a przyjdzie w ogóle?jakub738 pisze:Bartessciekawe kiedy z SM przyjdzie.
"Debiutanci" po debiucie
- Jakub Osina
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 576
- Rejestracja: 08 maja 2008, 17:23
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świdnik
- Kontakt:
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 776
- Rejestracja: 20 paź 2007, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraków
Ja w tamtym roku dyplom z mini maratonu CM i komunikat końcowy dostałem w połowie lipca... a bieg był jakoś na początku maja. Więc pewnie do Krakusów wysyłają na samym końcussokolow pisze:Ja z CM jeszcze nie dostalem. Pewnie do Krakowa dluzej idzie, bo to takie male miasteczko
- Kapitan Bomba!
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1212
- Rejestracja: 13 lut 2008, 22:50
wolę zapisać się wcześniej bo potem jeszcze mógłbym, zrezygnowaćBartess pisze:Jacuś widzę, że jak się na coś zdecydujesz to od razu.
przewaznie szybko zapisuję się na zawody, lubię mieć wszystko zaplanowane.
Bleezzwracam honor - jesteś zapisany.
Dzisiaj 10 km w 51 minut, ciepło, 27 stopni a w lesie pełno much i jakiegoąś robactwa, połowę trasy biegłem z obrzydzeniem strącając z siebie to paskudztwo
- Jakub Osina
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 576
- Rejestracja: 08 maja 2008, 17:23
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świdnik
- Kontakt:
ja dziś 12,7 km w spokojnym tempie 5:11 - taki miłe wybieganie w dość dusznym lesie
- Bartess
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1338
- Rejestracja: 08 gru 2006, 10:30
- Życiówka na 10k: 999:99
- Życiówka w maratonie: 999:99
- Lokalizacja: Czechowice-Dziedzice
Witam.
Na początku tygodnia na maratonach polsikch znalazłem zawody niedaleko od siebie, w Pogórzu koło Skoczowa - XXI Cross Świętojański. Uznałem, że tak blisko domu to można pojechać,a przy okazji sprawdzić jak mój 2-3 tygodniowy trening a wyczucie, bez pulsometru na mnie podziałał. Pierwotnie miałem jechać z dzieciakami, bo również były biegi dzieciaków, ale pogoda nie dopisała i padało. Szkoda. Start był o 18. Po przyjeździe i zapisaniu się (wpisowe 15 zł) zaczęły się mało sympatyczne zaskoczenia - najpierw okazało się, że nie ma szatni a później, że niema czegoś takiego jak depozyt. O ile szatnia jednak była (o czym nie wiedziała babka w biurze zawodów) to depozytu faktycznie nie było (biegłem z kluczykiem z auta w dłoni). Jak się okazało były to jedyne niedociągnięcia organizatorów.
Na starcie (12,5 km) stawiło się około 70-80 zawodniczek i zawodników. Sygnał do startu był jedyny w swoim rodzaju - wystrzał z repliki średniowiecznej armaty. Wiedziałem o tym, ale jakoś nie było odliczania ani sygnału, że za moment start i stojąc na starcie i gadając z Kolegą obok, jak tu nagle nie pierdyknęło, to byłem w szoku. Świetna sprawa .
