Czy Korzeniowski zostawił żonę?
Przeraziłeś mnie teraz.
Od kiedy ludzie są jasnowidzami i wiedzą z kim się żenią, i jakie są tego konsekwencje?
Setki okazji by to rozwiązać? Chyba nie masz pojęcia jak bardzo kobiety mogą być sparaliżowane, zastraszone, jak bardzo mogą być bierne i słabe.
Od kiedy ludzie są jasnowidzami i wiedzą z kim się żenią, i jakie są tego konsekwencje?
Setki okazji by to rozwiązać? Chyba nie masz pojęcia jak bardzo kobiety mogą być sparaliżowane, zastraszone, jak bardzo mogą być bierne i słabe.
- wojtek
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 10535
- Rejestracja: 19 cze 2001, 04:38
- Życiówka na 10k: 30:59
- Życiówka w maratonie: 2:18
- Lokalizacja: lokalna
- Kontakt:
Chyba zima padla ludziom na mozgi .
Kasowac !
Kasowac !
Articles in English:
http://www.examiner.com/atlanta-sports-gear-in-atlanta/wojtek-wysocki
Looking back:
http://bieganie.pl/?cat=37
Jutup: http://www.youtube.com/user/wojtek1425/videos?view=0
http://www.examiner.com/atlanta-sports-gear-in-atlanta/wojtek-wysocki
Looking back:
http://bieganie.pl/?cat=37
Jutup: http://www.youtube.com/user/wojtek1425/videos?view=0
- wysek
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3442
- Rejestracja: 16 paź 2004, 22:35
- Życiówka na 10k: 32:34
- Życiówka w maratonie: 2:43
- Lokalizacja: Lublin
- Kontakt:
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1221
- Rejestracja: 13 paź 2008, 06:50
- Życiówka w maratonie: brak
A dlaczego kasować? Jeżeli kasować to właśnie twój post, w którym pozwalasz sobie obrażać ludzi zabierających głos w tym wątku. Proszę cię Wojtek jeżeli tylko tyle masz do powiedzenia w tym temacie to nie zabieraj głosu! Zapewniam cię, że z moim mózgiem w porządku i twardo stąpam po ziemi!wojtek pisze:Chyba zima padla ludziom na mozgi .
Kasowac !
Pozdrawiam!
wykastrowany kot
wykastrowany kot
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1221
- Rejestracja: 13 paź 2008, 06:50
- Życiówka w maratonie: brak
He..he..a Ty z kolei mnie nie przeraziłeś ale rozśmieszyłeś i to do łeztomasz pisze:Przeraziłeś mnie teraz.
Od kiedy ludzie są jasnowidzami i wiedzą z kim się żenią, i jakie są tego konsekwencje?
Setki okazji by to rozwiązać? Chyba nie masz pojęcia jak bardzo kobiety mogą być sparaliżowane, zastraszone, jak bardzo mogą być bierne i słabe.


Pozdrawiam!
wykastrowany kot
wykastrowany kot
Wydaje mi się, że mam pewne pojęcie stricte psychologiczne, czy też antropologiczne w tej materii. Z tego powodu uważam, że się myslisz.
Otóż wszelkie racjonalizowanie w obliczu niemocy, czy wręcz paraliżu utkanego nićmi bezradności często prowadzą do tego, że kobieta nie potrafi przerwać kręgu cierpień. Mówienie, że ona jest winna nędzy małżeńskiej jest nieuzasadnione. Nie można mówić o winie kobiety, która jest bita codziennie. Z prostego powodu – ona ma prawo być wolna, i nikt nie ma prawa tego robić. Bezradność nie jest winą w tym przypadku.
Mylisz pojęcie winy, jako moralnej oceny z mechaniczną przyczyną.
