B&B - czerwiec: zakonczyc wreszcie tę wiosnę...
Moderator: infernal
- Beauty&Beast
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1158
- Rejestracja: 11 wrz 2007, 09:07
- Życiówka na 10k: 00:45:29
- Życiówka w maratonie: 3:42:02
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Wt, 01.06.
12 km BC1, 1:08.
Bieg z cyklu prowincjonalia. Wizytuję rodziców w Kielcach. Wyszlam z domu tak przed 11. Ruszylam. Mijaly mnie zdziwione spojrzenia, a zdumienie przechodniów bylo tak bezbrzeżne, że zaczełam się zastnawiać, co ze mna jest nie tak. Udalam się nad lokalny zalew, gdzie jako dziecko nigdy bym się nie odważyła sama zapuszczać. Ale miedzy moim byciem dzieckiem a dzisiaj zalew zostal spuszczony, podobni wyczyszczony, a naokoło wiedzie alejka spacerowo-rowerowa. Alejka ma jakieś niespełna 2 km. Lekko mnie przeraziła perspektywa zasuwania 5 kolek wokół zalewu (ta, a wczoraj na stadionie zrobiłam ze 30). Okazało się jednak, że jest również przejście bezkolizyjne pod ulicą nad rzeczkę i alejka ciągnie się dalej nad rzeczką aż do centrum miasta (jakieś 1,5 km w jedną stronę). Poza tym nad zalewem spotkałam jeszcze jedną biegnącą postać (facet), a nad rzeczką - drugą (dziewczyna). Od razu zrobiło mi się lepiej....
Mialo być 14 km, ale do domu mialam zdecydowanie pod górkę, a w kurteczce zdążyłam się ugotować i zakończyłam po 12... I dalej nie wiem, ile ma w obwodzie to osiedle, na którym spędziłam beztroskie dzieciństwo,
12 km BC1, 1:08.
Bieg z cyklu prowincjonalia. Wizytuję rodziców w Kielcach. Wyszlam z domu tak przed 11. Ruszylam. Mijaly mnie zdziwione spojrzenia, a zdumienie przechodniów bylo tak bezbrzeżne, że zaczełam się zastnawiać, co ze mna jest nie tak. Udalam się nad lokalny zalew, gdzie jako dziecko nigdy bym się nie odważyła sama zapuszczać. Ale miedzy moim byciem dzieckiem a dzisiaj zalew zostal spuszczony, podobni wyczyszczony, a naokoło wiedzie alejka spacerowo-rowerowa. Alejka ma jakieś niespełna 2 km. Lekko mnie przeraziła perspektywa zasuwania 5 kolek wokół zalewu (ta, a wczoraj na stadionie zrobiłam ze 30). Okazało się jednak, że jest również przejście bezkolizyjne pod ulicą nad rzeczkę i alejka ciągnie się dalej nad rzeczką aż do centrum miasta (jakieś 1,5 km w jedną stronę). Poza tym nad zalewem spotkałam jeszcze jedną biegnącą postać (facet), a nad rzeczką - drugą (dziewczyna). Od razu zrobiło mi się lepiej....
Mialo być 14 km, ale do domu mialam zdecydowanie pod górkę, a w kurteczce zdążyłam się ugotować i zakończyłam po 12... I dalej nie wiem, ile ma w obwodzie to osiedle, na którym spędziłam beztroskie dzieciństwo,
- Beauty&Beast
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1158
- Rejestracja: 11 wrz 2007, 09:07
- Życiówka na 10k: 00:45:29
- Życiówka w maratonie: 3:42:02
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
No i po....
Popłynęła dycha i Koral Maraton razem z ulewą, ktory zaczał padać w czwartek i lał z z roznym natezeniem do piatku do godz. 15.00. Splynely ulice Krynicy, Muszyny, mostki, nabrzeża, szlaki... Co zrobić, wobec tregedii, ktora dotknela mieszkancow, biegowe swieto byloby nie na miejscu...
A zatem siedzimy sobie w Krynicy i korzystamy z tego, co jest...
