"Debiutanci" po debiucie
- jakub738
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1372
- Rejestracja: 12 gru 2008, 00:08
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kedzierzyn-kozle
- piter82
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3381
- Rejestracja: 31 lip 2008, 11:57
- Życiówka na 10k: 40:32
- Życiówka w maratonie: 3:22:xx
- Lokalizacja: Czechowice-Dziedzice
Jacuś 150 lat życzę (jeszcze) i czego tam sobie życzysz
Jakubie738 szalejesz z tymi km
Ja balansuje z moją odpornością na granicy choroby, ale już od piątku biegam, cały czas jem coś na odporność, mam nadzieje, że poprawi się to w najbliższych dniach, nie chciał bym z chorobą w maratonie startować
Jakubie738 szalejesz z tymi km
Ja balansuje z moją odpornością na granicy choroby, ale już od piątku biegam, cały czas jem coś na odporność, mam nadzieje, że poprawi się to w najbliższych dniach, nie chciał bym z chorobą w maratonie startować
Ciągle do przodu pokonując własne słabości
10k - 40:32 - 05.10 15k - 01:04:39 - 09.10 21,097k - 1:29:57 - 09.10 42,195k - 03:22:36 - 09.09
Mój Blog Aktywni Sportowo
GG 730243
10k - 40:32 - 05.10 15k - 01:04:39 - 09.10 21,097k - 1:29:57 - 09.10 42,195k - 03:22:36 - 09.09
Mój Blog Aktywni Sportowo
GG 730243
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1398
- Rejestracja: 02 paź 2007, 08:25
- Życiówka na 10k: 39:38
- Życiówka w maratonie: 3:25:27
- Lokalizacja: Tarnowskie Góry
Ja pierdykam i ja się pcham na Wrocław z moimi 138km w sierpniu.jakub738 pisze:w sierpniu,przebiegłem 501 km w 27 treningach pozdrawiam.
Kiedy Ty to wszystko robisz to wychodzi średnio ponad 18 km na trening...dla mnie to kosmos, podziwiam kolegę
- jakub738
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1372
- Rejestracja: 12 gru 2008, 00:08
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kedzierzyn-kozle
- piter82
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3381
- Rejestracja: 31 lip 2008, 11:57
- Życiówka na 10k: 40:32
- Życiówka w maratonie: 3:22:xx
- Lokalizacja: Czechowice-Dziedzice
kurcze musze uważać bo jak osłabnę to jeszcze mnie przegonisz we wroclawiu w sumie wystratuję z 3:15 ale co się będzie działo na trasie to trudno powiedzieć żeby chociaż życiówkę poprawić o parę minut to będę zadowolony
Ciągle do przodu pokonując własne słabości
10k - 40:32 - 05.10 15k - 01:04:39 - 09.10 21,097k - 1:29:57 - 09.10 42,195k - 03:22:36 - 09.09
Mój Blog Aktywni Sportowo
GG 730243
10k - 40:32 - 05.10 15k - 01:04:39 - 09.10 21,097k - 1:29:57 - 09.10 42,195k - 03:22:36 - 09.09
Mój Blog Aktywni Sportowo
GG 730243
- Kapitan Bomba!
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1212
- Rejestracja: 13 lut 2008, 22:50
eeee, ja ciągle bez biegania .... dzisiaj już noga nie boli ale jeszcze dam jej dzien luzu, jutro srpóbuję z rana jakąś "dyszkę" zrobić, jak będzie ok to w niedzielę z 15 km zrobię, potem jeszcze raz albo dwa trochę biegania i w niedzielę maraton.
Mam już nadany numer startowy - 1568.
Mam nadzieję, że dobrze przepracowana zima a potem lipiec i połowa sierpnia pozwolą ukończyć maraton, niewazne w jakim czasie
.... a największe jaja będą jak pobiegnę szybciej niż na Silesii
Mam już nadany numer startowy - 1568.
