Fajna historia i podobna do mojej. Przełom roku 2008/2009 waga dobiła do 130, ale nie wiem czy nie było więcej. No i postanowienie. Sama dieta i w sierpniu 95 na liczniku. Tak pozostało do października i wtedy szalony plan - pobiegnę maraton krakowski 2010. Zacząłem tylko na bieżni w klubie i jak się zrobiło ciepło trochę na zewnątrz.
Trochę na mnie dziwnie patrzyli znajomi ale udało się. Miało być 4:45 wyszło 5:12 przez małą kontuzję, ale euforia niesamowita.
Teraz stała waga 83, 40 km tygodniowo i przygotowania do maratonu warszawskiego w pełni.
A ludzie którzy mnie nie widzieli rok lub dwa przechodzą obok nie poznając mnie
PS. Pamiętam zdziwienie i szacunek w oczach kolegi z którym kiedyś 4 lata temu założyłem się, że pobiegnę maraton. Było to po miesięcznym leżeniu w łóżku po wypadku.