W czwartek złapaliśmy poranne słońce i zrobiliśmy sobie przyjemne 10 km. Spacer na jedna niedużą górkę. Plus 45 minut pływania po południu.
W piątek - tylko basen, z pół godziny czystego pływania, może więcej. W czasie deszczu dzieci sie nudzą... Ale dzieci + tatusiowie na malym basenie to jest jakis horror...
Sobotę zaczęliśmy od 15 km tupania, potem odnowa w borowinach i kolejne 15-18 km tym razem marszowo pod gorę (i z góry).
Popłynęła dycha i Koral Maraton razem z ulewą, ktory zaczał padać w czwartek i lał z z roznym natezeniem do piatku do godz. 15.00. Splynely ulice Krynicy, Muszyny, mostki, nabrzeża, szlaki... Co zrobić, wobec tregedii, ktora dotknela mieszkancow, biegowe swieto byloby nie na miejscu...
A zatem siedzimy sobie w Krynicy i korzystamy z tego, co jest...
W czwartek złapaliśmy poranne słońce i zrobiliśmy sobie przyjemne 10 km. Spacer na jedna niedużą górkę. Plus 45 minut pływania po południu.
W piątek - tylko basen, z pół godziny czystego pływania, może więcej. W czasie deszczu dzieci sie nudzą... Ale dzieci + tatusiowie na malym basenie to jest jakis horror...
Sobotę zaczęliśmy od 15 km tupania, potem odnowa w borowinach i kolejne 15-18 km tym razem marszowo pod gorę (i z góry).
- Beauty&Beast
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1158
- Rejestracja: 11 wrz 2007, 09:07
- Życiówka na 10k: 00:45:29
- Życiówka w maratonie: 3:42:02
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Oj, widzę że i od bloga zrobilam sobie urlop....
No to pora nadrobić.
W niedzielę, o ironio, większą polowe dnia spedzilam przy telefonie i komputerze, w zwiazku z tym zostal nam czas wylacznie na spacer po gorce parkowej i to krótki. Wizytowaliśmy polecaną przez niektorych "Bocianówkę"
W poniedzialek mimo poznej pobudki i sniadania oraz planowanych zabiegow zdecydowalismy się pobiec do Muszyny (tam i z powrotem powinno byc 20 km). Czas byl nieco napiety, ale trasa Zyciowej Dychy faktycznie sama niosła, musielismy sie hamowac, majac w pamieci koniecznosc powrotu. Z hotelu na rynek w Muszynie bylo 11 km, króciutko obejrzelismy rynek i zawrocilismy. Wbrew pozorom, powrót (mimo 24 st. i pelnego slonca) nie okazal sie morderczy, a nawet calkiem przyjemny, choc nieco wolniejszy. Jednak ostatni kilometr juz sie dawal we znaki i zatrzymalam się dokladnie kiedy Garmin pokazal 20 km. Do deptaka bylo jeszcze kilkaset metrow, w sumie wyszłoby nam 21 z malym haczykiem. A tak - bylo 20 w 1:57. I szybki spacer do hotelu, akurat 3 minuty przed zabiegiem.
Po poludniu wyszlismy sobie jeszcze na spacerek w gory, przezylismy atak szalonej krowy, ktora wypadla na nas z krzakow, obejrzelismy przepiękną cerkiewkę w Mochnaczce i przemoklismy do cna w ulewie, ktora nadciagnela nie wiadomo skad... Wrocilismy wygodnym asfaltem, zalapalismy sie na cudowna podwojna tęczę. W sumie spacerek miał jakieś 12-13 km.
We wtorek wyszlismy na lajtową dyszkę. Myslelismy o trasie do Nowego Sącza, ale liczba samochodow przemieszczających się wzdłuż skutecznie nas odstraszyła. Skręciliśmy do Slotwiny, obejrzelismy kolejną cerkiewkę, zawrocilismy do depataka, przebieglam sobie ostatnie 2 km trasą Koral Maratonu (tak, ostatnie 500 m bylo z gorki), pokręciłam się po deptaku i na dyszce poprzestalam, ledwo się mieszcząc w godzinie. Spacer popoludniowy trochę zakłóciła ulewa, ktora na szczęscie dopadla nas w pijalni, wiec przynajmniej tym razem nie zmoklismy. Kiedy deszcz sobie odpłynął, było już za pozno, żeby ruszać na trasę gorską, poprzestalismy na spacerzez miejskim, odwiedzilismy dwie kolejne, tym razem murowane cerkwie. W sumie też 6-7 km.