Mam nadzieję, że dobrze przepracowana zima a potem lipiec i połowa sierpnia pozwolą ukończyć maraton, niewazne w jakim czasie
.... a największe jaja będą jak pobiegnę szybciej niż na Silesii
- ssokolow
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1810
- Rejestracja: 13 lis 2006, 00:22
- Życiówka na 10k: 48:35
- Życiówka w maratonie: 4:04:02
- Lokalizacja: Kraków
u mnie jak zwykle... dzisiaj pierwszy bieg w tym tygodniu ;p
ale dla was mam taki artykuł co prawda bzdurny trochę... ale co tam:
http://medycyna24.pl/bieganie-uzaleznia
w końcu sami najlepiej wiecie że endorfiny uzależniają a ja chyba jakoś bezwiednie wyszedłem z tego uzależnienia i wcale mi się to nie podoba ;p (liczę na jakiś powrót do nałogu) w końcu nałogi to choroby przewlekłe (podobno)
ale dla was mam taki artykuł co prawda bzdurny trochę... ale co tam:
http://medycyna24.pl/bieganie-uzaleznia
w końcu sami najlepiej wiecie że endorfiny uzależniają a ja chyba jakoś bezwiednie wyszedłem z tego uzależnienia i wcale mi się to nie podoba ;p (liczę na jakiś powrót do nałogu) w końcu nałogi to choroby przewlekłe (podobno)
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 776
- Rejestracja: 20 paź 2007, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraków
http://www.polmaratonkatowice.pl/
Pojawiły się jakieś pierwsze bardziej konkretne informacje w sprawie Półmaratonu Katowickiego. Hmmm ciężko było się spodziewać fajerwerków, tym bardziej że od początku była mowa że będzie to bieg w przyjacielskiej atmosferze. Wiadomo że impreza straciła głównego sponsora, ale po cichu liczyłem że może coś tam uda się wykombinować, skoro przez prawie 2 miesiące cicho było o tym biegu. Trasa wygląda fajnie, tylko szkoda że nie będzie żadnego depozytu, punktów odżywczych ani jakiegoś choćby symbolicznego medalu na mecie. Dla mnie zawsze medal jest najfajniejszą pamiątką z biegu:) Jak znam siebie, to pewnie do ostatniej chwili będę wahał się czy przyjechać czy nie... Mam trochę mieszane uczucia, bo z jednej strony cieszę się że mimo trudności zachowana jest jakaś ciągłość półmaratonu 4energy, biegu dla mnie bardzo ważnego i dlatego chciałbym na ten półmaraton Katowicki przyjechać, z drugiej na super bieg w swoim wykonaniu nie mam co liczyć bo formy nie ma, a tak naprawdę po tym biegu nie zostanie żadna pamiątka, a dojechać do Katowic jakoś trzeba... Gdybym mieszkał w Katowicach to żadnych wątpliwości bym nie miał, a tak to pożyjemy zobaczymy:)
Pojawiły się jakieś pierwsze bardziej konkretne informacje w sprawie Półmaratonu Katowickiego. Hmmm ciężko było się spodziewać fajerwerków, tym bardziej że od początku była mowa że będzie to bieg w przyjacielskiej atmosferze. Wiadomo że impreza straciła głównego sponsora, ale po cichu liczyłem że może coś tam uda się wykombinować, skoro przez prawie 2 miesiące cicho było o tym biegu. Trasa wygląda fajnie, tylko szkoda że nie będzie żadnego depozytu, punktów odżywczych ani jakiegoś choćby symbolicznego medalu na mecie. Dla mnie zawsze medal jest najfajniejszą pamiątką z biegu:) Jak znam siebie, to pewnie do ostatniej chwili będę wahał się czy przyjechać czy nie... Mam trochę mieszane uczucia, bo z jednej strony cieszę się że mimo trudności zachowana jest jakaś ciągłość półmaratonu 4energy, biegu dla mnie bardzo ważnego i dlatego chciałbym na ten półmaraton Katowicki przyjechać, z drugiej na super bieg w swoim wykonaniu nie mam co liczyć bo formy nie ma, a tak naprawdę po tym biegu nie zostanie żadna pamiątka, a dojechać do Katowic jakoś trzeba... Gdybym mieszkał w Katowicach to żadnych wątpliwości bym nie miał, a tak to pożyjemy zobaczymy:)
- piter82
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3381
- Rejestracja: 31 lip 2008, 11:57
- Życiówka na 10k: 40:32
- Życiówka w maratonie: 3:22:xx
- Lokalizacja: Czechowice-Dziedzice
ja się raczej nie wybieram. Dwa maratony Wrocław na życiówkę, Wawa jako pace na 5 h ( http://www.maraton2009.pl/node/13629 ) i Korona Maratonów Polskich zdobyta później tydzień biegowego odpoczynku i ze 2-3 tyg roztrenowania przed ostrymi zimowymi treningami. Powoli dochodzę do siebie i dziś już planuje 20 km z mocnym akcentem, przedostatni mocny akcent przed maratonami i od pon już luzowanie ....
