Wątek Grupy Trójmiejskiej nr 55
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1865
- Rejestracja: 18 cze 2001, 18:10
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Gdynia
- Kontakt:
Relacja już jest - wstawiam tutaj, jeżeli Wam się spodoba to można umiescic ją na stronie grupowej - wyszło dosyć obszernie:
-----------------------------------------------
Wyjazd
Miałem w związku z tym startem dwa problemy. Po pierwsze, fatalny dojazd koleją - zależnie, od wiariantu 1-2 przesiadki. Po drugie, beznadziejne prognozy pogody.
Do Poznania był pośpieszny 2 klasa - luksusy, później niezapomniane połączenie Poznań - Krzyż. W wagonie wszyscy palili fajki: mężczyźni, kobiety i dzieci. Co jakiś czas opuszczałem mój posterunek przy rowerze, żeby złapać łyk powietrza przez okno. Następnie kolejne połączenie Krzyż- Dobiegniew i 10-11 km rowerem, co nie stanowiłoby problemu, gdyby nie dosyć ciężki plecak.
Pogoda miała być mało rowerowa: zimno, wiatr i deszcz. Obawiałem się zwłaszcza deszczu. Teraz mam wrażenie, że miałem sporo szczęścia, bo chociaż były przelotne deszcze, to jakoś udało mi się przejechać na sucho. Wiatr wiał dosyć porządnie i każdy kto trochę jeździ, wie jakie to jest utrudnienie. Prognozy sprawdziły się odnośnie temperatury - trzeba było kręcić kilkanaście godzin z obciekającym nosem.
Miejsce
Lubuskie to jest naprawdę bardzo piękne miejsce na ziemi - m.in. dla kolarza. Klimaty mazurskie - lasy, jeziora i naprawdę fajne asfalty.
Uczestnicy
Zgłosiło się blisko 200 osób, sporo naprawdę mocnych kolarzy, w tym kilku wyczynowców z polskiej czołówki. W rezultacie porównując z zeszłorocznym Świnoujściem było to trudniejsze ściganie. Nie mówię o dystansie, ale o mocnej rywalizacji.
Start - 1 pętla
Podzielono nas na 19 grup startowych /po 10 zawodników/ wypuszczanych co 5 minut.
Byłem w grupie 9tej. Nie zdążyłem wszystkich poznać, ale tak na pierwszy rzut oka zapowiadała się bardzo dobrze. Był w niej m.in. Gregory - zwycięzca zeszłorocznego Świnoujścia. Ustawiłem się nieopatrznie z przodu, a pozostali /sprytniejsi/ za mną, mimo że przede mną jeszcze było sporo miejsca. Może gdybym zaczął z dalszej pozycji nie podpaliłbym się tak od razu. A w tej konfiguracji, jak kompletny bezmózgowiec zacząłem z miejsca grzać pod górę. Po chwili była nas czwórka, kilka kilometrów dalej zostaliśmy we dwóch; Staszek z Wrocławia i ja. Dosyć szybko zorientowałem się, że jadę z dużo bardziej doświadczonym ode mnie i zarazem mocniejszym kolarzem. Jechaliśmy naprawdę ostro /oczywiście piszę to z mojej bardzo amatorskiej perspektywy!/ - zmiany co kilometr. Bardzo szybko zaczęliśmy doganiać tych co wystartowali przed nami. Mijalismy pojedyncze osoby i grupki. Początkowo braliśmy pod uwagę włączenie się w jakąś mocną ekipę, ale nie było żadnej, ktora jechałaby odpowiadającym nam mocnym tempem. ... Oczywiście było to zbyt piękne, żeby mogło trwać bez końca. Przejechaliśmy w ten sposób, z czołowym lub bocznym wiatrem ok. 100 km. Pod koniec tej setki po wyjściu na zmianę coraz trudniej było mi utrzymać tempo, zaczęły sie skurcze. Dawałem coraz słabsze zmiany. Mój partner zaproponował, żebym mu siadł na koło i jakoś przetrzymał