Na środę, na pożegnanie z górami, małżonek wykoncypował wbieg na Górę Parkową. No cóż, nie wyperswadowałam mu tego. Wstalismy tym razem rano i przed 7 juz byllismy na trasie. Oprocz nas na tej trasie bylo jeszcze trzech innych biegaczy i kilkoro spacerowiczów. Oraz sarny. 1,5 km podbiegu zajelo nam... hm, jakieś 12 minut. Przy czym na ostatnich 200 m to juz trudno nazwac biegiem. Ze zbiegiem i dobiegami - 5 km w rekordowym czasie 34:47....Ale widok ze szczytu góry - wart byl i wstania rano, i nawet tego wbiegu...
Czwartek już przywitalismy w Warszawie. Od rana rozważaliśmy wieczorny test Coopera na Agrykoli, ale kiedy o 18 upal sie nadal wzmagał, odpuściliśmy. W ogole bieganie tego dnia.
Piatek . Wyszłam tuz przed 7. O co najmniej godzinę za późno. Przetupalam 3 km po osiedlu, wpadlam w las, pobieglam kolejne 4, wrocilam na osiedle, dociagnelam 8 kilometr i zrobilam 10 setek. Nie byly za szybkie, chociaz na te okollicznosci - szybciej nie moglam.
Sobota
III Bieg Marszałka.
W związku z pogodą - bez planów i oczekiwań.
Czas: 48:01.
Miejsce - 128, K-8, K30-4.
Wynik nie powala, ale z samego biegu jestem zadowolona. Po raz pierwszy od dawna, mimo warunków - dobry, równy bieg do samego końca, nawet ze śladami finiszu....
No to pora nadrobić.
W niedzielę, o ironio, większą polowe dnia spedzilam przy telefonie i komputerze, w zwiazku z tym zostal nam czas wylacznie na spacer po gorce parkowej i to krótki. Wizytowaliśmy polecaną przez niektorych "Bocianówkę"
W poniedzialek mimo poznej pobudki i sniadania oraz planowanych zabiegow zdecydowalismy się pobiec do Muszyny (tam i z powrotem powinno byc 20 km). Czas byl nieco napiety, ale trasa Zyciowej Dychy faktycznie sama niosła, musielismy sie hamowac, majac w pamieci koniecznosc powrotu. Z hotelu na rynek w Muszynie bylo 11 km, króciutko obejrzelismy rynek i zawrocilismy. Wbrew pozorom, powrót (mimo 24 st. i pelnego slonca) nie okazal sie morderczy, a nawet calkiem przyjemny, choc nieco wolniejszy. Jednak ostatni kilometr juz sie dawal we znaki i zatrzymalam się dokladnie kiedy Garmin pokazal 20 km. Do deptaka bylo jeszcze kilkaset metrow, w sumie wyszłoby nam 21 z malym haczykiem. A tak - bylo 20 w 1:57. I szybki spacer do hotelu, akurat 3 minuty przed zabiegiem.
Po poludniu wyszlismy sobie jeszcze na spacerek w gory, przezylismy atak szalonej krowy, ktora wypadla na nas z krzakow, obejrzelismy przepiękną cerkiewkę w Mochnaczce i przemoklismy do cna w ulewie, ktora nadciagnela nie wiadomo skad... Wrocilismy wygodnym asfaltem, zalapalismy sie na cudowna podwojna tęczę. W sumie spacerek miał jakieś 12-13 km.