Ciągle do przodu pokonując własne słabości
10k - 40:32 - 05.10 15k - 01:04:39 - 09.10 21,097k - 1:29:57 - 09.10 42,195k - 03:22:36 - 09.09
Mój Blog Aktywni Sportowo
GG 730243
10k - 40:32 - 05.10 15k - 01:04:39 - 09.10 21,097k - 1:29:57 - 09.10 42,195k - 03:22:36 - 09.09
Mój Blog Aktywni Sportowo
GG 730243
- Jakub Osina
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 576
- Rejestracja: 08 maja 2008, 17:23
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świdnik
- Kontakt:
A ja właśnie skojarzyłem, że dziś jest wigilia rocznicy pierwszego treningu z Garminem, w związku z tym mogłem sprawdzić ile przebiegłem km od 5 września 2008 roku i wyszło 3169 km zmierzonych (do tego pewnie trzeba dodać 100-150 km których nie złapałem, bo często nie czekam na złapanie satelitów i biegnę)
- Kapitan Bomba!
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1212
- Rejestracja: 13 lut 2008, 22:50
No, to dzisiaj pierwszy bieg od niedzieli. Kilkudniowa przerwa była widoczna ale na szczęście noga nie bolała (odpukać) zrobiłem 11 km, jak będzie dobrze, to jutro i pojutrze też sobie pobiegam, max. 15 km. Nogę profilaktycznie jeszcze chłodzę - wolę dmuchać na zimne.
Powiało u mnie trochę optymizmem!
Powiało u mnie trochę optymizmem!
- Kapitan Bomba!
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1212
- Rejestracja: 13 lut 2008, 22:50
Piter82 - pacemakerze! jesteś sławny!!!
- Dzidka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 261
- Rejestracja: 30 lis 2008, 14:29
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Gliwice
- Kontakt:
Wszystkim wybierającym się na maraton we Wrocławiu życzę powodzenia, wykonania założonego planu w 100% oraz uśmiechu na mecie.
Wróciłam z urlopu, Kotlina Kłodzka spenetrowana wzdłóż, wszerz i wgłąb, co poprawiło moją kondycję i samopoczucie. Ale....... niestety trzeci tydzień urlopu spędziłam u bratowej "na wsi", zbijając bąki i bezskutecznie poszukując grzybów (jako osoba towarzysząca, bo na grzybach się nie znam). Efekt: + 1kg na wadze i jak pisze SSokolow "jakoś bezwiednie wyszłam z uzależnienia" (od biegania).
Córka rozpoczęła gimnazjum, mąż dziś pojechał na triathlon do Borówna, a ja zastanawiam się, kiedy znaleźć czas na bieganie.
Bartess - a propos Twojego "śmieciowego" balona: jakby tak się do niego podczepić, byłoby pewnie lżej biec? Eeech
Wróciłam z urlopu, Kotlina Kłodzka spenetrowana wzdłóż, wszerz i wgłąb, co poprawiło moją kondycję i samopoczucie. Ale....... niestety trzeci tydzień urlopu spędziłam u bratowej "na wsi", zbijając bąki i bezskutecznie poszukując grzybów (jako osoba towarzysząca, bo na grzybach się nie znam). Efekt: + 1kg na wadze i jak pisze SSokolow "jakoś bezwiednie wyszłam z uzależnienia" (od biegania).
