Trochę mi tu Robert odebrał niewątpliwej satysfakcji z mądrowania się przed Joycat..., ale jak mówią: kto szybko daje ten dwa razy daje

. Na szczęście widzę jeszcze dla siebie małą szansę. Wydaje mi się bowiem, że zgodnie z opisem Roberta, aby dostać się do wiadomego miejsca, trzeba pokonać dystans ok. 5 km. Jeśli dobrze pamiętam, 5km, to właśnie tyle, ile wynosi aktualnie całkowita długość przebieżki naszej koleżanki..., a trzeba jeszcze wrócić do metra..., pomijając szczegół, że razem mielibyśmy też sobie pobiegać. Widzę więc konieczność zrobienia w sumie ok. 15-20 km..., hmmm... Wyobrażam sobie, że Joycat stać na wiele ale to może okazać się już ciut za dużo. Proponuje więc plan "B", zapewniający brak zakwasów na następny dzień: przyjedź metrem do stacji kabaty, bedę czekał z moją kozą (rowerkiem), ja pobiegnę, a Wy pogalopujecie za mną, powrót podobnie.
Awaryjnie, potrzebny byłby jeszcze wariant "C", no bo kozy, wiadomo - bydlątka uparte..., no i jest jeszcze ktoś, kto zwykle ze mną... na tej kozie. Mam jeszcze kilka innych pomysłów, włącznie z zaangażowaniem mojego kucyka ale najpierw trzeba być na miejscu w W-wie..., a wygląda, że w najbliższą niedziele będę daleko... Możnaby w sobotę ale wtedy nie byłoby Roberta (impreza w Jaworznie).
Co się odwlecze to..., choć myślę, że jak już w końcu dojdzie do tego naszego wspólnego biegu w Kabatach, to Joycat będzie już biegać bez problemu 10km i więcej.
Życzę wszystkim pysznej zabawy w odkrywaniu uroków wspólnego truchtania.