ten kryzys. I może by to się nawet udało, ale wjechaliśmy w pagórkowaty odcinek i zacząłem odstawać na podjazdach. Ustalilismy, że to nie ma sensu i każdy jedzie swoje. Staszka ponownie widziałem dopiero następnego dnia. ... Nieco zwolniłem i o dziwo całkiem nieźle mi się kręciło. Skurcze trochę odpuściły. Tak gdzieś w 3/4 dystansu, może później, dogonił mnie pierwszy ścigant, a na przedostatnim PK /pierwszej pętli/ w Skwierzynie jakaś bardzo mocna grupka. Wpadli jak po ogień. Jeden się podpisał za wszystkich, ktoś inny szybko uzupełnił bidony i dosłownie po kilku sekundach ich nie było. Nawet nie próbowałem sie podłączyć. Dogonił mnie jeszcze kolejny i zaczęliśmy jechać razem, ale coś mi nie pasowało i puściłem koło. Po chwili doszła mnie 3ka z którą się załapałem. Kilkaset metrów dalej zgarnęliśmy tego gościa z którym przez chwilę jechałem. W tym składzie dojechaliśmy do mety w Strzelcach Krajeńskich, z małym finiszem po bruku.
Nie mam wyników pierwszej pętli, ale myślę że pojechałem bardzo przyzwoicie.
Zapisałem się bez większego przekonania na 2gą pętlę i usiadłem na chwilę. Dla wegetarianina zupa gulaszowa to żadna propozycja, więc zgodnie z planem rozrobiłem odżywkę - tutaj podziękowania dla Yasha za jego wskazówki - i zacząłem się zastanawiać co dalej. Czułem sie fatalnie i musiałem rozstrzygnąć czy ta druga pętla to nie jest przegięcie.
Po chwili pojawił sie znajomy ze Świnoujścia, legionista - Czarek i zaproponował wspólną jazdę. Dołączył jeszcze jeden warszawiak Grzegorz i ruszyliśmy.
Start - 2 pętla
Ruszyliśmy tak nie za mocno, w miarę równe zmiany. Jakoś zaczęło się to zazębiać: 1 PK Lipy, 2 PK Gorzów. I zaraz za Gorzowem coś pękło - moi partnerzy przestali wychodzić na zmiany. Chwilę kombinowałem co zrobić - jakoś kompletnie nie chciało mi się walczyć samemu. Czułem się zmęczony. Przemknęła mi taka myśl, że Staszek mnie trochę pociągnął, to ja ich też mogę. Nie mam pojęcia jak powinno się kalkulować w takich sytuacjach. Pomyślałem jeszcze, że jak pojadę sam to i tak będę się musiał zmagać z wiatrem. Później się jednak okazało, ze zwłaszcza na początku muszę niekiedy zwalniać, żeby ich nie urwać - w sumie bez sensu, ale pociągnąłem ich bez zmiany 70-80 km.
W międzyczasie złapalismy po drodze jeszcze jednego cyklistę, ktory konsekwentnie, też nie wychodził na zmiany - bardzo ciekawa postać, ale nie będę o tym pisał, żeby nie przeciągać tej relacji. Gdy w końcu dostałem zmianę, to jakby powietrze ze mnie uszło - brakowało mi sił, żeby utrzymać się na kole. Jakiś czas miałem fatalny kryzys. Okazało się, że z moich partnerów najmocniejszy jest Grzegorz i przez długie odcinki ciągnęliśmy nasz peletonik we dwójkę. Nie pamiętam już wszystkiego dokładnie ale doszło nas pojedynczo dwóch, może trzech kolarzy. Jednak ja juz kompletnie nie miałem sił, żeby się z nimi zabrać, nawet nie próbowałem. Moi partnerzy natomiast spróbowali - bez sukcesu. Końcówka to już była dla mnie kompletna masakra. Mimo okularów coś mi wpadło do oka. Ledwo co widziałem, oko bolało mnie nieznośnie. Droga wlokła się beznadziejnie - miałem wrażenie, że te ostatnie 10 km ze Strzelc Krajeńskich na metę nigdy się nie skończy.
