Chyba chodziło o mnieAdam Klein pisze:Mam kolegę (może się odezwie) który wiele lat próbował zmagać się z 3 godzinami.
Udało mu się w zeszłym roku po wielu latach prób, trenował chyba właśnie wg Greifa.
Ale gołym okiem było widać że ma za dużo tkanki tłuszczowej.

Ja stosowałem Greifa dwa razy, trenując na złamanie 3h, udało mi się w zeszłym roku w Warszawie, a ci co biegli to wiedzą, że warunki na życiówki były ciężkie. Rzeczywiście, nie mam typowej budowy biegacza, w zeszłym roku w trakcie realizacji planu zrzuciłem 6kg (osiągając bajeczne BMI 24,7), a pewnie przydałoby się jeszcze drugie tyle. Mimo to udało się i osobiście uważam, że jak na razie jest to dla mnie najlepszy plan. Z dwóch powodów.
Po pierwsze- daje efekty, za każdym razem przystępowałem do niego praktycznie "wstając z kanapy". Przy pierwszym podejściu na początkowych tempówkach nie mogłem utrzymać planowego tempa, a maraton pobiegłem w 3.02, co było dla mnie i tak sukcesem. Dodatkowo, "moc" po tym planie zostaje na dłużej i kolejne jesienne biegi mogę spokojnie nazwać sukcesami. Jak dla mnie, to ten plan działa cuda.
Po drugie- efekt psychologiczny. Mam po nim świadomość, że przepracowałem rzetelnie, jak prawdziwy "zawodowiec" i mogę z czystym sumieniem i pewnością stanąć na starcie. Może to śmiesznie zabrzmi, ale stosowanie takiego reżimu pozwala mi poczuć, że przygotowuję się do czegoś wielkiego i dla mnie ważnego. Z podobnych przyczyn bawiłem się wcześniej w tzw. superkompensację glikogenu na tydzień, półtora przed maratonem, u mnie praktycznie to nie dawało żadnych efektów wymiernych, ale miałem świadomość przygotowań.
Pewnie są lepsze plany (tak jak i gorsze), mnie się on podoba i na mnie działa i to mi wystarczy. Jak przestanie działać, to zacznę się odchudzać