Córka rozpoczęła gimnazjum, mąż dziś pojechał na triathlon do Borówna, a ja zastanawiam się, kiedy znaleźć czas na bieganie.
Bartess - a propos Twojego "śmieciowego" balona: jakby tak się do niego podczepić, byłoby pewnie lżej biec? Eeech
Ptak lata, ryba pływa, człowiek... biega.
http://www.pedziwiatr.gliwice.pl
http://www.pedziwiatr.gliwice.pl
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 776
- Rejestracja: 20 paź 2007, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraków
No i dziś totalnie spontaniczny start w zawodach:) VI Bieg Siemaszki Kraków-Piekary, ok.13km. Ten bieg jest dla mnie bardzo nietypowym biegiem. Dlaczego? Powodów jest kilka. Po pierwsze jest to pierwszy bieg w którym mogę porównać się do zeszłego roku, bo przed rokiem także w nim startowałem, a trasa dziś była identyczna. Po drugie zarówno rok temu jak i teraz moja decyzja o starcie była podjęta w taki sam sposób. Najpierw chciałem w nim biec, gdy dowiadywałem się że medale są tylko dla pierwszej setki (dla mnie medal to jednak największa pamiątka z biegu), to ochota mi trochę przechodziła. Ale zarówno rok temu jak i wczoraj, dzień przed biegiem powiedziałem sobie, a co mi tam startuję. Po trzecie nie jest to jakiś mój ulubiony bieg, spora część trasy jest dla mnie nieprzyjemna (biegnie się po wałach, czyli ziemia i trawa i dużo, dużo nierówności). Tak więc nie wiem sam czemu w nim startuję, ale jakoś tak wychodzi co roku, że dzień przed biegiem podejmuję decyzję o starcie.
Najpierw może napiszę (postaram się krótko:) ) o zeszłorocznym starcie. O tym że wahałem się do ostatniej chwili nie będę już wspominał. To miał być generalny sprawdzian przed półmaratonem 4energy, przed debiutem w połówce. Od samego rana grzało bardzo mocno, ja ubrany byłem cały na ciemno, ciemnoniebieska koszulka i takie same spodnie... No i się zaczęło, ruszyłem z tłumem bardzo mocno, nie znałem trasy więc początek biegło mi się super po asfalcie. Gdzieś koło 3km wbiegało się na wały o których już wspominałem i wtedy się zaczęło... Pociągnąłem jeszcze do 6-7km ale wtedy zacząłem słabnąć. Jakby tego było mało na tej trasie zawsze wiatr wali prosto w twarz, a ja na ogół zawsze biegnę sam. Rok temu przez te 3-4km cały czas wiózł się na moich plecach jakiś zawodnik, a gdy tylko opadłem z sił wyprzedził mnie i oglądałem tylko jego plecy... Końcówka była wręcz dramatyczna, bardzo mocny podbieg pod szkołę w Piekarach a ja już byłem ledwo żywy. Jakoś wtoczyłem się na samą górę, wbiegłem na metę, miałem totalnie dość... Fartem zająłem 94 (na 177, którzy ukończyli) miejsce więc dostałem medal. Czas 1:10:09. Trochę mnie to przeraziło bo to przecież były zaledwie 13km a ja dwa tygodnie później miałem powalczyć na dystansie 21km. Ale na 4energy było super:)
