Woda
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3301
- Rejestracja: 01 cze 2002, 00:00
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa - Bemowo
Nasta³y upa³y i podczas biegania chce mi siê piæ. Ale nie wiem, co zrobiæ z butelk± wody: do kieszeni legginsów siê nie mie¶ci, z plecakiem biegaæ nie bêdê, a nie zawsze jest ze mn± mój technical support w postaci narzeczonego na rowerze.
Jakie macie na to sposoby?
Jakie macie na to sposoby?
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 684
- Rejestracja: 19 cze 2001, 10:56
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 2:58:00
- Lokalizacja: Warszawa
Możesz kupić specjalne pojemniki, które trzyma się na pasku na biodrach. Do tego długa rurka i zasilanie masz załatwione.
Ja osobiście nigdy z tego nie korzystam, ani na zawodach ani na treningach. Wcale w trakcie treningu nie piję.
Natomiast w jednym sezonie eksperymentowałem z bidonem leżącym na trasie mojego biegu. Biegałem wtedy po pętli kilkukilometrowej i przez to miałem zawsze punkt odżywczy. Polecam to biegaczom, którzy muszą pić w trakcie treningu.
Gdybym musiał to ostatecznie trzymał bym bidon w ręku w czasie biegu. Ale nie muszę.
Ja osobiście nigdy z tego nie korzystam, ani na zawodach ani na treningach. Wcale w trakcie treningu nie piję.
Natomiast w jednym sezonie eksperymentowałem z bidonem leżącym na trasie mojego biegu. Biegałem wtedy po pętli kilkukilometrowej i przez to miałem zawsze punkt odżywczy. Polecam to biegaczom, którzy muszą pić w trakcie treningu.
Gdybym musiał to ostatecznie trzymał bym bidon w ręku w czasie biegu. Ale nie muszę.
- Dabek
- Stary Wyga
- Posty: 184
- Rejestracja: 18 cze 2001, 17:08
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Szczecin
Kiedys była już na ten temat dyskusja i doszlismy do konkluzji, że żaden pasek, uprząż do trzymania wody nier da satysfakcji. Najlepszym sposobem jest pomysł Ziuta lub trzymanie bidonu w ręce ( wcale aż tak nie przeszkadza).
"Weakness is temporary..."
- RobertD
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 979
- Rejestracja: 17 cze 2001, 11:43
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa
Robię dokładnie tak jak Ziut. Biorę butelkę 1,5 litra i biegnę z nią 2,5km na WAT. Trochę taki bieg z butelką męczy, ale to tylko 12 minut. Potem butelkę zostawiam za drzewem i biegam kółka po 4 km. Po każdym kółku biorę parę łyków.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3301
- Rejestracja: 01 cze 2002, 00:00
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa - Bemowo
Robert, czy¿by¶ mieszka³ gdzie¶ w okolicach Lazurowej?
No dobrze: butelka w rêku (za³ó¿my, ¿e kupiê sobie ma³y bidon). Ale co na przyk³ad z kluczami od mieszkania? Sorry, ¿e tak marudzê, ale za ka¿dym razem mam z tym problem.
No dobrze: butelka w rêku (za³ó¿my, ¿e kupiê sobie ma³y bidon). Ale co na przyk³ad z kluczami od mieszkania? Sorry, ¿e tak marudzê, ale za ka¿dym razem mam z tym problem.
- RobertD
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 979
- Rejestracja: 17 cze 2001, 11:43
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa
Mieszkam Lazurowa róg Górczewskiej. Gdzie Ty będziesz mieszkała? Jesli chodzi o klucze - zwykle nie biegam z kluczami, bo ktos jest w domu. Jesli jednak muszę wyjsć, a nikogo nie ma i wiem, że zaraz ktos przyjdzie, biorę jeden mały klucz, żeby miescił się w dłoni. Poza tym jak jeden klucz zginie, to jeszcze nie tragedia, a jak zginą wszystkie, trzeba zmieniać zamki.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 329
- Rejestracja: 19 cze 2001, 17:49
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa
Na długie biegi biorę butlę 0,5l isostar mieszczaca sie w torebce w pasie. Jesli jest naprawde gorąco biegnę trasami przez prawdziwe wioski, gdzie zatrzymać się można przy ulicznych studniach/kranach czy jak je tam zwać. Wiem że to nie wszędzie możliwe ale myslę że o znalezienie takich wodopojów na trasie warto się postarać.