We wtorek wyszlismy na lajtową dyszkę. Myslelismy o trasie do Nowego Sącza, ale liczba samochodow przemieszczających się wzdłuż skutecznie nas odstraszyła. Skręciliśmy do Slotwiny, obejrzelismy kolejną cerkiewkę, zawrocilismy do depataka, przebieglam sobie ostatnie 2 km trasą Koral Maratonu (tak, ostatnie 500 m bylo z gorki), pokręciłam się po deptaku i na dyszce poprzestalam, ledwo się mieszcząc w godzinie. Spacer popoludniowy trochę zakłóciła ulewa, ktora na szczęscie dopadla nas w pijalni, wiec przynajmniej tym razem nie zmoklismy. Kiedy deszcz sobie odpłynął, było już za pozno, żeby ruszać na trasę gorską, poprzestalismy na spacerzez miejskim, odwiedzilismy dwie kolejne, tym razem murowane cerkwie. W sumie też 6-7 km.
Na środę, na pożegnanie z górami, małżonek wykoncypował wbieg na Górę Parkową. No cóż, nie wyperswadowałam mu tego. Wstalismy tym razem rano i przed 7 juz byllismy na trasie. Oprocz nas na tej trasie bylo jeszcze trzech innych biegaczy i kilkoro spacerowiczów. Oraz sarny. 1,5 km podbiegu zajelo nam... hm, jakieś 12 minut. Przy czym na ostatnich 200 m to juz trudno nazwac biegiem. Ze zbiegiem i dobiegami - 5 km w rekordowym czasie 34:47....Ale widok ze szczytu góry - wart byl i wstania rano, i nawet tego wbiegu...
Czwartek już przywitalismy w Warszawie. Od rana rozważaliśmy wieczorny test Coopera na Agrykoli, ale kiedy o 18 upal sie nadal wzmagał, odpuściliśmy. W ogole bieganie tego dnia.
Piatek . Wyszłam tuz przed 7. O co najmniej godzinę za późno. Przetupalam 3 km po osiedlu, wpadlam w las, pobieglam kolejne 4, wrocilam na osiedle, dociagnelam 8 kilometr i zrobilam 10 setek. Nie byly za szybkie, chociaz na te okollicznosci - szybciej nie moglam.
Sobota
III Bieg Marszałka.
W związku z pogodą - bez planów i oczekiwań.
Czas: 48:01.
Miejsce - 128, K-8, K30-4.
Wynik nie powala, ale z samego biegu jestem zadowolona. Po raz pierwszy od dawna, mimo warunków - dobry, równy bieg do samego końca, nawet ze śladami finiszu....
- Beauty&Beast
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1158
- Rejestracja: 11 wrz 2007, 09:07
- Życiówka na 10k: 00:45:29
- Życiówka w maratonie: 3:42:02
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Niedziela
Upał zelżał, moje wymagania wobec nóżek - wzrosły.
Taki na pol treningowy start w Salomon Trail Running Toyota Ekobieg Kampinos.
13 km (wg Garmina 12,8 km), własne urządzenie pomiarowe zatrzymało się na 1:05:59... Czyli jednak 1:06. Nie jest to zawrotna prędkość, ale przyzwoita.
Trzy raz po drodze wiązałam buty.
Trochę czasu stracilam w kolejce do desek na bagienku na 1,2 km. Potem juz zasuwalam przez bloto, nogi mialam ochlapane do polowy uda. Poza tym byl tez kopny piasek, korzenie i szyszki. Plyty betonowe, bruk z trawą. Oraz inne przyjemnosci, nawet kilka niezbyt duzych podbiegow.
Kolejne 8. miejsce w klasyfikacji kobiet
Generalnie jestem zadowolona...
Upał zelżał, moje wymagania wobec nóżek - wzrosły.
Taki na pol treningowy start w Salomon Trail Running Toyota Ekobieg Kampinos.
13 km (wg Garmina 12,8 km), własne urządzenie pomiarowe zatrzymało się na 1:05:59... Czyli jednak 1:06. Nie jest to zawrotna prędkość, ale przyzwoita.
Trzy raz po drodze wiązałam buty.
Trochę czasu stracilam w kolejce do desek na bagienku na 1,2 km. Potem juz zasuwalam przez bloto, nogi mialam ochlapane do polowy uda. Poza tym byl tez kopny piasek, korzenie i szyszki. Plyty betonowe, bruk z trawą. Oraz inne przyjemnosci, nawet kilka niezbyt duzych podbiegow.
