Grubasy - tylko dla Was
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 500
- Rejestracja: 11 maja 2009, 10:05
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: katowice
Po piwku nie mam apetytu nawet na słodycze ale mam za to słabą głowę
Otyłość lub szczupłość czasem dziedziczy sie po rodzicach weź to po uwagę.
Jednak jeśli Twój chłopczyk biega za piłką po dworze to jeszcze wszystko pod kontrolą. Gorzej jeżeli nie będzie się ruszał tylko tkwił przed kompem i zjadał cukiereczki.
U nas wszyscy jesteśmy pulpety ale córka ma największą nadwagę.
Otyłość lub szczupłość czasem dziedziczy sie po rodzicach weź to po uwagę.
Jednak jeśli Twój chłopczyk biega za piłką po dworze to jeszcze wszystko pod kontrolą. Gorzej jeżeli nie będzie się ruszał tylko tkwił przed kompem i zjadał cukiereczki.
U nas wszyscy jesteśmy pulpety ale córka ma największą nadwagę.
Biegnę więc jestem lecz nie wiem kim
Biegnę, choć czasem brakuje mi sił ..
Biegnę, choć czasem brakuje mi sił ..
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 500
- Rejestracja: 11 maja 2009, 10:05
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: katowice
http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... f42#211767
o ten to ma dobrze
o ten to ma dobrze
Biegnę więc jestem lecz nie wiem kim
Biegnę, choć czasem brakuje mi sił ..
Biegnę, choć czasem brakuje mi sił ..
-
- Stary Wyga
- Posty: 162
- Rejestracja: 24 lip 2007, 20:00
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
gram
Miałam nie zabierać głosu, bo nie jestem Matką i g... wiem o wychowywaniu dzieci.
Ale...
Napiszę coś z własnego doświadczenia... będzie długie - z góry przepraszam...
Mam przyjaciela, który większość życia miał nadwagę. Parę lat temu wziął się za siebie. Obecnie jest szczupły, elegancko wysportowany, chodzi na siłownię 6 razy w tygodniu, gra w tenisa, itp. itd.
I uwierz mi - chociaż ja wiem, że On ma rację, to kiedy mi mówi, że "powinnam wziąć się za siebie" i że "dla chcącego nic trudnego" - to po pierwsze mam ochotę strzelić go w pysk, a po drugie mam ochotę ostentacyjnie pożreć przy Nim stos hamburgerów (których normalnie nie jadam...)
Nie wiem, jak jest w Twoim przypadku i w przypadku Twojej córki - ale osoby, którym udało się wygrać walkę z jakimkolwiek nałogiem - czy z nadwagą - mają tendencję do bycia KOSZMARNYMI "motywatorami"...
Czemu?
Bo mają tendencję wyznawać zasadę "skoro ja mogłam / mogłem - to Ty też! tylko się nie starasz!"
A czasami my - Ci słabsi, grubsi - też się staramy... może nie mamy tyle samozaparcia? Może nie mamy tyle siły? Może jesteśmy... po prostu słabsi?
Może po prostu boli nas, że innym się udaje - a nam nie... i w pewnym momencie po prostu przestajemy próbować? Bo po co narażać się na kolejną porażkę....? Lepiej od razu się poddać...
Nie mówię, że to dobrze. Mówię, że tak bywa.
Jako druga strona medalu - powiem, co na mnie działa BARDZO motywująco.
To, że widzę, że moja szefowa, która uprawia sport codziennie i też jest ślicznie wysportowana, czasami wyje, że "znowu musi iść na basen"... że widzę, że Ona cierpi męki, że musi rano wstać, żeby pobiegać.
Jestem wredna? Przemawia przeze mnie sadyzm? Nic z tych rzeczy... Po prostu myślę sobie wtedy "Kurcze... to nie tylko dla mnie jest trudne! Dla innych też! To znaczy, że to nie jest tak, że ja jestem taka słaba i pokrzywdzona... po prostu... to BYWA trudne, żeby zmusić się do różnych rzeczy"
... i to mnie motywuje...