Otóż wszelkie racjonalizowanie w obliczu niemocy, czy wręcz paraliżu utkanego nićmi bezradności często prowadzą do tego, że kobieta nie potrafi przerwać kręgu cierpień. Mówienie, że ona jest winna nędzy małżeńskiej jest nieuzasadnione. Nie można mówić o winie kobiety, która jest bita codziennie. Z prostego powodu – ona ma prawo być wolna, i nikt nie ma prawa tego robić. Bezradność nie jest winą w tym przypadku.
Mylisz pojęcie winy, jako moralnej oceny z mechaniczną przyczyną.
- Tomaszzz
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 342
- Rejestracja: 14 paź 2006, 15:31
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kwadraciak
Muszę zgodzić się z tomaszem w tej kwestii.tomasz pisze:Wydaje mi się, że mam pewne pojęcie stricte psychologiczne, czy też antropologiczne w tej materii. Z tego powodu uważam, że się myslisz.
Otóż wszelkie racjonalizowanie w obliczu niemocy, czy wręcz paraliżu utkanego nićmi bezradności często prowadzą do tego, że kobieta nie potrafi przerwać kręgu cierpień. Mówienie, że ona jest winna nędzy małżeńskiej jest nieuzasadnione. Nie można mówić o winie kobiety, która jest bita codziennie. Z prostego powodu – ona ma prawo być wolna, i nikt nie ma prawa tego robić. Bezradność nie jest winą w tym przypadku.
Mylisz pojęcie winy, jako moralnej oceny z mechaniczną przyczyną.
Granicą wytrzymałości fizycznej jest granica twojej wytrzymałości psychicznej.
.............Dziennik treningowy autorstwa Konrada Różyckiego, polecam wersję 1.1.
..........................Dokładny pomiar odległości.
.............Dziennik treningowy autorstwa Konrada Różyckiego, polecam wersję 1.1.
..........................Dokładny pomiar odległości.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1221
- Rejestracja: 13 paź 2008, 06:50
- Życiówka w maratonie: brak
Nie zależnie od okoliczności w jakie wpadła kobieta jest odpowiedzialna za swój stan. Nikt ją nie zmuszał kiedy wiązała się z danym mężczyzną. Żeby to roztrzygnąć trzeba by było wziąć na tapetę każdy dzień z życia takich ludzi i wtedy mocno byś się ździwił jakie było pole do popisu. Jak małymi kroczkami, kompromisami, brakiem asertywności czy brakiem jakiegokolwiek dialogu kobieta ładowała się w dany stan! Ze zrozumiałych względów zgłębienie tego jest to dla nas nie możliwe. Ludzie (zaróno mężczyźni czy kobiety) powinni się dobrze przyjżeć z kim się wiążą a do tego nie trzeba żadnego jasnowidztwa. Wystarczy tylko trochę pomysleć, czasem posłuchać dobrej rady przyjaciół...no ale cóż - mówią, że miłość ślepa jest. Dla mnie to bardzo ciekawy temat do dyskusji ale chyba nie na bieganie.pl?tomasz pisze:Wydaje mi się, że mam pewne pojęcie stricte psychologiczne, czy też antropologiczne w tej materii. Z tego powodu uważam, że się myslisz.
Otóż wszelkie racjonalizowanie w obliczu niemocy, czy wręcz paraliżu utkanego nićmi bezradności często prowadzą do tego, że kobieta nie potrafi przerwać kręgu cierpień. Mówienie, że ona jest winna nędzy małżeńskiej jest nieuzasadnione. Nie można mówić o winie kobiety, która jest bita codziennie. Z prostego powodu – ona ma prawo być wolna, i nikt nie ma prawa tego robić. Bezradność nie jest winą w tym przypadku.
Mylisz pojęcie winy, jako moralnej oceny z mechaniczną przyczyną.
Pozdrawiam!
wykastrowany kot
wykastrowany kot
Dopóki nie zaczniesz odróżniać winy od przyczyny – dopóty nie będziesz rozumiał omawianego problemu.
Nalezy najpierw odpowiedzieć sobie na pytania
Czym jest wina, a czym przyczyna?
