lesznie odbędzie się bieg górski o nazwie "Leszno-Grzybowo 2011". Zapraszam wszystkich serdecznie do sprawdzenia swojej aktualnej dyspozycji. Trasa biegu jest mi doskonale znana, gdyż w większości pokrywa się z "moją" pętlą crossową. Myślę, że w ciągu tych 10km jest do pokonania blisko 200m przewyższenia, a trasa w całości wiedzie po drogach i ścieżkach leśnych. Jeśli kogoś rozśmieszyło hasło "bieg górski", to niech spróbuje się na tej pętli i później porozmawiamy:)
nic dodać.
śnieg fragmentami przetykany piachem i całkiem miłe góreczki.
* biegacz na orientację, były mistrz świata juniorów, obecnie biegający trener.
---------------------------------------------------------------------------------------
no i to było pierwsze zaskoczenie - górki jednak były.
drugim zaskoczeniem był fakt, że chyba pierwszy raz w historii mojego biegania tak dosadnie zlali mnie orientaliści (których w dodatku pierwszy raz na oczy widziałem):
1 Wojciech Kowalski, wojskowy wicemistrz świata na orientację
2 Rzeczony Robert Banach
3 <zaopomniałem nazwiska, ale zdaje się z grunwaldu poznań>
no i dopiero ja, po heroicznej walce o obronę czwartego miejsca (jakkolwiek by to zabawnie nie brzmiało - ale tak było ). z pewnie minutową stratą do trzeciego.
cudowna aura, piękna i bardzo wymagająca (no dobra, jak na Wielkopolskę) trasa bez grama asfaltu, walka do samej mety.
no i miejsce, najbardziej nakręcające do dalszego treningu.
po biegu ciepła herbata, a potem pyszny obiad made by Teściowa.
nic mi więcej w bieganiu do szczęścia nie potrzeba. naprawdę.
zdrówko
mastering the art of losing. even more.
- kulawy pies
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1911
- Rejestracja: 29 sie 2010, 11:38
- Życiówka na 10k: słaba
- Życiówka w maratonie: megasłaba
- Lokalizacja: hol fejmu
tak mnie w sobotę rozanieliło, że już trzeci dzień z tego szczęścia nie biegam.
dziś rozanielenie sięgnęło zenitu zenitu, azaliż za bilety narodowego banku polskiego nabyłem piwo niepasteryzowane marki "kasztelan", sztuk: jeden.
dziwnie się czułem wychodząc ze sklepu z jednym jedynym piwem.
chyba jednak się starzeję.
dziś rozanielenie sięgnęło zenitu zenitu, azaliż za bilety narodowego banku polskiego nabyłem piwo niepasteryzowane marki "kasztelan", sztuk: jeden.
dziwnie się czułem wychodząc ze sklepu z jednym jedynym piwem.
chyba jednak się starzeję.
mastering the art of losing. even more.