Jak to przekłada się na Twoją sytuację z córką?
Nie namawiaj Jej... nie zmuszaj... nie komentuj wyglądu... Niech Cię ręka Boska broni rozbierać Ją przed lustrem, bo Cię dziewczyna znienawidzi.
Ona ma 17 lat!
Dawaj Jej przykład - ale nie epatuj swoimi sukcesami.
Raczej pokaż Jej, że też szukasz wsparcia i motywacji do tego, by biegać. Że też Cię to wiele kosztuje.
Możesz próbować różnych forteli...
Może "udaj", że MUSISZ wrócić do planu dla początkujących, bo masz problemy z nogą albo co... pożal się, że Cię boli i że bieganie nie sprawia Ci już tyle przyjemności co kiedyś...
POPROŚ córkę, żeby poszła z Tobą biegać... powiedz "Bo jak pójdziesz ze mną, to ja się nie będę czuła tak źle..."
Naiwne? Może. Ale skoro wszystkie inne rzeczy do tej pory zawiodły - to może takie naiwne rzeczy pomogą...
Nie daję tutaj żadnych gotowych scenariuszy... ale myślę, że mniej więcej rozumiesz, co mam na myśli.
Nie mogę zagwarantować, że to pomoże. Za mało wiem o Tobie i o Niej. Ale... przede wszystkim - wspieraj Ją, a nie oceniaj.
To mówiłam ja - illy
A-ha. Nie jest tak, że się tak ot sobie... wymądrzam.
Walczę z nadwagą od dzieciństwa. Nadal jako NAJBARDZIEJ bolesne doświadczenia wspominam to, jak mój - Kochany skądinąd Tata - komentował, że "znowu przytyłaś!".
Jako NAJCUDOWNIEJSZE doświadczenie wspominam, jak mój Tata zaczął ze mną biegać, gdy ja zaczęłam. I nie krytykował, że "biegam tak wolno"
Nie naciskał, nie pytał "kiedy znowu pójdę biegać"... po prostu "był".
Ale i tak - to ja sama musiałam dojrzeć do tego, by się 'za siebie wziąć'...
PS. Walkę z nadwagą nadal przegrywam. Czy to czyni mnie gorszą? Słabą? Może tak... może nie... Ale biegać nie przestanę - bo lubię - nawet jeżeli jest to tylko człapanie się w tempie kilometr w 9 min.
Miałam nie zabierać głosu, bo nie jestem Matką i g... wiem o wychowywaniu dzieci.
Ale...
Napiszę coś z własnego doświadczenia... będzie długie - z góry przepraszam...
Mam przyjaciela, który większość życia miał nadwagę. Parę lat temu wziął się za siebie. Obecnie jest szczupły, elegancko wysportowany, chodzi na siłownię 6 razy w tygodniu, gra w tenisa, itp. itd.
I uwierz mi - chociaż ja wiem, że On ma rację, to kiedy mi mówi, że "powinnam wziąć się za siebie" i że "dla chcącego nic trudnego" - to po pierwsze mam ochotę strzelić go w pysk, a po drugie mam ochotę ostentacyjnie pożreć przy Nim stos hamburgerów (których normalnie nie jadam...)
Nie wiem, jak jest w Twoim przypadku i w przypadku Twojej córki - ale osoby, którym udało się wygrać walkę z jakimkolwiek nałogiem - czy z nadwagą - mają tendencję do bycia KOSZMARNYMI "motywatorami"...
Czemu?
Bo mają tendencję wyznawać zasadę "skoro ja mogłam / mogłem - to Ty też! tylko się nie starasz!"
A czasami my - Ci słabsi, grubsi - też się staramy... może nie mamy tyle samozaparcia? Może nie mamy tyle siły? Może jesteśmy... po prostu słabsi?