Jakie są kryteria doboru partnera – te świadome, nieświadome, atawistyczne, kulturowe, socjalizacyjne, biologiczne etc?
Jaka jest psychologia związków?
Czym jest wolność człowieka i prawo do niej?
Nalezy najpierw odpowiedzieć sobie na pytania
Czym jest wina, a czym przyczyna?
Jakie są kryteria doboru partnera – te świadome, nieświadome, atawistyczne, kulturowe, socjalizacyjne, biologiczne etc?
Jaka jest psychologia związków?
Czym jest wolność człowieka i prawo do niej?
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1221
- Rejestracja: 13 paź 2008, 06:50
- Życiówka w maratonie: brak
Zapewniam Cię, że wiem o czym piszę. Żeby zrozumieć proste, zaznaczam proste, sprawy życiowe nie potrzeba posiadać całej zaproponowanej przez Ciebie teorii. Wystarczy tylko trochę poobserwować ludzi i pomyśleć. Proszę Cię nie odwracaj kota ogonem i nie zasłaniaj się w dyskusji hasłami.tomasz pisze:Dopóki nie zaczniesz odróżniać winy od przyczyny – dopóty nie będziesz rozumiał omawianego problemu.
Nalezy najpierw odpowiedzieć sobie na pytania
Czym jest wina, a czym przyczyna?
Jakie są kryteria doboru partnera – te świadome, nieświadome, atawistyczne, kulturowe, socjalizacyjne, biologiczne etc?
Jaka jest psychologia związków?
Czym jest wolność człowieka i prawo do niej?
Wracając do meritum, sytuację takich maltretowanych kobiet (choć nie ja zaproponowałem ten skrajny i patologiczny przykład) porównałbym ją z nieodpowiedzialnym turystą, który mimo wielu ostrzeżeń idzie na niebezpieczny szlak kompletnie nieprzygotowany i w nieodpowiednim momencie (np.zła pogoda). Mimo wielu ostrzeżeń brnie dalej i w końcu dochodzi to tego, że jedynym ratunkiem dla niego jest pomoc z zewnątrz. Podobnie z taka kobietą. Trzeba jej pomóc bo sama sobie nie poradzi, zbyt mocno jest sparaliżowana strachem. Jednak stan w jakim się znalazła nie zwalnia ją z odpowiedzialności. Stały związek dwojga ludzi, nie zależnie od statusu, to nie zabawa. Widziałem taka sytuację kiedyś jak pewien były (e tam były stały bywalec) więzień związał się z kobietą pisząc delikatnie lekkiego prowadzenia. Mieszkali oczywiście (jak to dzisiaj modne) na kocią łapę. Trwało to kilka tygodni aż doszło do tego, że byłem świadkiem jak on gonił ją z siekierą. Cudem faceta obezwładniliśmy a jej zorganizowaliśmy dosłownie ucieczkę z miasta. Babka mało w gacie nie narobiła no i co z tego! Od początku w to brnęła, nie zważała na żadne ostrzeżenia z naszej strony, za nic miała sobie przyzwoitość i zapłaciła za to. Takich przykładów można mnożyć na pęczki. Inny przykład. Moja koleżanka. Stare czasy. Zakochuje się w chłopaku, który od pierwszego dnia juz ją bije. Wszyscy jak jeden mąż tłumaczymy jej nie pakuj się w ten związek bo to się nie uda. Ona zakochana po uszy kompletnie nie słucha. Pewnego dnia dostaję telefon od niej abym pomógł się jej wyprowadzić. Dosłownie służę za ochroniarza. Musiałem chyba groźnie wyglądać bo gość jakoś dał jej wyjść. Dziś są już po rozwodzie, ona zagubiona dalej pakuje się w takie związki. Tomaszu, nikt mi nie powie! Mam już trochę latek i za dużo widziałem, a sam żyję w bardzo udanym małżeństwie, pod który w raz z żoną położyliśmy mocny fundament. Bardzo często trudną rozmową rozwiązujemy nasze problemy. Życie to nie bajka..