A teraz jak to było dziś. Wczoraj była super pogoda, taką lubię. Co prawda rano popadało dość mocno, ale przed południem wyszło słońce, do tego nie było czuć dużego ciepła, idealna pogoda do biegu. Dziś jak wstałem niebo było zachmurzone, czyli nic nie wskazywało na powtórkę z zeszłego roku, tak więc na sam początek duży pozytyw:) Wiał jednak okropnie zimny wiatr. Gdy ruszył bieg akurat wyszło słońce i świeciło praktycznie na całej trasie, więc zrobiło się przyjemnie, choć momentami ten wiatr dawał ostro popalić. Ruszyłem, mając w pamięci zeszły rok chciałem zacząć spokojnie bo wiedziałem co będzie dalej. Czy ruszyłem spokojniej? Sam nie wiem, ja miałem uczucie że biegnę za szybko, szybciej niż planowałem. Do 3km super, po 3km wbiegało się na wały, tak więc od razu zacząłem uważać, ale ciężko było zwolnić. Zastanawia mnie to dlaczego na ogół nigdy nikt nie biegnie ze mną podczas biegu przez dłuższy czas? Czy innym nie pasuje moje rwane tempo biegu?:) Na wały wbiegłem z dwójką innych biegaczy, jednego chciałem już wyprzedzić dużo wcześniej, ale gdy próbowałem to on przyspieszał, a nie chciało mi się bawić w sprinty na 2-3km... Ale ta dwója wyraźnie słabła, popatrzyłem się do przodu a tam taka 4-5 osobowa grupa, ale już sporo odskoczyła. Cel był prosty, z tą dwójką długo nie pociągnę a jak mi odjedzie ta grupa przede mną to będzie nieciekawie, więc ruszyłem w pogoń. Najpierw spokojnie, dołączył jakiś drugi biegacz, ale znowu nie dawał zmian tylko się wiózł... Gdy strata się za bardzo nie zmniejszała postanowiłem mocno ruszyć, zaryzykowałem bo miałem dość tego biegu ciągle pod wiatr. W końcu dopadłem grupę, długo jednak się nie trzymała, ale udało mi się trochę odpocząć:) Po paru minutach dołączył kolejny biegacz i porwał grupę, próbowałem się zabrać, ale się nie udało, znowu został samotny bieg... W końcu wbiegłem na upragniony asfalt:) Ale nogi były jakieś dziwne, zanim doszły do siebie trochę to trwało, wyprzedził mnie jakiś kolejny biegacz, ale gdy patrzyłem się do tyłu widziałem że mam sporą przewagę (cały czas wiedziałem że jestem około 65 miejsca, bo na ok.2km liczono osoby i akurat usłyszałem który byłem:) ) Biegłem tym asfaltem, biegłem widziałem że ciężko będzie kogoś dogonić, bo strata była dość spora. Za mną duża przepaść, przede mną to samo... Ale jeden facet wyraźnie słabł i powoli, powoli się do niego zbliżałem:) Gdzieś około 48-50 minuty poczułem niesamowitą energię:) Mógłbym góry przenosić, czułem się mocny:) Trochę ten stan się utrzymywał i to było super:) Było coraz bliżej faceta na którego polowałem już od kilku minut, jednak pamiętałem co czeka mnie przed finiszem więc trochę się jeszcze uspokoiłem. W końcu wbieg do Piekar, swoją ofiarę wreszcie wyprzedziłem;) I zaczęła się mocna wspinaczka, ktoś mnie wyprzedził, ale ja też wyprzedziłem wcześniej kolejnego zawodnika, za chwilę mocno w dół. Wiedziałem że zaraz będzie kończący bardzo stromy podbieg więc nie puściłem nóg, przede mną widziałem tylko dwie osoby. Podczas tej wspinaczki, jakiś biegacz zbiegający z góry krzyknął że zostało tylko 150 metrów i żeby finiszować. Zauważyłem już skręt pod szkołę, więc ruszyłem:) Najpierw wyprzedziłem jednego, i został drugi. To była już ostatnia prosta, i znowu tak jak tydzień temu, gaz do dechy i jadę na maksa, sprint niczym Usain Bolt;) Końcówka musiała zrobić wrażenie, bo gdy zacząłem przyspieszać to ten którego wymijałem też ruszył. Nigdy nie miałem jeszcze na biegu takiego finiszu:) Do tego zostałem jeszcze wyczytany przez spikera, który musiał być pod wrażeniem naszej walki na ostatnich metrach;) Ale ten finisz znowu wygrałem:) Wpadłem na metę i dostałem medal:) Super:) Poszedłem sprawdzić wyniki i z tego co pamiętam to zająłem 57 miejsce na 135 startujących, co jest moim najlepszym wynikiem w historii startów na zawodach biegowych:) Wcześniejsze najlepsze to było 65. Co do czasu nie pamiętam już dokładnie ale na zegarku mam 1:04:23, tak więc prawie 6 minut lepszy niż przed rokiem:)