Może po prostu boli nas, że innym się udaje - a nam nie... i w pewnym momencie po prostu przestajemy próbować? Bo po co narażać się na kolejną porażkę....? Lepiej od razu się poddać...
Nie mówię, że to dobrze. Mówię, że tak bywa.
Jako druga strona medalu - powiem, co na mnie działa BARDZO motywująco.
To, że widzę, że moja szefowa, która uprawia sport codziennie i też jest ślicznie wysportowana, czasami wyje, że "znowu musi iść na basen"... że widzę, że Ona cierpi męki, że musi rano wstać, żeby pobiegać.
Jestem wredna? Przemawia przeze mnie sadyzm? Nic z tych rzeczy... Po prostu myślę sobie wtedy "Kurcze... to nie tylko dla mnie jest trudne! Dla innych też! To znaczy, że to nie jest tak, że ja jestem taka słaba i pokrzywdzona... po prostu... to BYWA trudne, żeby zmusić się do różnych rzeczy"
... i to mnie motywuje...
Jak to przekłada się na Twoją sytuację z córką?
Nie namawiaj Jej... nie zmuszaj... nie komentuj wyglądu... Niech Cię ręka Boska broni rozbierać Ją przed lustrem, bo Cię dziewczyna znienawidzi.
Ona ma 17 lat!
Dawaj Jej przykład - ale nie epatuj swoimi sukcesami.
Raczej pokaż Jej, że też szukasz wsparcia i motywacji do tego, by biegać. Że też Cię to wiele kosztuje.
Możesz próbować różnych forteli...
Może "udaj", że MUSISZ wrócić do planu dla początkujących, bo masz problemy z nogą albo co... pożal się, że Cię boli i że bieganie nie sprawia Ci już tyle przyjemności co kiedyś...
POPROŚ córkę, żeby poszła z Tobą biegać... powiedz "Bo jak pójdziesz ze mną, to ja się nie będę czuła tak źle..."
Naiwne? Może. Ale skoro wszystkie inne rzeczy do tej pory zawiodły - to może takie naiwne rzeczy pomogą...
Nie daję tutaj żadnych gotowych scenariuszy... ale myślę, że mniej więcej rozumiesz, co mam na myśli.
Nie mogę zagwarantować, że to pomoże. Za mało wiem o Tobie i o Niej. Ale... przede wszystkim - wspieraj Ją, a nie oceniaj.
To mówiłam ja - illy

A-ha. Nie jest tak, że się tak ot sobie... wymądrzam.
Walczę z nadwagą od dzieciństwa. Nadal jako NAJBARDZIEJ bolesne doświadczenia wspominam to, jak mój - Kochany skądinąd Tata - komentował, że "znowu przytyłaś!".
Jako NAJCUDOWNIEJSZE doświadczenie wspominam, jak mój Tata zaczął ze mną biegać, gdy ja zaczęłam. I nie krytykował, że "biegam tak wolno"

Nie naciskał, nie pytał "kiedy znowu pójdę biegać"... po prostu "był".
Ale i tak - to ja sama musiałam dojrzeć do tego, by się 'za siebie wziąć'...
PS. Walkę z nadwagą nadal przegrywam. Czy to czyni mnie gorszą? Słabą? Może tak... może nie... Ale biegać nie przestanę - bo lubię - nawet jeżeli jest to tylko człapanie się w tempie kilometr w 9 min.
Jeszcze nie ma się czym chwalić.... JESZCZE!
-
- Rozgrzewający Się
- Posty: 5
- Rejestracja: 18 lip 2009, 20:21
Regularny wysiłek aerobowy (jakikolowiek choć bieganie chyba jest najprostsze) jest podstawą redukcji wagi ciała - sama dieta to za mało. I ciało robi się zwarte i sprężyste a to też miłe i daje satysfakcję równą tej ze straconych kilogramów.
Twoje przeznaczenie zawsze Cię dogoni !!
