Aśka: back for my back ;)

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
Aśka
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 693
Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
Życiówka na 10k: 01:01:11
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Toronto

Nieprzeczytany post

WT 14.12.2010.
Obrazek
Czas: 34 min.
Dystans: 5 km
Tempo: 06'55''

Zaokrąglam, tylko tempo wpisuję dokładnie takie, jak mi mój sprzęcik pokazuje, bo mi się nie chce (i chyba niepotrzebne to w moim przypadku ;) ) tak super-hiper dokładnie wpisywać, co do sekundy, co do metra :D


A poza tym, hmmm... Ciężko mi tyłek ruszyć do innych ćwiczeń coś ostatnio, ale ruszyć się trza, bo lubię efekt ;) Jakoś tak lepiej i łatwiej się chodzi i robi wszystko, jak się nieco więcej siły i elastyczności ma :)
New Balance but biegowy
Awatar użytkownika
Aśka
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 693
Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
Życiówka na 10k: 01:01:11
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Toronto

Nieprzeczytany post

chciałam tylko powiedzieć, że biegam, ale nie mam kiedy pouzupełniać wpisów. niedługo albo uzupełnię, albo zrobię to dopiero po powrocie z tzw. urlopu, tj. styczeń.

niemniej, biegam, nie aż tak dużo, od 5 do 10 km w minionym tyg. (w sensie: na raz, sumarycznie nieco więcej, rzecz jasna ;) ), bo próbuję cokolwiek wykroić czasowo po prostu, niemniej staram się przynajmniej wyjść i chociaż te pół godz. machnąć, co się na szczęście udaje ;)

ale czasu na pisanie mniej, niemniej jak wir pracowo-świąteczny minie, grzecznie wrócę opisywać zmagania ;)


na wszelki wypadek Wesołych Świąt już wszystkim życzę jednak i Wielkich PrzeBiegów w roku kolejnym ;)
Awatar użytkownika
Aśka
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 693
Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
Życiówka na 10k: 01:01:11
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Toronto

Nieprzeczytany post

Dzień dobry :)

Z uzupełnienia informacji nic nie wyszło, bo wyjechałam na tzw. urlop i postanowiłam nie zaglądać do kompa.

Urlop w polskich Tatrach, więc chodziłam po górach, jeździłam na desce... Taaa, jasne... Grypsko mnie dorwało jakieś syficzne, wprawdzie szybko dość minęło, ale nie obeszło się bez rozmów z Wodzem Wielkie Białe Ucho, więc syf wyjątkowo syficznie syficzny. Efekt: kilka fajnych spacerów zaliczonych, owszem (3? 4?...), stok zaliczony raz - niedługo, godzinka z okładem, bo raz, że sama nie jeździłam wieki, to w dodatku mój facet początkujący absolutnie i nie warto było przeginać, żeby się nie zniechęcać :spoko:
Grypa moja pozwoliła nam spokojnie odpocząć kilka kolejnych dni (pierwszy Sylwester od dzieciństwa, spędzony przed TV - ciekawa sprawa, same Keviny i inne durne polskie komedie...), potem udało nam się zaliczyć Morskie Oko (ech, cudnie, panie, cudnie! i prawie zero ludzi, bośmy pod wieczór niemal szli, nawet 2 wilki spotkaliśmy - stracha się najedliśmy przy okazji tak ciut ciut, bo we dwójkę w ciemnym lesie, sami, cicho, pusto... dobrze, że dognała nas ekipa radosnej i pokrzykującej młodzieży, to wilcy uciekły i razem już poszliśmy na dół - raźniej, oj, raźniej :D), i dla odmiany choroba przykuła do wyra mojego faceta.
Także aktywnie było, że ho-ho, ale przynajmniej piękne widoki za oknem :)