Kwestię odpowiedzialności doskonale odzwierciedla pstępowanie Kościoła Katolickiego. Mianowicie w przypadku rozwodu mimo, że z pozoru wydaje się wina leży tylko po jednej stronie (np.zdrada małżeńska) to strona "poszkodowana" traci prawo do korzystania z sakramentów (Komunia Święta, Spowiedź). Kiedyś nie rozumiałem tego i szczerze się nawet buntowałem pytając jak to?! Właśnie ta sytuacja uświadomiła mi kwestię prawdziwej odpowiedzialnści za związek. Przez to zrozumiałem, że odpowiedzialność za udany czy nie udany związek ponoszą oboje małżonków. Ma to oczywiście silny związek z innym nauczaniem KK o nierozerwalności małżeństwa. To tylko taka dygresja. Nie chciałbym tym co napisalem o KK wywoływać niepotrzebnej dyskusji, która poszłaby w taka sama stronę co ta o wegeterianiźmie! W cale mi na tym nie zależy. Chętnie o tym porozmawiam (jak ktoś ma ochotę) ale na PW.
Pozdrawiam!
wykastrowany kot
wykastrowany kot
Tak się składa, że ja też sporo w życiu widziałem i sporo doświadczyłem, znam też wiele historii ludzkich dramatów. Ale to nie jest istotne w tym memencie – co, i ile na ten przeczytałem, doświadczyłem, czy widziałem, to nie powinno być istotne.
Kobieta nie ma obowiązku zaprzestania brnięcia w toksyczny związek – to jest jej wybór. Każdy ma prawo trwać w czymś, co w opinii innych jest złe. Jednakże nikt nie ma prawa naruszać wolności drugiego człowieka, i w dodatku obarczać go winą za to, że stworzył mu możliwość do wyrządzenia krzywdy.
Nie jest tak, że winna jest osoba, która umożliwiła wyrządzenie sobie krzywdy.
Poza tym jest istotna różnica pomiędzy samowolną nieodpowiedzialnością turysty, który skazany jest wyłącznie na siebie – a człowiekiem, który cierpi przez innego człowieka. Czym innym jest interakcja dwojga ludzi, a czym innym „poruszanie” w świecie jednostki.
Kobieta nie może brać odpowiedzialności za to, że jej mąż jest zły. Nie jest winien ten, kto dał sobie zrobić krzywdę, tylko dlatego, że dał sobie to zrobić, a mógł temu przeciwdziałać. Prawem każdego człowieka jest autonomia, wolność, suwerenność etyczna – nikt nie ma obowiązku o to walczyć, to się człowiekowi należy - za to tylko (i aż), że jest. Nie można więc winić człowieka za to, że nie walczy o swoją wolność - ona mu się należy bez walki o nią, zaś wszelka jej dewastacja ze strony osób trzecich jest złem.
Owszem kobieta przyczyniła się do swego cierpienia, bo nie odeszła – co do tego nie ma najmniejszej wątpliwości. Jednakże bycie przyczyną nie jest tożsame z winą. To są zupełnie dwie odrębne kwestie, który Ty nie odróżniasz.
Zgadzam się z tym co napisałeś. Jednak raz jeszcze podkreślę – wina, jest to moralną oceną. Ten kto czyni zło, jest winien. Kobieta nie czyni zła, więc nie jest winna. Mimo, iż czasami bardzo się do tego przyczynia.
- - -
Wyobraź sobie taką sytuację.
Idziesz sobie w nocy ulicą i widzisz dresiarza naprzeciwko siebie. Jednak pełen świadomości ryzyka, idziesz nadal w jego stronę. No i nagle dostajesz bęcki, nie masz 3 zębów, portfela i komórki.
Czy w Twojej ocenie wina leży po obu stronach? Bo przecież byłeś świadom ryzyka, i mogłeś iść inną drogą? W mojej ocenie nie ponosisz żadnej winy, mimo iż przyczyniłeś się do owego procederu.