Michał
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3301
- Rejestracja: 01 cze 2002, 00:00
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa - Bemowo
Do Roberta:
No to bêdziemy s±siadami :uuusmiech: Ja bêdê mieszka³a na tym samym osiedlu, adres Lazurowa
Z tym jednym kluczem dobry patent (pod warunkiem, ¿e nie jest to wielkie kluczysko + klucz od klatki ) Muszê pokombinowaæ.
No to bêdziemy s±siadami :uuusmiech: Ja bêdê mieszka³a na tym samym osiedlu, adres Lazurowa
Z tym jednym kluczem dobry patent (pod warunkiem, ¿e nie jest to wielkie kluczysko + klucz od klatki ) Muszê pokombinowaæ.
-
- Stary Wyga
- Posty: 244
- Rejestracja: 12 cze 2002, 13:47
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Pruszków
teraz biegam z taka kieszenia na pasku (taki maly niezbednik biegacza: klucze, gaz, chusteczki, jakies pieniadze )
jesli problem tylko w kluczach to kiedys po prostu wplatalem
je w sznurowadla butow
jesli problem tylko w kluczach to kiedys po prostu wplatalem
je w sznurowadla butow
- Dabek
- Stary Wyga
- Posty: 184
- Rejestracja: 18 cze 2001, 17:08
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Szczecin
Klucze podobnie jak bidon najlepiej trzymać w ręku. Latem doskonałym miejscem na klucze są skarpetki( po wyjęciu trochę śmierdzą, ale da się przeżyć ) ). Spodenki biegowe mają zwykle kieszonkę , która do tego celu doskonale się nadaje. Zimą najlepszym miejscem na klucze są rękawiczki...
"Weakness is temporary..."
- Bartek Sz
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1114
- Rejestracja: 19 cze 2001, 01:07
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Polska, Sosnowiec, Dąbrowa Górnicza
A ja korzystam z bardzo fajnego "nosidełka" na bidon. Jest bardzo wygodne. Biegam z nim dłuższe dystanse (od 13km w górę). Jest bardzo ergonomiczne. Bidon umieszcza się z tyłu na środku pleców - na wysokości pasa. Po obydwu stronach ma zasówane przegródki na drobiazki typu klucze. Do bidona mieści się ok. 700ml. płynu. "Nosidełko" jest tak wygodne, że po 600 metrach po prostu o nim zapominam. Posiadam również wersję mini plecaczka. Ta sama zasada jak tzw. nosidełko przy czym ma większe gabaryty. Oprócz miejsca na bidon jest spora przegroda w której może zmieścić się np. ortalion przeciwdeszczowy, coś do jedzenia. Zakupiłem te sprytne rzeczy w sklepie Intersport. Podam może modele : McKinley - Oasis - wersja mała; McKinley - Spinloop - wersja większa. Cena nie była zbyt wygórowana - ok.30 i 45zł. + bidon.
Szczerze polecam - w te upały bieganie bez w/w przedmiotu było by dla mnie prawdziwą katuszą.
-
Szczerze polecam - w te upały bieganie bez w/w przedmiotu było by dla mnie prawdziwą katuszą.
-
W biegu weszło w biegu wyjdzie :-)
- Ultimus
- Wyga
- Posty: 88
- Rejestracja: 22 cze 2001, 14:50
Jak już biorę coś do picia na trasę to używam dyżurnej butelki 0,50L po wodzie mineralnei i trzymam ją w ręce
Co do kluczy to mam taki woreczek (od okularow przeciwslonecznych) :P zawijam toto w kłebek, zawiązuje i do kieszeni
Co do kluczy to mam taki woreczek (od okularow przeciwslonecznych) :P zawijam toto w kłebek, zawiązuje i do kieszeni
--------------------------------------
To boldly go where no one has gone before.