Zawodników pilotował gość na motocyklu crossowym. Wiedziałem ,że to bieg przełajowy ale zdziwiłem się, że motorek pojedzie - teraz na topie są quady . Po 500 metrach już wiedziałem dlaczego - z asfaltu wbiegało się na groblę między stawami. Trawka łanie wykoszona, ale padający od ponad doby deszcz zrobił swoje. Po 3,5 km płaskiego - ściana: najpierw sporo nachylony podbieg po pytach betonowych - takich dziurawych, a po 100m to się skończyło i była jeszcze stromsza miedza na której było dość ślisko. W sumie było tego z 500m. Potem znów asfalt. Tu może napiszę o dopingu, bo naprawdę warto. Co jakiś czas przy trasie płonęły ogniska, a zgromadzeni przy nich ludzie fajnie dopingowali, co ciekawe - dzwoneczkami, co było bardzo sympatyczne. W niektórych miejscach jeszcze nie było ich widać, abyło słychać dzwoneczki, co bardzo fajnie pobudzało. Na 5. kilometrze był punkt z wodą, a na 6. kilometrze był nawet punkt z wódą . Jeden wesoły chłopek przy ognisku dogrzewał się wodą ognistą i chętnie chciał się podzielić (nie skorzystałem ). Kilka następnych km było po asfalcie, ciągle w górę lub w dół. Później zakręt w lewo i po chwili już było jasne dlaczego pilotował motocross, a nie quad - wbiegało się w wąziutką leśną ścieżkę dość znacząco pnącą się w górę - po prostu odlotowe! Trzeba było uważać, by się nie pośliznąć na błocie (ciągle padało!) i żeby nie nabić się na jakąś gałąź. Po chyba prawie kilometrowym podbiegu znów asfaltem w dół y po chwili znów leśną ścieżką w górę. Później znów asfalte, koło wodopoju i kościoła w Pogórzu. Zaraz za kościołem był bardzo stromy zbieg po szutrowej drodze. Myślałem, że wyprzedzę własne nogi - tak pchało w dół. I znów płasko po asfalcie. Widziałem, że gościa przede mną zaraz za mostkiem skierowali w prawo - zdziwiłem się, bo nie było widać gdzie on pobiegł. Bo faktycznie - skierowali w ścieżkę między płotem a jakimiś chaszczami, gdzie było może z 50 cm miejsca i trzeba było uważać by gałęzią w twarz nie zarobić. Później wzdłuż jakiegoś stawu aż wreszcie na asfalcie napis 1000 . Ten ostatni kilometr zrobiłem sobie dość szybko ale jakoś bez zapalenia płuc. Po drodze zmotywowałem jeszcze jakąś dziewczynę, ale jakoś mało skutecznie, więc na Nią nie czekałem. Ostatnie 100m po murawie boiska wzdłuż szpaleru kibiców, przybijanie piątki z dzieciakami o i meta (Czas 1:05:55). Jeżeli chodzi o doping, to naprawdę rewelacja! Niby wiocha, a doping wspaniały, o WIELE lepszy niż na Biegu Fiata, gdzie dopingu praktycznie nie było.
To tyle, jeżeli chodzi o wrażenia z trasy - porównywalnie do Biegu w Skotnikach, ale innej kategorii.
W piątek przy kolejnym przenoszeniu mebli "odzyskałem" pasek z pulsometru. Przez ostatnie chyba 2 tygodnie biegałem bez mierzenia pulsu, "na wyczucie" (o czym pisałem w poście Odstawiłem pulsometr i biegam szybciej, ale czy dobrze?).
Tym razem postanowiłem zaufać swojemu organizmowi i co prawda wystartowałem z pulsometrem, ale na wyświetlaczu zakleiłem miejsce w którym wyświetlana jest aktualna wartość tętna . Biegło mi się tak bardzo dobrze, nie sugerowałem się tętnem jak na Biegu Fiata (przez go w głupi sposób nie osiągnąłem życiówki). Jedynie łapałem czasy na poszczególnych punktach. Aha - tabliczki z kilometrami informowały nie o przebytym, a o pozostałym dystansie, co też było ciekawym i niecodziennym przypadkiem. Zaufałem sobie i opłaciło mi się. Osiągnąłem czas 1:05:55 co daje średnie tempo 5:16/km, co daje czas 52:44/10km - o 24'' lepszy niż oficjalna życiówka na 10 km. Realnie ostatnie 10 km pokonałem w jeszcze lepszym czasie - 52:40. Zważywszy na pagórkowatość i przełajowość trasy (85m w górę i w dół) to jest to super wynik .