Swoją drogą – niedawno czytałem ciekawy artykuł prof. Woleńskiego o determinizmie w prawie. Otóż prawo zakłada (bez jakichkolwiek możliwości interpretacji), że człowiek posiada wolną wolę i to on jest ostatecznie odpowiedzialny za swoje czyny – oczywiście przy założeniu zdrowia psychicznego, poczytalności, braku wyraźnych represji z zewnątrz etc. Postulaty o zniesieniu odpowiedzialności, lub też rozproszeniu jej na uniwersum jako konsekwencję przyjęcia determinizmu radykalnego, nie istnieją w prawie. Nie można więc w świetle powyższych rozważań mówić, iż odpowiedzialność męża jest „zmiękczana” przez determinację żony jako jej „przyzwolenie”.
- - -
Wina zawsze leży po stronie tego, który czyni zło. Z kolei prowokacja, czy też podżeganie do zła, nie może być kwalifikowane jako wina, jeśli nie jest czynem złym. Zatem jeśli człowiek nie czyni zła, lecz staje się przyczyną zła - nie jest winny. Problem leży w tym, iż oprawca brak zła - interpretuje jako zło, które (w jego mniemaniu) daje mu przyzwolenie na odwet.
Tyle z mojej strony.
Pozdrawiam.
Kobieta nie ma obowiązku zaprzestania brnięcia w toksyczny związek – to jest jej wybór. Każdy ma prawo trwać w czymś, co w opinii innych jest złe. Jednakże nikt nie ma prawa naruszać wolności drugiego człowieka, i w dodatku obarczać go winą za to, że stworzył mu możliwość do wyrządzenia krzywdy.
Nie jest tak, że winna jest osoba, która umożliwiła wyrządzenie sobie krzywdy.
Poza tym jest istotna różnica pomiędzy samowolną nieodpowiedzialnością turysty, który skazany jest wyłącznie na siebie – a człowiekiem, który cierpi przez innego człowieka. Czym innym jest interakcja dwojga ludzi, a czym innym „poruszanie” w świecie jednostki.
Kobieta nie może brać odpowiedzialności za to, że jej mąż jest zły. Nie jest winien ten, kto dał sobie zrobić krzywdę, tylko dlatego, że dał sobie to zrobić, a mógł temu przeciwdziałać. Prawem każdego człowieka jest autonomia, wolność, suwerenność etyczna – nikt nie ma obowiązku o to walczyć, to się człowiekowi należy - za to tylko (i aż), że jest. Nie można więc winić człowieka za to, że nie walczy o swoją wolność - ona mu się należy bez walki o nią, zaś wszelka jej dewastacja ze strony osób trzecich jest złem.
Owszem kobieta przyczyniła się do swego cierpienia, bo nie odeszła – co do tego nie ma najmniejszej wątpliwości. Jednakże bycie przyczyną nie jest tożsame z winą. To są zupełnie dwie odrębne kwestie, który Ty nie odróżniasz.
Zgadzam się z tym co napisałeś. Jednak raz jeszcze podkreślę – wina, jest to moralną oceną. Ten kto czyni zło, jest winien. Kobieta nie czyni zła, więc nie jest winna. Mimo, iż czasami bardzo się do tego przyczynia.
- - -
Wyobraź sobie taką sytuację.
Idziesz sobie w nocy ulicą i widzisz dresiarza naprzeciwko siebie. Jednak pełen świadomości ryzyka, idziesz nadal w jego stronę. No i nagle dostajesz bęcki, nie masz 3 zębów, portfela i komórki.
Czy w Twojej ocenie wina leży po obu stronach? Bo przecież byłeś świadom ryzyka, i mogłeś iść inną drogą? W mojej ocenie nie ponosisz żadnej winy, mimo iż przyczyniłeś się do owego procederu.
