Z pewną nieśmiałością postanowiłem podzielić się moimi spostrzeżeniami / pytaniami dot. biegania. "Zebrałem się w sobie" ok. 2 miesiące temu, i zacząłem biegać; cel nr 1: spadek wagi / wspomaganie diety; cel nr 2 (przy okazji) - cobym sie na schodach nie zasapywał, czyli poprawa kondycji;
Jeśli chodzi o mnie 2 miesiące temu, to było tak: lat 29, waga 118 kg, wzrost 182cm. Różne próby mające na celu zrzucenie wagi, głównie hardkorowe diety (1000kcal), po których się zataczałem i krew z nosa mi szła :/. Palę fajki i nie wiem, co z tym fantem zrobić - dietetyk mi ostatecznie rozstrzygnął tą kwestię - otóż po rzuceniu palenia metabolizm zwalnia o ok. 20% - wniosek prosty, najpierw schudnę, a potem będę palenie rzucał (pewnie przytyję parę kilo, ale to się zrzuci, będzie łatwiej). Tak więc - póki co, odradzono mi rzucanie fajek, może za rok?
O diecie nie będę się rozpisywał, bo ma być o bieganiu. Generalnie - jest git, głodny nie chodzę (ok. 2000 kcal przy zapotrzebowaniu na oko 3000) i chudnę.
Po tym przydługim wstępie przejdę do meritum, czyli - jak sobie wymyśliłem to całe moje bieganie:
a więc z grubsza, według moich obliczeń (biegam po parku, dopiero niedawno dorwałem mapę, wg której mogłem coś pomierzyć) biegam 5 * 600 m, (tzn. taki cykl: 600 m bieg/trucht + 50m chód (odpoczynek)). Wychodzi ok. 30 min tego biegania (czyli teoretycznie nie zaczynam nawet spalać tłuszczu??? - tak mówi przynajmniej teoria - co wy na to?). Biegam rano - ok. 5:30. Średnio w tygodniu 6 razy (chciałbym 7, ale zawsze coś wypadnie). I tu pojawia sie pierwsza niezgodność


Problem stawów - występował, teraz jest ok. Ale na początku, przez pierwsze 2 tygodnie, bolały mnie stawy te przy kostce, jak tam one się nazywają, to nie wiem, oraz kolanowe - robiłem przerwy na 2-3 dni i potem znowu napierałem, mając świadomość, że jadę po bandzie i "wóz albo przewóz" - tj, albo w końcu będzie kontuzja konkretna i koniec biegania, albo jakoś to będzie. No i wygląda na to, że póki co jest ok - może to się wiąże ze spadkiem wagi - ok. 12 kg (teraz ważę ok. 105 kg). Zobaczymy.
Aha, dołożyłem sobie jeszcze takie treningi rano i wieczorem: 2*30 brzuszki + 2*20 "podnoszenie nóg" (na dolne partie brzucha, przynajmniej tak to odczuwam) + 2*30 półpompki (czyli na kolanach się opieram - normalne pompki są dla mnie za ciężkie, najwyżej 15 i zgon, a tych półpompek ze 30 robię w szybkim tempie i jest ok). Cel - wyglądać jak Hugh Jackman w Wolverine, buehehe

I tu zaczynam się zastanawiać nad obuwiem - czy rzeczywiście byłaby różnica, gdybym sobie jakieś "pro" buty kupił. Te, w których obecnie biegam, to raczej obuwie z innej bajki (takie po prostu miałem, chodzę w takich na co dzień) - nie pamiętam nazwy modelu, ale generalnie są to niskie buty Jack Wolfskin, od biedy można je określić jako trekkingowe, tak myślę - a może się mylę? Proszę o opinię.
Kolejne pytanie - o co kaman z tymi "typami biegania" - "pronujący" i inne takie - czy jestem w stanie sam stwierdzić, do jakiego typu należę?
Taki złosliwy byłem w na początku w temacie tych wszystkich hi-techowych "oddychających" ubrań, ale teraz zaczynam się zastanawiać nad zakupem - szczególnie, że jesli wszystko pójdzie ok, to nie zamierzam przerywać biegania jesienią/zimą - a wtedy nie chciałbym czuć zimnego wiatru na mokrych plecach... Tak więc pytanie moje brzmi - czy rzeczywiście jest tak, że jeżeli ma się taki zgrabny komplecik: bielizna + jakaś odpowiednia bluza (polar) + spodnie, wsztstko oddychające,ą, ę, i w ogólr, to rzeczywiście problem pocenia się znika w 100%? Czy, powiedzmy, pocimy się mniej? Ja po bieganiu jestem mokry jak dzika świnia, koszulkę mogę wyrzymać - czy będzie rzeczywiście tak, że w takim "ultra high techowym" stroju pozostanę suchy? Coś mi się nie chce wierzyć, szczerze mówiąc...
No cóż, będę kończył. Generalnie to tak sobie popisałem, bo jestem pozytywnie podkręcony efektami - 12 kilo mniej / 2 miesiące (to w zasadzie mniej ważne, bardziej wizualnie / objętościowo to do mnie przemawia) i kondycja zdecydowanie lepsza + nie wiem, czy to możliwe, ale chyba widzę mięśnie brzucha (z drugiej strony - jak się na wciągniętym/naprężonym brzuchu było przez ostatnie 10 lat, to może i możliwe:)) + dwie "stare/nowe" pary jeansów


Pozdrawiam