No i wesoło generalnie, bo w domu nowy lokator, a właściwie lokatorka. Mamy już większego psa, nieco mniejszego kota, a teraz doszedł mały psiaczek, który miał być u nas jako tymczas, a został na stałe. Jest cudna, śliczna, wariat i łobuz, jakich mało, i co najważniejsze: nasza już nieco dojrzalsza 4-letnia panienka, która gnuśniała nieco, biegając ze mną wprawdzie, ale wyczekując na nas długie godziny w samotności (bo kot jest, ok, ale na parapecie śpi cały dzień, z przenosinami na łóżko czy inną kanapę ewentualnie...), ożywia się ewidentnie przy szczylu :D
Bawią się razem, starsza młodszą równo ustawia, ale też przeciągają się liną, przewalają po całym mieszkaniu i generalnie szał.
W Zakopcu poszliśmy razem na kilka spacerków - mała wokół dużej jak satelita, smyczy nie trzeba (tylko na ulicy, bo gdyby prysnęła pod koła, to oj!), no i gałązki, szyszeczki, kałuże, śnieżek! Fajnie to wszystko odkrywać na nowo z małym psiakiem, bo duży nadal się cieszy, ale już nie nowość i już wszystko wie - więc inne jakieś takie poczucie ;)



Ok, to teraz do biegowej rzeczy, żeby nie było, że tylko lajf swój streszczam ;)

Tu dwie nowości. duże nowości :D jaram się i się lękam się, ale co nas nie zabije, to wzmocni, tak?

NOWOŚĆ 1: Garmin 310 pod choinkę. Tu się jaram niezwykle i będę sobie powolutku odkrywać, co to też ma za bajery. Dopiero dziś mam dostęp do kompa, ale nie wiem, czy zdołam choć cokolwiek zrobić w kwestii ustawiania i analizowania wszelkich ciekawostek, bo sajgon w chałupie i mnóstwo ogarniania przed jutrzejszą robotą. Tak czy siak: najbardziej mnie chyba cieszy wcale nie jakiś super-extra-hiper bajer, tylko... że to-to ma ekran, co to może non-stop lekko świecić, bo przy pogodzie, jaka za oknem, nike+ stawał się nieczytelny przez durny brak światełka.
Inne cuda - dopiero poodkrywam, niektóre już odkryłam, aczkolwiek zapewne jeszcze trochę mi zajmie, zanim zobaczę, czym to się tak dokładnie je. Chwilowo apetyt rośnie ;)

NOWOŚĆ 2: ekhem, się lękam powiedzieć aż... jeden pan kolega powiedział, żem zgłupiała do cna, chociaż mniej dosadnych słów litościwie określił :spoczko:
zgłosiłam się do akademii triathlonu, przyjęli mnie, obiecali, że pod okiem trenera na mecie nie umrę, tylko dobiegnę/dopłynę/dojadę szczęśliwa... We wtorek pierwszy trening; będę zdawać relacje na bieżąco, mam nadzieję.
Obiecują, że każdy debiutant da radę, moje parametry i "osiągi" opisałam skrupulatnie, żeby nie było, że zginę śmiercią zawałową - dali zielone światełko, a skoro się znają, to chyba się znają, co?
Teraz jeszcze tylko nie wiem, jak sobie ustawić moje parkowe bieganie, bo nie wiem, jak dokładnie będą rozłożone treningi w tygodniu, ale mam nadzieję, że szybko sobie ułożę wszystko. Jutro idę na jakąś godzinkę moim klasycznym tempem z tętnem 140, we wtorek się widzę z trenerem i mam nadzieję, że wszystko mi powie i na wszystkie wątpliwości odpowie.
A szanownych Państwa bardzo proszę o trzymanie kciuków - żebym wytrwała w treningach, żebym w pięknym czasie :uuusmiech: (ok, ok, w jakimkolwiek wyznaczonym jako limit...) ukończyła wszystkie 3 etapy biegu, a potem, może i padła na chwilkę, lecz wstała szczęśliwa ;)


wsjo na dziś.

:)
Awatar użytkownika
Aśka
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 693
Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
Życiówka na 10k: 01:01:11
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Toronto

Nieprzeczytany post

test
.......


edit: chciałabym wrzucić w stopkę albo przynajmniej do postów, bo mi się już nie chce wrzucać danych na run-loga :D, więc teraz sobie poedytuję ten post ze 100 razy ;))


edit nr 15345345:
kiszka, nie da się nawet RSS ustawić porządnie, samą turystykę mi uwzględniał, w pomocy nic nie ma, więc olewam temat, olewam też wszystkie inne dzienniczki i już tylko w garmin connect się bawię, żeby życia przed kompem nie spędzać ;)
Awatar użytkownika
Aśka
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 693
Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
Życiówka na 10k: 01:01:11
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Toronto