Oficjalnie dystans 2ch pętli to 382 km. Ja na liczniku mam 389 /parę razy trochę nadrobiliśmy dystansu, przez nieuwagę/ . Czas jazdy 13:16. Łączny czas pokonania trasy 14:05. Trochę jestem zaskoczony, że aż tak dużo czasu zmarnowałem na PK. Pewnie zaciążył mocno przestój między pierwszą, a drugą pętlą. Nie mam kompletnych wyników, nie znam jeszcze swojego miejsca w łącznej klasyfikacji. W mojej kategorii wiekowej jestem 4ty. Mój partner z pierwszej pętli w tej samej kategorii wiekowej zajął 3cie miejsce, ale dołożył mi mniej więcej godzinę.
Po
Po wszystkim nie miałem ochoty na imprezowanie /było ognisko/; tylko odżywka, kapiel i spanie. Po godzinie czy dwóch obudziło mnie silnie bolące oko. Coś mnie kłuło pod powieką. Mimo mocnego łzawienia nie mogłem się pozbyć tego paskudztwa. Mordowałem się tak do 6tej rano, aż w końcu poszedłem szukać ratunku w biurze zawodów. Ściągnięto pielęgniarkę, która przepłukała mi oko i chyba usunęła to draństwo.
Błędy
Było ich naprawdę sporo. Przede wszystkim myślę, że mogłbym przejechać szybciej ten dystans, gdybym zaczął spokojniej; i zdecydowanie za mało jadłem.
------------------------------
Chyba przesadziłem z tą relacją, więc na tym koniec ... chociaż jeszcze trochę się działo.
(Edited by Olek at 7:41 pm on May 24, 2004)
-----------------------------------------------
Wyjazd
Miałem w związku z tym startem dwa problemy. Po pierwsze, fatalny dojazd koleją - zależnie, od wiariantu 1-2 przesiadki. Po drugie, beznadziejne prognozy pogody.
Do Poznania był pośpieszny 2 klasa - luksusy, później niezapomniane połączenie Poznań - Krzyż. W wagonie wszyscy palili fajki: mężczyźni, kobiety i dzieci. Co jakiś czas opuszczałem mój posterunek przy rowerze, żeby złapać łyk powietrza przez okno. Następnie kolejne połączenie Krzyż- Dobiegniew i 10-11 km rowerem, co nie stanowiłoby problemu, gdyby nie dosyć ciężki plecak.
Pogoda miała być mało rowerowa: zimno, wiatr i deszcz. Obawiałem się zwłaszcza deszczu. Teraz mam wrażenie, że miałem sporo szczęścia, bo chociaż były przelotne deszcze, to jakoś udało mi się przejechać na sucho. Wiatr wiał dosyć porządnie i każdy kto trochę jeździ, wie jakie to jest utrudnienie. Prognozy sprawdziły się odnośnie temperatury - trzeba było kręcić kilkanaście godzin z obciekającym nosem.
Miejsce
Lubuskie to jest naprawdę bardzo piękne miejsce na ziemi - m.in. dla kolarza. Klimaty mazurskie - lasy, jeziora i naprawdę fajne asfalty.
Uczestnicy
Zgłosiło się blisko 200 osób, sporo naprawdę mocnych kolarzy, w tym kilku wyczynowców z polskiej czołówki. W rezultacie porównując z zeszłorocznym Świnoujściem było to trudniejsze ściganie. Nie mówię o dystansie, ale o mocnej rywalizacji.
Start - 1 pętla
Podzielono nas na 19 grup startowych /po 10 zawodników/ wypuszczanych co 5 minut.
