Dzień dobry
Z uzupełnienia informacji nic nie wyszło, bo wyjechałam na tzw. urlop i postanowiłam nie zaglądać do kompa.
Urlop w polskich Tatrach, więc chodziłam po górach, jeździłam na desce... Taaa, jasne... Grypsko mnie dorwało jakieś syficzne, wprawdzie szybko dość minęło, ale nie obeszło się bez rozmów z Wodzem Wielkie Białe Ucho, więc syf wyjątkowo syficznie syficzny. Efekt: kilka fajnych spacerów zaliczonych, owszem (3? 4?...), stok zaliczony raz - niedługo, godzinka z okładem, bo raz, że sama nie jeździłam wieki, to w dodatku mój facet początkujący absolutnie i nie warto było przeginać, żeby się nie zniechęcać
Grypa moja pozwoliła nam spokojnie odpocząć kilka kolejnych dni (pierwszy Sylwester od dzieciństwa, spędzony przed TV - ciekawa sprawa, same Keviny i inne durne polskie komedie...), potem udało nam się zaliczyć Morskie Oko (ech, cudnie, panie, cudnie! i prawie zero ludzi, bośmy pod wieczór niemal szli, nawet 2 wilki spotkaliśmy - stracha się najedliśmy przy okazji tak ciut ciut, bo we dwójkę w ciemnym lesie, sami, cicho, pusto... dobrze, że dognała nas ekipa radosnej i pokrzykującej młodzieży, to wilcy uciekły i razem już poszliśmy na dół - raźniej, oj, raźniej :D), i dla odmiany choroba przykuła do wyra mojego faceta.
Także aktywnie było, że ho-ho, ale przynajmniej piękne widoki za oknem
No i wesoło generalnie, bo
w domu nowy lokator, a właściwie lokatorka. Mamy już większego psa, nieco mniejszego kota, a teraz doszedł mały psiaczek, który miał być u nas jako tymczas, a został na stałe. Jest cudna, śliczna, wariat i łobuz, jakich mało, i co najważniejsze: nasza już nieco dojrzalsza 4-letnia panienka, która gnuśniała nieco, biegając ze mną wprawdzie, ale wyczekując na nas długie godziny w samotności (bo kot jest, ok, ale na parapecie śpi cały dzień, z przenosinami na łóżko czy inną kanapę ewentualnie...), ożywia się ewidentnie przy szczylu :D
Bawią się razem, starsza młodszą równo ustawia, ale też przeciągają się liną, przewalają po całym mieszkaniu i generalnie szał.
W Zakopcu poszliśmy razem na kilka spacerków - mała wokół dużej jak satelita, smyczy nie trzeba (tylko na ulicy, bo gdyby prysnęła pod koła, to oj!), no i gałązki, szyszeczki, kałuże, śnieżek! Fajnie to wszystko odkrywać na nowo z małym psiakiem, bo duży nadal się cieszy, ale już nie nowość i już wszystko wie - więc inne jakieś takie poczucie
Ok, to teraz do biegowej rzeczy, żeby nie było, że tylko lajf swój streszczam
Tu
dwie nowości. duże nowości :D jaram się i się lękam się, ale co nas nie zabije, to wzmocni, tak?
NOWOŚĆ 1: Garmin 310 pod choinkę. Tu się jaram niezwykle i będę sobie powolutku odkrywać, co to też ma za bajery. Dopiero dziś mam dostęp do kompa, ale nie wiem, czy zdołam choć cokolwiek zrobić w kwestii ustawiania i analizowania wszelkich ciekawostek, bo sajgon w chałupie i mnóstwo ogarniania przed jutrzejszą robotą. Tak czy siak: najbardziej mnie chyba cieszy wcale nie jakiś super-extra-hiper bajer, tylko... że to-to ma ekran, co to może non-stop lekko świecić, bo przy pogodzie, jaka za oknem, nike+ stawał się nieczytelny przez durny brak światełka.
Inne cuda - dopiero poodkrywam, niektóre już odkryłam, aczkolwiek zapewne jeszcze trochę mi zajmie, zanim zobaczę, czym to się tak dokładnie je. Chwilowo apetyt rośnie
NOWOŚĆ 2: ekhem, się lękam powiedzieć aż... jeden pan kolega powiedział, żem zgłupiała do cna, chociaż mniej dosadnych słów litościwie określił
zgłosiłam się do
akademii triathlonu, przyjęli mnie, obiecali, że pod okiem trenera na mecie nie umrę, tylko dobiegnę/dopłynę/dojadę szczęśliwa... We wtorek pierwszy trening; będę zdawać relacje na bieżąco, mam nadzieję.
Obiecują, że każdy debiutant da radę, moje parametry i "osiągi" opisałam skrupulatnie, żeby nie było, że zginę śmiercią zawałową - dali zielone światełko, a skoro się znają, to chyba się znają, co?
Teraz jeszcze tylko nie wiem, jak sobie ustawić moje parkowe bieganie, bo nie wiem, jak dokładnie będą rozłożone treningi w tygodniu, ale mam nadzieję, że szybko sobie ułożę wszystko. Jutro idę na jakąś godzinkę moim klasycznym tempem z tętnem 140, we wtorek się widzę z trenerem i mam nadzieję, że wszystko mi powie i na wszystkie wątpliwości odpowie.
A szanownych Państwa bardzo proszę o trzymanie kciuków - żebym wytrwała w treningach, żebym w pięknym czasie :uuusmiech: (ok, ok, w jakimkolwiek wyznaczonym jako limit...) ukończyła wszystkie 3 etapy biegu, a potem, może i padła na chwilkę, lecz wstała szczęśliwa
wsjo na dziś.