Nieprzeczytany post

No, pierwszy trening z garminkiem moim ślicznym ;) za mną. Wprawdzie mały klops, bo w Zakopcu zostawiłam czujnik tętna (mam nadzieję, że tam, bo jak tam, to do odzyskania, jak gdzieś w drodze jakimś cudem wypadł, to ponad 2 stówy do wydania :/).
Założyłam więc stary pulsometr, niemniej jakoś szczególnie nie przejmowałam się tym razem wskazaniami, biegłam tak, żeby lekko poczuć - wychodziło tętno w okolicach 150. Czuję się lepiej, niż przy tych 140, bo mam wrażenia nieco, że pobiegałam :D

Obrazek
Wklejam dane z garmina:
Czas: 00:49:51
Dystans: 6.22 km
Mapka: http://connect.garmin.com/activity/62814599

I od razu mówię, że chyba nieco dokładniej mierzy, niż Nike, który wprawdzie w biegu ulicznym pokazał mi odległość niemal idealną, ale odnoszę wrażenie, że na górkach, pagórkach i innych ścieżkach trochę się myli.

Obrazek
Jeja, masakra! Ok, temperatura mi odpowiada, nie muszę zakładać 3 ton ciuchów, tylko dwie ;), ale co się dzieje na ścieżce, zasługuje na elaborat... Śnieg byłby fajny, ale ten lód, błoto... I psie kupy centralnie na chodnikach... Jak można przynajmniej w krzaki psa nie zaprowadzić?
Trudno się mówi i omija się dalej :spoczko:

Podsumowując, fajnie znowu sobie pobiegać, długą przerwę miałam, ale już z powrotem w ryzach wszystko :hej:
Awatar użytkownika
Aśka
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 693
Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
Życiówka na 10k: 01:01:11
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Toronto

Nieprzeczytany post

Pierdykam, fajnie! :)
Wprawdzie z kilkunastu osób byłam niemal najwolniejsza, ale kurde frajda jest! :D

Szczegóły:

Obrazek
Czas: 00:46:10
Dystans: 6.80 km
Śr. tempo: 06:47 min/km
(ostatnio było 08 moim radosnym truchtem z tętnem 140 - coś mi mówi, że kilogramy jednak w końcu polecą, nie bacząc na teorie, tylko na ogólne zasapanie ;) mam nadzieję, w każdym razie, bo chwilowo cel główny celem głównym, niezależnie od wszelkich startów ;) )
Mapka: http://connect.garmin.com/activity/63007050

Zaczęło się od tego, że się spóźniłam i nie mogłam nikogo znaleźć, bo podjechałam od złej strony, zaczęłam więc - wisząc na telefonie do organizatorów ;) - lekkim truchcikiem, w ramach poszukiwań. Jak wreszcie się znaleźliśmy, ekhem, no, tempo mi podskoczyło nieco ;)
To raz. Dwa: wszystkich tych "debiutantów" zobaczyłam i mi mina nieco zrzedła - tylko ja mam sylwetkę mało biegową, po reszcie widać, że nie śpią przed TV generalnie :)

Zrobiliśmy dwie pętle po 3 km z okładem. Od razu wydzieliły się dwie grupki: jedna poleciała szybciej (moim tempem startowym z jedynego mojego startu w życiu jak dotąd...), druga wolniej. Najpierw goniłam panów (bo ze mną tylko 3 kobity w sumie, reszta faceci; wiek w czapkach i po ciemku niezbyt rozpoznawalny, ale przewaga starszych ode mnie na bank, nieraz i sporo starszych - więc 1. szacun :D, 2. mam czas, żeby gonić :spoczko: ), i całkiem nieźle udało mi się deptać im po piętach.
Chwila rozciągania (trener pokazywał wszystkim, co i jak, stąd w przerwie, żeby każdy miał szansę - a nie pod koniec tylko z tymi, co dobiegną najszybciej - miło :)), i druga pętla. Tu już zostałam w wolniejszej grupce jednak, bo nie ma co wyzionąć ducha na pierwszym treningu - wystarczy, że czuję wszystko dosłownie, nogi, tyłek, ręce nawet.
Oj, zatruchtałam się ostatnio, zatruchtałam! :D Dobrze, wreszcie nieco kopa w tyłek dostanę i podyszę wprawdzie, posapię, ale z pewnością z korzyścią tylko i wyłącznie.