Jak by ten bieg podsumować? W sumie gdyby patrzeć tylko na czasy i miejsce to oczywiście wygląda na to że jest dużo lepiej niż przed rokiem. Choć ja mam takie odczucie, że w zeszłym roku chyba o tej porze byłem w lepszej formie, choć to może być nieprawda:) W każdym razie rok temu od połowy lipca moje bieganie trochę się rozeszło, podobnie jak w tym roku... Na pewno duży wpływ miała pogoda, mimo nieprzyjemnego wiatru była dziś ok. Tym co zrobiło największą różnicę między biegiem tegorocznym a zeszłorocznym jest doświadczenie. Rok temu był to mój 4 start w biegu, ten dzisiejszy był już 17:) Na pewno pobiegłem dziś dużo mądrzej, trasę pamiętałem, znałem więc było łatwiej:) Mimo 17 startów wciąż nie nauczyłem się pić z kubka podczas biegu... Hmmm a w pewnym momencie zdawało mi się że opanowałem tą sztukę a tu taka lipa;) Strasznie się cieszę że znowu mogłem dziś pobiegać w zawodach, a do tego jeszcze bardzo fajny wynik, który też gdzieś tam cieszy:)
Najpierw może napiszę (postaram się krótko:) ) o zeszłorocznym starcie. O tym że wahałem się do ostatniej chwili nie będę już wspominał. To miał być generalny sprawdzian przed półmaratonem 4energy, przed debiutem w połówce. Od samego rana grzało bardzo mocno, ja ubrany byłem cały na ciemno, ciemnoniebieska koszulka i takie same spodnie... No i się zaczęło, ruszyłem z tłumem bardzo mocno, nie znałem trasy więc początek biegło mi się super po asfalcie. Gdzieś koło 3km wbiegało się na wały o których już wspominałem i wtedy się zaczęło... Pociągnąłem jeszcze do 6-7km ale wtedy zacząłem słabnąć. Jakby tego było mało na tej trasie zawsze wiatr wali prosto w twarz, a ja na ogół zawsze biegnę sam. Rok temu przez te 3-4km cały czas wiózł się na moich plecach jakiś zawodnik, a gdy tylko opadłem z sił wyprzedził mnie i oglądałem tylko jego plecy... Końcówka była wręcz dramatyczna, bardzo mocny podbieg pod szkołę w Piekarach a ja już byłem ledwo żywy. Jakoś wtoczyłem się na samą górę, wbiegłem na metę, miałem totalnie dość... Fartem zająłem 94 (na 177, którzy ukończyli) miejsce więc dostałem medal. Czas 1:10:09. Trochę mnie to przeraziło bo to przecież były zaledwie 13km a ja dwa tygodnie później miałem powalczyć na dystansie 21km. Ale na 4energy było super:)
A teraz jak to było dziś. Wczoraj była super pogoda, taką lubię. Co prawda rano popadało dość mocno, ale przed południem wyszło słońce, do tego nie było czuć dużego ciepła, idealna pogoda do biegu. Dziś jak wstałem niebo było zachmurzone, czyli nic nie wskazywało na powtórkę z zeszłego roku, tak więc na sam początek duży pozytyw:) Wiał jednak okropnie zimny wiatr. Gdy ruszył bieg akurat wyszło słońce i świeciło praktycznie na całej trasie, więc zrobiło się przyjemnie, choć momentami ten wiatr dawał ostro popalić. Ruszyłem, mając w pamięci zeszły rok chciałem zacząć spokojnie bo wiedziałem co będzie dalej. Czy