Widzę że wątek odżył

Ja nie mam co za bardzo się chwalić moim kilometrażem w tym roku bo wygląda on najgorzej ze wszystkich z tego wątku

Zaledwie 1291km... Z końcem maja licznik wynosił 858km, tak więc przez 5 miesięcy zrobiłem niewiele ponad 400km... W roku 2008 z końcem czerwca miałem 1000km, a cały rok zakończyłem z 1920km na liczniku. W tym roku w miesiącach zimowych miałem 3 tygodnie przerwy, następnie doszło 5 tygodni przerwy spowodowanej kontuzją stawów skokowych, teraz miałem 2 tygodnie roztrenowania, ale coś znowu jest tak i od tygodnia już nie biegam... Tak więc rok 2009 to łącznie już 11 tygodni w których nie biegałem a to niestety ale nie będzie koniec... W roku 2008 nie zdarzył się taki tydzień bym nie wyszedł pobiegać.
Zostałem wywołany do tablicy jeśli chodzi o te moje kontuzje. Szczerze to nie wiem skąd się one biorą. Patrzę na lata wcześniejsze, grałem bardzo dużo w piłkę na asfalcie (w pewnym momencie nawet codziennie), grałem po kilka godzin w siatkówkę tygodniowo, rok 2008 biegowo był duuużo bardziej intensywniejszy od tego roku. I najśmieszniejsze jest to że wtedy nie było mi nic... Nie było nic na co mógłbym narzekać. Jak patrzę na te lata wstecz to sam się dziwię że nigdy sobie nic nie złamałem, że stopę miałem skręconą tylko 2 razy, bo obciążenia były dużo większe dawniej niż teraz. Widocznie byłem farciarzem, ale fart się w tym roku skończył... Praktycznie od początku roku walczę z jakimiś urazami, większymi, mniejszymi, ale rzadko mogę powiedzieć że wszystko jest ok. Najpierw w połowie stycznia coś stało się z nogą, następnie złapało mnie jakieś mocne przeziębienie. Pózniej stawy skokowe, a teraz sam nie wiem co jest... Jeśli chodzi o mój przebieg tygodniowy nigdy nie powalał na kolana i zapewne nigdy na kolana powalać nie będzie bo mi w bieganiu nie chodzi o to by ładować jak najwięcej kilometrów, wolę czasem się wyszaleć biegając mniej a szybciej. 40-70km/tydz. wydaje mi się w tym momencie zupełnie wystarczającą ilością. Hmmm co powoduje moje kontuzje? Nie wiem... Może ortopeda miał racje, może nie powinienem biegać w ogóle. Na pewno przyczyną nie jest zbyt intensywny trening, bo po pierwsze w tym roku intensywność poszczególnych treningów była mniejsza (w roku 2008 biegałem te mocniejsze treningi 8-9km po około 4:50-5:00, a nawet zdarzały się i po 4:30, a w tym roku zejście na treningu do tych 4:50 było już sukcesem, przeważnie biegałem po 5:15/km). Więc może biegałem za wolno? Kilometrażem też się nie zabijałem więc to też opada. Co do rozgrzewki nie stosuję przed bieganiem, nigdy nie stosowałem, gimnastykę robię dopiero w domu. Moje problemy zaczęły się wraz z problemami z butami, żadne czy to Ascisy czy inne nie przypasowały mojej stopie tak jak te w których biegałem od lutego 2008 do końca września 2008. Nie potrafię trafić z właściwymi butami... Mimo że przeczytałem już całą masę artykułów o tym jak wybierać buty biegowe po prostu nie potrafię. Teraz mam Pegasusy i dobrze widzę jak się ściera podeszwa i ona nie podchodzi pod żadną z możliwości... Najśmieszniejsze jest że najlepiej biegało mi się w Adidasach które co prawda były niby do joggingu, ale na pewno nie było jakieś super ekstra, z wielkimi systemami amortyzacyjnymi itd.
Co dalej? Nie wiem... Póki co nie biegam, wiem że pewnie wybiorę się na bieg niepodległości do Warszawy bo mam go opłaconego, mam już kupiony bilet do stolicy i z powrotem. Gdybym wiedział miesiąc temu jak to będzie wyglądać dziś to bym nie opłacał tego biegu... Ale miesiąc temu po 2 tygodniach przerwy wydawało się że wszystko zmierza w dobrym kierunku, bo biegało się fajnie. Niestety tylko do czasu... W Warszawie najwyżej przespaceruję sobie te 10km. Pewnie do końca roku z biegania będą nici, a co będzie w roku 2010 to pożyjemy zobaczymy...