Byłem w grupie 9tej. Nie zdążyłem wszystkich poznać, ale tak na pierwszy rzut oka zapowiadała się bardzo dobrze. Był w niej m.in. Gregory - zwycięzca zeszłorocznego Świnoujścia. Ustawiłem się nieopatrznie z przodu, a pozostali /sprytniejsi/ za mną, mimo że przede mną jeszcze było sporo miejsca. Może gdybym zaczął z dalszej pozycji nie podpaliłbym się tak od razu. A w tej konfiguracji, jak kompletny bezmózgowiec zacząłem z miejsca grzać pod górę. Po chwili była nas czwórka, kilka kilometrów dalej zostaliśmy we dwóch; Staszek z Wrocławia i ja. Dosyć szybko zorientowałem się, że jadę z dużo bardziej doświadczonym ode mnie i zarazem mocniejszym kolarzem. Jechaliśmy naprawdę ostro /oczywiście piszę to z mojej bardzo amatorskiej perspektywy!/ - zmiany co kilometr. Bardzo szybko zaczęliśmy doganiać tych co wystartowali przed nami. Mijalismy pojedyncze osoby i grupki. Początkowo braliśmy pod uwagę włączenie się w jakąś mocną ekipę, ale nie było żadnej, ktora jechałaby odpowiadającym nam mocnym tempem. ... Oczywiście było to zbyt piękne, żeby mogło trwać bez końca. Przejechaliśmy w ten sposób, z czołowym lub bocznym wiatrem ok. 100 km. Pod koniec tej setki po wyjściu na zmianę coraz trudniej było mi utrzymać tempo, zaczęły sie skurcze. Dawałem coraz słabsze zmiany. Mój partner zaproponował, żebym mu siadł na koło i jakoś przetrzymał ten kryzys. I może by to się nawet udało, ale wjechaliśmy w pagórkowaty odcinek i zacząłem odstawać na podjazdach. Ustalilismy, że to nie ma sensu i każdy jedzie swoje. Staszka ponownie widziałem dopiero następnego dnia. ... Nieco zwolniłem i o dziwo całkiem nieźle mi się kręciło. Skurcze trochę odpuściły. Tak gdzieś w 3/4 dystansu, może później, dogonił mnie pierwszy ścigant, a na przedostatnim PK /pierwszej pętli/ w Skwierzynie jakaś bardzo mocna grupka. Wpadli jak po ogień. Jeden się podpisał za wszystkich, ktoś inny szybko uzupełnił bidony i dosłownie po kilku sekundach ich nie było. Nawet nie próbowałem sie podłączyć. Dogonił mnie jeszcze kolejny i zaczęliśmy jechać razem, ale coś mi nie pasowało i puściłem koło. Po chwili doszła mnie 3ka z którą się załapałem. Kilkaset metrów dalej zgarnęliśmy tego gościa z którym przez chwilę jechałem. W tym składzie dojechaliśmy do mety w Strzelcach Krajeńskich, z małym finiszem po bruku.
Nie mam wyników pierwszej pętli, ale myślę że pojechałem bardzo przyzwoicie.
Zapisałem się bez większego przekonania na 2gą pętlę i usiadłem na chwilę. Dla wegetarianina zupa gulaszowa to żadna propozycja, więc zgodnie z planem rozrobiłem odżywkę - tutaj podziękowania dla Yasha za jego wskazówki - i zacząłem się zastanawiać co dalej. Czułem sie fatalnie i musiałem rozstrzygnąć czy ta druga pętla to nie jest przegięcie.
Po chwili pojawił sie znajomy ze Świnoujścia, legionista - Czarek i zaproponował wspólną jazdę. Dołączył jeszcze jeden warszawiak Grzegorz i ruszyliśmy.