-
- Rozgrzewający Się
- Posty: 5
- Rejestracja: 18 lip 2009, 20:21
A wzór dla dzieci jest niezbędny dlatego na biegi (biegamy razem z żona ) zabieramy prawie zawsze naszych synów. starszy w tych krótszych do 5 km już biega z nami a młodszego "dostajemy" 100 czy 200 m. przed metą i jak wbiega za reke z tata czy mama to łzy w oczach- głównie moich bo dla niego to zabawa. I może złapie bakcyla biegania kto wie. Ale szansę jakąs dostaje.
Twoje przeznaczenie zawsze Cię dogoni !!
-
- Rozgrzewający Się
- Posty: 12
- Rejestracja: 08 maja 2009, 09:47
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa
ja jestem na 9 tygodniu planu 10-cio tygodniowego i pierwszy raz nie udało mi się przebiec wg planu. Upał jest straszny - wcześniej ani wiatr, deszcz czy wyjątkowo zły dzień mnie nie powstrzymał od przebiegnięcia tego co mialem w planie danego dniadeely pisze:Wam też ciężko się biega w takie upały... ? Normalnie robiłem 5 km, z zapasem a przez ostatni tydzień ledwo 4 km wyciągałem... :/

- Ksenia
- Wyga
- Posty: 118
- Rejestracja: 11 sie 2008, 11:57
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Zielona wyspa.
A u mnie zimno,jakies 20 stopni,wiec nie narzekam,chociaz chcialabym ciepelko.
wczoraj sprobowalam sil z planem PUMY i zaczelam od 3 tyg,6x3min biebu latwo mi sie bieglo i zaczynam sie zastanawiac czy nie powinnam przeskoczyc na 3 tydzien 10 tyg planu,w sumie biegam juz drugi miesiac,i niedawno przebieglam 2 x 15 minut,ale tylko raz,nie wiem czemu na nastepny dzien bylo ciezko.No i kurcze boli mnie to biodro,ale nie podczas biegu,biore leki ale nic nie daja.W Polsce udam sie do ortopedy albo chirurga,bo troche mnie to niepokoi.
wczoraj sprobowalam sil z planem PUMY i zaczelam od 3 tyg,6x3min biebu latwo mi sie bieglo i zaczynam sie zastanawiac czy nie powinnam przeskoczyc na 3 tydzien 10 tyg planu,w sumie biegam juz drugi miesiac,i niedawno przebieglam 2 x 15 minut,ale tylko raz,nie wiem czemu na nastepny dzien bylo ciezko.No i kurcze boli mnie to biodro,ale nie podczas biegu,biore leki ale nic nie daja.W Polsce udam sie do ortopedy albo chirurga,bo troche mnie to niepokoi.
Jedyną rzeczą, która odróżnia ludzi sukcesu od innych, jest ich gotowość do ciężkiej pracy.
- Ksenia
- Wyga
- Posty: 118
- Rejestracja: 11 sie 2008, 11:57
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Zielona wyspa.
Eliza a co ty robilas o 4.45 w niedziele rano.czy po bieganiu jeszcze odsypiasz.I gdzie biegasz w Londku,ja ostatnio bylam na weekend na Acton.Kiedys tam mieszkalam.Londyn bardzo sie w sumie zmienil od mojej oststniej wizyty 10 lat temu.
Jedyną rzeczą, która odróżnia ludzi sukcesu od innych, jest ich gotowość do ciężkiej pracy.
-
- Wyga
- Posty: 54
- Rejestracja: 14 lip 2009, 14:45
15 km o 4:45
Chwalmy Pana! To się nazywa motywacja!
Nie wiem dlaczego, ale poranne bieganie jest dla mnie straszliwie nudne. Na 6 km wybiegu zaczynanego o 5 rano zastanawiam się zawsze czy nie powinienem brać z sobą gazety
Wieczorkiem idzie dużo sprawniej, dzisiejszej "szóstki" praktycznie nie zauważyłem, przemknęła nie wiem kiedy.