Kolejne 8. miejsce w klasyfikacji kobiet
Generalnie jestem zadowolona...
- Beauty&Beast
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1158
- Rejestracja: 11 wrz 2007, 09:07
- Życiówka na 10k: 00:45:29
- Życiówka w maratonie: 3:42:02
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Poniedziałek, 14.06.
Wyszłam dziś rano rozbiegać troszkę weekendowe szalenstwo.
Po 500 m mialam ochotę wrocic pod kołderkę. Do końca pierwszego kilometra walczyłam z oporem materii.
A potem nóżki mi się rozkręciły i wyszło 15 km w 1:23:30.
Znowu ganiam bez pulsometru :? Mimo to dzisiaj caly czas bieg byl przyjemny (poza 1. kilometrem) więc sądzę, że jakieś granice zachowałam. I właściwie dociagnelabym do 18 albo i 20 km, gdyby nie rozsądek. I tak udalo mi sie spoznic do pracy...
Wyszłam dziś rano rozbiegać troszkę weekendowe szalenstwo.
Po 500 m mialam ochotę wrocic pod kołderkę. Do końca pierwszego kilometra walczyłam z oporem materii.
A potem nóżki mi się rozkręciły i wyszło 15 km w 1:23:30.
Znowu ganiam bez pulsometru :? Mimo to dzisiaj caly czas bieg byl przyjemny (poza 1. kilometrem) więc sądzę, że jakieś granice zachowałam. I właściwie dociagnelabym do 18 albo i 20 km, gdyby nie rozsądek. I tak udalo mi sie spoznic do pracy...
- Beauty&Beast
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1158
- Rejestracja: 11 wrz 2007, 09:07
- Życiówka na 10k: 00:45:29
- Życiówka w maratonie: 3:42:02
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Ten tydzien biegowo był dziwny.
Po poniedziałkowym rozbieganiu we wtorek znowu wystartowałam. Na Kabatach, które tym razem odbywały na Siekierkach.
Mając w głowie, że a) w weekend zaliczyłam mocną dyszkę i nie najgorszy start krosowy b) w kolejny weekend chcialabym pobiec szybką dyszkę, tym razem nastawilam się zupelnie treningowo. O dziwi, udało mi się na starcie trochę przyhamować i zaczać po 4:40-4:35. Potem było różnie, raz szybciej, raz wolniej, z malym kryzysem na 7. kilometrze, ale udalo mi się ostatecznie skonczyc w 48:08 (tam podobno jest 10.3 km). I to jest o 30 sekund lepiej niz na poczatku maja na tej samej trasie.
Po dobrym biegu środę zrobiłam sobie wolną, w czwartek zaliczyłam 10 km lekkiego krosiku po lesie w tempie omal spacerowym. W piątek wolne nieplanowe z powodu niewstania.
W sobotę bylam na szkoleniointegracji, ale o dziwo udało mi się wstac na tyle wczesnie, że przed sniadankeim potupałam sobie 6 km z jakimis drobnymi przebiezkami (w tych 6 km). 33 minuty.
Potem pol dnia na motorowce.
A dzisiaj Garwolin. Niedobrze, nie mam nastroju startowego. No, zobaczymy. Pogoda jak na razie wygląda dobrze.
Po poniedziałkowym rozbieganiu we wtorek znowu wystartowałam. Na Kabatach, które tym razem odbywały na Siekierkach.
Mając w głowie, że a) w weekend zaliczyłam mocną dyszkę i nie najgorszy start krosowy b) w kolejny weekend chcialabym pobiec szybką dyszkę, tym razem nastawilam się zupelnie treningowo. O dziwi, udało mi się na starcie trochę przyhamować i zaczać po 4:40-4:35. Potem było różnie, raz szybciej, raz wolniej, z malym kryzysem na 7. kilometrze, ale udalo mi się ostatecznie skonczyc w 48:08 (tam podobno jest 10.3 km). I to jest o 30 sekund lepiej niz na poczatku maja na tej samej trasie.
Po dobrym biegu środę zrobiłam sobie wolną, w czwartek zaliczyłam 10 km lekkiego krosiku po lesie w tempie omal spacerowym. W piątek wolne nieplanowe z powodu niewstania.