Start - 2 pętla
Ruszyliśmy tak nie za mocno, w miarę równe zmiany. Jakoś zaczęło się to zazębiać: 1 PK Lipy, 2 PK Gorzów. I zaraz za Gorzowem coś pękło - moi partnerzy przestali wychodzić na zmiany. Chwilę kombinowałem co zrobić - jakoś kompletnie nie chciało mi się walczyć samemu. Czułem się zmęczony. Przemknęła mi taka myśl, że Staszek mnie trochę pociągnął, to ja ich też mogę. Nie mam pojęcia jak powinno się kalkulować w takich sytuacjach. Pomyślałem jeszcze, że jak pojadę sam to i tak będę się musiał zmagać z wiatrem. Później się jednak okazało, ze zwłaszcza na początku muszę niekiedy zwalniać, żeby ich nie urwać - w sumie bez sensu, ale pociągnąłem ich bez zmiany 70-80 km.
W międzyczasie złapalismy po drodze jeszcze jednego cyklistę, ktory konsekwentnie, też nie wychodził na zmiany - bardzo ciekawa postać, ale nie będę o tym pisał, żeby nie przeciągać tej relacji. Gdy w końcu dostałem zmianę, to jakby powietrze ze mnie uszło - brakowało mi sił, żeby utrzymać się na kole. Jakiś czas miałem fatalny kryzys. Okazało się, że z moich partnerów najmocniejszy jest Grzegorz i przez długie odcinki ciągnęliśmy nasz peletonik we dwójkę. Nie pamiętam już wszystkiego dokładnie ale doszło nas pojedynczo dwóch, może trzech kolarzy. Jednak ja juz kompletnie nie miałem sił, żeby się z nimi zabrać, nawet nie próbowałem. Moi partnerzy natomiast spróbowali - bez sukcesu. Końcówka to już była dla mnie kompletna masakra. Mimo okularów coś mi wpadło do oka. Ledwo co widziałem, oko bolało mnie nieznośnie. Droga wlokła się beznadziejnie - miałem wrażenie, że te ostatnie 10 km ze Strzelc Krajeńskich na metę nigdy się nie skończy.
Oficjalnie dystans 2ch pętli to 382 km. Ja na liczniku mam 389 /parę razy trochę nadrobiliśmy dystansu, przez nieuwagę/ . Czas jazdy 13:16. Łączny czas pokonania trasy 14:05. Trochę jestem zaskoczony, że aż tak dużo czasu zmarnowałem na PK. Pewnie zaciążył mocno przestój między pierwszą, a drugą pętlą. Nie mam kompletnych wyników, nie znam jeszcze swojego miejsca w łącznej klasyfikacji. W mojej kategorii wiekowej jestem 4ty. Mój partner z pierwszej pętli w tej samej kategorii wiekowej zajął 3cie miejsce, ale dołożył mi mniej więcej godzinę.
Po
Po wszystkim nie miałem ochoty na imprezowanie /było ognisko/; tylko odżywka, kapiel i spanie. Po godzinie czy dwóch obudziło mnie silnie bolące oko. Coś mnie kłuło pod powieką. Mimo mocnego łzawienia nie mogłem się pozbyć tego paskudztwa. Mordowałem się tak do 6tej rano, aż w końcu poszedłem szukać ratunku w biurze zawodów. Ściągnięto pielęgniarkę, która przepłukała mi oko i chyba usunęła to draństwo.
Błędy
Było ich naprawdę sporo. Przede wszystkim myślę, że mogłbym przejechać szybciej ten dystans, gdybym zaczął spokojniej; i zdecydowanie za mało jadłem.
------------------------------
Chyba przesadziłem z tą relacją, więc na tym koniec ... chociaż jeszcze trochę się działo.
(Edited by Olek at 7:41 pm on May 24, 2004)
biegowa recydywa
- Kazig
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2518
- Rejestracja: 01 paź 2001, 11:12
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa Targówek
- Kontakt:
Fantastyczne, gratulacje!
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1137
- Rejestracja: 25 wrz 2002, 15:59
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Gdańsk
- Kontakt:
Olek, serdecznie gratuluje. Co ja moge powiedziec? .... Chcialbym tak jezdzic.