Nie wiem dlaczego, ale poranne bieganie jest dla mnie straszliwie nudne. Na 6 km wybiegu zaczynanego o 5 rano zastanawiam się zawsze czy nie powinienem brać z sobą gazety

Wieczorkiem idzie dużo sprawniej, dzisiejszej "szóstki" praktycznie nie zauważyłem, przemknęła nie wiem kiedy.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 413
- Rejestracja: 06 cze 2006, 14:49
illy pisze:gram
Miałam nie zabierać głosu, bo nie jestem Matką i g... wiem o wychowywaniu dzieci.
Ale...
Napiszę coś z własnego doświadczenia... będzie długie - z góry przepraszam...
Mam przyjaciela, który większość życia miał nadwagę. Parę lat temu wziął się za siebie. Obecnie jest szczupły, elegancko wysportowany, chodzi na siłownię 6 razy w tygodniu, gra w tenisa, itp. itd.
I uwierz mi - chociaż ja wiem, że On ma rację, to kiedy mi mówi, że "powinnam wziąć się za siebie" i że "dla chcącego nic trudnego" - to po pierwsze mam ochotę strzelić go w pysk, a po drugie mam ochotę ostentacyjnie pożreć przy Nim stos hamburgerów (których normalnie nie jadam...)
Nie wiem, jak jest w Twoim przypadku i w przypadku Twojej córki - ale osoby, którym udało się wygrać walkę z jakimkolwiek nałogiem - czy z nadwagą - mają tendencję do bycia KOSZMARNYMI "motywatorami"...
Czemu?
Bo mają tendencję wyznawać zasadę "skoro ja mogłam / mogłem - to Ty też! tylko się nie starasz!"
A czasami my - Ci słabsi, grubsi - też się staramy... może nie mamy tyle samozaparcia? Może nie mamy tyle siły? Może jesteśmy... po prostu słabsi?
Może po prostu boli nas, że innym się udaje - a nam nie... i w pewnym momencie po prostu przestajemy próbować? Bo po co narażać się na kolejną porażkę....? Lepiej od razu się poddać...
Nie mówię, że to dobrze. Mówię, że tak bywa.
Jako druga strona medalu - powiem, co na mnie działa BARDZO motywująco.
To, że widzę, że moja szefowa, która uprawia sport codziennie i też jest ślicznie wysportowana, czasami wyje, że "znowu musi iść na basen"... że widzę, że Ona cierpi męki, że musi rano wstać, żeby pobiegać.
Jestem wredna? Przemawia przeze mnie sadyzm? Nic z tych rzeczy... Po prostu myślę sobie wtedy "Kurcze... to nie tylko dla mnie jest trudne! Dla innych też! To znaczy, że to nie jest tak, że ja jestem taka słaba i pokrzywdzona... po prostu... to BYWA trudne, żeby zmusić się do różnych rzeczy"
... i to mnie motywuje...
Jak to przekłada się na Twoją sytuację z córką?
Nie namawiaj Jej... nie zmuszaj... nie komentuj wyglądu... Niech Cię ręka Boska broni rozbierać Ją przed lustrem, bo Cię dziewczyna znienawidzi.
Ona ma 17 lat!
Dawaj Jej przykład - ale nie epatuj swoimi sukcesami.
Raczej pokaż Jej, że też szukasz wsparcia i motywacji do tego, by biegać. Że też Cię to wiele kosztuje.
Możesz próbować różnych forteli...
Może "udaj", że MUSISZ wrócić do planu dla początkujących, bo masz problemy z nogą albo co... pożal się, że Cię boli i że bieganie nie sprawia Ci już tyle przyjemności co kiedyś...
POPROŚ córkę, żeby poszła z Tobą biegać... powiedz "Bo jak pójdziesz ze mną, to ja się nie będę czuła tak źle..."
Naiwne? Może. Ale skoro wszystkie inne rzeczy do tej pory zawiodły - to może takie naiwne rzeczy pomogą...
