A więc pora na większą relacje

Z dojazdem większych problemów nie miałem, ale jak zawsze musiałem mieć przygodę i nie mogłem znaleźć w Skawinie parku w którym było biuro zawodów

Najlepsze było że miejscowy zapytany o ten park nie wiedział gdzie to jest...

W końcu dotarłem na miejsce tam w miarę sprawnie, pakiecik fajny, jak za 15zł a w nim precelki lajkonika, Hit, coś tam jeszcze i duża butelka wody, do tego na mecie fajny medal i dyplom i zupka

Koszulki niestety nie dostałem bo nie zapłaciłem wcześniej przez internet...
Pogoda rano zapowiadała się dobra, ale jak przybyłem na miejsce startu to było strasznie duszno i wydawało się że w końcu lunie. Przed startem zrobiło się przyjemnie i można było sobie fajnie pobiegać

Godzina startu, czyli 14 trochę mi nie przypasowała. Po pierwsze o tej porze na ogół jestem po obiedzie i przed samym startem strasznie chciało mi się jeść a zapomniałem wcześniej pożreć batonika którego specjalnie sobie na tą okazję przygotowałem... A po drugie w okolicach tej godziny na ogół czuję się śpiący i tak samo było przed startem. No ale jak bieg ruszył to o wszystkim się zapomniało

Start był trochę niewygodny, bardzo szeroki a za chwilę mocne zwężenie, dopiero po chwili można było zacząć biec w miarę swobodnie. No i biegłem...

Czułem się dobrze i chyba nawet (podobnie jak na biegu Sylwestrowym, też 10km) po 2km już nikt mnie nie wyprzedził, chyba że coś mi umknęło

Trochę dziwne wydawały mi się te oznaczenie kilometrów, tak więc w sumie mało zwracałem na nie uwagi, po prostu chciałem trzymać tempo. Na nawrocie w okolicach 5km dostałem kopa

ale na około 7km przyszedł lekki kryzys. Wtedy z tego co pamiętam pomyślałem sobie coś w tym stylu: po co ja tak się męczę? po co mi takie szybkie bieganie? Przecież mogę sobie biec spokojnie i się nie męczyć. Jednak myśli przeszły szybko i zaczęła się walka

Od 8km było z górki, patrzyłem na zegarek, próbowałem mniej więcej przeliczyć na jaki czas mam szanse, ale... jakoś nie byłem w stanie tego zrobić i powiedziałem sobie że biegnę dalej swoje

Dołączyłem do grupki 3 osobowej, fajnym tempem biegli, dociągnąłem z nimi do 9km z hakiem, ale za moment stwierdziłem że atakuję i ruszyłem

No i poszło, nie pamiętam za bardzo co działo się dalej, wiem tylko tyle że strasznie niedobrze biega się po takiej drodze z kamyczkami a tak wyglądał finisz... Wychodzę na ostatnią prostą, całkowity gaz i w końcu meta

Miałem totalnie dość, na czas spojrzałem dopiero po kilku minutach. Ale jest! Jest życiówka, poprzednia wynosiła 43:57 z trasy nieatestowanej, a teraz 42:25

Tak więc to co chciałem zrobić w tym roku na 10km zrobiłem i połamałem 43 minuty na tym dystansie
Co do samego biegu to bardzo fajna impreza ale miała też trochę minusów. Na pewno szkoda że nie było lepszego oznakowania w centrum miasta, bo wtedy nie byłoby problemów z trafieniem do biura. Niezbyt ciekawy był też start, gdy nagle po 100 metrach było bardzo duże zwężenie, na trasie dziwne oznaczenia kilometrów, szkoda też że na trasie było mało kibiców... Po biegu problem z odbiorem swoich rzeczy, a wszystko przez totalny bałagan jaki panował w depozycie. Ale plusów było też sporo, na pewno fajny, tani pakiet startowy, fajny medal i dyplom, atestowana trasa, bardzo dobra zupka

Ogólnie polecam ten bieg w przyszłym roku.
Jutro wolne od biegania, w poniedziałek rano idę na badania krwi a po tym oczywiście pójdę sobie potruchtać