Fajnie, bo mimo, że trochę sobie dworowali panowie z nas-żółwi, to jednak i zagrzewali nieco, pocieszając, że szybko wyniki poprawimy, że lepiej z szybszymi, etc. itd., i takich różnych miłych tekstów padło, więc przyjemnie bardzo, mimo czerwonej jak burak z wysiłku twarzy i wielkiego zawstydzenia, że ja młoda, kurde, zdrowa, sprawna... no, na bank w gronie znajomych biegająca jak zawodowiec... a tu niemal na szarym końcu...

Rzecz jasna, jak tak biegłam z całych sił, to nie raz, nie dwa, ale tych razy pięćset przemknęła mi myśl, czy ja na pewno aby dobrze robię, czy dam radę w czerwcu triathlon nie tylko ukończyć w tydzień, ale i zmieścić się w limitach czasowych... Z wątpliwościami podeszłam do trenera, ale pocieszył, że mam ćwiczyć pilnie i bacznie i będzie dobrze. Skoro on ukończył, to i ja ukończę :D Jeje! :spoczko:

Tym radosnym akcentem kończę, baaaaaaaaaaaaaaardzo zadowolona, że się na rzecz całą zapisałam, i z wielką nadzieją, że teraz może i coraz ciężej, bo wcale nie lżej, ale milej i fajniej i coraz bardziej satysfakcjonująco będzie :D
Awatar użytkownika
Aśka
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 693
Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
Życiówka na 10k: 01:01:11
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Toronto

Nieprzeczytany post

czwartek 13.01.2011.

Rześko ;) Fajna pogoda - tak nie za ciepło, nie za zimno, idealnie. Mój domowy termometr, który zawsze pokazuje inaczej, niż piszą w necie (tv niet, więc nie wiem, co mówią w tv ;) ), wskazał +5, ale mam wrażenie, że jednak trochę chłodniej jest. Tak czy siak: idealne :))

Obrazek
Dziś biegłam po parku, który wreszcie wyremontowali (może zresztą już jakiś czas temu - zniechęcona wiecznym remontem przestałam się w tę okolicę zapuszczać), ale spektakularnych efektów nie widać. Ot, zrobili oczko wodne i niebieski płotek, z obiecanego wybiegu dla psów nici.
W sumie - będzie nieco polityki od rana, a co ;) - przestaję liczyć na cokolwiek, co ktokolwiek, że tak powiem, "obieca". Ścigamy się wciąż, żeby tę Europę doścignąć, gnamy za Stanami, a pewnie jak się wyjedzie na jakieś światowe zadupie, będzie tam większa cywilizacja, niż w naszym bufoniastym kraju.

Wkurzam się, bo dyskusji o psich kupach i psich smyczach i kagańcach od pierona, ale wybiegu dla psa w naszym kraju nie widziałam, a przeprowadzałam się już między 4 miastami, w tym w 2 z tych 4 miast miejsce zamieszkania (a więc i dzielnice czy inne osiedla) zmieniałam średnio kilka razy. W cywilizowanym kraju średnia wskazywałaby, że co najmniej kilka psich wybiegów ujrzę na oczy, ale u nas zero. Jeje! Kurde :/

Dobra, o treningu miało być - bo poza tym humor mam dobry, tylko mnie ten wybieg zirytował.


Tu dzisiejsze zestawienie:

Dystans: 9.20 km
Czas ruchu: 01:02:32
Śr. tempo: 06:50 min/km
- starałam się biec szybciej, niż na moich solowych treningach, ale nie udało mi się utrzymać takiego tempa, jak na wtorkowym treningu z Akademią Triathlonu ;) EDIT: wow, jednak średnia prawie taka sama! juhuuuuuuu, idę pić :D
Mapka: http://connect.garmin.com/activity/63200723