Dobra. Kończę, bo zaś mi tasiemiec wyszedł. Napiszę jeszcze tyle, że Cross Świętojański na 100% wejdzie do mojego kalendarza imprez, bo jest po prostu wyjątkową imprezą. Kilka lat temu patronatem objął zawody MKOL i uczestniczy otrzymał dyplomy podpisane przez Juana Antonio Samarancha. To dopiero pamiątka...
Pozdrawiam.
Ps.: O "technicznej" stronie napiszę w tym moim 2. wątku.
Na początku tygodnia na maratonach polsikch znalazłem zawody niedaleko od siebie, w Pogórzu koło Skoczowa - XXI Cross Świętojański. Uznałem, że tak blisko domu to można pojechać,a przy okazji sprawdzić jak mój 2-3 tygodniowy trening a wyczucie, bez pulsometru na mnie podziałał. Pierwotnie miałem jechać z dzieciakami, bo również były biegi dzieciaków, ale pogoda nie dopisała i padało. Szkoda. Start był o 18. Po przyjeździe i zapisaniu się (wpisowe 15 zł) zaczęły się mało sympatyczne zaskoczenia - najpierw okazało się, że nie ma szatni a później, że niema czegoś takiego jak depozyt. O ile szatnia jednak była (o czym nie wiedziała babka w biurze zawodów) to depozytu faktycznie nie było (biegłem z kluczykiem z auta w dłoni). Jak się okazało były to jedyne niedociągnięcia organizatorów.
Na starcie (12,5 km) stawiło się około 70-80 zawodniczek i zawodników. Sygnał do startu był jedyny w swoim rodzaju - wystrzał z repliki średniowiecznej armaty. Wiedziałem o tym, ale jakoś nie było odliczania ani sygnału, że za moment start i stojąc na starcie i gadając z Kolegą obok, jak tu nagle nie pierdyknęło, to byłem w szoku. Świetna sprawa .
Zawodników pilotował gość na motocyklu crossowym. Wiedziałem ,że to bieg przełajowy ale zdziwiłem się, że motorek pojedzie - teraz na topie są quady . Po 500 metrach już wiedziałem dlaczego - z asfaltu wbiegało się na groblę między stawami. Trawka łanie wykoszona, ale padający od ponad doby deszcz zrobił swoje. Po 3,5 km płaskiego - ściana: najpierw sporo nachylony podbieg po pytach betonowych - takich dziurawych, a po 100m to się skończyło i była jeszcze stromsza miedza na której było dość ślisko. W sumie było tego z 500m. Potem znów asfalt. Tu może napiszę o dopingu, bo naprawdę warto. Co jakiś czas przy trasie płonęły ogniska, a zgromadzeni przy nich ludzie fajnie dopingowali, co ciekawe - dzwoneczkami, co było bardzo sympatyczne. W niektórych miejscach jeszcze nie było ich widać, abyło słychać dzwoneczki, co bardzo fajnie pobudzało. Na 5. kilometrze był punkt z wodą, a na 6. kilometrze był nawet punkt z wódą . Jeden wesoły chłopek przy ognisku dogrzewał się wodą ognistą i chętnie chciał się podzielić (nie skorzystałem ). Kilka następnych km było po asfalcie, ciągle w górę lub w dół. Później zakręt w lewo i po chwili już było jasne dlaczego pilotował motocross, a nie quad - wbiegało się w wąziutką leśną ścieżkę dość znacząco pnącą się w górę - po prostu odlotowe! Trzeba było uważać, by się nie pośliznąć na błocie (ciągle padało!) i żeby nie nabić się na jakąś gałąź. Po chyba prawie kilometrowym podbiegu znów asfaltem w dół y po chwili znów leśną ścieżką w górę. Później znów asfalte, koło wodopoju i kościoła w Pogórzu. Zaraz za kościołem był bardzo stromy zbieg po szutrowej drodze. Myślałem, że wyprzedzę własne nogi - tak pchało w dół. I znów płasko po asfalcie. Widziałem, że gościa przede mną zaraz za mostkiem skierowali w prawo - zdziwiłem się, bo nie było widać gdzie on pobiegł. Bo faktycznie - skierowali w ścieżkę między płotem a jakimiś chaszczami, gdzie było może z 50 cm miejsca i trzeba było uważać by gałęzią w twarz nie zarobić. Później wzdłuż jakiegoś stawu aż wreszcie na asfalcie napis 1000 . Ten ostatni kilometr zrobiłem sobie dość szybko ale jakoś bez zapalenia płuc. Po drodze zmotywowałem jeszcze jakąś dziewczynę, ale jakoś mało skutecznie, więc na Nią nie czekałem. Ostatnie 100m po murawie boiska wzdłuż szpaleru kibiców, przybijanie piątki z dzieciakami o i meta (Czas 1:05:55). Jeżeli chodzi o doping, to naprawdę rewelacja! Niby wiocha, a doping wspaniały, o WIELE lepszy niż na Biegu Fiata, gdzie dopingu praktycznie nie było.
