Nom pisze:Nic się nie martw. Ja też zaczynałem dopiero 8 miesięcy temu truchtać. Wierz mi, ruszyć moją masę było ciężko. Także ArturS ma rację. Spokojnie możesz się przygotować do jakiegoś biegu w zawodach. Trzymam kciuki.
p.s. Cafe8, czy Ty czasem nie biegałaś po nocy wokół stawu (13.01)? Miałem akurat interwały... a raczej coś na wzór i mijałem pewną dziewczynę, a nie spotykam tam prawie nikogo o tej porze w tym miejscu. Tym bardziej biegających kobiet.
Pozdrawiam
Niesamowite....
co mnie dzisiaj tknęło na tę stronę, i skąd ta zawziętość w grzebaniu po starych wątkach....
....i tak jak Ty, przywitam się tutaj
To mnie wtedy mijałeś.
Podpadła mi godzina, bo pisałeś że biegasz późno, tak jak ja zazwyczaj. Chociaż kolejne dni biegałam w różnych godzinach próbując na Ciebie znowu trafić, nie udało mi się.
Upewniłam się co do tego, bo nasze spotkanie opisałam w blogu(niech będzie, wkleję bo jest prywatny):
2010-01-13
O dwojgu takich, co w nocy biegali (narodziny Strusia Pędziwiatra)
Wiedziałam że powinnam się zebrać i iść pobiegać, ale strasznie mi się nie chciało.
W końcu wybiła 22.30, a ja heroicznym zrywem ubrałam się i wyszłam (no dobra, najpierw rzuciłam monetą czy iść czy zostać w domu).
Robię pierwsze kółeczko (pętla 1km). W pewnym momencie słyszę, że za mną ktoś biegnie. A tu pustkowie, nikt normalny po zmroku się tu nie zapuszcza, mróz, środek nocy i w ogóle. Obracam się i widzę biegacza. Ale facet za szybko zasuwał, więc się tylko uśmiechnęłam i grzecznie zrobiłam mu miejsce. Śmignął koło mnie jak Struś Pędziwiatr.
A ja zaczęłam się śmiać, że takich pokopańców, co nocą biegają dookoła stawu, jest więcej. Myśl ta była krzepiąca i biegło się od razu zdecydowanie przyjemniej.
Drugie kółeczko zmodyfikowałam biegnąc na basen, bo chciałam sprawdzić godziny otwarcia, no i miałam nadzieję dojrzeć cennik (próżna ma nadzieja). Przy okazji dowiedziałam się kilku ciekawych rzeczy czytając ogłoszenia poprzyklejane do szyb przy wejściu. Nadzieja znowu zawitała do mojego serduszka.
Napatoczył się jeszcze pies będący na wieczornym sikaniu, który dał się wytarmosić i pocałować w czubek nosa, co już zupełnie poprawiło mi humorek.
Wróciłam na pętlę, i gdy byłam w trakcie kontynuowania przerwanego wcześniej drugiego kółeczka, dobiegł mnie znów Struś. "Cześć!" rzucił całkiem sympatycznym głosem. Szerzej już niestety nie umiałam się uśmiechnąć, odpowiedziałam mu, po czym podążałam za nim, truchtem i wzrokiem, bo ma takie fajne, lekko opinające spodnie... Dokończył pętlę i bardzo zwolnił. Czyli zakończył część główną treningu, a teraz robił rozbieganie. Zwalniał coraz bardziej i nie umiałam oprzeć się wrażeniu, że na mnie czeka. Kobieca przekora kazała mi również zwolnić żeby sprawdzić, jak bardzo jest w stanie się poświęcić. W końcu nawet mnie to ślimacze tempo zaczęło zarzynać. Hihihih no nieźle, nieźle. Całkiem obiecująco.
W końcu postanowiłam wrócić do swojego tempa, bo kończyłam trzecie kółeczko i zamierzałam już wracać do domu. Równając się ze Strusiem, zastanawiałam się czy nie zagadać. Dowiedzieć się jak ma na imię, gdzie mieszka, jak często biega i czy zawsze o tak durnej porze (czy ma kobietę ;P ). Ale stwierdziłam, że na pierwszej randce to nie. I wróciłam do domu, nie znając odpowiedzi na żadne z tych pytań, równocześnie obiecując sobie, że jeszcze Strusia spotkam i zaproszę go na herbatkę.
Ten wpis był czyniony trochę z przymrużeniem oka, ale tylko trochę
Specjalnie nic z niego nie wycinałam.
Chwilowo nie biegam po tamtej trasie, ale już niedługo na nią wrócę, jest jakiś kilometr od mojego domu.
pozdrawiam