W sobotę bylam na szkoleniointegracji, ale o dziwo udało mi się wstac na tyle wczesnie, że przed sniadankeim potupałam sobie 6 km z jakimis drobnymi przebiezkami (w tych 6 km). 33 minuty.
Potem pol dnia na motorowce.
A dzisiaj Garwolin. Niedobrze, nie mam nastroju startowego. No, zobaczymy. Pogoda jak na razie wygląda dobrze.
- Beauty&Beast
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1158
- Rejestracja: 11 wrz 2007, 09:07
- Życiówka na 10k: 00:45:29
- Życiówka w maratonie: 3:42:02
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Niniejszym ogłaszam koniec wiosny.
Bieg Avon kontra przemoc w Garwolinie.
10 km.
Wynik: 45:46 (netto), 45:57 brutto.
Jakby nie patrzeć, życiówka na ateście (poprzednia, sprzed 1,5 roku - 45:58).
A nie zanosiło się. Zanosiło się na najlepszy wynik sezonu, ale nie na życiówkę.
W to uwierzyłam dopiero mijając tablicę 9 km. I wtedy wydarłam już ten wynik. Samej sobie wydarłam.
Taka trochę wymęczona ta życiówka, ale jak jest, to jest. Zwłaszcza na takiej przyjemnej (:>) trasie. Dobrze, że pierwszy i ostatni kilometr były płaskie...
Jeszcze we wtorek sprobuję się udać na Siekierki, a w sobotę spokojnie przetuptam Puchar Maratonu (15 km) i Samsung Irena coś-tam (ok. 5), ale bez spinania się.
A od lipca - będzie nowy blog. Bo ten mi się już troszkę znudził.
Bieg Avon kontra przemoc w Garwolinie.
10 km.
Wynik: 45:46 (netto), 45:57 brutto.
Jakby nie patrzeć, życiówka na ateście (poprzednia, sprzed 1,5 roku - 45:58).
A nie zanosiło się. Zanosiło się na najlepszy wynik sezonu, ale nie na życiówkę.
W to uwierzyłam dopiero mijając tablicę 9 km. I wtedy wydarłam już ten wynik. Samej sobie wydarłam.
Taka trochę wymęczona ta życiówka, ale jak jest, to jest. Zwłaszcza na takiej przyjemnej (:>) trasie. Dobrze, że pierwszy i ostatni kilometr były płaskie...
Jeszcze we wtorek sprobuję się udać na Siekierki, a w sobotę spokojnie przetuptam Puchar Maratonu (15 km) i Samsung Irena coś-tam (ok. 5), ale bez spinania się.
A od lipca - będzie nowy blog. Bo ten mi się już troszkę znudził.
- Beauty&Beast
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1158
- Rejestracja: 11 wrz 2007, 09:07
- Życiówka na 10k: 00:45:29
- Życiówka w maratonie: 3:42:02
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
To tak jeszcze wykańczając tego bloga....
Poniedziałek - 10 km delikatny krosik, 58 minut.
Wtorek - GPW na Siekierkach. Masakra. Tak źle to już mi się dawno nie biegło. Zaczęłam dobrze, równiutko, w miarę szybko.
A potem nastąpił zjazd po równi pochyłej połączony ze spadkiem motywacji i 150 metrami spaceru na 6. km (bo kolka, bo puls, bo skurcze), potem się jakoś pozbierałam i skończyłam poniżej 50 minut, ale nie było ani łatwo, ani przyjemnie...
Dzisiaj wolne
Poniedziałek - 10 km delikatny krosik, 58 minut.
Wtorek - GPW na Siekierkach. Masakra. Tak źle to już mi się dawno nie biegło. Zaczęłam dobrze, równiutko, w miarę szybko.
A potem nastąpił zjazd po równi pochyłej połączony ze spadkiem motywacji i 150 metrami spaceru na 6. km (bo kolka, bo puls, bo skurcze), potem się jakoś pozbierałam i skończyłam poniżej 50 minut, ale nie było ani łatwo, ani przyjemnie...
Dzisiaj wolne