To tyle, jeżeli chodzi o wrażenia z trasy - porównywalnie do Biegu w Skotnikach, ale innej kategorii.
W piątek przy kolejnym przenoszeniu mebli "odzyskałem" pasek z pulsometru. Przez ostatnie chyba 2 tygodnie biegałem bez mierzenia pulsu, "na wyczucie" (o czym pisałem w poście Odstawiłem pulsometr i biegam szybciej, ale czy dobrze?).
Tym razem postanowiłem zaufać swojemu organizmowi i co prawda wystartowałem z pulsometrem, ale na wyświetlaczu zakleiłem miejsce w którym wyświetlana jest aktualna wartość tętna . Biegło mi się tak bardzo dobrze, nie sugerowałem się tętnem jak na Biegu Fiata (przez go w głupi sposób nie osiągnąłem życiówki). Jedynie łapałem czasy na poszczególnych punktach. Aha - tabliczki z kilometrami informowały nie o przebytym, a o pozostałym dystansie, co też było ciekawym i niecodziennym przypadkiem. Zaufałem sobie i opłaciło mi się. Osiągnąłem czas 1:05:55 co daje średnie tempo 5:16/km, co daje czas 52:44/10km - o 24'' lepszy niż oficjalna życiówka na 10 km. Realnie ostatnie 10 km pokonałem w jeszcze lepszym czasie - 52:40. Zważywszy na pagórkowatość i przełajowość trasy (85m w górę i w dół) to jest to super wynik .
Dobra. Kończę, bo zaś mi tasiemiec wyszedł. Napiszę jeszcze tyle, że Cross Świętojański na 100% wejdzie do mojego kalendarza imprez, bo jest po prostu wyjątkową imprezą. Kilka lat temu patronatem objął zawody MKOL i uczestniczy otrzymał dyplomy podpisane przez Juana Antonio Samarancha. To dopiero pamiątka...
Pozdrawiam.
Ps.: O "technicznej" stronie napiszę w tym moim 2. wątku.
- ssokolow
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1810
- Rejestracja: 13 lis 2006, 00:22
- Życiówka na 10k: 48:35
- Życiówka w maratonie: 4:04:02
- Lokalizacja: Kraków
- Bartess
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1338
- Rejestracja: 08 gru 2006, 10:30
- Życiówka na 10k: 999:99
- Życiówka w maratonie: 999:99
- Lokalizacja: Czechowice-Dziedzice
Witam.
Filmik bardzo fajny.
Bieg w Pogórzu był ciekawy. Czy kameralny? Na stadionie było sporo ludzi, bo bieg był przy okazji festynu świętojańskiego. Naprawdę kameralne zawody przeżyłem na swoim biegowym debiucie - Bieg Ondraszka w Bielsku-Białej we wrześniu'07 - startowało 36 zawodników .
Filmik bardzo fajny.