Nie daję tutaj żadnych gotowych scenariuszy... ale myślę, że mniej więcej rozumiesz, co mam na myśli.
Nie mogę zagwarantować, że to pomoże. Za mało wiem o Tobie i o Niej. Ale... przede wszystkim - wspieraj Ją, a nie oceniaj.
To mówiłam ja - illy![]()
A-ha. Nie jest tak, że się tak ot sobie... wymądrzam.
Walczę z nadwagą od dzieciństwa. Nadal jako NAJBARDZIEJ bolesne doświadczenia wspominam to, jak mój - Kochany skądinąd Tata - komentował, że "znowu przytyłaś!".
Jako NAJCUDOWNIEJSZE doświadczenie wspominam, jak mój Tata zaczął ze mną biegać, gdy ja zaczęłam. I nie krytykował, że "biegam tak wolno"![]()
Nie naciskał, nie pytał "kiedy znowu pójdę biegać"... po prostu "był".
Ale i tak - to ja sama musiałam dojrzeć do tego, by się 'za siebie wziąć'...
PS. Walkę z nadwagą nadal przegrywam. Czy to czyni mnie gorszą? Słabą? Może tak... może nie... Ale biegać nie przestanę - bo lubię - nawet jeżeli jest to tylko człapanie się w tempie kilometr w 9 min.
Illy - super post !!

- ameise
- Wyga
- Posty: 69
- Rejestracja: 11 cze 2009, 20:14
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
Zazdroszczę Wam możliwości biegania, ja od miesiąca nic. Najpierw kontuzja, potem pobyt w szpitalu (niezwiązane), obecnie przymusowa przerwa zalecona przez lekarzy. Jedyne, co mi pozostaje to steper.
Forrest miał rację - efekty przychodzą bardzo szybko - ja ćwiczyłam raptem 10 razy, średnio po 45-50 minut, a różnica w nogach jest bardzo widoczna. Obwód bioder - 2 cm. A i kolana robią się całkiem ok.
Pobyt w szpitalu też swoje zrobił - 2 kg. Teraz mam 66.1, w porywach do 66.6
@illy - świetnie to ujęłaś. Jak mi babcia dogadywała, że gruba jestem, to ja (chcąc jej zrobić na złość, nc) szłam do sklepu po ciasteczka...
Z ćwiczeniami i dietami jest tak, że to przychodzi samo. Coś, co jeszcze wczoraj nie przeszkadzało, jutro może zacząć drażnić i irytować.
W ogóle to gdzieś czytałam, że chwalenie nowej, odchudzonej sylwetki też nie jest za dobre, bo dziewczyna może sobie zakodować, że jest odbierana pozytywnie tylko wtedy, gdy jest szczuplejsza, no i zacznie się nakręcanie spirali odchudzania i ćwiczeń, a wiadomo czym to się może skończyć.
Moi rodzice ani nie wypominali mi nadwagi, ani nie chwalili za schudnięcie. Zero komentarzy, za co jestem im bardzo wdzięczna.
Forrest miał rację - efekty przychodzą bardzo szybko - ja ćwiczyłam raptem 10 razy, średnio po 45-50 minut, a różnica w nogach jest bardzo widoczna. Obwód bioder - 2 cm. A i kolana robią się całkiem ok.
Pobyt w szpitalu też swoje zrobił - 2 kg. Teraz mam 66.1, w porywach do 66.6

@illy - świetnie to ujęłaś. Jak mi babcia dogadywała, że gruba jestem, to ja (chcąc jej zrobić na złość, nc) szłam do sklepu po ciasteczka...
Z ćwiczeniami i dietami jest tak, że to przychodzi samo. Coś, co jeszcze wczoraj nie przeszkadzało, jutro może zacząć drażnić i irytować.