To boldly go where no one has gone before.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 684
- Rejestracja: 19 cze 2001, 10:56
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 2:58:00
- Lokalizacja: Warszawa
Zima 2000. Drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia Chciałem pobiegać około 18 km (w tym R i S), a korzystając z dziennej pory biegania połączyć to z lustracją mojego projektu trasy w Białołęce. Wpadłem na pomysł, aby zwrócić się do władz gminy Białołęka o zorganizowanie cyklu zawodów na ich terenie.
Znam te tereny od lat gdyż często tam trenuję a zawodów na orientację odbyło się tam kilkadziesiąt. Mój pomysł, tym razem, to bieg terenowy (przełajowy), nie na orientację, po tamtejszych wydmach. Takie Minigórskie Grand Prix Białołęki.
Ja tam mam taką pętelkę o długości 3200m, na której suma podbiegów wynosi ok.135m. trzy takie pętelki to niezły trening.
Wymyśliłem w oparciu o ten teren takie zawody. Już są w kalendarzu, chociaż nie Grand Prix tylko jeden bieg.
Wracając do treningu. na początku przetestowałem tę trasę (3200m po wydmach), a potem ruszyłem na normalny trening. Pogoda sympatyczna, bezwietrznie, lekkie słońce i śnieg. Biegło mi się bardzo dobrze. Zakończyłem trening rytmami (razem około17km), dobiegam do samochodu, sięgam ręką do kieszeni na piersiach w ortalionie, a kluczyków od samochodu nie ma!!! Różne myśli zaczynają chodzić po głowie. Wokół samochodu - nie ma, w samochodzie - może. Zostały w kurtce w bagażniku lub wypadły w trakcie biegu. Jest środek dnia, jasno, trzeba powtórzyć bieg (17km). Biegnę na pętlę na wydmy, ale w trakcie biegu przypominam sobie, że w czasie treningu był moment, że trafiłem nogą w kopnym śniegu na nierówność i upadłem na kolana i ręce na przód. Oceniłem, że to jest największe prawdopodobieństwo zgubienia kluczy i ruszyłem w tamtym kierunku. Pech chciał, że to był najdalszy punkt mojej trasy oddalony od miejsca postoju o 6km. Co było robić - ruszyłem i dobiegłem. Znalazłem miejsce upadku i po małych poszukiwaniach rzeczywiście je tam odnalazłem.:hahaha:
Co za ulga. Oszczędzę analizy mojego stanu psychicznego w trakcie biegu do tego miejsca i układania planu na wypadek, gdyby moja koncepcja nie była słuszna. Ważne, że znalazłem i rozpocząłem powrót do samochodu , a później do domu.
Jak policzyłem z mapy zrobiłem prawie 30km, a dwa dni wcześniej byłem w Kampinosie, gdzie wykonałem planowane 32 km.
Taka przygoda
Jak to sie stało?
W zimowym ortalionie mam kieszeń na klatce piersiowej (kangurka). W kangurce była mapa w folii i kluczyki. Ale kluczyki leżały na folii, a nie pod nią, czyli na wierzchu.
W momencie upadku i pochylenia do przodu klapka się odsłoniła i kluczyki w miękki, puszysty śnieg - plum. Bez dźwięku. Agrafka jest tu najlepszym rozwiązaniem.
Teraz na codzień biegam z kluczykami od samochodu w tylnej kieszonce spodenek, ale zapinanych na agrafkę - obowiązkowo. Po co niepotrzebnie zwiększać kilometraż?
Znam te tereny od lat gdyż często tam trenuję a zawodów na orientację odbyło się tam kilkadziesiąt. Mój pomysł, tym razem, to bieg terenowy (przełajowy), nie na orientację, po tamtejszych wydmach. Takie Minigórskie Grand Prix Białołęki.
Ja tam mam taką pętelkę o długości 3200m, na której suma podbiegów wynosi ok.135m. trzy takie pętelki to niezły trening.
Wymyśliłem w oparciu o ten teren takie zawody. Już są w kalendarzu, chociaż nie Grand Prix tylko jeden bieg.
