
Kilka maratonów już mam na koncie, ale jednak te kilka kilometrów więcej robi sporą różnicę. Co prawda tempo jest inne, ale przez to wysiłek trwa sporo dłużej.
Przed wyruszeniem na trasę zastanawiałem się czy mi kostka nie przypomni o sobie, po porannym skręceniu, ale dobrze rozbiegana była jak nowa.

Na start ruszyliśmy z Warszawy z Pitem i Jangiem w towarzystwie Szarej. Janek Zostawił samochód w Sierakowie i mieliśmy na start dojść jakieś 4,5 - 5 km, ale tak się zagadaliśmy, że przegapiliśmy skręt i w sumie wyszło ponad 6, z czego ostatnie 2,5 biegiem, a i tak ledwo zdążyliśmy na start.
Nastawiałem się na 75 km, ale na starcie organizator mi powiedział, że autobus powrotny stamtąd rusza o 14:30, a ja miałem imprezę rodzinną na 13, więc sprawy zaczęły się komplikować i z braku powrotnej alternatywy zastanawiałem się nad skróceniem trasy do 50km. Zaczęliśmy w składzie Pit, Jang z Szarą, Konroz, Bemol i Ja. Pierwsze kilkanaście kilometrów biegiem z przerwami na kontrolowanie trasy na mapie. Po minięciu Truskawia Piotrek z Jankiem stwierdzili, że oni muszą oszczędzać siły (twardo szli na 100) i włączają więcej marszu dobiegania. Ja byłem trochę w rozterce, bo chciałem biec z nimi, ale ograniczony czas sprawił, że się pożegnałem i zacząłem gonić oddalających się Konroza i Bemola. Kolejne dwadzieścia parę kilometrów upłynęło nam w miłej atmosferze na pogawędkach o życiu, planach biegowych i wspominkach. Zatrzymywaliśmy się w zasadzie tylko na sprawdzenie drogi oraz picie lub przekąszenie batona czy banana. Niestety pod koniec tego odcinka Bemolowi zaczęło coraz bardziej doskwierać kolano. Zapewne we znaki dało mu się podłoże KPN'u. Teraz wiem, że naprawdę niełatwo jest całkiem szybkim tempem pokonywać po ciemku nieznane leśne ścieżki (czasem bardzo wąskie) pełne korzeni dziur i dołków, a niejednokrotnie mocno piaszczyste. W związku z jego dolegliwościami, żeby nie załatwił nogi na amen, coraz częściej i na dłużej przechodziliśmy do marszu. Mimo starannego sprawdzania trasy dwa czy trzy razy nie skręciliśmy tam gdzie trzeba, czego skutkiem były powroty i nadłożenie na całej trasie około 2,5-3 km. Gdy weszliśmy na ostatnią "prostą" do punktu kończącego odcinek 50 km i zostało nam jakieś 5 km. Powiedziałem chłopakom, że mam ochotę się trochę "przewietrzyć" i pobiegnę sobie trochę szybciej. Planowałem biec spokojnie po 5min/km, ale za dużo uwagi poświęcałem na wypatrywanie nierówności w drodze, która mimo, że była już szeroka, to jednak miejscami piaszczysta i dziurawa, więc wyszło, że do mety pokonałem troszkę ponad 6 km ze średnim tempem 4:30 min/km.
Jestem bardzo zadowolony z tego startu i wszystkim lubiącym takie klimaty gorąco polecam tę imprezę. Dodatkowym wyzwaniem jest tu nocna pora i panujące w puszczy ciemności. Co prawda noc biegu była pogodna, więc na otwartych przestrzeniach podziwialiśmy pięknie widoczne konstelacje gwiazd.
Co do zwierząt w lesie, to aż zadziwiające jak przenikliwa cisza panowała w puszczy i tylko raz natknęliśmy się na jakieś (sądząc po odgłosach całkiem duże) zwierzę przedzierające się przez gąszcz lasu kilkanaście metrów od szlaku.