Relacja swietna. Ciekaw jestem czy atmosfera takiego maratonu kolarskiego jest jakos podobna do atmosfery imprezy biegowej. Trzynascie godzin na rowerze. Swoja droga - jak sie czlowiek czuje tak mniej wiecej po 10 godzinach jazdy - pomijajac to ze bola cztery litery.
Podoba mi sie ten fragment o polaczeniu kolejowym Poznan - Krzyz.
--------------------
Masiulis, wlasciwie to powinienem Ci pogratulowac. Ale w skrytosci ducha wierze w to, ze bedziesz pierwszym olimpijczykiem, ktorego znam osobiscie.
Zupelnie powaznie jednak mowiac to jestem pod wrazeniem twojego wyniku.
(Edited by DaB at 8:53 am on May 25, 2004)
Relacja swietna. Ciekaw jestem czy atmosfera takiego maratonu kolarskiego jest jakos podobna do atmosfery imprezy biegowej. Trzynascie godzin na rowerze. Swoja droga - jak sie czlowiek czuje tak mniej wiecej po 10 godzinach jazdy - pomijajac to ze bola cztery litery.
Podoba mi sie ten fragment o polaczeniu kolejowym Poznan - Krzyz.
--------------------
Masiulis, wlasciwie to powinienem Ci pogratulowac. Ale w skrytosci ducha wierze w to, ze bedziesz pierwszym olimpijczykiem, ktorego znam osobiscie.
Zupelnie powaznie jednak mowiac to jestem pod wrazeniem twojego wyniku.
(Edited by DaB at 8:53 am on May 25, 2004)
[url=http://www.grupatrojmiasto.digimer.pl]Grupa Trójmiasto[/url]
- Masiulis
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1140
- Rejestracja: 06 lis 2002, 00:09
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Gdynia
- Kontakt:
relacja koniecznie na strone, tylko niech sie Pawel odezwie bo ja nic nie moge zrobic
Olek wynik super a widac ze jeszcze jest duzy zapas
Nie pozostaje Ci nic innego jak jeszcze szlifowac kraula....
Olek wynik super a widac ze jeszcze jest duzy zapas
Nie pozostaje Ci nic innego jak jeszcze szlifowac kraula....
[url=http://www.grupatrojmiasto.digimer.pl]Grupa Trójmiasto[/url]
"Nie ma drogi do szczescia - szczescie jest droga"
"Nie ma drogi do szczescia - szczescie jest droga"
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3390
- Rejestracja: 19 cze 2001, 09:55
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa/Kabaty
Olek, jestem oniemiały. Poszło ci rewelacyjnie - 380km w 13 godzin, naprawde rewelacja. Trenuj kraula, a potem na Hawaje. Serio, nie wiedziałem, że jesteś tak dobrym kolarzem.
ENTRE.PL Team
- Kazig
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2518
- Rejestracja: 01 paź 2001, 11:12
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa Targówek
- Kontakt:
Proponuje z tej okazji zorganizować jakiś wypadzik rowerowy jak przed rokiem.
Co Wy na to?
Co Wy na to?
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1865
- Rejestracja: 18 cze 2001, 18:10
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Gdynia
- Kontakt:
Dziękuję wszyskim za życzliwe słowa :)
Wypad rowerowy - chętnie ale może niech się trochę ta pogoda wyprostuje.
Wypad rowerowy - chętnie ale może niech się trochę ta pogoda wyprostuje.
biegowa recydywa
- Kazig
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2518
- Rejestracja: 01 paź 2001, 11:12
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa Targówek
- Kontakt:
Faktycznie od czasu, kiedy zacząłem trochę więcej jeździć na rowerze, o wiele uważniej podchodzę do tego tematu (pogoda).
Na bieganiu zła pogoda nie daje tak w kość jak podczas jazdy na rowerze. A już kręcenie przy silnym wierze jest tak trochę tragikomiczne.