Bieg w Pogórzu był ciekawy. Czy kameralny? Na stadionie było sporo ludzi, bo bieg był przy okazji festynu świętojańskiego. Naprawdę kameralne zawody przeżyłem na swoim biegowym debiucie - Bieg Ondraszka w Bielsku-Białej we wrześniu'07 - startowało 36 zawodników .
- Jakub Osina
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 576
- Rejestracja: 08 maja 2008, 17:23
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świdnik
- Kontakt:
No filmik ma Moc! Aż się chce za rok tam wrócić
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 776
- Rejestracja: 20 paź 2007, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraków
Ale jestem wściekły... Byłem na kontroli, ze stawami wszystko już ok, ale dalej mam nie biegać przez kolejne 3 tygodnie a potem się zobaczy czy będę mógł wrócić do biegania... No po prostu maskara... Wszystko przez moje stopy które mówiąc w skrócie ponoć nie nadają się do biegania, najlepiej by było jakbym sobie odpuścił bieganie. No i mam teraz mieć rehabilitację, a później się zobaczy. Tylko ja wiem już jedno do biegania wrócę i wrócę najpóźniej w połowie lipca. Być może jeszcze te 3 tygodnie poczekam (ale gwarancji dać nie mogę), ale dłużej nie mam już zamiaru. Ja swoich stóp już nie zamienię, zawsze będą takie jakie są, a z biegania rezygnować nie zamierzam. A coś czuję że za te 3 tygodnie usłyszę by jeszcze sobie darować i tak dalej i tak dalej.... Nie ma takiej opcji!!!
- jakub738
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1372
- Rejestracja: 12 gru 2008, 00:08
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kedzierzyn-kozle
- Kapitan Bomba!
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1212
- Rejestracja: 13 lut 2008, 22:50
ja ostatnio biegowo to trochę kaplica... dzisiaj 11 km w 55 minut, przedtem ostatni bieg w czwartek. Planowałem pobiegać w sobotę ale w piątek na imprezie mocno stoczyłem się moralnie i w sobotę nie dałem rady biegać a w niedzielę u mnie cały dzień padało. Dzisiaj wykorzystałem godzinę jak była tylko mżawka. Cały tydzień ma padać a w sobotę bieg na Żar... i jak tu się jako tako przygotować???... chociaż tak w ogóle to chciałem ten bieg zaliczyć z marszu, bez żadnych przygotowań no ale trochę jednak warto by się przed nim poruszać.
- Bartess
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1338
- Rejestracja: 08 gru 2006, 10:30
- Życiówka na 10k: 999:99
- Życiówka w maratonie: 999:99
- Lokalizacja: Czechowice-Dziedzice
Na Twoim miejscu ja bym odpuścił sobie takiego lekaŻa. A tak poważniej to poszedłbym do jeszcze jednego doktorka i porównał diagnozy.Rapacinho pisze:Wszystko przez moje stopy które mówiąc w skrócie ponoć nie nadają się do biegania, najlepiej by było jakbym sobie odpuścił bieganie.
Eh Jacuś, Jacuś . Jak nie przestanie padać, to na Żarze będzie się działo... Tylko coś mi koleś od podłogi zaczyna mieszać z terminem i mój wyjazd na Żar robi się niepewny . Dlatego jeszcze nie zapisałem się, a tylko do dzisiaj jest taniej.
Wczoraj zaś miałem tyle roboty, że już mi na bieganie nie starczyło ani czasu ani sił (szczerze mówiąc to patrząc za okno jakoś nie żałowałem ).
Pozdrawiam.
- Jakub Osina
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 576
- Rejestracja: 08 maja 2008, 17:23
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świdnik
- Kontakt:
U mnie wszystko zgodnie z planem. W niedzielę cały dzień padało, ale mimo to skusiłem się na ok. 17 km w pierwszym zakresie - świetnie mi to zrobiło. Poniedziałek jak zwykle wolny. Dziś straszny upał, duszno, ale zrobiłem siłę biegową w postaci skipów rano - dawno się tak nie spociłem...