Swoją drogą – niedawno czytałem ciekawy artykuł prof. Woleńskiego o determinizmie w prawie. Otóż prawo zakłada (bez jakichkolwiek możliwości interpretacji), że człowiek posiada wolną wolę i to on jest ostatecznie odpowiedzialny za swoje czyny – oczywiście przy założeniu zdrowia psychicznego, poczytalności, braku wyraźnych represji z zewnątrz etc. Postulaty o zniesieniu odpowiedzialności, lub też rozproszeniu jej na uniwersum jako konsekwencję przyjęcia determinizmu radykalnego, nie istnieją w prawie. Nie można więc w świetle powyższych rozważań mówić, iż odpowiedzialność męża jest „zmiękczana” przez determinację żony jako jej „przyzwolenie”.
- - -
Wina zawsze leży po stronie tego, który czyni zło. Z kolei prowokacja, czy też podżeganie do zła, nie może być kwalifikowane jako wina, jeśli nie jest czynem złym. Zatem jeśli człowiek nie czyni zła, lecz staje się przyczyną zła - nie jest winny. Problem leży w tym, iż oprawca brak zła - interpretuje jako zło, które (w jego mniemaniu) daje mu przyzwolenie na odwet.
Tyle z mojej strony.
Pozdrawiam.
- JarStary
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 927
- Rejestracja: 14 lis 2006, 16:06
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Skierniewice
A może Ona Jego bo nicpoń i... a co nam do tego.
Tomasz i Jumper dawajcie dalej to wydrukuje i pokaże moje żonie co tam piszecie
.
Wojtku trochę wyrozumiałości dla zimowej chandry
Pozdrawiam promieniście
Tomasz i Jumper dawajcie dalej to wydrukuje i pokaże moje żonie co tam piszecie

Wojtku trochę wyrozumiałości dla zimowej chandry

Pozdrawiam promieniście
Chwalę Boga każdym przebiegniętym metrem
ZZTOP Skierniewice: każda sobota 13:30 vis-a-vis kasyna!
ZZTOP Skierniewice: każda sobota 13:30 vis-a-vis kasyna!
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1221
- Rejestracja: 13 paź 2008, 06:50
- Życiówka w maratonie: brak
Tomaszu, wydaje mi się, że się nie rozumiemy. Ja nie piszę o obarczaniu winą za zło, które czyni jedna osoba drugiej a tylko o ich osobistej odpowiedzialności za związek, który oboje tworzą. Jeżeli mamy do czynienia nie z dziećmi lub z osobami niepełnosprawnymi, które nie mają pełnej zdolności oceny różnych sytuacji, to w takiej ocenie nie można wykluczyć jednej osoby tylko dlatego, że była w tym związku słabsza i doznał krzywdy?! Na litość Boską przecież w każdej sytuacji możemy budować lub przeciwdziałać nawet jeżeli w efekcie doznamy porażki. Od czego mamy rozum i wolną wolę. Nie w każdej sytuacji osoba słabsza jest na tyle ubeswławowolniona, aby nie miała wpływu na kształt związku. Jeżeli np. facet zaczyna pić i się stacza a kobieta temu w porę nie przeciwdziała (a tu ma spore pole do popisu) to nie mów, że nie jest odpowiedzialna za późniejszy rozpad związku, za cierpienie dzieci i swoje własne?! Dlatego wracając do meritum wątku uważam i zdania nie zmienie, że za rozpad każdego małżeństwa czy związku odpowiedzialne są obydwie osoby i pisanie, ze ktoś kogoś zostawia jest nieuczciwe. Tylko o to mi chodzi.Kobieta nie ma obowiązku zaprzestania brnięcia w toksyczny związek – to jest jej wybór. Każdy ma prawo trwać w czymś, co w opinii innych jest złe. Jednakże nikt nie ma prawa naruszać wolności drugiego człowieka, i w dodatku obarczać go winą za to, że stworzył mu możliwość do wyrządzenia krzywdy.
Nie jest tak, że winna jest osoba, która umożliwiła wyrządzenie sobie krzywdy.
Pozdrawiam!
wykastrowany kot
wykastrowany kot