Zrobiłam sobie podział na okrążenia, żeby mieć pogląd, jak mi się zmienia w czasie biegu:
czas km tempo
1 00:13:40 2.17 06:17 - dobiegnięcie do parku i pierwsze kółko
2 00:09:19 1.44 06:27 - kółko duże
3 00:10:02 1.47 06:49 - ''
4 00:10:02 1.41 07:06 - ''
5 00:09:29 1.38 06:52 - ''
6 00:10:22 1.32 07:50 - małe kółko i powrót do domu

Wsjo na dziś, czas mnie goni, więc szałer i spadam do roboty.
Awatar użytkownika
Aśka
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 693
Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
Życiówka na 10k: 01:01:11
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Toronto

Nieprzeczytany post

hmm, no i zabraknie mi etykietek :D

część druga dzisiejszego dnia:

Obrazek BASEN

Pierwszy trening na basenie za mną, czas: godzina.
Kiedyś pływałam sporo, zdecydowanie wyłącznie żabką, dzisiaj wreszcie uczyłam się kraula :D

Bardzo fajnie, bardzo fajne podejście trenera: wyłuskał, kto jak pływa i każdy miał zadania dostosowane do swojego poziomu. Poziomy były zasadniczo dwa, ja w tym "mniej zaawansowanym" :spoczko: - i tu myślałby kto, że się podział skończy, ale nie. Po kilku basenach się okazywało, że ktoś sobie radzi lepiej z czymś, gorzej z czym innym - i miał dalej inne ćwiczenia zadawane. Baaaardzo fajna sprawa :)

Także się cieszę znów niebywale, bardzo zadowolona jestem.

Znowu mnie dopingowali chłopaki (tym razem jedyna baba byłam, inne pewnie w innej grupie są - pływanie mamy w mniejszych grupkach), także od tej strony też bardzo miło.

Słowem: drugi trening, drugi pozytyw wielki :)


Jutro rower - moja wieloletnia licealna miłość, oj wieeeeeeeeeloletnia. Tyle, że zarzucona po przeprowadzce do miasta (mieszkałam w Tatrach, echhh...), nieco jeszcze jeździłam do szkoły, później do pracy, ale gdzie miejski ruch, a gdzie Chochołowska...
Nic to, ważne, że jakaś namiastka :)
Awatar użytkownika
Aśka
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 693
Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
Życiówka na 10k: 01:01:11
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Toronto

Nieprzeczytany post

piątek 14.01.2011

Obrazek BIEGANIE

Dziś krótko, bardziej potruchtałam, w ogóle nic mi się nie chciało, więc dobrze, że musiałam iść z psem tak czy siak, a jak już poszłam, to i pobiegłam co nieco. Ale nie chciało mi się strasznie strasznie, bo dzisiaj dzień był (już od wczoraj) taki jakiś ch...wy ogólnie. Niemniej, cokolwiek zrobione:
Czas: 00:21:07
Dystans: 2.87 km
Mapka:
http://connect.garmin.com/activity/63336603



Obrazek ROWER

Pierwszy trening na rowerach dziś mieliśmy w ramach Akademii - całkiem spoko. Niecała godzinka, bo się spóźniłam (w ramach noworocznych postanowień: NIE BĘDĘ SIĘ SPÓŹNIAĆ... Dam radę to wypracować, dam na bank do końca roku - najtrudniejszy mój cel, ale w końcu umówmy się, że nie niemożliwy do realizacji... :bleble:
Ubrałam się nieco za ciepło, w długie rękawy i nogawki, więc spociłam się mocno - ale może to zadziała przy okazji na moje "radosne" kilogramy :D Następnym razem jednak zdecydowanie muszę pamiętać, że mam się ubrać nieco lżej :/



A teraz się pakuję i spływam w trasę - jutro szkoła w Łdz.
Awatar użytkownika
Aśka
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 693
Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
Życiówka na 10k: 01:01:11
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Toronto

Nieprzeczytany post

pn 17.01.2011

ObrazekSIŁOWE
45 min. zestawu z dvd (Tamilee Webb konkretnie, gdyby kogoś interesowało ;) ), tj. nogi, ramiona, brzuch po 15 minut