ruszyłem spokojniej? Sam nie wiem, ja miałem uczucie że biegnę za szybko, szybciej niż planowałem. Do 3km super, po 3km wbiegało się na wały, tak więc od razu zacząłem uważać, ale ciężko było zwolnić. Zastanawia mnie to dlaczego na ogół nigdy nikt nie biegnie ze mną podczas biegu przez dłuższy czas? Czy innym nie pasuje moje rwane tempo biegu?:) Na wały wbiegłem z dwójką innych biegaczy, jednego chciałem już wyprzedzić dużo wcześniej, ale gdy próbowałem to on przyspieszał, a nie chciało mi się bawić w sprinty na 2-3km... Ale ta dwója wyraźnie słabła, popatrzyłem się do przodu a tam taka 4-5 osobowa grupa, ale już sporo odskoczyła. Cel był prosty, z tą dwójką długo nie pociągnę a jak mi odjedzie ta grupa przede mną to będzie nieciekawie, więc ruszyłem w pogoń. Najpierw spokojnie, dołączył jakiś drugi biegacz, ale znowu nie dawał zmian tylko się wiózł... Gdy strata się za bardzo nie zmniejszała postanowiłem mocno ruszyć, zaryzykowałem bo miałem dość tego biegu ciągle pod wiatr. W końcu dopadłem grupę, długo jednak się nie trzymała, ale udało mi się trochę odpocząć:) Po paru minutach dołączył kolejny biegacz i porwał grupę, próbowałem się zabrać, ale się nie udało, znowu został samotny bieg... W końcu wbiegłem na upragniony asfalt:) Ale nogi były jakieś dziwne, zanim doszły do siebie trochę to trwało, wyprzedził mnie jakiś kolejny biegacz, ale gdy patrzyłem się do tyłu widziałem że mam sporą przewagę (cały czas wiedziałem że jestem około 65 miejsca, bo na ok.2km liczono osoby i akurat usłyszałem który byłem:) ) Biegłem tym asfaltem, biegłem widziałem że ciężko będzie kogoś dogonić, bo strata była dość spora. Za mną duża przepaść, przede mną to samo... Ale jeden facet wyraźnie słabł i powoli, powoli się do niego zbliżałem:) Gdzieś około 48-50 minuty poczułem niesamowitą energię:) Mógłbym góry przenosić, czułem się mocny:) Trochę ten stan się utrzymywał i to było super:) Było coraz bliżej faceta na którego polowałem już od kilku minut, jednak pamiętałem co czeka mnie przed finiszem więc trochę się jeszcze uspokoiłem. W końcu wbieg do Piekar, swoją ofiarę wreszcie wyprzedziłem;) I zaczęła się mocna wspinaczka, ktoś mnie wyprzedził, ale ja też wyprzedziłem wcześniej kolejnego zawodnika, za chwilę mocno w dół. Wiedziałem że zaraz będzie kończący bardzo stromy podbieg więc nie puściłem nóg, przede mną widziałem tylko dwie osoby. Podczas tej wspinaczki, jakiś biegacz zbiegający z góry krzyknął że zostało tylko 150 metrów i żeby finiszować. Zauważyłem już skręt pod szkołę, więc ruszyłem:) Najpierw wyprzedziłem jednego, i został drugi. To była już ostatnia prosta, i znowu tak jak tydzień temu, gaz do dechy i jadę na maksa, sprint niczym Usain Bolt;) Końcówka musiała zrobić wrażenie, bo gdy zacząłem przyspieszać to ten którego wymijałem też ruszył. Nigdy nie miałem jeszcze na biegu takiego finiszu:) Do tego zostałem jeszcze wyczytany przez spikera, który musiał być pod wrażeniem naszej walki na ostatnich metrach;) Ale ten finisz znowu wygrałem:) Wpadłem na metę i dostałem medal:) Super:) Poszedłem sprawdzić wyniki i z tego co pamiętam to zająłem 57 miejsce na 135 startujących, co jest moim najlepszym wynikiem w historii startów na zawodach biegowych:) Wcześniejsze najlepsze to było 65. Co do czasu nie pamiętam już dokładnie ale na zegarku mam 1:04:23, tak więc prawie 6 minut lepszy niż przed rokiem:)