W ogóle to gdzieś czytałam, że chwalenie nowej, odchudzonej sylwetki też nie jest za dobre, bo dziewczyna może sobie zakodować, że jest odbierana pozytywnie tylko wtedy, gdy jest szczuplejsza, no i zacznie się nakręcanie spirali odchudzania i ćwiczeń, a wiadomo czym to się może skończyć.
Moi rodzice ani nie wypominali mi nadwagi, ani nie chwalili za schudnięcie. Zero komentarzy, za co jestem im bardzo wdzięczna.
[url=http://runmania.com/rlog/?u=ameise][img]http://runmania.com/f/4ba766482eac20519e7086b1b26d1a64.gif[/img][/url]
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 500
- Rejestracja: 11 maja 2009, 10:05
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: katowice
Kochane dziewczyny, dziękuje za wsparcie.Idąc za tymi radami ,po prostu zapytałam moją córkę ,czy by może nie pobiegała ze mną trochę bo miała
roczne zwolnienie z wf i teraz ciężko jej będzie wrócić do tych zajęć we wrześniu. Wytłumaczyłam jej ,że skoro już teraz boli ja kręgosłup to może coś można z tym zrobić.Powiedziałam jej również,ze jeżeli wieczorem będzie biegać powinna wrzucić na kolację jakieś lekkostrawne białko ,zeby się mięśnie odbudowały po wysiłku i że nie powinna węglowodanów wieczorem bo organizm ma za ciężko i nie strawi nawet tego białka.
No i pobiegłyśmy z planem Pumy,potem kolacja(serek i nic poza tym).
Gdy wróciłysmy do domu powiedziała,ze bała się ze mną biegać,ponieważ "tak śmiesznie biegniesz do autobusu mamo i myślałam,ze na treningu też tak śmiesznie biegasz i było mi trochę głupio"Boże nigdy bym na to nie wpadła.
Najtrudniej było mi jej wytłumaczyć ,żeby nie sadziła takich susów tak prędko,ale pod koniec treningu było już całkiem w porządku.,tym bardziej,ze czasem wybiegałam leciutko przed nią wzorcowym wolniutkim truchtem ,zeby sobie popatrzyła.Zobaczymy co będzie dalej .
Co ciekawe na razie motywuje ja to,ze po tych 6-ściu tygodniach będzie mogła biec 30 minut bez przerwy.ona ma bardzo dobre warunki do biegania ,jest młoda silna i ma bardzo długie nogi.
roczne zwolnienie z wf i teraz ciężko jej będzie wrócić do tych zajęć we wrześniu. Wytłumaczyłam jej ,że skoro już teraz boli ja kręgosłup to może coś można z tym zrobić.Powiedziałam jej również,ze jeżeli wieczorem będzie biegać powinna wrzucić na kolację jakieś lekkostrawne białko ,zeby się mięśnie odbudowały po wysiłku i że nie powinna węglowodanów wieczorem bo organizm ma za ciężko i nie strawi nawet tego białka.
No i pobiegłyśmy z planem Pumy,potem kolacja(serek i nic poza tym).
Gdy wróciłysmy do domu powiedziała,ze bała się ze mną biegać,ponieważ "tak śmiesznie biegniesz do autobusu mamo i myślałam,ze na treningu też tak śmiesznie biegasz i było mi trochę głupio"Boże nigdy bym na to nie wpadła.
Najtrudniej było mi jej wytłumaczyć ,żeby nie sadziła takich susów tak prędko,ale pod koniec treningu było już całkiem w porządku.,tym bardziej,ze czasem wybiegałam leciutko przed nią wzorcowym wolniutkim truchtem ,zeby sobie popatrzyła.Zobaczymy co będzie dalej .
Co ciekawe na razie motywuje ja to,ze po tych 6-ściu tygodniach będzie mogła biec 30 minut bez przerwy.ona ma bardzo dobre warunki do biegania ,jest młoda silna i ma bardzo długie nogi.
Biegnę więc jestem lecz nie wiem kim
Biegnę, choć czasem brakuje mi sił ..
Biegnę, choć czasem brakuje mi sił ..