ObrazekBASEN
czas: 50 min.
odległość: 1 km :) czyli do czerwca muszę przyspieszyć dwukrotnie, aaaaaaaaaa! ale ok, ćwiczyłam sobie nogi do kraula, ręce do kraula, usiłowałam samego kraula pół basenu z oddechem na prawą stronę, pół - na lewą, w ramach odpoczynku plecy i żabka.
10x 2 odległości basenu, basen 50 m, więc kilometr się uzbierał ;)
Awatar użytkownika
Aśka
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 693
Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
Życiówka na 10k: 01:01:11
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Toronto

Nieprzeczytany post

18.01.2011

ObrazekBIEGANIE

jeden trening dziś, podzielony na dwie części:

1) bieg ciągły - chociaż równo mi to nie wyszło, ale mniej więcej:
Mapka: http://connect.garmin.com/activity/64004481
Czas: 00:34:21
Dystans: 5.57 km
Śr. tempo: 06:09 min/km
- WOOOOOOOOOOOOOOOW! :D Dziś była dwójka trenerów - Tomek biegał z szybszymi chłopakami, Ola biegała z wolniejszą grupką, tj. 2 kobitki, 1 chłopak i ja. Miałam kłopot taki, że szybka grupka jest dla mnie za szybka, wolna z kolei - zbyt wolna i nie ma sensu ani, żebym ducha wyzionęła, ani żebym na treningu odpoczywała, więc biegałam sama między nimi. Efekt: moje najszybsze tempo treningowe! Szybsze, niż ostatnio o pół minuty! JUHUUUUUU! A czułam się ok - tak, że poczułam, ale nie padałam na ryj, za przeproszeniem ;)
Śr. tętno: 154 uderzenia/min
Maks. tętno: 168 uderzenia/min


2) podbiegi, potem trucht; razem:
Mapka:
http://connect.garmin.com/activity/64004486
Czas: 00:13:03
Dystans: 1.60 km
Śr. tętno: 144 uderzenia/min
Maks. tętno: 166 uderzenia/min


W czwartek biegam sama, w sobotę i niedzielę trening z trenerami :)
Ustaliłyśmy z Olą, że będę sobie biegać w jej grupce, ale własnym tempem, żeby nie tracić, tylko zyskiwać na treningach. Bardzo mi to odpowiada, bo chociaż trenowanie w grupie przyjemne jest, to chcę korzystać na maxa, rzecz jasna :))

Ok, odpoczęłam, jeszcze chwilkę sobie posiedzę przed kompem, i się muszę porządnie porozciągać, bo chociaż rozciągaliśmy się po bieganiu, to czuję, łoj, czuję ;) Fajnie tak czuć :D



Info z innej beczki: zedytowałam pierwszy post - tak, żeby przy kolejnych celach były odnośniki od razu do miejsca, w których o realizacji konkretnego celu zaczynam pisać. Myślę, że ułatwi to sprawę tym, którzy nie chcą czytać bloga od początku, ale od konkretnego momentu właśnie, bez przedzierania się przez meandry stron i postów w poszukiwaniu jakiejś konkretnej części ;)
Awatar użytkownika
Aśka
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 693
Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
Życiówka na 10k: 01:01:11
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Toronto

Nieprzeczytany post

19.01.2011, środa

ObrazekSIŁOWE

Rano: 45 min. siłowych, tj. z kasetą po 15 min. nogi, ramiona/plecy, brzuch


ObrazekSPINNING

Wieczorem: 50 min. spinningu.


Na spinning poszłam do jakiejś osiedlowej siłowni i czułam się, jakby cała recepcja miała jedną rozrywkę: gapić się na tę dziwną dziewuchę, co to siedzi sama i kręci pedałami... Recepcja ustawiona tak, że akurat na salkę "rowerową" drzwi wychodzą bezpośrednio, a że w recepcji wiele do roboty nie mieli, to wiadomo, że każde urozmaicenie warte uwagi... Dobrze, że sobie muzykę wzięłam na uszy i mogłam się nieco odgrodzić, bo jestem przyzwyczajona nie zwracać uwagi na ludzi, jak biegam, ale w parku jakoś tak więcej przestrzeni dookoła, a tu... No, dziwaczne nieco uczucie... Także na tę siłownię już nie wracam, szukam kolejnej miejscówy do moich treningów (nie wszystkie mamy z grupą, a żeby nie zostać w czerwcu na szarym końcu, trochę trzeba potrenować ;))
Awatar użytkownika
Aśka
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 693
Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
Życiówka na 10k: 01:01:11
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Toronto