Jak by ten bieg podsumować? W sumie gdyby patrzeć tylko na czasy i miejsce to oczywiście wygląda na to że jest dużo lepiej niż przed rokiem. Choć ja mam takie odczucie, że w zeszłym roku chyba o tej porze byłem w lepszej formie, choć to może być nieprawda:) W każdym razie rok temu od połowy lipca moje bieganie trochę się rozeszło, podobnie jak w tym roku... Na pewno duży wpływ miała pogoda, mimo nieprzyjemnego wiatru była dziś ok. Tym co zrobiło największą różnicę między biegiem tegorocznym a zeszłorocznym jest doświadczenie. Rok temu był to mój 4 start w biegu, ten dzisiejszy był już 17:) Na pewno pobiegłem dziś dużo mądrzej, trasę pamiętałem, znałem więc było łatwiej:) Mimo 17 startów wciąż nie nauczyłem się pić z kubka podczas biegu... Hmmm a w pewnym momencie zdawało mi się że opanowałem tą sztukę a tu taka lipa;) Strasznie się cieszę że znowu mogłem dziś pobiegać w zawodach, a do tego jeszcze bardzo fajny wynik, który też gdzieś tam cieszy:)
- Bartess
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1338
- Rejestracja: 08 gru 2006, 10:30
- Życiówka na 10k: 999:99
- Życiówka w maratonie: 999:99
- Lokalizacja: Czechowice-Dziedzice
Cześć. Dawno nie odzywałem się - tak jakoś wyszło, a poza tym jakiś względny spokój. No ale pewnie przed, a już na pewno po Wrocławiu tu tak spokojnie już nie będzie .
Rapacinho mała prośba - do Twoich epopei dołączaj może streszczenia albo przynajmniej spis treści . Na marginesie fajny tekst, gratuluję wyniku.
Dzidka zależy z której strony by wiało . Nie no - nie rezygnuj z biegania (Ssokolow Ciebie tez się to tyczy).
Jacuś jak noga?
Miniony tydzień, po wolnym poniedziałku „porysiankiwym”, przebiegałem cały. Kolejny raz 6 treningów, ale tym razem w sumie tylko 55km, a to dlatego, że odpadło mi niedzielne długie wybieganie (zacząłem treningi od wtorku, ale realizowałem plan od poniedziałku). Myślałem, czy dziś nie zrobić długiego wybiegania, ale jednak wolę przed knurowską dyszką odpocząć. Cudów nie natrenuję, a przynajmniej będę na świeżo. Z tego, co u siebie obserwuję, to wydaje mi się, że powinno być dobrze. Jak czegoś po drodze nie spieprzę, to o 12:50 w niedzielę będę już wiedział co i jak .
Pozdro.
Rapacinho mała prośba - do Twoich epopei dołączaj może streszczenia albo przynajmniej spis treści . Na marginesie fajny tekst, gratuluję wyniku.
Dzidka zależy z której strony by wiało . Nie no - nie rezygnuj z biegania (Ssokolow Ciebie tez się to tyczy).
Jacuś jak noga?
Miniony tydzień, po wolnym poniedziałku „porysiankiwym”, przebiegałem cały. Kolejny raz 6 treningów, ale tym razem w sumie tylko 55km, a to dlatego, że odpadło mi niedzielne długie wybieganie (zacząłem treningi od wtorku, ale realizowałem plan od poniedziałku). Myślałem, czy dziś nie zrobić długiego wybiegania, ale jednak wolę przed knurowską dyszką odpocząć. Cudów nie natrenuję, a przynajmniej będę na świeżo. Z tego, co u siebie obserwuję, to wydaje mi się, że powinno być dobrze. Jak czegoś po drodze nie spieprzę, to o 12:50 w niedzielę będę już wiedział co i jak .
Pozdro.