Właśnie zauważyłem Twojego modela w galerii
(Edited by Kazig at 2:26 pm on May 25, 2004)
Na bieganiu zła pogoda nie daje tak w kość jak podczas jazdy na rowerze. A już kręcenie przy silnym wierze jest tak trochę tragikomiczne.
Właśnie zauważyłem Twojego modela w galerii
(Edited by Kazig at 2:26 pm on May 25, 2004)
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1865
- Rejestracja: 18 cze 2001, 18:10
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Gdynia
- Kontakt:
Zgadza się - to jest taka dosyć magiczna cecha biegania - wlaściwie zawsze można biegać.
Ja przez ostani miesiąc z kawalkiem dosyć systematycznie kręcilem i nie pamiętam ani jednej jazdy bez wiatru. Niekiedy wiało bardzo mocno. Do tego cały czas prawie bylo zimno. Marzy mi się bardziej przyjazna rowerowa pogoda.
Ja przez ostani miesiąc z kawalkiem dosyć systematycznie kręcilem i nie pamiętam ani jednej jazdy bez wiatru. Niekiedy wiało bardzo mocno. Do tego cały czas prawie bylo zimno. Marzy mi się bardziej przyjazna rowerowa pogoda.
biegowa recydywa
- leszek55
- Wyga
- Posty: 96
- Rejestracja: 25 maja 2004, 14:16
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Gdańsk Osowa
Przesylłam gratulacje Olkowi sam troche jeżdżę na rowerze i czuje ile satsfakcji musi być po przejechaniu takiego dystansu.Jestem pełen uznania .Dodać chciałem że imiona NOWYCH nie wymienionych w ostatnim bieganiu sobotnim to Sylwia Jacek Andrzej Ela i Ula.
Leszek55
- Masiulis
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1140
- Rejestracja: 06 lis 2002, 00:09
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Gdynia
- Kontakt:
witamy Leszek, dobrze ze pojawiles sie na Forum
dla tych co nie wiedza - Leszek jest osoba dzieki ktorej GT przeszla prawdziwy wiosenny rozkwit
dla tych co nie wiedza - Leszek jest osoba dzieki ktorej GT przeszla prawdziwy wiosenny rozkwit
[url=http://www.grupatrojmiasto.digimer.pl]Grupa Trójmiasto[/url]
"Nie ma drogi do szczescia - szczescie jest droga"
"Nie ma drogi do szczescia - szczescie jest droga"
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1865
- Rejestracja: 18 cze 2001, 18:10
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Gdynia
- Kontakt:
Bardzo mnie cieszy, że tyle nowych postaci pojawiło się na sobotnich biegach. Jak już pisalem jakiś czas temu z powodów zdrowotnych zdecydowalem się w tym sezonie na trening i starty rowerowe. Jednak po tym maratonie gorzowskim postanowiłem trochę potruchtać i może mi się uda wpaść w sobotę na spotkanie GT. Bardzo bym chciał się spotkać ze starymi i nowymi GTkami.
biegowa recydywa
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 741
- Rejestracja: 13 maja 2002, 10:30
- Życiówka na 10k: 36:49
- Życiówka w maratonie: 2:59:44
- Lokalizacja: Banino koło Gdańska
Gratulacje dla Olka i Frienda za zakończoną sukcesem walkę od startu do mety.
Leszku, witaj na Forum, cieszę się, że wreszcie znam imiona "nowych".
Zastanawiam się jeszcze tylko którym Leszkiem jesteś
Leszku, witaj na Forum, cieszę się, że wreszcie znam imiona "nowych".
Zastanawiam się jeszcze tylko którym Leszkiem jesteś
[url=http://www.biegajznami.pl/GT]forum Grupy Trójmiasto[/url], [url=http://www.grupatrojmiasto.digimer.pl]Strona GT[/url], [url=http://www.grupatrojmiasto.digimer.pl/index.php?option=com_content&task=blogcategory&id=13&Itemid=21]GT Challenge 2007[/url]