Nieprzeczytany post

20.10.2011 czwartek

ObrazekBIEGANIE
Czas: 00:55:22
Dystans: 6.54 km
Mapka:
http://connect.garmin.com/activity/64256704
Za radą trenera, zrobiłam dziś kilka podbiegów pod moczydłowską górkę, potem odpoczynek po płaskim, potem znowu górka - to w garminie kliknęłam jako LAP 1. LAP 2, z kolei, to 6 czy 7 szybkich 20-sekundowych biegów z przerwami marszowymi pomiędzy, LAP 3 = powrót truchcikiem do domu. Wklejam: czas, odległość, średnie tempo (które ma tu mało sensu, bo raz biegnę, raz idę, raz wbiegam pod górkę, raz zbiegam etc., ale niech będzie ;)):
1 00:39:50 4.32 09:13
2 00:09:06 1.08 08:24
3 00:09:49 1.13 08:40

Wrażenia? Hmmm, przede wszystkim: mój pies to ma fajnie, kurka! Ja jeden podbieg, ona w międzyczasie 10 kółek wokół mnie, o promieniu... No, sporym ;)
Poza tym buty całe mokre, bo śnieżek napadał, ale szybko przestałam na to uwagę zwracać ;)
No i fajnie, że coś poza bieganiem po płaskim, że jakieś akcenty czy jak to się fachowo zwie - od razu ciekawiej ;)


Poza tym:
Obrazek
Kupiłam "Bieganie metodą Danielsa" i będę się zagłębiać w lekturę ;)


ObrazekBASEN
Godzinka z trenerem.
Założyłam dziś na chwilę płetwy na nogi - ja pierdziu! Różnica mega, szkoda, że na zawodach nie można używać :/
Ale podobno warto z nimi trenować, bo łatwiej trenować technikę - więc trzeba będzie zakupić niedługo.
Awatar użytkownika
Aśka
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 693
Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
Życiówka na 10k: 01:01:11
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Toronto

Nieprzeczytany post

Z INNEJ BECZKI - KUCHENNEJ, MIANOWICIE ;)

W jednym z wątków właśnie podrzuciłam dwa smaczne przepisy - wrzucę i tu, bo kiedyś obiecałam, że jak jakiś przepis będę mieć w zanadrzu, to się podzielę, żeby Wam było łatwiej zmniejszyć ilość mięcha i nabiału w Waszym mięsożernym życiu ;)

Obrazek


tu pasztet:
pasztet z soczewicy
dodam, że to jest trzecia wersja przepisu, może ulec kolejnym modyfikacjom - więc jeśli widzicie coś szczególnie wartego poprawy - dajta znać. metodą prób i błędów w końcu wyjdzie przezajebiaszczy

składniki (na 2 foremki keksówki, my mamy niewielkie):
- soczewica - ok. 400 g (suchej). najlepiej wymieszać zieloną i czerwoną
- 2 cebule (posiekane)
- 4-5 ząbków czosnku (zmiażdżone)
- olej roślinny (łyżka-dwie)
- przyprawy: chilli, gałka muszkatołowa, zmielona kolendra, natka pietruszki i co tam kto ma w kuchni (np. świeża bazylia, oregano)
- ok. 4 spore łyżki mąki kukurydzianej (a wersji nie vegan: jajko i 2 łyżki mleka)
- ok. 1,5 l bulionu warzywnego (może być przygotowany ze świeżych warzyw - potem się je zmiksuje z resztą :))
- masło i bułka tarta (do wysmarowania i obsypania foremek) - masło w wersji vegan albo zwykłe, rzecz jasna

olej wlewamy do dużego garnka, na to wrzucamy cebulę i czosnek, podsmażamy. dodajemy przyprawy i jeszcze z pół minutki obsmażamy wszystko razem.
do garnka wlać bulion, wsypać soczewicę i zagotować (ok. 20 minut - tak, żeby soczewica była miękka).
odcedzić nadmiar płynu - i tu ważna uwaga. przy trzecim podejściu zamiast odcedzać tak, że mi niemal sucha masa zostawała, zostawiłam wielką mokrą papkę. wyszło zdecydowanie najlepiej (przy poprzednich wersjach musieliśmy kroić pasztet na kawałki, mieszać w miseczce z wodą i dopiero dało się jeść jakoś. teraz bez ceregieli można gotowy od razu wrzucić na kanapkę).