Wracając do treningu. na początku przetestowałem tę trasę (3200m po wydmach), a potem ruszyłem na normalny trening. Pogoda sympatyczna, bezwietrznie, lekkie słońce i śnieg. Biegło mi się bardzo dobrze. Zakończyłem trening rytmami (razem około17km), dobiegam do samochodu, sięgam ręką do kieszeni na piersiach w ortalionie, a kluczyków od samochodu nie ma!!! Różne myśli zaczynają chodzić po głowie. Wokół samochodu - nie ma, w samochodzie - może. Zostały w kurtce w bagażniku lub wypadły w trakcie biegu. Jest środek dnia, jasno, trzeba powtórzyć bieg (17km). Biegnę na pętlę na wydmy, ale w trakcie biegu przypominam sobie, że w czasie treningu był moment, że trafiłem nogą w kopnym śniegu na nierówność i upadłem na kolana i ręce na przód. Oceniłem, że to jest największe prawdopodobieństwo zgubienia kluczy i ruszyłem w tamtym kierunku. Pech chciał, że to był najdalszy punkt mojej trasy oddalony od miejsca postoju o 6km. Co było robić - ruszyłem i dobiegłem. Znalazłem miejsce upadku i po małych poszukiwaniach rzeczywiście je tam odnalazłem.:hahaha:
Co za ulga. Oszczędzę analizy mojego stanu psychicznego w trakcie biegu do tego miejsca i układania planu na wypadek, gdyby moja koncepcja nie była słuszna. Ważne, że znalazłem i rozpocząłem powrót do samochodu , a później do domu.
Jak policzyłem z mapy zrobiłem prawie 30km, a dwa dni wcześniej byłem w Kampinosie, gdzie wykonałem planowane 32 km.
Taka przygoda
Jak to sie stało?
W zimowym ortalionie mam kieszeń na klatce piersiowej (kangurka). W kangurce była mapa w folii i kluczyki. Ale kluczyki leżały na folii, a nie pod nią, czyli na wierzchu.
W momencie upadku i pochylenia do przodu klapka się odsłoniła i kluczyki w miękki, puszysty śnieg - plum. Bez dźwięku. Agrafka jest tu najlepszym rozwiązaniem.
Teraz na codzień biegam z kluczykami od samochodu w tylnej kieszonce spodenek, ale zapinanych na agrafkę - obowiązkowo. Po co niepotrzebnie zwiększać kilometraż?
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 476
- Rejestracja: 22 cze 2001, 19:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa
Bardzo ubawiło mnie to opowiadanie Ziutka, szczególnie, że przed kilkoma laty, w podobnych okolicznościach, zostałem również zmuszony przez materię nieorganiczna do "make it double". W moim przypadku był to pilot bramy, zagubiony podczas skipów w głębi lasu. Tamto zdarzenie, miało wtedy dla mnie duże znaczenie. Przymuszony do wykonania 10-ciu, zamiast zaplanowanych 5-ciu km, przełamałem psychologiczną barierę tego dystansu. Od tamtej pory, nabrałem takiej ochoty do zwiększania długości, że już w ciągu następnego roku z satysfakcją pokonywałem dystans 20km.
Uszanowawszy fakt, że joycat prosiła o wodę, dodam, że jak wielu z Was wie, w Kabatach jest ujęcie wspaniałej wody źródlanej. Na 10 km pętli na jakiej rozgrywane jest GP, dokładnie w połowie drogi, można się napoić za wszystkie czasy. Nawet jeśli mnie by w niedzielę zabrakło, to źródło będzie na pewno (tylko najwyżej jednego dzioba do kranu mniej).
Uszanowawszy fakt, że joycat prosiła o wodę, dodam, że jak wielu z Was wie, w Kabatach jest ujęcie wspaniałej wody źródlanej. Na 10 km pętli na jakiej rozgrywane jest GP, dokładnie w połowie drogi, można się napoić za wszystkie czasy. Nawet jeśli mnie by w niedzielę zabrakło, to źródło będzie na pewno (tylko najwyżej jednego dzioba do kranu mniej).
Janusz