jak przystało na rasową jałówkę, użyźnię czym mogę bo mnie ciśnie.
---------
na okoliczność świąteczną, siostra moja rodzona przywiozła z podyplomówki na Malcie bojfrenda z
Gozo.
przy okazji dowiedziałem się, że jest coś takiego jak
język maltański, ba, istnieje nawet Narodowa Rada Języka Maltańskiego (malt. Il-Kunsill Nazzjonali tal-Ilsien Malti).
maltański to jest dopiero pięknie zmutowana hybryda przy której x-masowe nowotwory to pestka.
najzabawniejsze że Dżejms (ten bojfrend) poza nienaganną angielszczyzną nienagannie generuje również dźwięki "sz" i "cz", czegom dotąd u anglojęzycznych nie zaobserwował.
no i przekleństwa maltańskie pięknie brzmią, arcypięknie, jak pomieszanie tureckiego z włoskim w ustach pijanego Inuity... eh rozmarzyłem się.
to be precise:
użyźniajmy język rodzimy czym da się, bo to co słyszę i czytam w mediach - to przeważnie kurewski ugór.
... a nasza w tym rola, żeby rósł -
może jeszcze kiedyś doczekamy się pjur stajlowego
Grime'u znad Wisełki.
--------------
no ale to tylko prywatne zdanie człowieka, który wyżej ceni kunszt
Roberta Stillera w tłumaczeniu
Mechanicznej Pomarańczy od, dajmy na to,
Pana Tadeusza.
poza tym, nie oszukujmy się - intuicyjny puryzm językowy najczęściej charakteryzuje użytkowników języka...hmmm...niewybitnych.
zdrówko
ps
myślę, że niedługo przyjdzie czas na
malta trail running. prawdziwe i żadnym stopniu nie zapożyczone.