blenderem zmiksować wszystko na papkę, dorzucając mąkę kukurydzianą (lub jajko i mleko) i natkę pietruszki.

przygotować foremki (natrzeć masłem, obsypać bułką), wlać masę i obłożyć od góry folią aluminiową (szybko się przypala).
piec w piekarniku nagrzanym do 200 st. przez ok 45 minut (taki czas sprawdza się w kombiwarze, ale nie wiem, czy w piekarniku nie trzeba czasem potrzymać nieco dłużej).

zostawić w foremce na pól godzinki, a trzymać najlepiej w lodówce :)
spokojnie można zamrażać - zrobiliśmy tak z drugą foremką. wystarczyło wrzucić znów do piekarnika (170 st., czas chyba ok. 30 min., nie pamiętam) i smakuje tak samo :))

wsjo.


zupa z soczewicy - szybko i łatwo



1. do dużego gara --> cebula i czosnek, podsmażyć na oleju, dodać przyprawy (duuużo gałki muszkatołowej, kurkuma, sól, pieprz, kostka do zupy - my używamy takiej lajtowej wersji bez E-1500 etc. i glutaminianu i to samo polecam :)) proszek raczej, niż kostka; plus natka pietruszki, papryka, chilli i co se kto chce
2. dolać duużo wody, wrzucić ok. 300 g CZERWONEJ soczewicy i od tej pory liczy się czas gotowania - pół godziny.
3. dorzucić 1 kg (tak, z 4-5) pomidorów, 1 paprykę
i niech sobie pyrka.
trzeba dolewać wody, bo soczewica mocno wchłania.

w międzyczasie w drugim garze gotujemy ok. 200-300 g ZIELONEJ soczewicy (zielona jest twardsza, czerwona rozmięka). niech się gotuje pół godz.

jak pierwszy gar już się pogotuje, bierzemy jakiś mikser i miksujemy zupę (jak ktoś chce. jak nie, to zieloną soczewicę można gotować od razu w tym samym garze), ale nie na totalną papkę. potem dorzucamy zieloną soczewicę

do miski, natka znów, i wsjo.

EDIT: może ślepa jestem, ale nie widzę, żebym dodała info, że do zupy powinno się wcisnąć nieco soku z cytryny - fajnie wyciąga smak ;)
Awatar użytkownika
Aśka
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 693
Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
Życiówka na 10k: 01:01:11
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Toronto

Nieprzeczytany post

22.01.2011 SOBOTA

ObrazekBIEGANIE

W pośpiechu dzisiaj wprawdzie założyłam czujnik tętna, ale o wzięciu zegarka z parapetu, na którym łapał satelity, już nie pomyślałam, więc uroczych mapek i innych dokładnych danych dzisiaj niet ;)

Mniej więcej 45 minut, jakieś 7 km po Lasku Bielańskim z Akademią razem sobie pobiegaliśmy. Kolejna sprawa: biegłam bez muzyki na uszach, bo w grupie nie wypada :oczko: i się nasłuchałam własnego dyszenia, oj, nasłuchałam się nieco :D Ale trzeba się przyzwyczajać i siebie samej czasem trochę posłuchać tyż...

Potem kilka ćwiczeń niczym przedszkolaki - ok, ok, wiem, każdy tu to robi, ale jak tak w grupce sobie hasaliśmy i podskakiwaliśmy, to musieliśmy wyglądać co najmniej uroczo :uuusmiech:

Na koniec bodajże 5 przebieżek po ok. 20 sekund, rozciąganie i finito.


Wsjo - poza tym, że dzisiaj poznałam szanownego admina i paru innych "użytkowników" z okazji spotkania dla żółtodziobów - bardzo mi miło było :):):)


Dzisiaj bez dodatkowych basenów czy innych rowerów, bardziej lajcik, żeby po pierwszych 2 tygodniach nieco na wstrzymanie dać i trochę odpocząć, zanim na dobre wejdę na treningowo-triathlonowe obroty :D
ODPOWIEDZ